Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Krzysztof Mądel SJ -Clive S. Lewis wielki apostoł wątpiących. Ten, który chciał ułatwić innym spotkanie Chrystusa (12 odcinków)

29 listopada /będziemy/ obchodzili rocznicę urodzin brytyjskiego pisarza, a 22 listopada rocznicę śmierci. Warto przypomnieć sobie, co miał do powiedzenia autor "Opowieści z Narnii".

(1) Pierwsze kroki wyobraźni

Kiedyś, kiedy już zbliżał się jej koniec, powiedziałem do niej: "Jeśli będziesz mogła i jeśli tam będzie to możliwe, to przyjdź do mnie, gdy ja będę umierał". "Możliwe? - zdziwiła się. - Nie wiem, czy niebo mogłoby mnie wtedy zatrzymać. A jeśli chodzi o piekło, to rozbiłabym je na drobne kawałki..." Zupełnie świadomie posłużyła się językiem mitologii i zdawała sobie sprawę, że w tym co mówi jest trochę komedii. A jednak w tym akcie woli, głębszym niż jakiekolwiek inne uczucie, nie było nic z mitu czy żartu. W jej oku pojawił się wesoły błysk i łza.
Clive Staples Lewis (1898 1963) napisał te słowa wkrótce po śmierci żony, Joy Gresham.

W Polsce znamy Lewisa przede wszystkim z zabawnych "Listów starego diabła do młodego", z bajkowych "Opowieści z Narni" oraz "Trylogii międzyplanetarnej", a także z pięknego tomu poświęconego literaturze średniowiecznej i renesansowej "Odrzucony obraz". Wznowienia i tłumaczenia jego książek na całym świecie cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Niedawno na ekranach kin pojawił się film Richarda Attenborough'a pod tytułem "Cienista dolina", poświęcony właśnie Lewisowi.
Kim był ów pisarz i teolog z Oksfordu, nazywany przez przyjaciół "Apostołem sceptyków"?

Urodził się w Belfaście w Irlandii w roku 1898. Ojciec, sentymentalny Walijczyk, był notariuszem. Matka, osoba z natury pogodna i cicha, pochodziła z domu anglikańskiego duchownego. Zmarła gdy Lewis miał dziewięć lat. "Jestem dzieckiem długich korytarzy - napisze później Lewis - pustych, słonecznych pokoi, samotnie odwiedzanych strychów i pojękiwań wiatru przeciskającego się pomiędzy dachówkami". Już wtedy prawdziwym jego domem były książki. Czytał wszystko co było pod ręką. A potem razem z bratem Warrenem układał baśnie z Krainy Zwierząt, przyozdabiając je rysunkami kotów, królików i rycerzy. O tym jak bogatą miał osobowość może świadczyć następujące wydarzenie z wczesnego dzieciństwa. Podczas jednej z wycieczek morskich wspomina Warren mój brat podszedł ku matce, wskazał palcem na siebie i oznajmił: "On ma na imię Jacksie". I obstawał przy tym uparcie przez następne dni... więc musiało zostać na jego "Jacksie". Jacksie dzieciństwo i młodość spędził w prywatnych szkołach, rozwijając tam wybitne uzdolnienia językowe.

Zaczął czytać Biblię. Jednak zanim jeszcze trafił na studia do Oksfordu, rozstał się z chrześcijaństwem. Kilkunastoletniego Lewisa całkowicie pochłonęła literatura, poezja Miltona, a przede wszystkim "Północ": nordyckie baśnie o elfach i smerfach, skandynawska mitologia, twórczość Wagnera i Yeatesa. W dniu swoich dziewiętnastych urodzin trafił na front wojenny. We francuskich okopach spędził blisko półtora roku. Gorzkie wspomnienia z wojny zostawiły swój ślad w debiutanckim tomiku poezji. Przesłanie tych wierszy było bardzo sceptyczne. Lewis był wówczas przekonany, natura w całości jest diaboliczna, a Bóg, jeśli w ogóle istnieje pozostaje na zewnątrz i w opozycji do kosmicznych oddziaływań. Wojna zabrała mu przyjaciela. W zamian otrzymał przybraną rodzinę. Opiekował się, a później na stałe przyjął do siebie matkę i siostrę poległego na froncie kolegi.

Lewis bez szemrania znosił zachcianki pani Moore, osoby powierzchownej i zaborczej, i to przez trzydzieści z górą lat, aż do jej śmierci. Była to chyba jedna z największych tajemnic jego życia. W czasie studiów oksfordzkich i później dokonywała się w nim wewnętrzna przemiana. Jeszcze podczas wojny jego ateizm podkopały Fantazje George'a MacDonalda: przekonały go, że chrześcijaństwo i romantyzm nie są ze sobą sprzeczne. Nie zmieniły jeszcze jego poglądów. Lewis żył wtedy wymyśloną po części przez samego siebie filozofią "Radości", czyli słodkiej i nagle ogarniającej człowieka tęsknoty za czymś nieokreślonym. W roku 1922 Lewis zdobył stopień bakałarza literatury. W kolejnym roku był najlepszym studentem w Anglii. Otrzymywał państwowe wyróżnienia. Dwa lata później został aplikowanym wykładowcą literatury średniowiecznej i renesansowej w słynnym Magdalen College w Oksfordzie. Jako wykładowca cieszył się ogromną popularnością. Nierzadko pożyczał od kogoś zegarek i przez czterdzieści pięć minut donośnym głosem prowadził wykład, zadziwiając wszystkich erudycją i poczuciem humoru, a wreszcie zbierał notatki, oddawał pożyczony zegarek i kończył krótkim podsumowaniem całości. Wszystko było jeszcze przed nim: kariera literacka, wielkie nawrócenie i wielka miłość. (opubl.

(2)Nawrócenie

Lewis pokochał Oksford. Miasto Dunsa Szkota i Newmana urzekło go zielenią, gotyckimi arkadami i niemal klasztorną atmosferą college'ów. Jego nowi przyjaciele: Tolkien, Nevil Coghil, Dyson byli już cenionymi autorami i tak jak on wykładali w Magdalen College. W pobliżu Magdalen ciągnął się słynny Park Jeleni ze ścieżką Addisona nad samą Tamizą, przechrzczoną w Oksfordzie na "Isis". Lewis odbywał tam regularne spacery. Z daleka miasto przypominało nisko położony ogród wysadzany jasnym piaskowcem. Kopuły i wycelowane w niebo, "zadumane" iglice kościołów symbolizowały to, czemu teraz Lewis oddawał się całym sercem: Renesans i Średniowiecze.

Dwudziestoparoletni Lewis stopniowo porzucał ateizm. Wielkie wrażenie wywarła na nim książka Samuela Aleksandra "Czas, przestrzeń i boskość", która uprzytomniła mu, że podmiot i przedmiot to nie to samo, że istnieje różnica między myślącym i myślą, między nadzieją i przedmiotem nadziei. Pewną rolę odegrali tu także dwaj inni, wielcy autorzy angielscy: Frazer i Chesterton. Lektura Frazera przemówiła do jego romantycznej wyobraźni. Zdał sobie sprawę, że prymitywne, przedchrześcijańskie wierzenia mogły być zapowiedzią samego chrześcijaństwa i, że powtarzający się w nich wątek umierającego i powstającego z martwych boga, mógł się zrealizować naprawdę.

Natomiast Chesterton ukazał mu całościowo historię świata, tak że w świetle chrześcijaństwa nie wydawała się już bezsensowną. Pewnego dnia, siedząc w autobusie podjeżdżającym pod wzgórze Headington, Lewis poczuł, że jest mu dana wolność wyboru: albo teraz otworzy drzwi, albo na zawsze pozostawi je zamknięte. "Żaden z wyborów nie wydawał mi się obowiązkiem" - napisze później - z żadnym z nich nie łączyła się ani obietnica, ani strach. Niemniej wiedziałem, że zarówno otworzyć drzwi jak i przywdziać pancerz, oznaczać będzie coś nieprzewidywalnego". W jego wnętrzu rozpoczęła się prawdziwa bitwa. "Wyobraźcie sobie, jak siedzę w pokoju w Magdalen i czuję co noc, że ile razy odrywam się choćby na sekundę od pracy, niezmiennie napotykam Jego coraz wyraźniejszą, tak przecież niechcianą obecność. To, czego tak bardzo się bałem, spotkało mnie w końcu. Wiosną 1929 roku poddałem się i uznałem, że Bóg jest Bogiem. Ukląkłem i modliłem się tej nocy jak największy i najbardziej opieszały grzesznik w całej Anglii."
Nie było to jeszcze pełne przyjęcie chrześcijaństwa. Lewis zaczął chodzić na nabożeństwa do kościołów i kaplic. Niepokoiła go tajemnica Wcielenia, które wydarzyło się w pewnym punkcie historii ludzkości. Ostatni akt jego przemiany dokonał się podczas wycieczki do ogrodu zoologicznego. "Kiedy wysiedliśmy z autobusu - pisze - nie wierzyłem jeszcze, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym, ale kiedy parę chwil później wchodziliśmy do zoo, już wierzyłem z całego serca." Lewis miał wówczas niespełna 33 lata. Od tej chwili codziennie słuchał jutrzni w kaplicy w koledżu, a co niedziele i w święta był na Mszy. W każdy piątek przystępował do spowiedzi w dwunastowiecznym kościele św. Marii Magdaleny. W pokoju nad łóżkiem zawiesił krucyfiks, a na przeciwległej ścianie podobiznę Chrystusa z całunu turyńskiego.

Miał także przed sobą jasny cel. "Odkąd zostałem chrześcijaninem - - pisze w autobiografii - uważam, że najlepszą, a może i jedyną przysługą, jaką mogę oddać moim niewierzącym bliźnim, jest wyjaśniać i bronić wiary, którą wyznawali niemal wszyscy chrześcijanie wszystkich czasów. Nabrałem takiego przekonania z wielu powodów. Po pierwsze, zrozumienie kwestii będących przyczyną podziałów wśród samych chrześcijan wymaga poważnej wiedzy teologicznej, czy nawet znajomości historii Kościoła, a tym powinni się zajmować wyłącznie specjaliści, toteż ja z pewnością przepadłbym na tak głębokich wodach, bo przecież sam bardziej tu potrzebuję pomocy, niżbym mógł pomagać innym. Po drugie, zgodzicie się chyba wszyscy, że dyskusje wokół tych spornych kwestii same z siebie nie przyciągną nikogo do chrześcijańskiej owczarni. Rozpisując się i gadając o tych sprawach, zniechęcamy tylko postronnych do wspólnoty Chrystusowej. Nasze podziały powinniśmy omawiać we własnym gronie, to znaczy pośród nas, którzyśmy uwierzyli w jedynego Boga i Jego Jednorodzonego Syna, Jezusa Chrystusa." Lewis chciał więc mówić i pisać o samym chrześcijaństwie, o Ewangelii bez historycznych naleciałości. Ale czy takie "czyste" chrześcijaństwo jest możliwe? O tym powiemy przy innej okazji

cdn

Copyright © 2017. All Rights Reserved.