Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Benedykta XVI prymat ortodoksji

Triumf ortodoksji – tak najkrócej podsumować można pontyfikat Benedykta XVI. Po okresie skupienia na ewangelizacji, siania, które charakteryzowały czasy Jana Pawła II, nadszedł czas umacniania i chronienia tego, co zaczęło już wzrastać, a także przycinania pędów, które zaczęły rosnąć w złym kierunku. I tym właśnie zajął się ustępujący papież.

Ten pontyfikat był zupełnie inny od poprzedniego. I nie chodzi o kierunek – ten bowiem został tylko nieznacznie skorygowany – ale raczej o styl sprawowania urzędu i główny przedmiot zainteresowań. A najlepiej widać to u kresu obu pontyfikatów. Gdy bowiem zastanawiano się nad okresem posługiwania błogosławionego Jana Pawła II, to choć pojawiały się wzmianki o niezwykle ważnych jego dokonaniach teologicznych (przede wszystkim chodzi o teologię ciała czy szerzej – antropologiczne podstawy obrony życia), o wiele częściej jednak mówiono o ewangelizacji, wielkich spotkaniach czy pojawieniu się nowego pokolenia duchownych i świeckich (w Polsce określa się ich „pokoleniem JP 2”, na Zachodzie „papa boysami”). U kresu pontyfikatu Benedykta XVI jest inaczej. Tu kamieniami milowymi nie są wielkie spotkania czy charyzmatyczne oddziaływanie, ale dzieła teologiczne, decyzje doktrynalne czy troska o to, by liturgia była rzeczywiście „nauczycielką wiary”. Jan Paweł II – choć to akurat nie wynikało z jego charyzmatu, ale z czasów, w jakich przyszło mu żyć – był też o wiele bardziej pasterzem świata, kimś, kto prowadził również niewierzących ku zwycięstwu nad komunizmem. Benedykt XVI pozostawał zaś bardziej pasterzem Kościoła, który przygotowywał go intelektualnie i duchowo na nieuchronną konfrontację z dyktaturą relatywizmu, która będzie próbowała zniszczyć Kościół.

Nieuchronne starcie z nowym totalitaryzmem

Ta różnica, choć jej korzeni można zapewne szukać także w odmiennym charakterze obu papieży, pochodziła jednak przede wszystkim z odmiennych wyzwań, z jakimi przyszło im się mierzyć. Bł. Jan Paweł II stał naprzeciw „biesa komunizmu”, a później czasów „końca historii”, kiedy szczególnie ważne było przeciwstawienie się mu nie tylko poprzez potęgę wiary (choć jak pokazywały pielgrzymki papieskie do Polski, to właśnie nawrócenie osobiste miało być główną bronią przeciwko komunizmowi), ale także współpracę z niewierzącymi. Otwarcie, współpraca były w tym czasie – a doskonale pokazał to przykład Polski – niezbędne. Upadek komunizmu i zastąpienie go przez nowy, miękki totalitaryzm (Jan Paweł II określał go „lekko zakamuflowanym”) „dyktatury relatywizmu” radykalnie zmieniło sytuację. A wdzieranie się owego relatywizmu do Kościoła sprawiło, że konieczne były zmiana postawy i umacnianie Kościoła od wewnątrz.

I tym właśnie zajął się Benedykt XVI. Nie było to zresztą dla niego nic nowego, bo już jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary niezwykle mocno przestrzegał przed relatywizmem i duchem świata, którego wierzący muszą się wystrzegać. „Zwłaszcza dzisiaj chrześcijanin musi być świadomy, iż należy do mniejszości i że powinien być w opozycji do tego, co »duchowi świata« – jak go nazywa Nowy Testament – wydaje się oczywiste, dobre i logiczne. Jednym z najpilniejszych zadań dla chrześcijanina jest odzyskanie zdolności do stawiania oporu temu, co niesie obiegowa kultura. A także niesolidaryzowanie się ze zbyt euforycznym posoborowym nastawieniem do świata” – mówił jeszcze w 1984 r. kard. Joseph Ratzinger Vittorio Messoriemu w „Raporcie o stanie wiary”.

To jednak, co zagrażało chrześcijanom od wewnątrz jeszcze w latach 80., to w latach 90. i na początku wieku XXI stało się już całkowicie realnym przeciwnikiem dyktatury relatywizmu, która jasno staje naprzeciw Kościoła i próbuje go zniszczyć. „Narasta groźba dyktatury opinii – kto nie trzyma z innymi, zostaje odizolowany, dlatego nawet zacni ludzie nie śmią już przyznać się do takich nonkonformistów. Ewentualna dyktatura antychrześcijańska byłaby przypuszczalnie znacznie subtelniejsza niż wszystko, co dotychczas znaliśmy. Byłaby na pozór przyjazna religii, pod warunkiem jednak, że religia nie tykałaby jej wzorców zachowania i myślenia” – podkreślał kard. Ratzinger w wywiadzie z Peterem Seewaldem „Sól ziemi”. A wcześniej w rozmowie „Bóg i świat” zaznaczał, że chrześcijaństwo nie może unikać konfliktów ze światem. „Gdy Kościół stara się jedynie unikać konfliktów – aby, broń Boże, nie powstał gdzieś zamęt – właściwe przesłanie nie może osiągnąć swojego celu. Albowiem jest ona [dyktatura antychrześcijańska] również po to właśnie, by wieść z nami spór, by wyrwać z nas z kłamstwa, by rodzić jasność, prawdę. Prawda nie jest rzeczą łatwą. Prawda stawia wymagania – i również płonie. Chrystusowe przesłanie jest także wyzwaniem, które dostrzegamy w Jego sporze ze współczesnymi” – mówił kardynał.

Decyzje mocne i zdecydowane


I to właśnie Prawda, mocno wyrażona w formułach teologicznych, była głównym przedmiotem zainteresowania Benedykta XVI. Od samego początku szukał on takich form przekazu, które mocno przypomną o tym, w co wierzą katolicy, czym ich wiara różni się od innych religii, ale także, jaki jest jedyny fundament wiary. Proste i oczywiste sformułowania często budziły sprzeciw części wiernych, mediów, a niekiedy także wyznawców innych religii. Tak było w przypadku słynnego przemówienia w Ratyzbonie, na które oburzyli się muzułmanie, ale które skierowane było nie tyle przeciwko islamowi, ile przeciw pomysłom, by zbudować religię pozbawioną odniesienia do racjonalności, i było także ostrą krytyką nominalizmu etycznego, który uznaje, że rzeczy stają się dobre lub złe w zależności od tego, jak je określimy.

Ale Benedyktowi XVI zarzucano nie tylko antyislamskie fobie, lecz również literalną lekturę Pisma Świętego (po tym, jak w swojej fundamentalnej trzytomowej biografii Jezusa Chrystusa jasno i zdecydowanie odrzucił on część liberalnych pomysłów egzegetycznych) czy rzymski fundamentalizm, gdy najpierw – jeszcze za czasów prefektury – przygotował słynną deklarację „Dominus Iesus”, a później mocno i zdecydowanie wprowadzał ją (ale także soborowe nauczanie) w życie Kościoła, zapraszając do pełnej jedności ze Stolicą Apostolską anglikanów i tworząc dla nich osobne struktury, które pozwalają im zachowywać swoją specyfikę, a jednocześnie trwać w pełni w Kościele Chrystusowym. Decyzja ta spotkała się z ostrymi reakcjami, zarzucano bowiem papieżowi powrót do zaniechanych przez Sobór Watykański II tendencji unionistycznych czy wręcz łowienie w „cudzym stawie”. Ale papież miał pełną świadomość, że w czasie niezwykłego starcia z dyktaturą relatywizmu, której ulegają całe wspólnoty chrześcijańskie, konieczne jest wyciągnięcie ręki do tych ich członków, którzy zachowują świadomość istnienia Prawdy, która trwa w Kościele. „W ostatnim okresie pod wpływem Ducha Świętego grupy anglikanów ponawiały prośbę o przyjęcie, tak indywidualnie, jak i zbiorowo, do pełnej wspólnoty katolickiej. Stolica Apostolska odpowiedziała na tę prośbę przychylnie, bowiem Następca Piotra, który na mocy mandatu otrzymanego od Pana Jezusa zapewnia jedność episkopatu oraz gwarantuje powszechną komunię wszystkich Kościołów, nie może nie zapewnić odpowiednich środków, by to święte pragnienie nie było urzeczywistnione” – napisał Ojciec Święty w Konstytucji Apostolskiej „Anglicanorum coetibus”. Podobne intencje wzmocnienia Kościoła towarzyszyły niewątpliwie próbom – które na razie nie zakończyły się sukcesem – przywrócenia do pełnej jedności Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X.

Liturgia jako przekaz wiary

Umocnieniu wiary służyć miała także „reforma reformy” liturgii, a także przywrócenie wszystkich praw staremu rytowi. Benedykt XVI, także jako kardynał, niezwykle mocno przypominał, że niektóre elementy reformy liturgicznej wprowadzonej za pontyfikatu Pawła VI, a potem kontynuowanej, często prawem kaduka, za czasów Jana Pawła II, są trudne do pogodzenia z wiarą katolicką, a także dokumentami Soboru Watykańskiego II. „Duch liturgii” jest pełen na to dowodów. I dlatego – o czym papież nieczęsto mówił czy pisał (może poza adhortacją „Sacramentu caritatis”) – trzeba powoli i ewolucyjnie odchodzić od nowinek i powracać do sprawdzonych przez wieki liturgii. To dlatego w Bazylice św. Piotra przywrócono klęczniki i zaczęto „wymuszać” przyklękanie podczas przyjmowania komunii św. udzielanej „na język”. Wyraźnie widać też było, że papież przywiązuje ogromną wagę do tego, by msza św. sprawowana była zgodnie z kanonem, a nie wedle widzimisię liturgistów. Wszystko to wynikało zaś ze świadomości, że tak wierzymy, jak się modlimy.

Pontyfikat Benedykta XVI umocnił więc Kościół doktrynalnie i liturgicznie, a pontyfikat jego poprzednika dodał mu dynamizmu duszpasterskiego i ewangelizacyjnego. Teraz zaś – a wszystko na to wskazuje – przydałby się ktoś, kto uporządkuje Kościół od strony administracyjnej i organizacyjnej.

A może Duch Święty widzi to zupełnie inaczej?

Tomasz Terlikowski

za: http://www.gazetapolska.pl (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.