Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Antypolski skandal. I postawa niemieckich historyków

Profesor Janusz Rulka pisze: Obejrzałem z ogromną uwagą film „Nasze matki, nasi ojcowie”, a także dyskusję po nim. Moje przemyślenia i sądy dotyczące tej produkcji mają zarówno charakter osobisty, jak i merytoryczny. Osobisty, ponieważ pierwsze obrazy, które zapamiętałem jako trzylatek w 1939 roku, to bombardowanie i śmierć sąsiadów z mojej uliczki w Płocku, widok pożarów i ostrzeliwań uciekinierów przez niemieckich lotników w okolicach między Płockiem a Kutnem.

Dwa następne lata zapamiętałem dużo słabiej. Kolejne obrazy to m.in. widok pędzonego pejczami sąsiada przez żandarmów ze Sławęcina (wtedy pow. Sierpc), zamordowanego dwa dni później, w Wielką Sobotę 1944 roku; wygląd wuja po półrocznym pobycie w obozie koncentracyjnym w Insterburgu i tegoż wuja, który już po przejściu frontu daje obiad niemieckiej matce – uciekinierce z trojgiem zapłakanych małych dzieci.

Wreszcie szok dla mnie, dziewięciolatka, jaki przeżyłem w czasie odwrotu Niemców. Nocowało u nas na podłodze pokrytej słomą dziesięciu niemieckich żołnierzy z oficerem, którzy zachowywali się przyzwoicie. Nie mogłem pojąć po doświadczeniach z gestapowcami, żandarmami i bijącymi w twarz zarządcami majątków, że wśród Niemców trafiają się też przyzwoici ludzie. A może tak „wyładnieli” w obliczu klęski? Ich przyzwoitość była zresztą względna. W przydomowym ogródku pozostawili kilka zaplątanych sznurkami granatów, które przy próbie ich niefachowego usunięcia mogły natychmiast spowodować śmierć i zniszczenie.

Z filmu dowiaduję się jedynie, że jeden z bohaterów „służył przedtem w Polsce i Francji”. Służył? Ładne, neutralne pojęcie. Ot, tak zwyczajnie służył. Ale komu i w jaki sposób? Przywołam tu opinię niemieckiego znawcy problemu Jochena Boehlera: „Kampania w Polsce była nie tylko początkiem II wojny światowej, ale również początkiem wojny na wyniszczenie” (Der Ueberfall. Deutschlands Krieg gegen Polen).

Film idzie za poglądami części – jak się okazuje – Niemców i oficjalnym do dziś stanowiskiem władz rosyjskich, że II wojna światowa zaczęła się właściwie od „wiarołomnego napadu Hitlera na Związek Sowiecki” w 1941 roku.

Rozhuśtać emocje


Chcę jednak na film „Nasze matki, nasi ojcowie” spojrzeć też od strony fachowej. Ponad 50 lat byłem nauczycielem, a następnie pracownikiem naukowym specjalizującym się w problemach wpływu mediów na świadomość historyczną młodzieży. Moja monografia „Wpływ filmu na rozwój myślenia historycznego” była przywoływana w publikacjach w USA i wielu krajach europejskich. Mam przekonanie, że wiem, o czym mówię.

Oczywiście w zakresie zbliżania się do prawdy historycznej o wiele lepszym narzędziem niż film fabularny jest film dokumentalny. Ale wielkość zainteresowania, oddziaływania na emocje, identyfikacja z przedstawianymi postaciami wielokrotnie silniej występują poprzez fabułę.

Co więcej, odbiorcy dokonują procesu uogólnień, tworząc na podstawie fabuł stereotypowe, bardzo silne poglądy. Tak więc jeśli nawet niemiecka telewizja państwowa, która ten film wyprodukowała, wyemituje dla niewielkiej grupy odbiorców dokument o polskiej wsi wymordowanej za pomoc Żydom, to absolutnie nie wyrówna rachunków. Tym bardziej że film „Nasze matki, nasi ojcowie” sprzedano do wielu krajów, gdzie żadnych dodatkowych wyjaśnień dokumentalnych nie będzie.

Patrzyłem też na ten film jako typowy odbiorca seriali. Niemiecki obraz ma szybki, nowoczesny montaż równoległy, typową dla gatunku wielowątkowość i poprawne aktorstwo. Scenariusz jest też typowy: postacie są schematyczne, chociaż główne z nich pokazane zostały w kontekście przemian zachodzących w ich mentalności (np. postaci dwóch braci, których postawy wobec wojny na początku filmu są schematycznie przeciwstawne, zmieniają się o 180 stopni). W warstwie wizualnej autorzy próbują stosować cytaty z innych dzieł, chociażby wirujące wierzchołki drzew widziane z perspektywy leżącego żołnierza, dosłownie przejęte z sowieckiego filmu „Ballada o żołnierzu”.

Tylko propaganda

Wątek polski wygląda jak włączenie na siłę elementu propagandowego, w stylu Goebbelsa, a w przedstawieniu postaci partyzantów i ich działań po prostu chamskiego. I to eksponowanie opasek z napisem „AK” w szczególnie wrednych ujęciach. Tu o żadnych niuansach w postaciach żołnierzy podziemia nie ma mowy.

Prymitywnie zaaranżowana scena odbicia pociągu jest kompletnie nieprawdopodobna. Szczególnie stosunek do więźniów. Przecież każdy polski oddział, niezależnie od przynależności politycznej, natychmiast by ich wypuścił. Autorzy filmu i ich pożal się Boże konsultanci uważają, że pasiaki nosili tylko Żydzi. Przecież równie dobrze mogli to być Polacy czy członkowie innych narodowości! A przekonywanie, że nie wypuszczono by Żydów, jest po prostu skandaliczne. I jeszcze te obrzydliwe w tym momencie dialogi!

Odezwanie się „człowieczeństwa” u dowódcy oddziału AK w ostatnim momencie przed rozstrzelaniem Żyda jest z jednej strony tanim chwytem filmowym, by zaskoczyć widza, a z drugiej samoobroną twórców: patrzcie, przecież wśród tych „untermenschów” (tak!) zdarzały się ludzkie odruchy.

Za tak skandaliczny wątek w tym filmie winię zarówno twórców filmu, zarząd państwowej telewizji niemieckiej, jak i głównego konsultanta prof. Juliusa Schoepsa.

Dziwna wydaje mi się szczególnie postawa telewizji ZDF. Puszcza tak antypolski film, ale równocześnie chce być hiperpoprawna politycznie. Szczególnie ubawiła mnie informacja dotycząca kwietnia 1945 roku. „Kłodzko – Polska, ileś tam kilometrów od Berlina”. Chciałbym panom z ZDF uprzytomnić, że to miasto należało od połowy XVIII wieku do Niemiec (Prus) i nosiło wtedy nazwę Glatz, tak jak historycznie przez wieki do Rzeczypospolitej należały Lwów i Wilno.

Ale szczególnie groźna wydała mi się postawa konsultanta naukowego prof. Juliusa Schoepsa. Jest to człowiek albo niedouczony, albo złej woli, albo jedno i drugie. W dyskusji po filmie powtarzano jego poglądy dotyczące m.in. rzekomego polskiego antysemityzmu i złagodzenia typu: „polskie lewicowe ugrupowania popierały (ratowały) Żydów”.

Otóż profesor powinien wiedzieć, że to rząd polski, wcale nie lewicowy, tylko ogólnonarodowy, informował poprzez swojego wysłannika Jana Karskiego o eksterminacji ludności żydowskiej przez Niemców. (Dziś próbuje się z tego zrobić prywatną akcję jednego człowieka).

Organizowanie pomocy Żydom w ramach Żegoty było zasługą reprezentantów maltretowanego Narodu Polskiego, a nie prokomunistycznych grupek, mimo że już było wiadomo, jak duża część mniejszości żydowskiej na Kresach entuzjastycznie wysługiwała się okupantowi sowieckiemu. Wreszcie najbardziej zastanawiająca jest deklaracja profesora: „Jestem Żydem i niemieckim obywatelem”. Czy mam przyjąć, iż w związku z tym Schoeps stara się podzielić po połowie odpowiedzialność za zagładę Żydów między Niemców i Polaków?

Polacy w filmie zostali pokazani jako prymitywna dzicz – w przeciwieństwie do piątki Niemców przypadkiem zaplątanych w tę nieprzyjemną aferę i przeżywających autentyczne rozterki moralne. Podtrzymując tę tezę w dyskusji po filmie, red. Gerhard Gnauck, niby w obronie Polaków, mówił, że film pokazuje pięcioro ludzi z elity berlińskiej, a z drugiej wieśniaków (w domyśle prymitywnych) „z Polski”, co nie jest właściwe.

Panie redaktorze, pochodzę właśnie z tych wieśniaków. W tym czasie, gdy „berlińskie elity” skazywały zarówno Żydów, jak i Polaków oraz innych Słowian na śmierć lub poniżenie przez katorżniczą pracę, starsi ziomkowie z mojej rodzinnej gminy Bieżuń za ukrywanie trzech Żydów zostali bez sądu rozstrzelani (13 osób), a egzekucję następnych 40 wstrzymał jakiś wyższy dowódca.

Mówiąc wprost: po co ginęli? Po to, byście, redaktorze Gnauck, ich lekceważyli, a profesorze Schoeps, oczerniali?

Otóż zginęli dlatego, że istniało w nich narodowe poczucie honoru i chrześcijańskie przekonanie o potrzebie udzielania pomocy prześladowanym i cierpiącym.

Ale, zdaje się, nie jesteście w stanie tego pojąć, co słyszę już w pierwszych niemieckich przewrotnych komentarzach po projekcji filmu w TVP.

Odwracanie wektorów


Przez dziesięciolecia kontaktów na konferencjach z naukowcami niemieckimi obserwowałem kolejne etapy wprowadzania do panteonu chwały niemieckiej postaci z czarnego leksykonu antybohaterów.

W NRD robiono to nawet wcześniej niż w Niemczech Zachodnich. Najpierw zrehabilitowano Katarzynę Wielką, później Bismarcka, potem Fryderyka II. Po ogromnej fecie w 200-lecie jego śmierci (1986), gdy w ostatniej sali wystawy w Berlinie zwiedzający składali kwiaty pod informacją o śmierci zdobywcy Śląska i grabieżcy Polski, wysłałem do swojego kolegi na Uniwersytecie Drezdeńskim prof. Wermesa list z zapytaniem: kogo zrehabilitujecie następnego?

Nie trzeba było długo czekać. W ostatnim 20-leciu nastąpiło gwałtowne ocieplenie wizerunku Hitlera. Taki chorowity, tak mu było ciężko żyć w tym nędznym bunkrze… Cóż znaczy te 50 mln ofiar? To zrobili bliżej nieokreśleni „naziści” w „polskich obozach koncentracyjnych”.

A teraz przyszedł czas na podzielenie się z nami hańbą holokaustu. To, że w Polsce wskutek współpracy niemiecko-sowieckiej zginęło tyle samo Polaków, co Żydów (ok. 3 mln), nie jest istotne. Ten nowy trend: „antysemityzm Polaków”, spadł Niemcom jak podarek z nieba w ostatnim 20-leciu. Widziałem to na kolejnej konferencji dydaktyków historii w zjednoczonych Niemczech.

To publikacje Jana T. Grossa i „Gazety Wyborczej” ośmieliły Niemców. To z Grossa czerpał wiedzę – jak sam podaje – główny konsultant filmu. Również od takich osób, jak redaktor Adam Krzemiński. Najpierw przez lata nie przeszkadzały mu kontrowersyjne działania Niemców, a dziś w dyskusji po filmie z niesmakiem stwierdza: „Ten pasztet jest nieprzyzwoity”, ale to, że powstał, to zasługa w jakimś stopniu atmosfery, którą on i jemu podobni tworzą w swoich publikacjach.

Pora na kilka konkluzji. Po tym filmie można przyjąć, że poprawność polityczna obowiązuje nas, Polaków, ale kraje silne ekonomicznie i politycznie mogą postępować, jak chcą.

Wielu ludzi wie i o tym pisze, że kto panuje nad przeszłością, ten rządzi teraźniejszością. Nasze elity rządzące o tym przeważnie zapominają. Działalność propagandowa MSZ pod wodzą ministra Radosława Sikorskiego często dodatkowo osłabia świadomość historyczną i poczucie więzi narodowej. Tego nie robi żadne państwo świata!

Omawiany film w swojej trzeciej części jest antypolski, niezgodny z faktami i wpisuje się w najgorsze propagandowe wzory z przeszłości.

Gdyby ZDF była rzeczywiście przyzwoitym producentem, dystrybucja międzynarodowa tego obrazu w dotychczasowej postaci zostałaby wstrzymana. Jeśli to nie nastąpi, będzie to dla mnie sygnałem niebezpiecznych rozbieżności między deklaracjami a czynami naszego zachodniego sąsiada.

A wskazania dla naszych decydentów w dziedzinie polityki kulturalnej? Pewnie wyprodukujecie następny film typu „Pokłosie”.

Autor jest profesorem nauk historycznych, specjalizuje się w badaniu wpływów mediów na świadomość historyczną młodzieży.

za:http://www.naszdziennik.pl (kn)   "Antypolski skandal".


***

AK-owców cieszy postawa niemieckich historyków krytykujących antypolski serial

Niemieccy historycy uważają, że skandaliczny serial "Nasze matki, nasi ojcowie" zwrócił uwagę telewidzów na pomijane dotąd aspekty wojny; mówią też otwarcie o słabych stronach serialu ZDF. Zarzuty Polaków wobec sposobu pokazania Armii Krajowej uważają za słuszne. Ta postawa cieszy żołnierzy AK.

- Nas Polaków, a zwłaszcza nas żołnierzy Armii Krajowej bardzo cieszą zdroworozsądkowe głosy, które docierają do nas od historyków z Niemiec. One dosyć krytycznie oceniają wątek polski tego filmu i obraz żołnierzy AK. Ten film, ukazał nam, że świadomość i wiedza historyczna Niemców na temat II wojny na terenie Polski i tego co się u nas wtedy naprawdę działo – jest bardzo słaba. Ten film obnażył bardzo schematyczną wiedzę o sprawach polskich. Najwięcej pretensji można mieć tutaj do niemieckiego konsultanta filmu, który pokazał, że nie zna historii i nie jest historykiem. Takie szczegóły: Niemcy strzelają w filmie w 1941 r. z modelu mausera, który wszedł do uzbrojenia Niemców dopiero w 1944 r. Opasek z napisem „AK” – nikt też nie nosił podczas wojny w partyzantce, a dowódca oddziału partyzanckiego wyglądał jak wódz dzikiego plemienia, obwieszony nieśmiertelnikami zabitych Niemców. To po prostu śmieszne. Obraz dzikiego Wschodu, gdzie Żydów mordowali Polacy i Ukraińcy, a Niemcy? Oni tylko wykonywali rozkazy. To jest fałsz - powiedział portalowi niezalezna.pl Tadeusz Filipkowski, rzecznik Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej..

Dyrektor berlińskiego muzeum Topografia Terroru Andreas Nachama uznał zastrzeżenia Polaków wobec scen dotyczących Armii Krajowej za całkowicie uzasadnione. "Ten film utrwala wśród widzów nieprawdziwe stereotypy na temat Polaków" - podkreślił Nachama. Jego zdaniem taki sposób przedstawienia AK nie był przypadkiem. "Twórcy filmu dobrze wiedzieli, co robią" - zauważył, dodając, że jest to karygodne ze względu na cierpienia, jakich doznali Polacy od Niemców w czasie wojny.

Stefan Troebst z Uniwersytetu w Lipsku za mankament filmu uznał nie tylko sposób przedstawienia AK, lecz także fakt, że akcja filmu rozpoczyna się od napadu na ZSRR latem 1941 roku. "Nie ma mowy o wojnach z Polską i z Francją ani też o walkach w Afryce" - mówi Troebst. Za godne uwagi uważa równocześnie, że Armia Krajowa w ogóle pojawiła się w filmie, gdyż "właściwie nie istnieje w świadomości Niemców".

W ocenie dyrektora Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie Klausa Ziemera filmowe epizody dotyczące Polski zostały opracowane "bardzo niedbale". Historyk tłumaczy to nagłą zmianą scenariusza. Filmowy Viktor miał początkowo wyemigrować do USA, jednak z braku pieniędzy na realizację tego fragmentu scenariusza twórcy serialu zdecydowali, że ucieknie do Polski. - Scenę z AK montowano w pośpiechu, co spowodowało, że wypadła fatalnie - zauważył Ziemer, obecnie pracownik naukowy Uniwersytetu w Trewirze oraz Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Historyk przyznał rację swemu polskiemu koledze Tomaszowi Szarocie, który w dyskusji przed emisją trzeciego odcinka serialu w TVP powiedział, że polskie społeczeństwo jest na tyle dojrzałe, że może samo wyrobić sobie opinię o filmie.

Zdaniem historyków niemieckich w okresie powojennym Niemcy solidnie rozliczyli się z nazistowską przeszłością.
- Nie dostrzegam tendencji do bagatelizowania niemieckich zbrodni - mówi Ziemer. Jego zdaniem film ZDF jest próbą przekazania młodemu pokoleniu wiedzy o winie milionów Niemców za wojnę.

- Niebezpieczeństwo relatywizacji zbrodni zawsze istnieje, jednak obecnie takie zarzuty uważam za nieuzasadnione - powiedział Nachama. Jak zaznaczył, od lat 50. stały odsetek Niemców - "od 20 do 25 proc." - przyznaje się do rewizjonistycznych poglądów na historię. "Ale to znaczy, że 75 proc. społeczeństwa rozliczyło się z przeszłością i wyciągnęło z niej wnioski" - mówi historyk.

Zdaniem Nachamy znajomość polskiej historii zarówno wśród przedstawicieli elit, jak i szerokiego społeczeństwa jest "dalece niewystarczająca".
- Proszę zapytać, kto w 1945 roku wyzwolił Berlin? Na sto procent padnie odpowiedź: Armia Czerwona. Nikt nie wie, że w tej operacji istotną rolę odegrali żołnierze polscy - mówi szef Topografii Terroru. Jak podkreśla, Niemcy nie mają pojęcia o Powstaniu Warszawskim i wielu innych faktach z historii II wojny światowej.
- Przełamanie tego impasu jest wielkim zadaniem dla Polaków i Niemców na najbliższą dekadę - uważa Nachama.

Jarosław Wróblewski

za:niezalezna.pl (pkn)

***

Nas też cieszy. Po owocach jednak poznaje się drzewo dobrych chęci...

kn

Copyright © 2017. All Rights Reserved.