Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Nasza walka, nasza duma

Warszawa, 20-22 lipca 1944 roku. W mieście panuje popłoch, Niemcy w panice uciekają przez miasto. Brudni, obszarpani, idą pieszo lub jadą na wózkach ciągniętych przez konie. Zupełny rozpad armii niemieckiej. Z radością patrzymy na ten exodus, który wyglądał na całkowitą klęskę. My, żołnierze Armii Krajowej, pięć lat przygotowywaliśmy się do powstania, przez pięć lat przechodziliśmy przeszkolenie wojskowe. Pytaliśmy wtedy: dlaczego nie reagujemy, dlaczego, gdy Niemcy uciekają, my czekamy? Dlaczego nie rozpoczynamy powstania?

Mijały kolejne dni i raptem 25 lipca sytuacja zaczęła się zmieniać. Coraz mniej było cofających się oddziałów niemieckich, pojawiały się za to nowe jednostki, jak np. 1. Dywizja Pancerno-Spadochronowa Hermann Goering, która przeszła przez most na Pragę.

Radio Moskwa i sowiecka polskojęzyczna radiostacja Kościuszko wysyłają apel, który natychmiast rozchodzi się po całej Warszawie: „Warszawa słyszy bez wątpienia huk armat bitwy, który wkrótce przyniesie jej wyzwolenie. (…) Dla Warszawy, która nigdy nie uległa wobec hitlerowskiego najeźdźcy, lecz walczyła dalej – godzina czynu już wybiła. Niemcy niewątpliwie zechcą się bronić w Warszawie, przysparzając nowych zniszczeń i nowe tysiące ofiar. (…) przez bezpośrednią czynną walkę na ulicach Warszawy, w domach, fabrykach, magazynach – nie tylko przyspieszymy chwilę ostatecznego wyzwolenia, lecz ocalimy również majątek narodowy i życie naszych braci”.

A następnego dnia znowu stacja Kościuszko: „Warszawa drży w posadach od huku dział. Wojska sowieckie nacierają gwałtownie i zbliżają się już do Pragi. Nadchodzą, by przynieść wam wolność”. Jednocześnie z samolotu zrzucano ulotki PKWN z apelem: „Polacy, warszawiacy, do broni”.

26 lipca wrócił do Warszawy gubernator Ludwig Fischer i następnego dnia wydał wojenny rozkaz: 100 tys. warszawiaków ma się zgłosić do budowy fortyfikacji. Miasto miało być zamienione w fortecę, Festung Warschau, tak jak wcześniej Mińsk Litewski, i bronić się przed Armią Czerwoną. Ale Warszawa powiedziała „nie”, do prac fortyfikacyjnych zgłosiło się zaledwie kilkanaście osób. Jaki mógł być efekt tej odmowy? Wymordowanie tych, którzy stawiają opór. W związku z tym 28 lipca płk Antoni Chruściel „Monter” wydał rozkaz o mobilizacji wszystkich oddziałów AK w stolicy w punktach zbiórki z bronią.

Czekamy dwanaście godzin na ustalenie godziny rozpoczęcia powstania, ale rozkaz nie nadchodzi. Dlaczego? Nikt o tym nie napisał, żaden historyk. O godz. 8.00 przychodzi łączniczka z rozkazem: wracamy do domu, broń zostaje na miejscu koncentracji. Jesteśmy praktycznie zdekonspirowani, bo 40 tys. ludzi zgromadziło się w punktach zbiorczych i wróciło znowu do pracy, a przecież Niemcy mieli swoich donosicieli.

Warszawa miała być broniona przez armię niemiecką, ale to byłby z ich strony nonsens, gdy wiedzieli, że jest tutaj ukrytych 40 tys. ludzi z bronią. Ich trzeba było wcześniej zlikwidować. Gdyby powstanie nie wybuchło, w następnych dniach zdarzyłoby się to samo, co na Woli w pierwszych dniach sierpnia: poszczególne dzielnice otoczone wojskiem, wyciąganie mężczyzn i ich mordowanie.

Potem ewakuacja całej ludności cywilnej i obrona Warszawy przed wojskami sowieckimi. Miasto zostałoby całe zniszczone. To trzeba sobie bardzo dokładnie uświadomić. Nie było wyjścia, decyzja o rozpoczęciu powstania była konieczna. Gdyby nie wybuchło, Warszawa również zostałaby zniszczona, a ludność wysiedlona.

Miasto od początku było przez Niemców przeznaczone do zniszczenia, już w 1942 r. istniał plan, że po wojnie na miejscu stolicy powstanie „Die neue deutsche Stadt Warschau” z 200 tys. mieszkańców. Na wieść o wybuchu Powstania Hitler wydał rozkaz – jedyny taki przypadek w historii – wymordowania wszystkich mieszkańców i całkowitego zniszczenia miasta. Po kapitulacji, gdy oddziały Armii Krajowej poddały się w myśl konwencji genewskiej, Niemcy burzyli dom po domu, obracając stolicę w perzynę.

Kto więc dziś mówi, że gdyby nie Powstanie, Warszawa by ocalała, nie ma pojęcia o historii. Gdyby nawet Powstanie nie wybuchło, Warszawa byłaby zniszczona, bo Warszawa jest bohaterskim miastem. Mało tego, Powstanie Warszawskie musi być przedmiotem naszej dumy. Gdy mówiłem na spotkaniach publicznych w Kanadzie, że jestem powstańcem warszawskim, to pytano mnie: „A dlaczego pan nie mówił, że jest pan Żydem?”. Bo na Zachodzie „powstanie warszawskie” to jest powstanie w getcie.

Gdzie są historycy, którzy o tym piszą? Trzeba wreszcie znaleźć prawdziwych polskich naukowców, którzy dokonają poważnej analizy i potwierdzą, że największa w historii Polski walka o wolność i jedna z najcięższych bitew podczas II wojny światowej to Powstanie Warszawskie. Himmler powiedział, że walki w Warszawie można porównać tylko z oblężeniem Stalingradu.

Z jednej strony wspaniale wyposażona armia, a z drugiej – oddziały z minimalną ilością broni, które walczą 63 dni. Dlatego Powstanie powinno być przedmiotem naszej dumy, bo to była zbiorowa decyzja nas, warszawiaków. To trzeba opisać, dokładnie przeanalizować, wydać publikacje w wielu językach, kręcić filmy. Tymczasem nic się nie robi. Trzeba walczyć, bo w tej chwili Polacy uważani są na Zachodzie za morderców Żydów i za współpracowników Hitlera.

Ci, którzy piszą teraz niesłychane bzdury o Powstaniu, nie wiedzą, czym była okupacja niemiecka, że za szklankę wody czy kawałek chleba podany Żydowi płaciło się życiem; a wychodząc na miasto, nie wiedziało się, czy człowiek wróci, czy nie zostanie zabrany z łapanki do Auschwitz. Moje pokolenie nie miało młodości, każdego dnia mogliśmy być zabici. Dlatego nie było innej możliwości – Powstanie musiało wybuchnąć.

Prof. Witold Kieżun

za:www.naszdziennik.pl/mysl/49681,nasza-walka-nasza-duma.html

Copyright © 2017. All Rights Reserved.