Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Komentarze i pytania

Schodzili za szybko. Dlaczego?

Przekazane przez Rosjan stenogramy sugerują, jakoby piloci ze spokojem pikowali Stenogramy rozmów z pokładu Tu-154M nie poszerzyły naszej wiedzy na temat przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu. Wprawdzie wynika z nich, że działania załogi do tzw. wysokości decyzji można uznać za poprawne, ale wyjaśnienie tego, co stało się później - bez pełnej wiedzy na temat parametrów lotu i stanu pracy urządzeń pokładowych - jest niemożliwe. Z zapisu samych rozmów wyłania się nieprawdopodobny obraz: załoga ze spokojem leciała wprost w ziemię! Tymczasem - jak oceniają piloci - każde podejście do lądowania budzi pewne emocje - a tu nie było żadnych uwag, słów, tylko odliczanie malejącej wysokości...

- Wynikająca ze stenogramów reakcja załogi na wydarzenia jest co najmniej dziwna. Bo od wysokości decyzji, czyli ok. 100 m, powinno mieć miejsce jakieś napięcie w kabinie, dyskusje, a tu za wyjątkiem słowa "odchodzimy" nie słyszymy nic, a samolot w dalszym ciągu się zniża - zauważył Ignacy Goliński, były członek Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Jak przyznał, na podstawie ujawnionego dokumentu można odnieść wrażenie, że piloci ze stoickim spokojem lecieli wprost w ziemię. - Samolot leciał bardzo spokojnie. Nawigator dyktował wysokość do 20 m nad ziemią. Skąd ten spokój? - pytał. Według Golińskiego, zastanawiający jest też fakt, że rosyjscy eksperci przekazali mocno niekompletny materiał, w którym jedną trzecią wypowiedzi uznano za niezrozumiałe. - Dla mnie to jest dziwne. Przesłuchiwałem kilka podobnych taśm i mam inne doświadczenia. Pamiętam np. wypadek Iła-62 z 1987 roku. Tam do samego końca było słychać wyraźne odczyty, mimo że na pokładzie panowała panika, że się palili, że pasażerowie się miotali. A tutaj? Nie było żadnych emocji, żadnych ruchów. Nic - dodał. Jego zdaniem, opublikowanie stenogramów niewiele wniosło do procesu wyjaśniania przyczyn katastrofy i wciąż jest wiele niejasności. Nie wiemy np., jak pracowały silniki, jakie były parametry lotu. - Przecież to wszystko jest zarejestrowane. W czarnej skrzynce znajduje się tyle danych na temat lotu, że na pewno na ich podstawie można wiele kwestii wyjaśnić. Dziwię się, że to tak długo trwa - stwierdził.

Schodzili zbyt szybko

Ze stenogramów można odczytać, że w końcowej fazie lotu prędkość pionowego schodzenia Tu-154M wynosiła kilkanaście metrów na sekundę (wartość ta powinna wahać się w granicach 3-4 m/s). W ocenie ekspertów, jest to wartość wysoka, choć spotykana w lotnictwie. - Nie powinno być tam tych ok. 12 m/s, ale piloci, wiedząc o tym, że mieli ponad 400 m nad dalszą radiolatarnią, nad którą mieli przejść na wysokości 300 m, mogli przyspieszyć schodzenie, chcąc wrócić na "ścieżkę". Taka prędkość schodzenia w tej fazie lotu nie jest niedopuszczalna - ocenił doświadczony pilot (nazwisko do wiadomości redakcji). Niejasny jest jednak fakt nierównego schodzenia samolotu. Maszyna według danych rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego miała schodzić na automatycznym pilocie (ze stenogramów nie wynika, kiedy został on wyłączony). Tymczasem rysująca się w ujawnionych dokumentach prędkość schodzenia znacznie się waha - od 6 do nawet 15 m/s (wartości te są przybliżone i wynikają z czasu podawania przez załogę kolejnych komunikatów na temat wysokości samolotu). W ocenie ekspertów, na ręcznym sterowaniu takie odchyłki są normalne, bo pilot stara się patrzeć przed siebie i mimowolnie może wykonywać pewne ruchy wolantem, a tym samym zwiększać lub zmniejszać prędkość schodzenia. Autopilot takich ruchów nie wykonuje.

Dlaczego samolot schodził więc tak nierówno?

Stenogramy pokazują też, że samolot na wysokości ok. 100 m na około 6 s przestał się zniżać. Drugi pilot informował wówczas: "w normie". Zdaniem Golińskiego, poziomy lot może świadczyć o tym, że załoga (znajdując się na wysokości decyzji) starała się zobaczyć ziemię. Zaraz potem samolot jednak zniżył się jeszcze o 20 metrów i wówczas padła komenda "odchodzimy". Działo się to jeszcze przed bliższą radiolatarnią, nad którą Tu-154M - w przypadku decyzji o lądowaniu - powinien przejść na wysokości 70 metrów. Stało się inaczej. Samolot zniżał się dalej i przeleciał kilkanaście metrów nad radiolatarnią, po czym uderzył w ziemię.

Dlaczego nie odlecieli?

Z wcześniejszych rozmów załogi wiadomo było, że samolot w złych warunkach pogodowych nie wyląduje w Smoleńsku. Piloci byli gotowi na odejście na lotnisko zapasowe. Samolot został nawet przygotowany, by zrealizować odejście na autopilocie. - Jest przycisk na wolancie "go around". Pilot naciska ten guzik i samolot wykonuje automatycznie całą procedurę odejścia. Trzeba tylko dopilnować momentu schowania klap, podwozia - podkreślił pilot. W jego ocenie, załoga Tu-154M jeszcze na wysokości 100 m zachowywała się dobrze. Wiemy, że jeszcze się zniżyli i postanowili odejść. Od tego momentu dzieją się już rzeczy nienormalne. Samolot mniej więcej na wysokości 70-80 m powinien dojść do bliższej radiolatarni (jeśli zdecydowano się na lądowanie) i dopiero po jej minięciu można było schodzić niżej. Nie wiemy, dlaczego piloci, nie osiągając bliższej radiolatarni, znaleźli się tuż nad ziemią.
Co stało się w samolocie na wysokości 80 metrów? Tego stenogramy nie wyjaśniają. Można by tu jednak przyjąć dwie wersje zdarzeń: komenda nie jest realizowana albo samolot nie wykonuje poleceń pilota. Jednak w obu tych przypadkach dziwi brak jakiejkolwiek reakcji członków załogi czy to na działania pilotującego, czy też zachowanie samolotu. Tymczasem na pokładzie - według stenogramów - niemal do chwili upadku samolotu na ziemię panuje spokój. Nie widać niepokoju, że coś się zepsuło, nie ma żadnych słów, uwag. - Nie ma spodziewanej po haśle "odchodzimy" reakcji samolotu, nie wiemy, co się dzieje. Ta końcówka lotu jest odchyłką od wszystkiego. Tłumaczę to brakiem sterowania. No, chyba że z przodu siedziało dwóch samobójców, w co wierzyć mi się nie chce - dodał ekspert. Jak zaznaczył, przykre jest to, że w obecnej fazie dochodzenia, kiedy jeszcze nic nie wiadomo na temat przyczyn katastrofy, obwiniani są piloci. - Przecież tak naprawdę nadal nic nie wiemy, a na pewno za mało, by tak mówić. Stenogramy nic tu nie zmieniły, a nawet wprowadziły pewne zamieszanie, bo te rozmowy trzeba jeszcze zgrać z parametrami lotu, pracą silników i zapisami czarnych skrzynek na temat pracy i stanu innych elementów samolotu - dodał pilot.
Marcin Austyn

za: NDz z 4.6.2010 Dzial: Polsk

Copyright © 2017. All Rights Reserved.