Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Krzysztof Wołodźko: Niefrasobliwość, zła wola, głupota. Elity III RP i Rosja

Przez dekady lewicowo-liberalne media III RP przekonywały kilka pokoleń Polaków, że nastał geopolityczny koniec historii. Tezami Francisa Fukuyamy wycierano sobie gęby nad Wisłą, nawet gdy on sam zaczął się z nich wycofywać. Podobnie było ze sprawą rosyjską – medialny mainstream dopiero w lutym 2022 roku tak naprawdę wziął bardzo zimny prysznic. Wcześniej Adam Michnik, jak mile połechtany zaszczytem sztubak, chwalił się uczestnictwem w Klubie Wałdajskim, a mainstremowe telewizje zachwycały się tuskowym resetem z Moskwą

- pisze Krzysztof Wołodźko w "Gazecie Polskiej".

Gdy w pierwszej połowie początkowych lat XXI wieku w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego broniłem pracę magisterską „Rosja jako problem w filozofii Henryka Kamińskiego” (w skróconej wersji ukazała się później w PAN-owskim „Archiwum Historii Filozofii i Myśli Społecznej”), moi znajomi pukali się na ogół w głowę. Wśród humanistów modne były tematy dotyczące postmodernizmu, estetyki, religii Wschodu; coraz większą popularność zyskiwały gender studies i dyskusje o prawach zwierząt. Tematyka rosyjska uchodziła za anachronizm. Podobnie zresztą jak filozofia polska, która cieszyła się o wiele mniejszym zainteresowaniem studentów niż liberalne, anglosaskie szkoły myślenia. Xero-modernizacja czyniła spustoszenie także w umysłach części tzw. młodej konserwatywnej inteligencji. Na marginesie: kierownikiem mojej pracy był prof. Jan Skoczyński, a recenzentami tak różni myśliciele, jak prof. Bronisław Łagowski i prof. Ryszard Legutko.

III RP. Milej było zapomnieć o Rosji

Zapewne nie rozpoznałbym się dziś w części moich ówczesnych poglądów na Rosję. Jednak od znacznej części moich lepiej lub gorzej ode mnie wykształconych rówieśników, urodzonych pod koniec lat 70. i na początku lat 80. XX wieku, różniło mnie to, że nigdy o Rosji nie zapomniałem. Rok po roku, krok po kroku, napaść po napaści, morderstwo po morderstwie... Stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że była to dobra intuicja. Że w Polsce o Rosji jako wyzwaniu i niestety także zagrożeniu nie da się zapomnieć. Czy może ściślej – nie powinno się zapomnieć. Niestety, atmosfera intelektualna przesadnego zapatrzenia się na Zachód, polityczne, społeczne, gospodarcze interesy i postkomunistyczne uwikłania sprawiały, że polskie społeczeństwo i znaczna część klasy politycznej pogrążyła się w błogiej nieświadomości w naprawdę żywotnych dla polskich sprawach, dotyczących kondycji postsowieckiego imperializmu. Lewicowo-liberalne media III RP, które nadawały i wciąż nadają ton debacie publicznej, kompletnie nie poradziły sobie z tym wyzwaniem.

W latach 90. można było jeszcze wierzyć, że Rosja jest po prostu zbyt słaba, by w jakikolwiek sposób zagrozić Europie. Widzieliśmy sowiecką armię wyjeżdżającą z Polski. W jej miejsce przybyli zabiedzeni obywatele i obywatelki byłych radzieckich republik, handlujący na targowiskach topornymi elektronarzędziami, elektroniką, bardzo małym AGD. Później Rosja to były tanie paliwa i polskie jabłka na eksport. I przekonanie, że nawet jeśli Moskwa jest autorytarna, to jest to autorytaryzm potykający się o własne nogi. Skorumpowany, klientelistyczny wobec Zachodu, z rozleniwionymi dobrobytem oligarchami i siłowikami starej daty, popijającymi w bani na daczy wódeczkę.

Putin zmienił wszystko. Elity to przegapiły

Władimir Putin zmienił wszystko. Najpierw trzymał się daleko od zachodnich granic. Sprzątał na kaukaskim zapleczu. Mordował ludzi takich jak Anna Stiepanowna Politkowska. Później była Gruzja. I był Smoleńsk. Na Wyspach Brytyjskich Kreml użył nowiczoka. Gdy było już jasne, że kołokoł, dzwon na trwogę, powinien zabrzmieć nad Wisłą, przyzwyczajone do geopolitycznego bezpieczeństwa na dorobku lewicowo-liberalne elity zafundowały mocny usypiacz, „głupiego Jasia” w formie „polsko-rosyjskiego” resetu. W archiwach lewicowo-liberalnych mediów znajdziemy mnóstwo zachwytów Tuska, Radosława Sikorskiego, Bronisława Komorowskiego na temat „liberała” Dmitrija Miedwiediewa i „surowego, ale otwartego na rozmowy” Władimira Putina. A do tego papierosek i wódeczka. Z cynicznym po rosyjsku Siergiejem Ławrowem.

Za największego znawcę rosyjskich spraw w polskich mediach uchodził długo Stanisław Ciosek. I wiele jemu podobnych postkomunistycznych figur, które rzewne wspomnienia z popijaw z radzieckimi towarzyszami pochowały za poczciwymi nagle gębusiami brukselskich liberałów i socjaldemokratów.

Wyglądało na to, że duch słynnej figury tragicznej rosyjskiej ospałości, życiowej niemocy i umysłowego lenistwa Ilii Ilicza Obłomowa, udzielił się właśnie Polakom. A po Krymie zostało uspokajające wołanie: „Jesteśmy w NATO”, „Jesteśmy w Unii Europejskiej”. I jeszcze jedno: „Rosja nigdy nie zdecyduje się na pełnoskalową agresję u swoich zachodnich granic”.  

Oklaski dla kagiebisty

Lubię dziś zajrzeć na stronę „Gazety Wyborczej” i poczytać wywiady z rosyjskim analitykiem Władisławem Inoziemcewem (jego „Nienowoczesny kraj. Rosja w świecie XXI wieku” recenzowałem dla „Nowego Państwa”) albo ukraińskim historykiem Serhijem Płochim, który wydał właśnie książkę „Rosja–Ukraina. Największe starcie XXI wieku” (oby to nie był tytuł na wyrost, można sobie wyobrazić poważniejsze starcia w tym stuleciu).

Ale jeszcze bardziej lubię archiwa „Wyborczej” albo skany dawnych wydań „GW” z tekstami niemal ociekającymi zachwytem wobec krzepnącej w neoimperializmie Rosji i wobec byłego kagiebisty, cara-nie-cara Władimira Putina. Nie wspominając nawet o lewicowo-liberalnej produkcji medialnej po Smoleńsku, gdy zachęcano nas do palenia świec krasnoarmiejcom, niemal wedle recepty bardzo pogubionego po II wojnie światowej Władysława Broniewskiego: „Kłaniam się rosyjskiej rewolucji czapką do ziemi, po polsku: radzieckiej sprawie, sprawie ludzkiej, robotnikom, chłopom i wojsku”.  

Są wśród tych tekstów „klasyki”. Na przykład artykuł z 2022 roku Pawła Wrońskiego, obecnego rzecznika prasowego MSZ, pisany w trakcie wizyty Putina w Polsce: „Szczere pytania, szczere odpowiedzi. Do Sejmu Prezydent Rosji wchodził w ciszy. Wychodził oklaskiwany”. Są też wyznania Adama Michnika, zatytułowane „Wyznania antysowieckiego rusofila”, wyjaśniające, czemu w październiku 2010 roku zdecydował się na udział w spotkaniu Klubu Wałdajskiego – potiomkinowskiego spektaklu, z pomocą którego rosyjskie elity bardzo długo mydliły oczy zachodnim intelektualistom.

Paplanina „Wyborczej”

Z tej paplaniny, z rosyjska zwanej baratin, wynikało wciąż jedno: racjonalizacje, mrzonki i złudzenia, miłe dla autorów poczucie, że są po „właściwej stronie historii”, w odróżnieniu od tych, którym przez lata zarzucano „rusofobię”. Rzecz tragikomiczna: nie bez pewnych oporów, w lutym 2022 roku, wszyscy ci ludzie i wszystkie te redakcje nagle odkryły w sobie niebywałe pokłady ostrożności i uwagi względem Rosji. Choć przez dekady dawały się omamić propagandzie, którą przejrzałby pierwszy lepszy polski sowietolog z czasów międzywojnia. Nic dziwnego, że „Reset” musiał zniknąć z neo-TVP. Zbyt wiele mówił nie tylko o Donaldzie Tusku, figurancie w ówczesnej grze między Rosją a Niemcami.

Liberałowie i lewica w sprawach Rosji miotają się od ściany do ściany. Niegdyś byli jak polny konik w środku lata. Gdy nadciąga zima, Wacław Radziwinowicz straszy „uskrzydloną zwycięstwami rosyjską armią”, a Michnik już nie chwali się na łamach swojego  organu prasowego rozmówkami nad talerzykiem z sałatką z Władimirem Putinem – przypomina, że stał mocno po stronie Lecha Kaczyńskiego w Gruzji. Wszyscy w sprawach Rosji nabrali pryncypialności, twardości i nakazanego mądrością etapu pesymizmu. Przestrzegałbym przed wiarą w ich intelektualną przemianę – gdy zawieje kolejny wiatr historii, znów zapomną, o czym trzeba. I zaczną szukać rusofobów na prawicy.

Krzysztof Wołodźko

za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.