Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Powikłania po in vitro

Samosąd w PAN nad prawnonaturalnym stanowiskiem m.in. Kościoła katolickiego w sprawie zapłodnienia pozaustrojowego. Naukową rzetelność pokryła ideologiczna piana. Choć nawet zwolennicy in vitro przyznają: zabieg skutkuje ciężkimi powikłaniami. Seminarium „Innowacje w leczeniu niepłodności – ocena dostępności w Polsce” odbyło się w Instytucie Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej PAN. W spotkaniu uczestniczyli znani aktywiści metody in vitro. Ich wywody nie ograniczały się bynajmniej do przedstawiania naukowych faktów i oceny dostępności. Graniem na emocjach było uzasadnianie procederu pragnieniem posiadania dziecka. W wystąpieniach raz po raz atakowano Stolicę Apostolską oraz zaawansowaną diagnostykę odnoszącą – w odróżnieniu od in vitro – spektakularne sukcesy w leczeniu przyczyn niepłodności – naprotechnologię.

Jak mówił w swojej prelekcji prof. Leszek Pawelczyk z Kliniki Niepłodności i Endokrynologii Rozrodu Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, powodzenie metody in vitro zależy od wielu czynników: wieku kobiety, jej stylu życia, masy ciała oraz stosowanych używek (alkoholu, papierosów), a także od czasu trwania okresu bezpłodności, o czym – jak ocenił Pawelczyk – zapominają naprotechnolodzy. – U nich leczenie czy przygotowanie do zajścia w ciążę trwa średnio minimum dwa lata. Pacjenci są uczeni, jak mierzyć temperaturę, jak oceniać śluz, zapisują to sobie w różnych kalendarzykach – ironizował mówca. Jak sam przyznał, współczynnik efektywności metody in vitro jest najwyższy, jeśli okres niepłodności jest krótki i trwa co najwyżej rok. Z tymi tezami nie zgadza się dr Tadeusz Wasilewski, założyciel kliniki naprotechnologii NaProMedica, który wycofał się z biznesu in vitro. Jak zaznacza, jego polemika jest ad meritum, a nie ad personam. – Wcale nie muszą upływać dwa lata. Oto przykład. Mam do czynienia z pacjentką w wieku 41 lat, która jest po dziewięciu nieudanych programach in vitro. Dopiero po zastosowaniu ochronnej medycyny prokreacyjnej następuje poczęcie dziecka. I to nie jest przypadek epizodyczny – mówi dr Wasilewski. – Jeśli chodzi o in vitro, to różnimy się tym, że chcemy bardzo wnikliwie obserwować organizm kobiety, pogłębiając diagnostykę o szereg elementów odnośnie do chorób wewnętrznych, alergii czy chorób endokrynologicznych. W ochronnej medycynie prokreacyjnej małżeństwo poczyna dziecko w sposób naturalny – nie przyczyniamy się do śmierci poczętych dzieci, dbając o godność małżeństwa – tłumaczy lekarz.

Splot patologii

We wczorajszej dyskusji nie udało się uniknąć kwestii ryzyka związanego z in vitro. Do powikłań poplecznicy tej metody zaliczyli przede wszystkim ciąże mnogie. – Ciąża wielopłodowa rodzi wiele powikłań zarówno dla matki, jak i dla dziecka. To kolejno: ryzyko przedwczesnego porodu, mniejsza masa urodzeniowa dziecka, co generuje często powstawanie wad rozwojowych. Dla matki oznacza to ryzyko wielu chorób fizjologicznych i psychicznych, jak m.in. cukrzyca czy depresje – wyliczała dr Barbara Grzechocińska, adiunkt Katedry i Kliniki Położnictwa i Ginekologii AM. Występują też powikłania związane z punkcją pęcherzyków – może wtedy dojść do uszkodzenia narządów sąsiednich: jelita, pęcherza moczowego i moczowodów, czy też do uszkodzenia drobnych naczyń w okolicy jajnika, co powoduje bolesne krwawienia. Kobiety, które decydują się na zastosowanie metody wspomaganego rozrodu, powinny też wziąć pod uwagę ryzyko pojawienia się tzw. zespołu hiperstymulacji jajników – u pacjentki może wystąpić wodobrzusze powodujące trudności w oddychaniu, a także zmniejszenie ilości wydalanego moczu.

Wolna amerykanka

Linię ideologiczną metody „rozrodu na szkle” próbował określić wczoraj prof. Zbigniew Szawarski, współautor SLD-owskiego projektu ustawy legalizującej in vitro, przygotowanego w Sejmie poprzedniej kadencji pod patronatem proaborcyjnej Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz Stowarzyszenia „Nasz Bocian”. Jego prelekcja dotycząca sporu etycznego wokół in vitro sprowadzała się w zasadzie do forsowania tez moralnego i ontologicznego subiektywizmu i relatywizmu. – Jeśli ktoś pali, pije – trudno, jego sprawa. Nie będę go za to karał i zamykał. On ma prawo do głupoty i ja je respektuję. Na tym polega jedna z udanych zasad życia w społeczeństwach demokratycznych, że szanujemy wolność drugiego człowieka, dopóki nie narusza to granic naszej wolności – wywodził Szawarski, przemilczając jednak kwestię prawa do życia dzieci poczętych w procedurze in vitro, a potem zamrożonych w ciekłym azocie. – Obojętne, czy jest on hetero, czy jest homo, czy jest wierzący, czy chce mieć dzieci za pomocą napro czy in vitro. Jego wybór. Państwo, które nie potrafi tego uszanować, moim zdaniem nie zasługuje na szacunek – galopował Szawarski. – Z punktu widzenia kolegów z KUL czy z Rzymu nie ma różnicy między pojęciem „człowiek” a pojęciem „osoba”. Z punktu widzenia większości filozofów zachodnich osobą stajemy się znacznie później – perorował. Brakowało jeszcze tylko tego, żeby ktoś przywołał poglądy Petera Singera propagującego uśmiercanie dzieci także po narodzeniu, ponieważ jeszcze wtedy nie są kwalifikowane jako „osoby”.

Wyrzuty sumienia

W oczach prof. Szawarskiego w sprawie in vitro Kościół przyjmuje postawę co najmniej apodyktycznego hegemona. – Wystarczy zapytać, co o tym [o in vitro – red.] sądzi Stolica Apostolska i spór jest rozstrzygnięty – to jest zbrodnia, to jest złe. Każdy, kto decyduje się na potomstwo metodą in vitro, popełnia grzech, kto asystuje przy tego typu zabiegach, popełnia również grzech, prawdopodobnie grzech śmiertelny. Nie ma o czym dyskutować. Ale ta odpowiedź jest ważna tylko dla tych, którzy uznają autorytet Stolicy Apostolskiej – twierdził Szawarski.

– Rzeczywiście społeczeństwo demokratyczne charakteryzuje się ochroną wolności, której granicą jest wolność i prawa innych osób. Jednocześnie państwo demokratyczne ma za zadanie chronić interesy tych, którzy są zbyt słabi, by zadbać o siebie. W tym względzie – jeśli chodzi o teorię – w pełni się z panem prof. Szawarskim zgadzam. Rzecz w tym, że ja mam na myśli naprawdę wszystkich, a nie tylko „niektórych wszystkich” (czyli urodzonych, zdrowych i silnych). Bronię godności i życia wszystkich ludzi, a nie tylko tych, którym przyznany zostanie przez lekarza przywilej urodzenia się – ripostuje ks. dr hab. Piotr Kieniewicz MIC z Katedry Teologii Życia Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Jak przypomina, negatywna ocena in vitro oparta jest w ogromnej mierze na kryteriach medycznych, które – jak pokazał ostatni komunikat ekspertów komisji bioetycznej KEP – jednoznacznie wskazują na jej szkodliwość dla zdrowia urodzonego dziecka i kobiety poddającej się tej procedurze. – Ze swej natury in vitro jest związane z działaniami abortywnymi. I w interesie tych poczętych i skazanych na śmierć dzieci też występujemy, bo ich prawa i wolność są naruszane. Personalistyczne spojrzenie na człowieka każe w nim zawsze widzieć osobę – zaznacza. – Człowiek jest osobą. Zawsze jest osobą, niezależnie od wieku, rozmiaru i stopnia rozwoju. Nie można być człowiekiem i nie być osobą. Rozwój zdolności nie czyni człowieka osobą, bo osobą już jest od samego początku swojego istnienia. Być osobą nie jest czymś dodatkowym do bycia człowiekiem. Czyli nienarodzone dziecko nie jest „potencjalną osobą”, ale „osobą o wielkim potencjale”. I szkoda, że pan profesor Szawarski tego nie widzi – dodaje ks. Piotr Kieniewicz. Jego zdaniem, zapał w atakach na Kościół, jaki przejawiają zwolennicy in vitro, to próba uciszenia głosu sumienia, który budzą wypowiedzi Magisterium Kościoła. – Niezależnie od powodów nam milczeć nie wolno – konstatuje nasz rozmówca.

Anna Ambroziak


za:www.naszdziennik.pl (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.