Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

I Konferencja KSD

Prof. Andrzej Zybertowicz

Proszę Państwa, mamy dwa sposoby mówienia o sytuacji w polskich mediach. Pierwszy z nich został zaprezentowany dzisiaj na przedpołudniowej sesji – przy użyciu języka, jakiego używamy w wizjach, w marzeniach. Ten sposób zaprezentowała pani prof. Krystyna Czuba. Drugi sposób opisuje faktyczne mechanizmy, codzienną rzeczywistość, „jaka ona jest”. Ja jako socjolog jestem bliższy temu drugiemu sposobowi i opowiem państwu o doświadczeniach wynikających z analizy moich kontaktów z mediami. Od ponad dziesięciu lat występuję w roli komentatora, uczestnika dyskusji, autora tekstów. Media bardzo często zamawiają u mnie rozmaite komentarze. Chcę Państwu opowiedzieć, czego się dowiedziałem o „kuchni” funkcjonowania mediów i z jakimi kosztami kontakt z nimi wiąże się dla osoby „ćwierć publicznej”. Zacznę może od tezy, która dla nikogo nie powinna być oryginalna: PiS przegrał wybory, ponieważ przegrał z mediami. Nie potrafił wykorzystać mediów jako środka przekazu, zakomunikowania społeczeństwu swojego projektu przemian Polski i nie potrafił przeciwstawić się medialnej nawałnicy.
Radek Sikorski, były minister obrony narodowej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, który przeszedł do Platformy Obywatelskiej, powie-dział w jednym z wywiadów, że „PiS przegrał z mediami, bo bracia Kaczyńscy nie rozumieją, że z mediami trzeba… flirtować”. Chciałbym się zastanowić przez chwilę nad tą myślą. Bo, niestety, z moich własnych doświadczeń wynika, że z mediami tak właśnie trzeba postępować! I że jest to jedyna szansa na sukces, na udaną obecność. Z mediami, niektórymi – za moment podam jakimi – nie można być szczerym. W świecie współczesnych mediów szczerość jest samobójczą postawą. Co to znaczy „flirtować”? Flirtować to znaczy grać, m.in. grać dystansem. Raz bliżej, raz dalej. Raz odsłaniamy coś więcej, raz odsłaniamy mniej. To jest tak jak w kontaktach damsko-męskich. Udajemy poważne zainteresowanie, naraz mówimy, że to był tylko żart, że tak naprawdę nie mamy śmiałości, że nie zależy nam na zbliżeniu. Co to więc znaczy: „grać, flirtować z mediami”. To znaczy: udawać, zwodzić, dokonywać uników. Ktoś powiedział: „Oszczędnie gospodarować prawdą”. To może brzmieć cynicznie, ale ten motyw pojawił się także w wystąpieniu pani prof. Czuby, gdy mówiła, że „musimy wiedzieć, kiedy milczeć”.
Mediom trzeba prawdę dawkować, bo ktoś, kto odsłoni im wszystko, staje się dla nich niepotrzebny, bo już nie ma nic na sprzedaż. A jeśli w mediach zrobi się wrażenie, że ma się coś jeszcze do odkrycia, to będą zabiegały o kontakt. Pamiętam, że w momencie, gdy zostałem przez min. A. Macierewicza powołany do komisji weryfikacyjnej, minister starał się, żeby nazwiska członków i ekspertów tej komisji nie były znane mediom. I do dziś część z nich nie jest znana, a ci członkowie, których nazwiska ujawniono od początku albo przedostały się do mediów, ci spotkali się z potężnym ciśnieniem, chciano za wszelką cenę wydobywać od nich tajne informacje. Media bez żadnych zahamowań namawiają do łamania prawa i odtajniania informacji ściśle tajnych przez osoby, które je posiadają. Młodszym członkom komisji trudno było nie ulec wobec mizdrzenia się pań dziennikareczek, starających się, by wydobyć jakieś ciekawe nazwisko z tajnych akt.
Proszę Państwa, na podstawie moich obserwacji chciałbym teraz opowiedzieć o niektórych grzechach dziennikarzy. Z częścią tych grze-chów Państwo jesteście dobrze zaznajomieni, ale niektóre będą nowe. Może zacznijmy od prostej formuły. Otóż jedno z zaleceń Rady Etyki Mediów mówi, że dziennikarz, który do kogoś telefonuje, powinien poinformować, że rozmowę nagrywa. Dziennikarze prawie nigdy nie informują o tym, że nagrywają rozmowy. Dopiero po jakimś czasie, już po publikacji, można się zorientować, że oni bez autoryzacji wykorzysta-li w swoim tekście obszerne fragmenty rozmowy, a przecież nie sposób wyobrazić sobie, żeby to zanotowali, bo rozmowa była dłuższa, szybka itd. Ale prawie nigdy nie mówią, że nagrywają.
Dalej: mają skłonność, żeby szukać sensacji nawet tam, gdzie jej nie ma. Mają skłonność do radykalizowania mojego punktu widzenia, np. ja jako profesor, trochę utożsamiany z takim uniwersyteckim dostojeństwem, staram się wyważonymi słowy, z dystansem, coś spokojnie opisać. Ale kiedy przysyłają mi tekst do autoryzacji, używają w nim języka młodzieżowego: „niesamowite wydarzenie, super sytuacja…”. Ja przy autoryzacji to wszystko wykreślam. Niech się tak wypowiadają małolaty, a nie profesor socjologii.
Jak widać – media chętnie „ekstremizują język” i „podkręcają” in-formację. A jak wygląda kuchnia? W zeszłym miesiącu byłem w Zielonej Górze, na Ogólnopolskim Zjeździe Socjologicznym, gdzie wygłaszałem referat o sieci biznesowej Zygmunta Solorza i o tym, jak bardzo przetkane agentami tajnych służb jest jego środowisko. Przed samym referatem udzielam wypowiedzi różnym mediom, m.in. jednemu z dzienników, który – nawiasem mówiąc – jest jednym z najbardziej przyzwoitych i konserwatywnych dzienników w Polsce. Wyraziłem tam pewną tezę, po pytaniu dziennikarza,: „Jacy ludzie starali się o przyznanie koncesji Solorzowi?”. Powiedziałem, że „ówczesny marszałek Sejmu, szkolony przez tajne służby, Józef Oleksy, publicznie wyraził zdanie, że Polsat powinien mieć preferencje w staraniach o koncesję”. Dziennikarz, który wysłał tekst do redakcji napisał, że „Oleksy, zdaniem Zybertowicza, sugerował przyznanie koncesji dla Polsatu”. Natomiast redaktor, który na końcu w redakcji kierował ten tekst do druku, zmienił tak, że ukazało się na-stępujące sformułowanie: „Zybertowicz twierdzi, że Józef Oleksy naci-skał na Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, by przydzieliła koncesję Polsatowi”. I to jest bardzo porządny dziennik, o dobrej reputacji, w którym pisze wielu autorów bliskich Kościołowi i mających napraw-dę patriotyczne poglądy. To co się dzieje w redakcjach, gdzie panują niższe standardy?
Może kolejne grzechy... Jacy są ci dziennikarze? Otóż stosują techniki „uintymniania rozmowy”. Dzwoni do mnie dziennikarz parę dni przed Bożym Narodzeniem (2006) i mówi: „Panie profesorze, dzwonię, żeby złożyć życzenia. Chciałem powiedzieć, że się przeprowadzam do innego miasta, dostałem pracę, moja żona dostała się na studia...”. Taką toczymy prywatną rozmowę. I w którymś momencie tej prywatnej rozmowy nagle pojawiają się pytania o jakieś oceny polityczne, co pan sądzi o tym, o tamtym, a za parę dni widzę, że wszystkie elementy rozmowy, poza tym, co on o sobie mówił, są umieszczone w tekście. Ja naprawdę myślałem, że to jest prywatna rozmowa. Jak się z kimś ileś razy rozmawiało, to czasami jakaś nić sympatii powstaje. Ale to nie jest nić sympatii międzyludzkiej! To jest „sympatia profesjonalna” z ich strony. To jest „technika oswajania”, żeby człowiek nie stał na straży swoich myśli, i żeby – mówiąc ich językiem – „chlapnął coś”, co będzie sensacyjką do jakiegoś „numeru”. To jest bardzo przykre, bo powoduje, że naturalna ludzka skłonność do ufności, tutaj jest demontowana. Człowiek, który kontaktuje się z mediami przez wiele lat, uczy się podejrzliwości, nieufności, uczy się nieszczerości. To jest to flirtowanie, o którym mówił minister Sikorski.
Dziennikarze starają się także unikać autoryzacji. Ja znam paru do-świadczonych dziennikarzy. Od nich nie domagam się autoryzacji, bo piszą rzeczowo, nawet jeśli oddają moją myśl swoimi słowami. Robią to kompetentnie. Od innych zawsze się domagam, bo jak streszczą, to tak przekłamią, że wstyd mi potem patrzeć moim kolegom z Uniwersytetu w oczy, że przy moim nazwisku coś się takiego ukazało.
A więc flirtowanie z mediami, czyli gra. Co to jest ta gra? To jest mimowolna zgoda na wyrywanie z kontekstu wypowiedzi. Mówię przez 3 minuty, wyrywają mi jedno zdanie i przekazują dalej. Chcą, abym się „zgadzał na banalizację”. Proszą mnie na przykład, abym przekazał jakąś myśl, która nie byłaby kompletnie trywialna. Ale z mojej wypowiedzi wybiorą nic nie znaczące zdanie. Dalej: „Podbieranie pomysłów”. Dziennikarz rozmawia ze mną przez 20 minut, później pisze tekst bez mojego nazwiska, ale jest w nim szereg moich pomysłów, podanych jako jego własne. Sposób może najmniej szkodliwy, bo każdy z nas chciałby, by nasz pomysł poszedł w świat.
Proszę Państwa, jeśli się wejdzie w przestrzeń medialną, to trzeba się liczyć z tym, że człowiek staje się bezlitosnym przedmiotem oceny. Gdybyście Państwo na różnych forach i blogach internetowych przejrzeli, jakie komentarze na mój temat piszą internauci, to byście zobaczyli, że zwrot „ścierwo PiSowskie” – jest jednym z łagodniejszych. Inaczej mówiąc, ktoś, kto nie ma grubej skóry albo nie czuje wsparcia w miłości najbliższych lub w jakimś głębokim uformowaniu moralnym, nie wy-trzyma tej nawałnicy. Dziennikarze mi mówią: „Przecież pan jest osobą publiczną”. Przychodzi do mnie dziennikarz i melduje mi: „Przed pa-nem rozmawiałem już z dwunastoma osobami na pana temat”. Idą do mojego kolegi ze szkoły średniej, z którym miałem jakiś konflikt 40 lat temu, on to bez skrupułów opowiedział, a dziennikarz opisał jakieś „intymne sytuacje z mojego okresu młodzieńczego”. A więc prywatność staje się ograniczona. Mamy wreszcie do czynienia z czymś, co nazywam „chodzeniem po kruchym lodzie”. Jako badacz formułuję hipotezy, któ-re mogą być także błędne. W dyskusjach badawczych, seminaryjnych wyrażam czasem myśli, które są dla mnie nie do końca precyzyjne. Ale, gdy idę do telewizji, to mój akademicki nawyk „myślenia na głos” staje się niebezpieczny...
Obecnie toczą się przeciwko mnie trzy procesy cywilne: dwóch agentów i Adam Michnik. Agent Zygmunt Solorz, agent Milan Subotić i Adam Michnik procesują się ze mną o moje różne wypowiedzi w mediach! Proszę Państwa, gdyby nie to, że mój były student ma kancelarię w Warszawie i jest moim przyjacielem, to miałbym wiele kredytów do spłacenia, aby nie być zmiażdżonym przez te procesy. Po prostu. A jeśli je przegram, to i tak będę miał do zapłacenia dziesiątki tysięcy złotych.
No i jeszcze, proszę Państwa, na zakończenie... Niestety, flirt wiąże się z zagrożeniami. Ale we współczesnym świecie ten flirt z mediami trzeba toczyć. W imię czego? Po to, aby pewne przesłanie było obecne. Żeby jacyś nieznani ludzie mogli do mnie napisać e-maila: „Ja się cieszę, że jest taki profesor, który nie boi się popierać Kaczyńskich i projektu IV-ej Rzeczpospolitej”.
I to jest właśnie ta wartość: pokazać, że jest się profesorem przyzwoitego uniwersytetu, który nie boi się pewnych rzeczy „mówić pod prąd”. Wtedy człowiek może przeciwstawić się tej nawałnicy, rozmaitym nie-szczerym sytuacjom. Ale oczywiście są także jaśniejsze punkty. Bo wśród dziesiątek lub setek dziennikarzy, z którymi się kontaktowałem, nie raz byli dziennikarze, którzy myśleli samodzielnie, inteligentnie i z całą świadomością mówili: „Niech pan to powie, bo jak pan to powie, to szef mi to puści. Gdybym sam to powiedział, szef, by mi nie puścił, że lustrację trzeba zrobić…”.
Więc proszę Państwa, moja gra polega na tym, że wykorzystuję swo-ją pozycję uniwersytecką, aby wartości czy treści, które są w moim odczuciu ważne, przekazywać różnym mediom. Gra polega też na tym, że nie pozwalam się zepchnąć do pewnego tylko obszaru mediów, do pisemek niszowych. Staram się być obecny w różnych mediach, ale nie zgodzę się na wypowiedź dla „Nie”, czy „Trybuny”, chociaż kiedyś w „Trybunie” na pierwszej stronie napisano artykuł na mój temat, wydobywając informacje od moich uniwersyteckich kolegów, także za pomocą podstępnych metod...
Bardzo dziękuję za uwagę.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.