Komentarze i pytania
Dr Nowaczyk o kłamstwie Osieckiego
Z dala od kamer, mikrofonów zebrali się fachowcy żeby dyskutować o lotnictwie na poważnej międzynarodowej konferencji. Grono ekspertów jest zacne, a poruszane tematy bardziej niż ciekawe, do tego jedna z sesji dotyczyła Smoleńska. Zatem nic dziwnego, że swojego szczęścia chciał spróbować prof. Binienda.
Wielce wybitny i bardzo t(fu)rczy (powinno być przez wielkie tfu ;) ekspert Macierewicza wpadł wraz ze swoimi wyznawcami zwanymi w niektórych kręgach „naukowcami drugiego obiegu” ;) Niestety na zebranych jego teorie nie zrobiły wrażenia. A mówiąc dokładnie Binienda został rozjechany walcem przez ekspertów. (o ile wiem tu również nie podał pliku wsadowego do programu LS DYNA żeby każdy mógł powtórzyć słynną symulację i zobaczyć jak eksperyment został zaprojektowany). Po prostu nie zostawiono na nim suchej nitki, krytykując pseudonaukowe wymysły. [...]
Dr Kazimierz Nowaczyk zareagował w taki oto sposób:
W związku z kłamstwami "dziennikarza" Jana Osieckiego na stronie głównej salon24.pl o obecności prof. Wiesława Biniendy na konferencji w Kazimierzu Dolnym, zamieściłem na swoim blogu oświadczenie:
Profesor Wiesław Binienda nie uczestniczył w XV Konferencji „Mechanika w lotnictwie” ani osobiście, ani w jakikolwiek inny sposób, ponieważ nie został na nią zaproszony, mimo że termin jego pobytu w Polsce był znany od dawna.
W związku z tym domagam się usunięcia ze strony głównej wpisu dziennikarza Jana Osieckiego zawierającego kłamstwa na temat rzekomego udziału Biniendy w panelu dyskusyjnym i oszczerstwa wobec profesora Wiesława Biniendy. (...)
Dr Nowaczyk ma oczywiście rację. Program konferencji można sprawdzić TUTAJ.
Wpis Osieckiego to kolejna kompromitacja tego dziennikarza. Wcześniej bronił on zażarcie rosyjskiej wersji katastrofy w wyjątkowo groteskowy sposób. Tuż przed ujawnieniem treści stenogramów z kokpitu Tu-154, opracowanych przez naukowców z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, Osiecki napisał:
Eksperci z Krakowa przypisali wszystkie wypowiedzi konkretnym osobom przebywającym w kokpicie Tu-154, który rozbił się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Będzie zatem wiadomo co mówił Błasik (choć nawet Miller musiał przyznać, że czytał wskazania wysokościomierza barometrycznego i mówił pilotom co widzi za oknem – a wiec stał się członkiem załogi w ostatnich sekundach lotu). Będzie też dowód, że nie wpadł do kabiny pochwalić się zegarkiem ani zapytać pilotów nomen omen jak leci.
Było oczywiście na odwrót. Ze stenogramów przygotowanych przez ekspertów z Krakowa wynika bowiem, że nie ma żadnego dowodu na obecność gen. Błasika w kabinie pilotów.
za: http://niezalezna.pl (kn)