Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Jan Gać-Chronologia Pana Boga

Egzamin z wolności wyboru pomiędzy dobrem a złem, do którego człowiek przystąpił u samych początków zaistnienia – istota surowa i niedoświadczona – wypadł dla niego jak najgorzej z tragiczną konsekwencją tego wyboru. Jednak litościwy  Stwórca nie odtrącił od siebie człowieka z powodu jego nieposłuszeństwa. Stanął

po jego stronie, w pierwszym rzędzie karząc sprawcę upadku człowieka: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie – zwrócił się do kusiciela w obrazie przebiegłego węża – a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej…” (Rdz 3,15). Tradycja chrześcijańska upatruje w tej konstatacji zapowiedź zesłania człowiekowi wybawiciela. Kiedy to nastąpi i w jaki sposób się to stanie? Dyskretny Bóg tego na razie nie wyjawił, ma dużo czasu.

Rozpoczęła się dramatyczna wędrówka człowieka przez dzieje. W ogromnym znoju, wielkim nakładem pracy, tytanicznym wysiłkiem, wytrwałością, ale i pomysłowością człowiek przystąpił do przekształcania własnego  środowiska, usprawniał narzędzia pracy, tysiąclecie po tysiącleciu budował porządek o znamionach cywilizacji. Will Durant, wielki amerykański historiograf, zauważył, że cywilizacja zaczyna się tam, gdzie chaos i niepewność się kończą.

Jakieś osiem tysięcy lat temu, jeśli nie wcześniej,  w dolinach wielkich rzek Indusu, Tygrysu, Eufratu i Nilu pojawiły się zorganizowane skupiska ludzkie o znamionach wyłaniających się cywilizacji. Badania archeologiczne wykazały, że najbardziej monumentalnymi konstrukcjami w ówczesnych osadach, a potem miastach były budowle sakralne. Choć architektonicznie znacznie się różniły między sobą, posiadały jedną cechę wspólną – stawiano je bóstwom dla wyrażenia podległości człowieka istotom potężniejszym od niego, doskonalszym, bytującym w zaświatach, godnym, by móc ich należycie uczcić, wszak od ich woli, ale i kaprysu, zależał byt ludzki.

Około 3800 lat temu  Bóg jakby przyspieszył w swych odwiecznych planach troski o człowieka. Spośród mrowia semickich ludów Bliskiego Wschodu upatrzył sobie jeden szczep bytujący u ujścia Eufratu do Zatoki Perskiej. Z miasta Ur w ziemi Chaldejczyków wyprowadził pewnego, blisko stuletniego starca imieniem Abram i skierował go z rodziną i z całym jego dobytkiem ku ziemi obcej i nieznanej, obiecując, że uczyni go ojcem wielkiego narodu (Rdz 12,2). Rozpoczął się pierwszy etap formowania ludu upatrzonego i wybranego do powierzonej mu misji przygotowania duchowych warunków na wyłonienie się spośród jego grona mesjasza, odkupiciela człowieka. Bóg potrzebował aż osiemnastu stuleci do zrealizowania zbawczego planu. Na razie chodziło o wyizolowanie wybrańców spośród wszystkich innych ludów politeistycznych i formowanie ich w przekonaniu o istnieniu Boga jedynego. Równocześnie następował u Hebrajczyków, jak ich z czasem nazywano, proces kształtowania się pamięci historycznej w stopniu nieznanym u innych ludów Wschodu. Nie tylko zapamiętywano najdrobniejsze nawet wątki tego szczególnego wybraństwa, ale pielęgnowano je i przekazywano kolejnym pokoleniom.  Bóg wiązał ze sobą swój lud, kształtował go, urabiał niczym garncarz glinę, doświadczał na rozmaite sposoby, jakże niekiedy w sposób tragiczny, jak choćby czterechsetletnią niewolą w Egipcie.

Blisko 3300 lat temu upatrzył sobie Bóg drugiego po Abrahamie człowieka, który wpisał się w dzieje Izraela jako wielki prorok i prawodawca. W czasach Ramzesa II, kiedy państwo faraonów wspinało się szczyt rozwoju, Mojżesz w atmosferze nadprzyrodzonych znaków wyprowadził Hebrajczyków znad Nilu i śladem Abrahama poprowadził ich do Kanaanu.  Czterdziestoletnia wędrówka przez pustynie Synaju stanowiła swego rodzaju rekolekcje, jakim zostali poddani wędrowcy, już wtedy formowani prawem nie stanowionym, lecz danym przez Boga w zwięzłej formie dekalogu – dziesięciu przykazań. Zostali też pouczeni o zorganizowaniu kultu religijnego i o budowie przybytku Pańskiego. Nikt, kto wyszedł z Egiptu, nie wszedł do Kanaanu, nawet sam Mojżesz, wszyscy poumierali na pustyni, do ziemi przyobiecanej wprowadził nowy lud Izraela Jozue, byli to ludzie młodzi, wszyscy urodzeni poza granicami Egiptu podczas tej przedziwnej pustynnej peregrynacji.
Po 250 latach przebywania w Kanaanie, po wytępieniu ostrzem miecza prawie wszystkich rdzennych mieszkańców, zapragnęli Izraelici posiadać własnego władcę, zdolnego do zjednoczenia w jedno państwo nadziałów ziemskich przez Jozuego przydzielonych dwunastu pokoleniom Izraela. Zwrócili się z prośbą do Boga:  „ustanów raczej nad nami króla, aby nami rządził, tak jak to jest u innych narodów” (1 Sm 8,5).
Nastąpił kolejny etap formowania ludu żydowskiego w jeden zwarty naród, etap obejmujący prawie pełne tysiąclecie, od króla Dawida, który zmarł w roku 970 p.n.e., do zmarłego w roku 4 przed erą chrześcijańską króla Heroda Wielkiego.
                                                           *****
To pod panowaniem tego ostatniego władcy urodził się Jezus w Betlejem, Bóg, który w postaci ludzkiej zstąpił z nieba na ziemię dla odkupienia człowieka. Wypełniała się zapowiedź z Raju o niewieście, która zmiażdży głowę starodawnego węża, odwiecznego kusiciela, sprawcy ludzkich nieszczęść. Warto podkreślić raz jeszcze: Pan Bóg potrzebował aż osiemnastu stuleci do uformowania narodu wybranego, który byłby zdolny wydać ową niewiastę czystą, Maryję z Nazaretu, na tyle świadomą i odważną, by bez cienia wątpliwości i zawahania odpowiedzieć twierdząco aniołowi Gabrielowi, że zgadza się na to, co Bóg zaplanował: „niech mi się tak stanie” (Łk 1,38). Teolodzy twierdzą, że był to moment poczęcia Jezusa w łonie Maryi, którego ziemska misja po upływie trzydziestu kilku lat dopełni się odkupieńczą śmiercią na krzyżu.
Po śmierci i zmartwychwstaniu, a przed powrotem do Ojca w niebie, ukazujący się wybranym uczniom Jezus zobowiązał ich nakazem: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16,15). Na cały świat? To znaczy dokąd? Wydawało się Jezusowym uczniom, że Mesjasz przyszedł tylko i wyłącznie do Żydów, że został posłany dla ich ocalenia i odkupienia, nie pogan. Myśląc w tych kategoriach, okazało się, że trwają w wielkim błędzie. Uświadomił to sobie Piotr, a z nim i pozostali uczniowie po tym, kiedy apostoł wyjaśniał im w Jerozolimie zajście z rzymskim setnikiem w Cezarei Nadmorskiej, Korneliuszem: „A więc i poganom udzielił Bóg łaski nawrócenia, aby żyli” (Dz 11,18).
                                                        *****
I ten  wątek dziejów  Bóg wpisał w swój zbawczy plan. Blisko 2800 lat przed nami, kiedy na państwo żydowskie, podzielone już wtedy na dwa królestwa, najechali Asyryjczycy i uprowadzili w niewolę znaczną część ludu żydowskiego do kraju, skąd przed wiekami wywędrował Abraham, na dalekim zachodzie, na Półwyspie Apenińskim wybijało się na prowadzenie jedno małe, ale bitne plemię Latynów. Ze swego głównego grodu o nazwie Rzym, założonego w 753 roku p.n.e., jego władcy kolejno wchłaniali pod swe panowanie ościenne plemiona, głównie po ujarzmieniu najgroźniejszych Etrusków. Na podbój półwyspu potrzebowali Rzymianie kilkuset lat aż oparli północne granice państwa o łańcuch Alp, zaś południowe przesunęli poza Morze Śródziemne i po pokonaniu w krwawych wojnach Kartagińczyków dotarli do pustyń Sahary. Eksperymentowali z różną formą rządów: monarchią, republiką, wreszcie cesarstwem. W każdym jednym przypadku gmach państwa wznosili na fundamencie co raz dogłębniej doskonalonego prawa, na przestrzeganiu zasad praworządności, na w miarę demokratycznych i atrakcyjnych sposobach administrowania rozległym imperium. „Rzymianie nie mają zwyczaju skazywania kogokolwiek na śmierć, zanim oskarżony nie stanie wobec oskarżycieli i nie będzie miał możności bronienia się przed zarzutami” (Dz 25,16) – pouczył Żydów namiestnik Festus w sprawie Apostoła Pawła.

I oto to ogromne państwo na własną zgubę wchłonęło w swe granice maleńką żydowską Palestynę. 2085 lat przed nami, czyli w 63 roku p.n.e., generał rzymski Pompejusz wkroczył z wojskiem do Jerozolimy, a z Palestyny uczynił rzymską prowincją. 130 lat później po tym wydarzeniu Józef Flawiusz włoży w usta Heroda Agryppy II, wnuka Heroda Wielkiego, tego od rzezi niemowląt betlejemskich, znamienne słowa: „Pozostaje wam tylko zdać się na pomoc Bożą, ale i ona jest po stronie Rzymian, albowiem bez wsparcia Bożego nie mogłoby powstać tak wielkie cesarstwo” (Bj 2,390). Tym sposobem apelował król Agryppa do rozsądku swych rodaków, by nie rwali się do wojny z Rzymianami, bo to szaleństwo zakończy się niewyobrażalną klęską, zagładą ludu, zniszczeniem państwa, zburzeniem Jerozolimy i spaleniem świątyni. I tak się też stało. Stare Prawo Żydów upadło, narodziło się nowe.
Wysłani na cały świat z Dobrą Nowiną Jezusowi uczniowie znaleźli się w sytuacji politycznie komfortowej: mogli bez przeszkód podróżować po całym imperium, korzystali z doskonałych dróg rzymskich, w niezliczonych grecko-rzymskich miastach znajdowali żydowskie dzielnice, od których rozpoczynali przepowiadanie, to nic że w obliczu wrogiej postawy niektórych żydowskich aktywistów. Morza były czyste od piratów, z którymi rozprawił się Pompejusz. W miastach i portach znajdowali posłuch u pogan, a stolica imperium, Rzym, gościła niemałą gminę chrześcijan na długo przed Neronem. Tak, Rzym wchłonął żydowską Palestynę na własną zgubę, chrześcijanie przeorają zleżały ugór rzymskiego pogaństwa. Będzie ich to drogo kosztowało, trzy stulecia krwawych prześladowań, ale odwrotu już nie było, Rzym z czasem stał się  stolicą światowego chrześcijaństwa.
                                                          *****
A co językiem, w jakim mieli się komunikować z poganami Jezusowi emisariusze? Mieli przepowiadać po aramejsku albo hebrajsku, w mowie ludu pogardzanego przez starożytnych? Przecież w skład imperium wchodziły niezliczone narody i każdy z nich posługiwał się swoją własną mową? „Jakże więc każdy z nas słyszy swój język ojczysty? – dziwili się Żydzi z diaspory w dzień zesłania na apostołów Ducha Świętego – Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii oraz Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, która leży blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie – słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże” (Dz 2,8-11). Pan Bóg jakby i to przewidział.
2168 lat temu, czyli w roku 146 p.n.e., po wielu dziesięcioleciach walk z Macedonią i państewkami greckimi, padł Korynt, co znaczyło koniec niepodległości Greków. Ich państewka weszły w skład imperium. Jak słusznie zauważył rzymski poeta doby Oktawiana Augusta, Horacy, wprawdzie Rzym podbił Grecję militarnie, ale to ona zawładnęła Rzymem kulturowo. Odnosiło się to również do języka greckiego, który stał się językiem powszechnym nie tylko elit świata śródziemnomorskiego, ale i gminu w miastach. Wszystkie cztery Ewangelie były zredagowane po grecku. Z tym językiem, jak i z kulturą hellenistyczną Żydzi zapoznali się dużo wcześniej, w warunkach dla nich tragicznych, kiedy w roku 198 p.n.e. Palestyna dostała się pod panowanie syryjskich Seleucydów, greckich epigonów Aleksandra Wielkiego.
                                                        *****
Doświadczona w procesie rzymskich prześladowań, przez to utwierdzona w swych podstawach i zweryfikowana w swej prawdzie, stała się Ewangelia fundamentem, na którym budowała swoją tożsamość nowa Europa. Rzymskie granice na Renie i Dunaju wieloma falami uderzeń przełamały w końcu hordy barbarzyńców. Nieokrzesani ci ludzie z azjatyckich stepów przybywali nie po to, by zniszczyć i tak już chylące się ku upadkowi państwo rzymskie, ale by się osiedlać w jego granicach i czerpać z nie przez siebie wypracowanych dóbr wysokiej kultury. I tych wszystkich Gotów, Hunów, Longobardów, Franków, Germanów, Wandali i tuzina innych przejęło pod swe skrzydła chrześcijaństwo. Kościół potrzebował kilku stuleci, by uczynić z tych surowych ludzi oddanych sobie wiernych. Chrześcijańska Europa, po tak zwanych wiekach ciemnych, wykształciła najwyższą formę duchowej cywilizacji w skali świata. Spełniała się Jezusowa przepowiednia z Góry Oliwnej na moment przed wstąpieniem do nieba: „będziecie moimi świadkami w Jerozolimie, i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,8).
W XVI wieku wyłoniło się powszechne przekonanie, że oto zbliża się koniec świata i Jezus zaraz zstąpi w swej chwale na ziemię po raz drugi, bo Jego Ewangelia dotarła już do nowo odkrytych lądów Ameryki. Chrześcijaństwo opanowało świat: oba kontynenty amerykańskie, wyspy Pacyfiku, wybrzeża Azji, podobnie Afryki. Dla starodawnego węża, kusiciela, tego było już za wiele. Wprawdzie Kościół Chrystusowy był targany od wewnątrz od samych swoich początków, jak przed tym przestrzegał Apostoł Paweł, kiedy z Miletu odpływał do Jerozolimy: „Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając owczarni. Także spośród was samych powstaną  ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki” (Dz 20, 29-30).

Wystąpienie z własną wersją Ewangelii augustiańskiego zakonnika Marcina Lutra rozerwało Kościół Chrystusowy w XVI wieku. Żadna inna herezja z przeszłości nie okazała się do tego stopnia dewastująca jednię Kościoła, jak luterańska, nawet ariańska posiadała mniejszą moc w tym zakresie. Tamte w mniejszym lub większym stopniu przeminęły, czasem bez śladu, ta nie!  Co więcej, pierwsza rewolucja luterańska  czasów nowożytnych stała się matką kolejnych rewolucji oświeceniowych, a od XIX wieku rewolucji  ideologicznych, które wyłaniają się w co raz to bardziej nonsensownych i groźnych odmianach po dziś dzień.  Każdy z tych rewolucyjnych nurtów kształtował się i kształtuje w opozycji do chrześcijaństwa, każdy swą manifestowaną bezbożnością dewastuje umysły i serca ludzi.
                                                           *****
Upadłe w V wieku państwo rzymskie na Zachodzie, przetrwało jeszcze tysiąc lat w swej wschodniej, greckiej odmianie. Wysunięte daleko na wschód musiało zmagać się nie tyle z barbarzyńcami, co z islamem, najpierw w wydaniu arabskim, w końcu tureckim. Kto wie, gdyby nie greckie zamiłowanie do roztrząsania najdrobniejszych nawet pojęć i terminów filozoficznych i teologicznych, co skutkowało niekończącymi się sporami chrystologicznymi w Bizancjum, może by i nie powstał islam! Chrześcijanie w Syrii, w Palestynie, w Egipcie, w innych rejonach ogromnego Cesarstwa Wschodniorzymskiego byli zdezorientowani co do właściwej wykładni wiary, przecież przyjętej od apostołów. A skoro tak, jako zobojętnieli w swej wierze, nie potrafili oprzeć się inwazji nowej religii Mahometa, która wydała się atrakcyjna, zwięzła i niezbyt wymagająca. Zresztą sam Mahomet budował podstawy swej religii w oparciu o wiarę Żydów i chrześcijan. Nowym elementem tej religii było to, że nie była i nie jest to religia misyjna, lecz nakierowana na ekspansję i na podbój bez względu na ofiary.

Bizancjum upadło, drugą stolicę chrześcijaństwa, Konstantynopol, w roku 1453 roku po kilku tygodniach oblężenia zdobyli Turcy. I tak już zostało. Europa Zachodnia z islamem walczyła w miarę skutecznie przez ponad siedemset lat, w VIII wieku wypierając najeźdźców z państwa Franków (732 r.). Chrześcijańskie królestwa Półwyspu Iberyjskiego ostatecznie uporały się z państwowym islamem dopiero w roku 1492.
                                                          *****
Zburzone i zdewastowane wojną państwa można w miarę szybko odbudować, ale nie zatrzyma się już procesu ich przekształcania w wyniku przyzwolenia na inwazję obcych kulturowo ludzi formacji i mentalności muzułmańskiej, którzy nie chcą się integrować, a tym bardziej utożsamiać z państwami, które udzieliły im gościny. Rok 2015 będzie stanowił epokową datę w procesie przekształcania Europy w polityczny twór o nieznanej jeszcze konstrukcji. Chyba że obecnie bezideowa, zagubiona, miotająca się w oparach absurdów, dryfująca ku samozagładzie Europa w wersji unijnej odkryje na nowo swoje chrześcijańskie korzenie. Może i te dramatyczne doświadczenia zostały wpisane w strategię rządów Boga nad światem?
                                                                                               

Jan Gać
31 grudnia 2021 roku





Copyright © 2017. All Rights Reserved.