Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Lisiewicz ostro o realistach: wiedzą, ile zdrożała benzyna. Nie rozumieją, ile warta jest niepodległość

Realiści rozsądni nie chcą być kojarzeni ze skrajnymi, często akcentują swoją odmienność, głównie wizerunkową, bo ci pierwsi kojarzeni są mocno z Konfederacją, a ci drudzy nie są partyjnie przypisani, więc budują wokół siebie nimb niezależnych publicystów. Także niezależnych od PiS, tylko zawsze tak się pechowo składa, że „niezależni” są akurat od niepodległościowej linii PiS, czyli tego, w czym PiS najbardziej ma rację.

Oczywistość, że jedyna realna (tak!) szansa na trwałą niepodległość Polski to realizacja koncepcji, za którą zginął Lech Kaczyński, czyli budowa naszego sojuszu z państwa Międzymorza ze wsparciem Ameryki, pozostaje dla nich niedostrzegalna. Od teorii na temat polityki zagranicznej i naszego bezpieczeństwa, jakie wygłosili w ostatnich latach traktowani jak najpoważniej publicyści, często także ci występujący w bliskich nam mediach, włos się jeży na głowie – pisze w najnowszym numerze Gazety Polskiej Piotr Lisiewicz. Cały artykuł ukaże się w środowym numerze tygodnika.

Jak zauważa zastępca redaktora naczelnego Gazety Polskiej „realiści ci czują się tym bardziej skłonni do pouczania Polaków, im bardziej nierealistyczne okazały się ich teorie w latach poprzednich. Realiści przez całe lata mówili o Rosji rzadko. Nigdy nie uważali jej za największe zagrożenie dla Europy. Nas uważali za ludzi mających obsesję tropienia >>ruskich agentów<<. Uznawali Rosję za jeden z krajów realizujących swoje interesy, podobnie jak inne. Jednym słowem: polscy realiści zgrzeszyli nierealistycznym podejściem do Rosji”.
Polska bez ambicji, zdegradowana, mała. Czyli skazana na niebyt

Lisiewicz zarzuca realistom ciasnotę umysłową i niezdolność do czynu:

„Od początku wojny na Ukrainie musimy ścierać się z tzw. realistami. Realista potrafi obliczyć, o ile zdrożała benzyna, ale gdy zapytamy go, jakie są skutki postulowanych przez niego działań dla niepodległości Polski, tylko się skrzywi. Alergicznie reaguje na każdy wysiłek umysłowy, który zmusza go do zajmowania się sprawami dla niego niejasnymi, dalekosiężnymi. Niepodległość? Slogan. Emocjonalnie nacechowane słowo, którym okładają się politycy, wykorzystując polskie obsesje. Każdą nową szansę, jaka pojawi się dla Polski, realista zlekceważy, jako nie dającą pewności sukcesu, bo niesprawdzoną. Gdy trzeba podjąć ryzyko, dla którego alternatywą jest zagrożenie dla niepodległości, realista nigdy go nie podejmie. Konsekwencją wcielenia w życie ideologii realistów, byłaby Polska bez ambicji, zdegradowana, mała. Czyli taka, na którą nigdy w tym miejscu świata nigdy nie było miejsca”.

W efekcie realistom realnie bliżej im do opozycji, niż do PiS: „Realiści są konserwatywni, ale gdy zamiast na formę spojrzymy na realna treść ich koncepcji, w kwestii niepodległości akurat zdecydowanie bliżej im do zwalczanych przez siebie lewicowo-liberalnych przeciwników, tak jak poglądom na politykę zagraniczną Bosaka i Winnickiego zdecydowanie bliżej do poglądów Tuska i Sikorskiego w tej sprawie, niż Kaczyńskiego i Macierewicza”.
Adam Mickiewicz: „Zaklinano obywateli w imię rozsądku…”

Skąd czerpie swój rodowód ideologia realistów? Według Lisiewicza, świetnie opisał to Adam Mickiewicz w artykule „O ludziach rozsądnych i ludziach szalonych”:

„Pierwsze zjawienie się historyczne w Polsce ludzi na urząd rozsądnych i z profesji dyplomatów przypada na czasy pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej. Kiedy haniebnemu sejmowi Ponińskiego radzono podpisać akt samobójstwa, nie śmiano już do Polaków przemawiać językiem starym, wzywać ich w imię Boga, w imię powinności, trzeba było stworzyć język nowy: rozprawiano więc o okolicznościach czasu, miejsca, o trudnościach, o nadziejach; nareszcie zaklinano obywateli w imię rozsądku…”.
Realiści skrajni i rozsądni świetnie się uzupełniają

Autor stara się odpowiedzieć na pytanie, czy wolno wrzucać wszystkich realistów do jednego worka:

„W odniesieniu do Ukrainy są realiści skrajni i realiści rozsądni (ci drudzy: głównie we własnym mniemaniu). Pierwsi nie kryją się z wyśmiewaniem pomocy dla Ukrainy,  drudzy mówią, że pomagać >>oczywiście<< trzeba, ale… I tu pojawia się to, co aktualnie najbardziej przeszkadza Rosji. Słyszeliśmy od nich na początku wojny, że lepiej byśmy nie przekazywali Ukrainie broni, np. czołgów, bo to zwiększa zagrożenie dla nas. Że powinniśmy zostać mocarstwem humanitarnym, ale broń Boże nie demonstrować, iż jesteśmy liderami w pomocy dla Ukrainy, bo zdenerwujemy Rosję, a ta może zrzucić na nas bombę atomową”.

Zdaniem Piotra Lisiewicza „w praktyce realiści skrajni i rozsądni świetnie się uzupełniają w swych działaniach szkodliwych dla interesów Polski. Gdyby nie istnieli realiści rozsądni, realiści skrajni byliby absolutnym marginesem, w oczywisty sposób działającym na rzecz Rosji. No ale skoro ci rozsądni powtarzają gruncie rzeczy ich tezy, tylko obudowując je paroma zastrzeżeniami, to ci skrajni nie są marginesem, tylko pełnoprawnymi uczestnikami debaty publicznej. Tym bardziej, że realiści rozsądni nie mają oporów, by pojawiać się w mediach realistów skrajnych, także tych wyłączonych przez ABW”.

Zastępca redaktora naczelnego Gazety Polskiej tak charakteryzuje mentalność realistów: „Są śmiertelnie poważni, wręcz nadęci gdy dyskutują o sprawach oderwanych od teraźniejszości, aż człowiek ma ochotę z tej ich powagi obrazoburczo zażartować. I kompletnie niefrasobliwi, niepoważni, nieodpowiedzialni w sprawach mogących zdecydować o być albo nie być polskiej niepodległości”.

Jak ocenia, dla realistów nigdy niepodległość nie jest najważniejszym celem:

„Może być nim obyczajowy konserwatyzm, może być sprzeciw wobec lewackich ideologii, może być katolicki tradycjonalizm. Niepodległość nie, bo ona jest bardzo konkretna, namacalna, wymaga większych osobistych wyrzeczeń, gdy siły antyniepodległościowe, służące obcym, są w Polsce potężne. Gdy trzeba podejmować kluczowe dla niepodległości decyzje, realiści najchętniej zamknęliby się na jakiejś sali o podniosłej nazwie i dyskutowali uczenie o konserwatywnych teoriach jakichś zamorskich intelektualistów”.

Nigdy nie dążyli do rozpoznania Rosji

Zdaniem Lisiewicza, w efekcie realiści są „skrajnie nierealistyczni”, a ściślej „realistyczni w skali mikro i przerażająco nierealistyczni w skali makro”.

Autor powołuje się na świetnego polskiego sowietologa, Jerzego Niezbrzyckiego ps. Ryszard Wraga który tak pisał o ich metodzie:

„Kapitulanci w dziejach Polski nigdy nie dążyli do rozpoznania rosyjskiego partnera, lecz, wprost przeciwnie, robili wszystko, by otoczyć go mgłą tajemniczości”. Co więcej, „kapitulanci każdego pokolenia nie zważali na bezowocne rezultaty działalności swoich poprzedników, a zmuszeni do powoływania się na nich, dla dodania sobie otuchy a społeczeństwu wiary, celowo fałszowali historię, przypisując niepowodzenia, nieudolności Polaków, tylko niezrozumieniu ze strony społeczeństwa polskiego, jego wyłącznie błędom, a z reguły nie szukali przyczyn tych niepowodzeń tam, gdzie one są naprawdę ukryte”.
Wielkopolscy organicznicy, czyli… sami romantyczni powstańcy

Autor, poznaniak, zauważa, że realiści chętnie odwołują się do tradycji pozytywistycznych i pracy organicznej,  „a w rzeczywistości do bardzo stereotypowego przekonania o nich, wyniesionego ze szkoły czy humanistycznych studiów”. Tymczasem w mało którym środowisku można było znaleźć tak wielu powstańców i romantyków, jak wśród zajmujących się pracą organiczną Wielkopolan. Praktycznie wszyscy ich liderzy próbowali walczyć z bronią w ręku. Lisiewicz wylicza:

    Karol Marcinkowski za Powstanie Listopadowe i bitwę o Olszynkę Grochowską dostał Virtuti Militari. Gdy w cztery lata po powstaniu wrócił do Prus, został aresztowany i siedział trzy lata za udział w powstaniu.
    Ks. Augustyn Szamarzewski po wybuchu Powstania Styczniowego organizował werbunek ochotników, przemycał zaopatrzenie i wygłaszał patriotyczne kazania. Wreszcie nie wytrzymał i ruszył do Kongresówki, gdzie został aresztowany i deportowany do Prus. Z udział w walkach siedział w więzieniach z Poznaniu i Berlinie.
    Karol Libelt był artylerzystą w Powstaniu Listopadowym, dostał Virtuti Militari. Za to, że w latach 40. przygotowywał kolejne powstanie w Wielkopolsce, został w procesie berlińskim w 1847 r. skazany aż na 20 lat twierdzy, ale dzięki Wiośnie Ludów został uwolniony w 1848 r.
    Przyszły ksiądz Piotr Wawrzyniak już jako 14-latek porzucił gimnazjum, by przekroczyć granicę i uciec do Powstania Styczniowego. Cóż, plany chłopaka, który byłby dziś w ósmej klasie podstawówki, nie powiodły się.
    Dezydery Chłapowski walczył w Powstaniu Listopadowym, opracował nawet ofensywny plan powstańczych działań, którego nie zaakceptował bardziej zachowawczy dyktator powstania Józefa Chłopickiego. Chłapowski jako kawalerzysta szarżował pod Grochowem,  jako generał dywizji był dowódcą powstanie na Litwie, potem przez rok siedział w więzieniu w Prusach.
    Hipolit Cegielski jako jedyny w powstaniach nie walczył, a to z powodu słabego zdrowia. Ale również on pozytywistą został w wyniku Powstania Wielkopolskiego z 1946 r., gdy jako nauczyciel odmówił władzom szkoły przeprowadzania kontroli mieszkań swoich uczniów, co zakończyło jego karierę nauczyciela. To dlatego, pozbawiony środków do życia, założył sklep z narzędziami rolniczymi.
    Maksymilian Jackowski w czasie Powstania Styczniowego w 1863 r. był komisarzem cywilnym na powiat średzki odpowiadającym za organizację pomocy dla powstańców. Za to został aresztowany i osadzony w poznańskiej cytadeli, a następnie w berlińskim Moabicie.
    Wreszcie ks. Jan Koźmian, jeden z ojców polskiego pozytywizmu i wynalazca terminu „praca organiczna” walczył w Powstaniu Listopadowym jako podoficer artylerii, przez co musiał wyjechać do Francji, gdzie współpracował z Adamem Mickiewiczem”.

I wyciąga wnioski: „Pozytywizm i praca organiczna były bronią słabych, bronią zastępczą, zamiast czynu zbrojnego, mającą przygotować niepodległość. Instrumentalne powoływanie się na te ideały dziś, gdy naszym celem w odpowiedzi na zagrożenia musi być zbudowanie silnej Polski, jest nieuczciwe”.

I najważniejsze: jak realiści zaprzepaszczają szanse PiS

W jaki sposób szkodzi obozowi niepodległościowemu obecność realistów na zapleczu obozu PiS?

„Obecność realistów na prawicy jest szkodliwa także dlatego, że gdy rząd PiS działa odważnie na rzecz Ukrainy, na co z pewnością nigdy nie pozwoliłaby sobie będąc u władzy obecna opozycja i może dzięki temu zyskiwać w sondażach, wizerunek ten zostaje rozmyty przez to, iż niektórzy publicyści kojarzeni z obozem władzy okazują się głosić tezy realnie bardziej prorosyjskie od opozycji. Nic nie dało więcej paliwa opozycji niż fakt, że jeden z konserwatywnych tygodników przeprowadził wywiad z rosyjskim ambasadorem. Realiści z różnych redakcji zaciemniają czytelny obraz dobra i zła w polskiej polityce. A on jest nam dziś, gdy pracujemy na rzecz tego, by Polska utrzymała także po kolejnych wyborach niepodległościowy kurs, potrzebny jak powietrze”.

- konkluduje Lisiewicz.

Cały tekst w najnowszym numerze Gazety Polskiej, który ukaże się w kioskach w środę 1 czerwca.

za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.