Polecane
Ks.prof. Paweł Bortkiewicz TChr - Przemija postać tego świata
Medialne relacje po śmierci królowej Elżbiety i te, które objęły wydarzenia żałobne mogą i powinny stanowić studium z zakresu dziennikarstwa. Być może pozwolę sobie powrócić do niektórych elementów tych narracji, ale w tej chwili chciałbym pochylić się z szacunkiem wobec zmarłej królowej.
Wielkość Elżbiety wynika z jej głębokiego przywiązania do dziedzictwa i tradycji. Z pewnością nie bez trudu fizycznego, ale z głębokim przekonaniem przez lata nosiła ciężką koronę królów Anglii.
Przez 70 lat wątła i młoda, a później starsza pani nosiła ciężką pelerynę spadkobierców Wilhelma Zdobywcy. Otaczała się pięknem, które w czasach dominującej szpetoty, rozjaśniało całe jej otoczenie.
Choć sama, jak się wydaje, kochała spokój wsi, psy i konie, to nie wahała się oferować parad wojskowych, konduktów powozów i bajecznych bankietów na użytek swoich poddanych, jakby w ten sposób także podkreślając, że rządzić to znaczy wypełniać obowiązek, a nie zaspokajać pragnienia.
Statystycy przypominają, że przyjmowała 15 premieróuw rządu brytyjskiego. Niewątpliwie przejdzie do historii ostatnie spotkanie, na dwa dni przed jej śmiercią, potwierdzające, że swoje rządy traktowała w wymiarze służby.
Komentatorzy jej rządów podkreślali, że z równym szacunkiem przyjmowała zarówno torysów jak i laburzystów. Jej słowa cieszyły się szacunkiem, ponieważ przemawiała a nie gadała. Pomimo, że mogłaby mieć powody nie przepraszała za błędy Brytyjczyków, jakby wyznając wiarę, że adresatem najgłębszych przeprosin jest sam Bóg.
Ktoś zauważył, że Elżbieta pokornie okazywała swoją wielkość: kobieta zniknęła za królową.
Może dlatego jej pogrzeb był wielką manifestacją – hołdu, szacunku, ale może czegoś jeszcze.
Być może była to manifestacja tęsknoty za tym, co być może staje się tracone czy wręcz już utracone.
„Przemija postać tego świata” - chciałoby się powiedzieć, patrząc na wielogodzinne teatrum tradycji pełne symboliki, elegancji, kultury.
I chociaż można mieć jakieś skojarzenia, cokolwiek krytyczne, że to teatrum dominuje nad sacrum (choć sama Elżbieta – jak podkreśla wielu komentatorów –odznaczała się autentyczną i szczerą religijnością), to mimo tych zastrzeżeń trzeba wyrazić szacunek. A zarazem obawę.
Bo przecież takich manifestacji pełnych tradycji, powagi, umiejętności milczenia i szacunku jest coraz mniej. Nie tylko dlatego, że takich pogrzebów było, jest i będzie niewiele. Przede wszystkim dlatego, że takie manifestacje zostają wyparte przez krzykliwą antykulturę – szpetną, wulgarną, dominującą.
I trzeba powiedzieć, że te manifestacje, ten kondukt, który przeszedł w poniedziałkowy dzień ulicami Londynu i Windsor niestety zostanie za czas jakiś rozdeptany przez kolejne „marsze równości”, marsze agresji i brzydoty.
Może warto, mimo że pozornie nie czas ku temu, zastanowić się czy zgodzimy się na to, by manifestacja tradycji, piękna, powagi, a przecież w samej głębi - także i wiary, stała się tylko obrazem konduktu przemijających postaci tego świata?
Czy znajdziemy w sobie odwagę, aby kondukt stał się marszem przyszłości.