Polecane
Ks.prof. Paweł Bortkiewicz TChr-Obrazki, marsze, myśl
Nie milkną i nie powinny zamilknąć echa wywołane skandalicznym paszkwilem na temat świętego Jana Pawła II. W tej wrzawie wielu zdarło maski. Jesteśmy świadkami gry cynizmu i szyderstwa. Bezkrytycznie przyjmuje się słowa choćby niderlandzkiego publicysty, który ubliżał już wielokrotnie nie Polsce i Polakom, a w tej chwili został wprowadzony na salony debaty o osobie, która go galaktyczni przerasta.
Został wprowadzony na salony debaty, która dotyczy historii i wspólnoty Kościoła, o której ten publicysta nie ma bladego pojęcia
Jesteśmy świadkami gry cynizmu i szyderstwa. Oto „przyjaciółka papieża”, czyli pani doktor filozofii, która zbudowała swój dorobek na twórczości Karola Wojtyły, co nie przeszkadzało jej we wspieraniu strajków proaborcyjnych i nie przeszkadza w uczestnictwie w radzie środowiska permanentnie rozliczającego Kościół, a ostatecznie zasiadającą dzisiaj na ławie osądzających Papieża.
A skoro już klimat przyjacielski - to warto go dopełnić „rodzinnym”. Więc zabrała głos „córka przyjaciela” Karola Wojtyły z „Tygodnika Powszechnego”, kiedyś zauroczona krakowskim biskupem, dziś ateistka. I arbiter wydający głos w sprawie człowieka świętego.
To, że mierzi mnie ta „przyjaźń” i „rodzinność” to jedno. Ale zadziwia mnie też postawa niektórych ludzi Kościoła. Ta swoista uległość wobec pomówień i kłamstw. Tak, jakby w przestrzeni dyskursu nie było już miejsca na słowo „sprzeciw”, „protest”, a pozostało tylko słowo „dialog”. Zresztą słowo nadużyte i wypaczone.
Trzeba prowadzić „dalsze badania” “usłyszałem w ważnym komunikacie strony kościelnej. Tutaj mam poważny kłopot ze zrozumieniem tego postulatu - a jakieś badania „bliższe”, czy wcześniejsze były prowadzone? Rozumiem, że nie mówimy o badaniach procesu beatyfikacyjnego czy kanonizacyjnego, tylko o grzebaniu w teczkach esbeckich, wycinkach z „Faktów i mitów”.
Rozumiem głos księdza biskupa, który zachęca do tego, by podjąć nauczanie papieskie, przejść od kremówek i obrazków do słów i czynów. Ale ten apel oddolnie rozlega się od prawie 20 lat, to jest od śmierci Papieża. I choć byłem, jestem i będę przekonany o potrzebie zgłębiania tego nauczania, to znam też wartość symboli. Dlatego jestem całym sercem za wystawieniem portretów Jana Pawła II w oknach naszych domów. To pokazanie fotografii Ojca w naszych domach. To ponowne powiedzenie, wyrazista deklaracja „Nie boję się... Ojciec za rękę prowadzi mnie”.
Jestem też za marszami, które nie tyle bronią Papieża czy nawet pamięci o nim, ale mogą pokazać nam społeczność ocalonych ze środowiska zniewolonego kłamstwem, cynizmem, arogancją wobec rzeczywistości. Jestem za obrazkami i marszami. Bo każdy gest jest ważny. Bo każdym tym gestem wyrażamy sprzeciw. Raz jeszcze trzeba potwierdzić nie bronimy Jego – bronimy siebie. Trzeba w tej chwili wielkiego znaku i trzeba wielkiego działania.
Ten rok to rok 40. rocznicy przyjazdu Papieża do Polski zniewolonej, rzuconej na kolana. To także symbol, który warto podjąć.