Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Leszczyna: będą kontrole, czy szpitale nie utrudniają wykonywania aborcji

Przepis o klauzuli sumienia nie obowiązuje, gdy trzeba ratować czyjeś zdrowie lub życie. Mam wrażenie, że niektórzy lekarze o tym zapominają – powiedziała w rozmowie z Wirtualną Polską minister zdrowia Izabela Leszczyna.

Minister zdrowia, pytana w wywiadzie o umożliwienie przeprowadzania aborcji do 12. tygodnia ciąży odpowiedziała, że jako szefowa MZ nie pracuje nad liberalizacją tego zabiegu. Przypomniała jednak, że są dwa projekty poselskie – jeden KO, a drugi Lewicy.

“Jako doświadczona posłanka wyrażam nadzieję, że ustawa liberalizująca prawo aborcyjne zostanie w tej kadencji Sejmu uchwalona i podpisana przez prezydenta, niekoniecznie obecnego” – powiedziała.

Podkreśliła, że takiego rozwiązania oczekują kobiety, które głosowały na partie rządzące. “Musimy to zrobić, bo – po pierwsze – trzeba zaufać kobietom. To one, nie politycy, najlepiej wiedzą, jak powinno wyglądać ich życie, czy chcą być matkami, czy są na to gotowe. A po drugie – jak się coś obiecuje, to należy tego dotrzymywać” – podkreśliła.

Minister zwróciła uwagę, że w ostatnich latach “dochodziło do absurdalnych przypadków, w których całe szpitale powoływały się na klauzulę sumienia”. Wyjaśniła, że ten problem będzie rozwiązany poprzez zmianę ogólnych warunki umów zawieranych pomiędzy Narodowym Funduszem Zdrowia a podmiotami leczniczymi.

“W umowach będzie wskazane wprost, że w przypadkach dopuszczonych w polskim prawie, jeśli szpital ma kontrakt z NFZ, to znaczy, że w koszyku świadczeń gwarantowanych ma terminację ciąży. I musi to mieć nie tylko na papierze, lecz także w rzeczywistości. Już teraz zapowiadam: jeśli ktoś chce mieć kontrakt z NFZ, musi wypełniać jego warunki” – przekazała.

Dopytywana potwierdziła, że resort będzie kontrolował szpitale, czy nie utrudniają wykonywania aborcji. Leszczyna wyjaśniła, że placówki, które będą to bezprawnie utrudniały, dostaną najpierw karę. Gdy proceder będzie się powtarzał – NFZ będzie wypowiadał umowę. Oznacza to, że szpital nie będzie dysponował publicznymi środkami na prowadzenie oddziału ginekologiczno-położniczego. Przypomniała również, że na infolinii Rzecznika Praw Pacjenta będzie można zgłosić anonimowo, że dana placówka odmówiła terminacji ciąży, mimo wskazań medycznych.

“NFZ ma obowiązek kontrolować wydatkowanie publicznych pieniędzy. I zanim powstanie zamieszanie, że Leszczyna chce nękać szpitale za odmowę dokonywania aborcji, to ja po prostu przypominam: pacjent w szpitalu ma prawo do gwarantowanych świadczeń medycznych, a wszyscy mamy obowiązek przestrzegać obowiązującego prawa. (…) Terminacja ciąży, w bardzo ograniczonym zakresie, jest w Polsce dopuszczalna. I nie ma żadnego powodu, aby ten jeden zabieg był niedostępny” – powiedziała.

Pytana o samą klauzulę sumienia podkreśliła, że nie będzie nikomu “modelować” ani “łamać” sumienia. “Nie mam planów ograniczania prawa do korzystania z klauzuli sumienia przez lekarzy, ale mam trzy zastrzeżenia” – wyjaśniła.

Pierwsze zastrzeżenie, jakie wskazała jest także, że dyrektor szpitala musi tak zorganizować pracę placówki, żeby byli lekarze, którzy na klauzulę się nie powołają. “Drugie jest takie, że przepis o klauzuli nie obowiązuje, gdy trzeba ratować czyjeś zdrowie lub życie. Mam wrażenie, że niektórzy lekarze o tym zapominają” – wskazała.

Trzecie zastrzeżenie mówi o tym, że lekarz powołujący się na klauzulę sumienia powinien odnotować to w dokumentacji medycznej. Jednak, jak oceniła, dzisiaj jest to martwy obowiązek. “Zaczniemy kontrolować jego przestrzeganie” – zapowiedziała.

za:stefczyk.info

***

"...będą kontrole, czy szpitale nie utrudniają wykonywania aborcji" - czyli "czy szpitale nie utrudniają "zabijania dzieci poczętych...

kn

***

Tabletka „dzień po” bez recepty dla 15-latek. Sejmowa Komisja Zdrowia zagłosowała przeciw życiu

Sejmowa Komisja Zdrowia pozytywnie zaopiniowała projekt nowelizacji Ustawy o Prawie farmaceutycznym, który przewiduje, że tzw. antykoncepcja dzień po będzie dostępna bez recepty dla osób powyżej 15. roku życia. W debacie, po stronie zwolenników rozwiązania, nie zabrakło półprawd i przemilczania niewygodnych faktów na temat pełnego spektrum działań tego typu środków. Odrzucono też pomysł, by specyfik był dostępny tylko dla dorosłych.

Projekt nowelizacji ustawy przedstawiła minister zdrowia, Izabela Leszczyna. Jak argumentowała, w państwach członkowskich Unii Europejskiej dokładnie ta tabletka, z tą substancją czynną, jest dostępna bez recepty. Tylko w Polsce i na Węgrzech konieczna jest okazanie wskazania lekarskiego. I ekipa rządząca chce to zmienić. Niestety używa tu porażającej argumentacji. – Wszyscy chcemy, żeby nie było niechcianych ciąż, Wszyscy chcemy, żeby nie było nielegalnych, pokątnych aborcji, które są często niebezpieczne dla zdrowia czy życia – mówiła minister. I dodała, że aby tego uniknąć, konieczne są dwie rzeczy: „edukacja seksualna” i dostępna, bezpieczna antykoncepcja.

Minister, ukazując jedynie część faktów, przekonywała, że tabletka „dzień po” nie dopuszcza do powstania zarodka. – Nie ma zarodka – nie ma ciąży, nie ma życia – nie ma aborcji i etyka, moralność nie ma z tym nic wspólnego – stwierdziła. Dodała, że skuteczność tabletki zależy od momentu w jakim zostanie przyjęta. – Jeśli nie chcemy, aby ten zarodek powstał, trzeba to zrobić szybko. Mówienie, że dziewczyna musi iść do lekarza, są dostępne recepty, spowalnia ten proces – powiedziała.

Poprosiła także dr. Piotra Sieroszewskiego, prezesa Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników o odniesienie się do kwestii medycznych. Podkreślił on, że jeżeli kobieta za późno przyjmie tabletkę, dochodzi do zapłodnienia, a następnie do implantacji i rozwoju ciąży. – Tabletka ta ma skuteczność od 60 do 70%. Co oznacza, że tylko te kobiety, które wzięły ją odpowiednio wcześniej, rzeczywiście uzyskały ten pożądany przez siebie efekt antykoncepcyjny. Jeśli natomiast dochodzi do ciąży, mamy wiele danych, które pokazują, że nie ma działania embriotoksycznego, czyli nie uszkadza płodu, nie wpływa na implantację, czyli na zagnieżdżenie się zarodka w błonie śluzowej macicy i nie ma wpływu na dalszy rozwój ciąży – podkreślił. Dodał, że uniprystal faktycznie jest substancją toksyczną w wysokiej dawce, jednak w dawce, którą zawiera tabletka (30 mg) „jednorazowe podanie praktycznie nie ma wpływu zdrowotnego na organizm kobiety”.

„Dzień po” też zabija!

Działanie substancji czynnych pigułek przybliżył w czasie debaty komisji poseł Czesław Hoc, lekarz, specjalista endokrynolog. – Musimy sobie uzmysłowić, dlaczego mówimy o antykoncepcji i tabletce wczesnoporonnej. W zależności od dnia cyklu, kiedy kobieta przyjmie taką tabletkę, może mieć ona działanie antykoncepcyjne, blokujące owulację. Jednak kiedy dojdzie do zapłodnienia, hamowanie progesteronu uniemożliwia przemieszczanie się zygoty do jamy macicy i wtedy jest to tabletka wczesnoporonna, czyli z reguły jest to wczesnoporonna tabletka – to jest nauka i merytoryczna wiedza. Proszę nie mówić w aspekcie pewności, że jest to tylko tabletka antykoncepcyjna – podkreślił.

Zdaniem posła Hoca, konieczna jest konsultacja z lekarzem ginekologiem, który musi wiedzieć chociażby, czy u kobiety nie występują przeciwwskazania medyczne do przyjęcia preparatu. – W niektórych przypadkach tabletka może być niebezpieczna dla zdrowia, a czasem i dla życia – ocenił.

Lekarz i poseł Katarzyna Sójka zauważyła, że plusem wprowadzenia tabletki na receptę była konieczność wizyty u ginekologa, który znając cykl płodności kobiety, na podstawie badania USG, w niektórych przypadkach mógł stwierdzić, że tabletka nie jest potrzebna, ponieważ kobieta jest tuż po owulacji. – Proponowana dziś zmiana powinna być poprzedzona rzetelną kampanią informacyjną na temat ewentualnych skutków ubocznych i przeciwwskazań do stosowania – pokreśliła, nadmieniając, że dziś proponuje się, by przekazać pacjentkom preparat bez recepty, choć  zainteresowane nie wiedzą, jakie niesie za sobą zagrożenia i skutki.

– Podkreślacie państwo że jest to tabletka, która działa przed zapłodnieniem, więc działa hamując lub opóźniając owulację. Konsultowałam to ze specjalistami – przyznała. – Ja ze swojej wiedzy, która wynika z charakterystyki produktu leczniczego, z tego o czym również mówił dr Hoc, mam pełną wiedzę, że pani minister ma po części rację, ponieważ faktycznie tabletka ta zahamowuje owulację, może spowodować jej opóźnienie, ale również w zależności od cyklu miesięcznego może działać na tkankę endometrium, która w tej sytuacji zmienia swoją strukturę i uniemożliwia zagnieżdżenie już zapłodnionej komórki – dodała.

Poseł Sójka poprosiła minister, by różnica ta została zbadana i wykazana przez specjalistów. – Pacjentki powinny znać pełne działanie tej tabletki. Jest to pewne wprowadzanie w błąd, są pacjentki, dla których ta różnica jest bardzo istotna. Lekarze są zobowiązani, by poinformować o tej różnicy, a pacjentka podejmie ostateczną decyzję czy chce przyjąć tą tabletkę czy nie – podkreśliła.

(Nie) tylko dla dorosłych

Parlamentarzystka dodała również, że rodzice czuj  niepokój związany z brakiem recept. – Jeśli dziewczyna będzie miała ryzykowne zachowania seksualne, będzie musiała sięgać po ten preparat, rodzice chcieliby, by ktokolwiek z dorosłych miał sygnał o tym, że w życiu takiej dziewczyny dzieje się coś, co skłania ją do tego, by z takich środków korzystać. Dlatego osobiście składam poprawkę, by lek ten był dostępny bez recepty, ale od 18. roku życia – powiedziała, dodając, że jest to również wniosek wielu rodziców.

Z kolei poseł Cezary Tomczyk stwierdził, że skoro wiek zgody wynosi w Polsce 15 lat, należy dać osobom w tym wieku pełny dostęp do antykoncepcji. – Jeżeli akceptujemy to, że młodzież od 15. roku życia może być aktywna seksualnie, to nie twórzmy hipokryzji, że tego nie robi. Mamy różne sytuacje, które przytrafiają się młodym Polkom, ale także starszym kobietom, w aktywności seksualnej, także i parom. Nie przypuszczam, że Polki będą nadużywały tego rozwiązania. Ono jest kosztowne i wymagające – ocenił.

Poseł Przemysław Wipler przypomniał o decyzji Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, który w 2020 roku wycofał z obiegu kilka leków zawierających substancję czynną tabletki „dzień po” – ulipristal, ze względu na powodowanie uszkodzeń wątroby. – Dziewczynka 15-letnia nie będzie mogła kupić energetyka, ale będzie mogła kupić silne leki, bez żadnej kontroli lekarskiej, bez jakiejkolwiek wizyty u lekarza; leki, które zawierają substancje czynną, co do której URPL stwierdził jej hepatotoksyczność – powiedział. Parlamentarzysta Konfederacji zauważył, że brakuje również kontroli nad ilością przyjętych przez kobietę środków.

Poseł Grzegorz Lorek podkreślał, że tabletki będą sprzedawane osobom niepełnoletnim, które mogą nie mieć świadomości negatywnych skutków ich stosowania, a do dyskusji w tej sprawie nie został zaproszony konsultant krajowy w dziedzinie pediatrii.

Po dyskusji sejmowa komisja zdrowia zdecydowała o przyjęciu projektu ustawy o tzw. antykoncepcji awaryjnej. Podczas prac gremium nie przyjęto poprawek zgłoszonych przez posłów PiS. Głosowało 32 posłów – za 20, a przeciw 10, wstrzymały się 2 osoby. Projekt ustawy został pozytywnie rozpatrzony i przekazany do drugiego czytania. Posłem sprawozdawcą został Bartosz Arłukowicz.

za:pch24.pl

***

Czym naprawdę jest pigułka ellaOne? Tusk ukrył tę informację

Donald Tusk zapewniał, że tabletka "dzień po" ellaOne nie jest preparatem wczesnoporonnym. Okazuje się jednak, że jest wprost odwrotnie. Naukowcy dowiedli, że preparat, który po zmianie prawa ma być dostępny bez recepty dla dzieci od 15 roku życia, jest w rzeczywistości pigułką aborcyjną.

 Na czwartek w Sejmie zaplanowano drugie czytanie rządowego projektu noweli ustawy Prawo farmaceutyczne dotyczącego dostępu do antykoncepcji awaryjnej – tabletki "dzień po". Nowelizacji Prawa farmaceutycznego przewiduje dostęp do pigułki bez recepty już od 15. roku życia.

– Sprawa została sfinalizowana. Projekt ustawy zostanie przesłany do Sejmu. Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości: mówimy o dostępie bez recepty od 15. roku życia – informował niedawno premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej.Szef rządu podkreślił, że chodzi o specyfik EllaOne, który – jak zapewniał – nie jest tabletką wczesnoporonną.

 Sprawa wygląda jednak inaczej, a słowom polskiego premiera przeczą ustalenia dwóch naukowców z Uniwersytetu w Padwie Bruno, Mozzanega i Erika Cosmiego, którzy dowiedli, iż rzeczony lek ma skutki wczesnoporonne.

Czym jest tabletka "dzień po"?

Czym jednak jest słynna tambletka ellaOne? Wykładowca UKSW ks. Andrzej Kobyliński w 2015 roku na łamach czasopisma naukowego "Studia Ecologiae et Bioethicae" opisywał dokładnie sprawę głośnej pigułki oraz konsekwencje etyczne i prawne towarzyszące pojawieniu się na rynku tego preparatu.

Europejska Agencja Leków (EMA) podkreśla, że tabletka "działa przez zapobieganie lub opóźnianie owulacji". W swoim obszernym opracowaniu ks. Kobyliński wskazuje jednak, że w ulotce przygotowanej dla osób stosujących preparat ellaOne w punkcie "działanie" jest podane, że środek "zapobiega owulacji i zapłodnieniu". "Nie ma ani słowa o tym, że uniemożliwia także zagnieżdżenie zarodka, które następuje już po zapłodnieniu i ma decydujące znaczenie dla ewentualnej oceny moralnej stosowania preparatu ellaOne" – zaznacza.

Tabletka o charakterze wczesnoporonnym

Tabletka ellaOne zawiera €‚30 mg octanu uliprystalu, a jej działanie polega na blokowaniu receptorów progesteronowych. Wykładowca UKSW podkreśla w swojej publikacji, że preparat faktycznie może mieć działanie antykoncepcyjne, ale tylko w momencie, gdy kobieta znajduje się przed owulacją.

"Jeśli natomiast owulacja miała miejsce i doszło już do połączenia plemnika z komórką jajową, hormon lewonorgestrel powoduje zmiany w błonie śluzowej macicy, nie dopuszczając w ten sposób do zagnieżdżenia się w niej ludzkiego zarodka. Działanie antyimplantacyjne jest typowym działaniem wczesnoporonnym" – czytamy w opracowaniu.

Następnie wykładowca powołuje się na ustalenia dwóch naukowców z Uniwersytetu w Padwie Bruno Mozzanega i Erika Cosmiego, którzy wykazali, że ellaOne uniemożliwia implantację zarodka w łonie matki, czyniąc "niegościnnym" błonę śluzową wyścielającą macicę. "W ten sposób uniemożliwia zagnieżdżenie się dziecku już poczętemu w odpowiednim środowisku".

Chodzi o aborcję

Co więcej, z badań tych naukowców wynika, że wśród kobiet, które na 3-4 dni przed owulacją przyjęły tabletkę, tylko w 25 proc. przypadków nastąpiło przesunięcie owulacji.

"W ciągu ostatnich dwóch dni przed uwolnieniem komórki jajowej owulacja już się w ogóle nie przesuwa, a ellaOne funkcjonuje jako placebo w stosunku do owulacji, natomiast działa cały czas jako środek antyimplantacyjny" – referuje ks. Kobyliński wyniki badań dwóch naukowców z Padwy.

Przypomnijmy na marginesie, że w rozumieniu Ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka "dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletniości".

za:dorzeczy.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.