Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Zamiast tragedii bełkotliwy kolaż

„Medea” Luigiego Cherubiniego w reż. Simona Stone'a w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.                               Postać mitycznej Medei porywała (i nadal porywa) wielu twórców dramatów antycznych, klasycystycznych, a także współczesnych.

Do najbardziej znanych należy tragedia Eurypidesa, która wielokrotnie stawała się bazą dla następnych autorów, ich sztuk i różnych literackich opracowań tego mitu. Także francuski krytyk muzyczny, François-Benoît Hoffmann, jako autor libretta opery Luigiego Cherubiniego, włoskiego kompozytora, sięgnął do antycznego Eurypidesa oraz siedemnastowiecznego dramatu Pierre'a Corneille'a o Medei. Warto wspomnieć, iż nie od razu opera Cherubiniego stała się sukcesem, zyskując powodzenie i zainteresowanie teatrów muzycznych. Wkrótce po paryskiej premierze w 1797 roku właściwie popadła w zapomnienie, w co aż trudno uwierzyć, wszak nie ma chyba dziś teatru operowego, na którego scenie by jej nie wystawiano. Jednak stały powrót na sceny odbył się dopiero po ponad półtora wieku - w 1953 roku, do czego przyczyniła się Maria Callas, śpiewając partię tytułową na festiwalu we Florencji. O tego czasu „Medea" Cherubiniego znajduje się w starym repertuarze teatrów operowych na świecie. Pytanie tylko, w jakiej formie.
Uwspółcześnianie klasyki nie jest żadną nowością. Dzieje się tak wprawdzie od dawna, ale w ostatnich latach mamy do czynienia wręcz z plagą reżyserskiej samowoli przeróbek dzieł klasycznych. Nie tylko na scenach teatrów dramatycznych, ale i operowych. Tak jak w najnowszej premierze opery „Medea" Cherubiniego w reżyserii Australijczyka Simona Stone'a na scenie Opery Narodowej w Warszawie. Jeśli ktoś, przychodząc do Teatru Wielkiego właśnie na „Medeę", nie przeczytałby wcześniej w zapowiedziach, że jest to opera Cherubiniego, nie domyśliłby się tego, oglądając spektakl.
Zawartą w oryginalnym libretcie opowieść o Medei z Kolchidy Simon Stone gruntownie przerobił, dokonując całkowitej dewastacji dzieła Cherubiniego. Powstało coś, co trudno nazwać librettem „Medei". To jakiś fatalny, bełkotliwy kolaż „ubrany" w bałaganiarską, chaotyczną, niczym nieuzasadnioną formę tak modnego wciąż dekonstruktywizmu, będącego jednym z głównych nurtów panoszącego się dziś w kulturze lewicowego, wręcz marksistowskiego postmodernizmu niszczącego wszelką harmonię i ład interpretacyjny dzieła.
Ta prezentacja nagromadzonych tzw. rwanych wątków nieprzystających do siebie oraz forma komiksowej narracji dzieła mogą wprowadzić widza w osłupienie. Nie mówiąc już o nachalnej publicystyce zgodnej z tzw. poprawnością polityczną, dopisanych przez reżysera wątkach, jak m.in. perwersyjne sceny w domu publicznym, epatowanie nagością, „zarzucanie" widza ogromną ilością oderwanych od siebie obrazków czy to na wideo, czy to w planie żywym itd. A już zupełnie szokuje widza przeróbka wielkiej antycznej tragedii na współczesny thriller klasy „C", gdzie reżyser na koniec umieszcza akcję na stacji benzynowej.
W tak pomyślanej inscenizacji nie ma nawet śladu po psychologii postaci Medei, także piękna muzyka Cherubiniego nie może przebić się przez nagromadzenie rozmaitych obrazków sytuacyjnych, zupełnie niepotrzebnych. Również nikną w tej nieudanej całości znakomici śpiewacy: doskonała Izabela Matuła w tytułowej partii oraz Rafał Siwek jako Kreon, a także świetni Joanna Moskowicz w roli Dirce czy Elżbieta Wróblewska jako Neris, czy doskonały Airam Hernández w partii Jazona, mimo iż był w infekcyjnej niedyspozycji, jak zapowiedziano przez megafony przed rozpoczęciem spektaklu. Wszyscy wykonawcy, orkiestra, wspaniały chór, a nade wszystko wielka, piękna muzyka Cherubiniego - wszystko to w inscenizacji Stone'a znalazło się w tzw. drugim planie. Pierwszy plan reżyser zarezerwował dla siebie, dla swoich fatalnych pomysłów interpretacyjnych wyniszczających prawdziwą sztukę. Zdumiewa mnie, iż artyści podporządkowali się tej straceńczej reżyserskiej wizji. Ona w ogóle nie powinna zaistnieć na scenie Teatru Wielkiego - Opery Narodowej, która ma być ostoją troski o klasykę.

Temida Stankiewicz-Podhorecka

***
„Medea" - opera Luigi Cherubini, libretto François-Benoît Hoffmann, dyrygent Patrick Foumillier, reż. Simon Stone, scenog. Bob Cousins, kost. Mel Page, Teatr Wielki - Opera Narodowa, Warszawa. Koprodukcja: Salzburger Festspiele.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.