Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Pozostańmy w świetle nauczania św. Jana Pawła II. Naród żyje, naród ma pokolenia, naród trwa

Słowa „naród” używamy dzisiaj czasami z pewnymi obawami, wątpliwościami, bo pojawiają się sugestie, że powinno się raczej posługiwać określeniem „społeczeństwo”, które wolą kręgi lewicowo-liberalne. W pojęciu „naród” zaczęto dopatrywać się bowiem czegoś podejrzanego, pachnącego nacjonalizmem, szowinizmem, i zaczęto nam to sugerować, wpajać, czego skutki rzeczywiście są widoczne.

Coraz rzadziej pojawia się też słowo „naród” w środkach masowego przekazu, co jest zupełnie sprzeczne z tym, czego nauczał nas Jan Paweł II. Nasz święty papież w książce „Pamięć i tożsamość” określił naród jako społeczność naturalną. Tak jak rodzina jest czymś naturalnym dla społeczeństwa, tak naród jest strukturą naturalną dla społeczności międzynarodowej. Św. Jan Paweł II mocno podkreślał, że termin „naród” pochodzi od słowa „ród”, gdy „ojczyzna” ma swoje korzenie w słowie „ojciec”.

Ojciec – ojczyzna, ród – naród. Z punktu widzenia etymologii słowo „naród” związane jest z rodzeniem, a więc z przekazywaniem życia; naród żyje, naród ma pokolenia, naród trwa. Nie można zastąpić narodu państwem, bo czasami państwa nie ma, ale naród istnieje. Św. Jan Paweł II szedł tu za słowami znanego socjologa Floriana Znanieckiego (1882–1958), który mówił, że naród o bogatej kulturze długo może przetrwać bez państwa. Przykładem tego byliśmy my, Polacy. Papież Polak przywoływał też słowa Stanisława Wyspiańskiego, że naród powinien mieć swoje państwo i że dążenie narodu do tego, by mieć swoje państwo, jest naturalne.

Jan Paweł II nawiązywał ponadto do teologicznych aspektów pojęcia narodu. Siłą rzeczy wiązało się to z Izraelem, z narodem wybranym. Posłannictwo Izraela było w swojej istocie mesjańskie, gdyż z tego narodu miał się narodzić Mesjasz, pomazaniec Boży. A gdy się narodził, a potem umarł za nas na krzyżu i następnie zmartwychwstał, przez łaskę Zbawiciela, wcielonego Syna Bożego, narodzili się z Boga ludzie, których określamy mianem ludu Bożego. Określenie „lud Boży” zrobiło swoistą karierę po Soborze Watykańskim II. Dla św. Jana Pawła II ów lud Boży, lud Nowego Testamentu, stanowi właściwie taki naród narodów – coś w rodzaju narodu ludzi wierzących w Jezusa Chrystusa, to lud Boży zbudowany na Nowym Przymierzu – Nowy Izrael. Co ciekawe jednak, przedstawiając tę koncepcję ludu Bożego, św. Jan Paweł II wcale nie odrzucał narodów w sensie tradycyjnym. Podkreślał, że narody są częścią tego ludu Bożego – a więc oprócz tego narodu narodów, ludu Bożego, istnieją także narody, które zaludniają kulę ziemską.

Naukowcy wyodrębniają trzy koncepcje narodu: biologiczną, kulturową i polityczną. Św. Jan Paweł II podkreślał znaczenie wszystkich tych trzech koncepcji. Pisząc o Izraelu, o narodzie wybranym, nawiązywał do koncepcji biologicznej. Potomstwo Abrahama, 12 plemion Izraela i tak dalej, to są więzy krwi ważne dla narodu. Jednakże podobnie jak Florian Znaniecki nasz Papież podkreślał, że najważniejsza dla narodu jest kultura. W przemówieniu wygłoszonym w UNESCO w 1980 r. Ojciec Święty powiedział „Jestem synem narodu, który przetrzymał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, którego wielokrotnie sąsiedzi skazywali na śmierć – a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako naród – nie w oparciu o jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę, która okazała się w tym wypadku potęgą większą od tamtych potęg. I dlatego też to, co tutaj mówię na temat praw narodu u podstaw kultury i jej przyszłości, nie jest echem żadnego nacjonalizmu, ale pozostanie trwałym elementem ludzkiego doświadczenia i humanistycznych perspektyw człowieka. Istnieje podstawowa suwerenność społeczeństwa, która wyraża się w kulturze narodu. Jest to zarazem suwerenność, przez którą równocześnie najbardziej suwerenny jest człowiek”.

Tak więc naród istnieje z kultury, dla kultury. Każda rodzina wychowuje poczynając od tego, co najprostsze – od języka, od przekazywania podstawowych wiadomości dotyczących dziejów, także od wychowania religijnego. Potem ta kultura, jej rozprzestrzenianie wśród młodego pokolenia staje się także zadaniem państwa, szkoły, właściwych środków masowego przekazu. Mówiąc o kulturze i o narodzie, Papież bardzo wiele miejsca poświęcał środkom masowego przekazu. Mówił, że skoro są one społecznymi środkami przekazu, nie mogą pozostawać środkami dominacji nad innymi, czy to ze strony czynników sprawujących władzę polityczną, czy też ze strony potentatów finansowych dyktujących ich program i profil. Podkreślał, że muszą stawać się one jakże ważnym środkiem ekspresji tego społeczeństwa, które z nich korzysta i ostatecznie też je utrzymuje; że muszą one liczyć się z prawdziwymi potrzebami tego społeczeństwa, muszą respektować odpowiedzialność wychowawczą rodziny, muszą liczyć się z dobrem człowieka i jego godnością. Nie mogą być zatem podporządkowane kryteriom interesu, sensacji, doraźnego sukcesu, ale licząc się z wymogami etyki, muszą służyć budowaniu życia bardziej ludzkiego. Jakżeż aktualne to słowa dzisiaj, gdy media publiczne są w tej chwili przede wszystkim narzędziem propagandy, i to propagandy często uderzającej w chrześcijańską tożsamość narodu.

Pius XII często podkreślał, że choć jest z pochodzenia Włochem, to od kiedy został papieżem, stał się właściwie człowiekiem narodowości uniwersalnej. Mówił, że jest papieżem dla wszystkich i ta jego włoskość ma już teraz mniejsze znaczenie. Św. Jan Paweł II nigdy czegoś takiego nie powiedział. Mało tego, zawsze podkreślał, że jest Polakiem i że z tego powodu ma też poważne obowiązki i że obowiązki te będzie spełniał. To była zupełnie inna optyka. Papież Polak podkreślał, że pewne rzeczy są niezbywalne, że jego narodowość, polskość, związek z narodem polskim są czymś niezbywalnym. Z tym też wiązały się praktyczne rzeczy, które on uznawał za obowiązki wobec swojego narodu.

W roku 1978, kiedy nastąpił wybór Jana Pawła II, Polska była jeszcze zniewolona przez komunistów. Wprawdzie widać już było schyłek tego systemu komunistycznego – ci, co dobrze patrzyli, dostrzegali zmierzch epoki gierkowskiej, obserwowali symptomy rozsypki komunizmu – ale polskiemu społeczeństwu należała się pomoc, także ze strony Kościoła. Ojciec Święty uważał, że należała się ta pomoc polskiemu społeczeństwu także z jego strony. Słowa wypowiedziane przez niego na placu Zwycięstwa 2 czerwca 1979 r. w czasie pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny uchodzą dziś za jedne z najważniejszych w historii Polski. A mówił wówczas św. Jan Paweł II, że nie sposób zrozumieć polskiego narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, a zarazem tak straszliwie trudną – bez Chrystusa. Pamiętajmy, że był to okres Gierka, pełzającej ateizacji, usuwania chrześcijaństwa z życia społecznego, z przestrzeni publicznej. Słowa Ojca Świętego dodawały w tej sytuacji otuchy, budziły nadzieję, a równocześnie pomagały złamać barierę strachu, która paraliżowała wielu z nas.

To, co stało się w sierpniu 1980 r., było wielką zasługą Ojca Świętego – bunt społeczny zrealizowany w sposób rozsądny i racjonalny, który doprowadził do powstania „Solidarności”. Św. Jan Paweł II uważał się od początku za patrona „Solidarności”. W konkretnych sytuacjach próbował nawet podejmować pewne bardzo znaczące, bardzo jednoznaczne działania. Weźmy choćby jego rozmowę z doradcą prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa państwa, Zbigniewem Brzezińskim, 7 grudnia 1980 r., mając jednakowoż na względzie fakt, że w nomenklaturze amerykańskiej doradca do spraw bezpieczeństwa państwa jest ważnym ministrem, osobą numer cztery. Tak więc ten jeden z najważniejszych urzędników administracji rządowej Stanów Zjednoczonych zadzwonił do Papieża i obaj rozmawiali ze sobą po polsku. Zbigniew Brzeziński przekazał wtedy ostrzeżenie, że wojska sowieckie stoją u granic Polski. Wtedy, szczęśliwie, do sowieckiej interwencji nie doszło.

Gdy Jaruzelski wprowadził w Polsce stan wojenny, Jan Paweł II napisał do niego zdecydowany list, w którym zaprotestował przeciwko temu. Treść tego listu jest do dzisiaj nieznana, gdyż Jaruzelski odmówił przyjęcia go, co wywołało dyplomatyczne zamieszanie. Ojciec Święty napisał wtedy list nieco złagodzony, którego treść znamy, na który Jaruzelski odpowiedział tak, jak odpowiadał na wszystko, czyli ogólnikowo i bez sensu.

Lata stanu wojennego trwały tak naprawdę do roku 1989. Formalne zniesienie stanu wojennego w lipcu 1983 r. niczego bowiem właściwie się nie zmieniło. Kontynuowane były wszelkie represje wobec społeczeństwa, gdyż prawo stanu wojennego zostało inkorporowane do prawa powszechnego i terror trwał. Kościół był wtedy instytucją, która na wielką skalę wspomagała społeczeństwo w działaniach wolnościowych. Jeżeli w latach 1970. opozycjonistów było do kilku tysięcy – KOR, ROPCiO, Ruch Młodej Polski, Konfederacja Polski Niepodległej, Studenckie Komitety Solidarności i jeszcze parę organizacji i środowisk – to po 13 grudnia 1981 r. podziemie solidarnościowe liczyło już co najmniej 500 tysięcy osób, a może milion. Jedni nosili bibułę, drudzy drukowali, a inni podawali tę bibułę z rąk do rąk. Gdyby nie pomoc Kościoła, zwłaszcza w połowie lat 1980., nie rozwinąłby się tak bardzo ten ruch podziemny, to społeczeństwo alternatywne, które zaowocowało np. wydawaniem w tamtym czasie 7 tysięcy tytułów pism podziemnych. Nie doceniamy dzisiaj tej skali oporu, która nie byłaby możliwa, gdyby nie pomoc Kościoła.

A św. Jan Paweł II wszystkiemu temu błogosławił. Jego wizyta w 1983 r., gdy jeszcze formalnie trwał stan wojenny, była wielkim znakiem nadziei. Jeździłem wtedy za Papieżem po Polsce, byłem w Warszawie, w Częstochowie, w Poznaniu i wiem jedno – te rzesze, które witały Ojca Świętego jadącego w papamobilu, cały czas krzyczały jedno słowo: „Solidarność”. Ludzie chcieli przekazać Janowi Pawłowi II, jak bardzo zostali skrzywdzeni i jak bardzo liczą na papieską pomoc. I ta pomoc papieska następowała – w różnych formach, w różnych działaniach. Można by tutaj podawać rozliczne przykłady. Mówimy czasami, że Polska odzyskała niepodległość także dzięki wielkim osobom, wśród których św. Jana Pawła II trzeba wymienić na pierwszym miejscu. Ale również nie wolno zapominać wkładu prezydenta Ronalda Reagana, którego akcja wymierzona w gospodarkę sowiecką, w to imperium zła, przyniosła naprawdę błogosławione skutki, doprowadziła do upadku Związku Sowieckiego. Czy papież wiedział o tym, czy o tym z nim rozmawiał? Żadnych dokumentów nie mamy, nieszybko ujrzą one światło dzienne, ale nietrudno się domyślać, że inaczej być nie mogło, że tych dwóch wybitnych mężów stanu musiało ze sobą współpracować. Gdy zamordowany został ksiądz Jerzy Popiełuszko, a paryskie wydawnictwo Spotkania chciało wydrukować jego dziennik, Ojciec Święty wyjął dosłownie z kieszeni odpowiednią sumę pieniędzy i powiedział: drukujcie. Takich działań, wspierających walkę Polaków o niepodległość, było wiele. W 1987 r., gdy stałem w ogromnym tłumie Polaków na gdańskiej Zaspie, słowa Papieża upominającego się nie tylko o pojęcie „solidarności”, ale też upominającego się o związek „Solidarność” wywołały entuzjazm, wywołały wprost nieprawdopodobną radość. Tłum ludzi, który ruszył wtedy pod pomnik Poległych Stoczniowców 1970, w stronę ulicy Grunwaldzkiej, został brutalnie zatrzymany przez ZOMO. Nie można o tym zapominać, że wizytom papieskim towarzyszyły brutalne wystąpienia służb mundurowych i pałowania; w 1983 r. sam uciekałem na warszawskiej Tamce przed zomowcami po Mszy św. na Stadionie Dziesięciolecia. Nie było to takie różowe, jak się dziś próbuje przedstawiać, ale ludzie wiedzieli, że dla Polski trzeba się poświęcić. Wtedy w Gdańsku w 1987 r., gdy ludzie szli gremialnie pod pomnik Trzech Krzyży, pamiętam, że na balkonie jednego z domów stanęła babcia, która nie bojąc się niczego, miała w ręku wielki ręcznik z napisem „Solidarność”. Wielotysięczny tłum krzyczący: „Niech żyje papież” nagle ją zobaczył i na chwilę przestał krzyczeć „Niech żyje papież”, a zaczął krzyczeć: „Niech żyje babcia”. Pomyślałem sobie wtedy: jakie to piękne. I Ojcu Świętemu, i tej szlachetnej, starszej wiekiem bohaterce, i wszystkim nam chodzi o to samo – o wolną chrześcijańską Polskę.

Św. Jan Paweł II był z nami zawsze wtedy, kiedy było trzeba, i była to też realizacja jego polskich obowiązków. Przemawiał także do sumień rządzących, przypomnijmy choćby jego rozmowę w cztery oczy z Jaruzelskim w kurii krakowskiej w 1983 r. Nie było świadków, chociaż jednak byli, bo słyszeli, że nie była to rozmowa cicha; Papież właściwie w jej trakcie krzyczał. W 1987 r. Ojciec Święty po oficjalnym spotkaniu z Jaruzelskim poprosił jeszcze o drugą rozmowę na lotnisku, w czasie której doszło do scysji. Obrażony Jaruzelski wyszedł i pieszo udał się na miejsce odlotu papieża. Jan Paweł II wyszedł dopiero po dłuższym czasie. Prawdopodobnie zaczął mu tłumaczyć, że już w Związku Sowieckim reformy poszły dalej niż w Polsce demokratycznej i pytał się na co on, Jaruzelski, czeka. Prawdopodobnie były to argumenty tego typu, że za Gorbaczowa Memoriał mógł już odbywać spotkania na stadionach i mówić o zbrodniach stalinizmu, a w Polsce było to nadal nie do pomyślenia. Doszło do sytuacji absurdalnej i Ojciec Święty to chyba wytknął Jaruzelskiemu, który się za to obraził.

Po roku 1990 św. Jan Paweł II był także surowym recenzentem tego, co zaczęło dziać się w Polsce. Upominał nas i dobrze, że to czynił, bo po 2005 r. nie miał nas już kto upominać. Wielokrotnie powtarzał choćby, że „Naród, który zabija własne dzieci, staje się narodem bez przyszłości”. Gdy dzisiaj w Polsce dzieje się to, co się dzieje, gdy mamy system, który łamie prawa narodu, prawa człowieka, prawa młodego pokolenia do edukacji, nader boleśnie czujemy tę wyrwę, że Jana Pawła II nie ma już z nami tutaj na ziemi. Ufamy, że czuwa nad nami wszystkimi z Nieba. Pewnie wpływa i dzisiaj na sumienia wielu z nas, ale są też i tacy, którzy się od niego odwracają.

Gorliwiej i więcej módlmy się do św. Jana Pawła II o jego pośrednictwo przy Tronie Niebieskim, a na pewno będzie ono skuteczne.

Prof. Wojciech Polak

za:bialykruk.pl

***

No tak... To stare, rzec można - odwieczne - sposoby, na pozbawiania człowieka jego wartości.                                      Sensu istnienia - w rodzinie, narodzie, społeczeństwie, wierze, Kościele...

Zmieniają się nieco atrybuty zwodzenia, ale sens wciąż jest ten sam. Biedni Bliźni, którzy dadzą się omamić...

kn

k

Copyright © 2017. All Rights Reserved.