Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Prof. dr hab. Jan Hartman dokonał brutalnej autodemaskacji w stylu sado-maso. Kamuflując się jako "Duda"

Nie od dziś wiadomo, że Jan Hartman, człowiek legitymujący się tytułem profesora (od 2008 r.), pisze i mówi wyłącznie po to, żeby zasłużyć na chwilę uwagi, żeby się poczuć jak gwiazdka Pudelka czy innego Pomponika.

Dlatego nie są to komunikaty z ważnych odkryć czy fascynujące eseje. Tego po profesorze Janie Hartmanie nie sposób się spodziewać. Ale mógłby chociaż się postarać, żeby nie kompromitować profesorskiego statusu. Nic z tego: prof. dr hab. Jan Hartman robi wszystko, żeby ten status wyłącznie kompromitować. Taki jest właściwie każdy jego wpis na portalu „Polityki”. 14 marca 2018 r. postanowił się skompromitować pisząc o prezydencie Andrzeju Dudzie. Choć sam profesor doktor habilitowany zapewne uważa, że trysnął fontannami inteligencji, wysublimowanego humoru, erudycyjnych wtrętów i subtelnej analizy. Żeby tym wszystkim trysnąć, najpierw trzeba by mieć odpowiedni bagaż kulturowy, pomyślunek oraz sprawność warsztatową. Prof. dr hab. Jan Hartman o to jednak nie dba. Woli występować w roli pałkarza, którą zapewne uważa za bardzo przebiegły persyflaż pozwalający budować subtelne metafory bądź alegorie. Tylko że jest w tym tyle subtelności, ile w waleniu kafara o wbijany pal. I jest w dziełach prof. dr. hab. Jana Hartmana coś z nieświadomej czy nieplanowanej autodemaskacji. Posuniętej do sado-maso.


O znienawidzonych przez siebie politykach PiS, w tym o prezydencie Andrzeju Dudzie napisał prof. dr hab. Jan Hartman, że „raz sypnie reakcyjną brednią, innym razem poprawnym banałem. Bo ma w głowie sieczkę – bezładną mieszaninę słomy, pożywnych ziaren i polnych chwastów”. Tyle tylko, że to wszystko cechuje akurat prof. dr. hab. Jana Hartmana. Nikt precyzyjniej tego nie określił. No, ale profesor siebie zna najlepiej, to i potrafi celnie opisać. Sam profesor oczywiście robi klasyczną zmyłkę sugerując, że „tacy są – Kaczyński, Morawiecki, Duda”. Oni ponoć „ nie panują nad tym, co myślą i mówią. Bo myślą i mówią kliszami, których sensu ani źródeł nie rozumieją. Nad niczym się głębiej nie zastanowią, nie przeczytają poważnej książki, bo ostatecznie to wszystko jedno. Nihiliści-oportuniści”. Znowu bardzo celny opis samego siebie. Z dzieł lekkich prof. dr. hab. Jana Hartmana (innych od dawna nie pisze) nie da się przecież wysnuć wniosku, że coś wartościowego czyta, coś z tego rozumie, nad czymś się głębiej zastanawia. Nic z tych rzeczy – jego punktem odniesienia jest Pudelek czy inny Pomponik. I nawet do tego ideału nie dorasta, bo tam jednak nie piszą o prezydencie RP per „Duda”. A prof. dr hab. Jan Hartman używa wyłącznie określenia „Duda”. Pewnie w ten sposób uważa, że prezydenta przygważdża ostrzem bezlitosnej kpiny. Tyle tylko, że w cywilizowanym świecie ktoś używający takich chwytów jest najzwyczajniej uważany za ordynarnego prostaka, a nie wyrafinowanego intelektualistę.

Prof. dr hab. Jan Hartman zarzucający prezydentowi Andrzejowi Dudzie, że nie rozumie „sensu ani źródeł”, za chwilę stara się usilnie udowodnić, że to on niczego nie rozumie, a nawet więcej. Napisał profesor, że „Duda uderzył w ton szowinistycznego załgania, oświadczając: ‘Bardzo często ludzie mówią »Ach, po co nam Polska, Unia Europejska jest najważniejsza«. Przecież wiecie państwo, że bywają takie głosy. Otóż proszę państwa, to niech sobie ci wszyscy przypomną te 123 lata zaborów, jak Polska wtedy pod koniec XVIII wieku swoją niepodległość straciła i zniknęła z mapy. (…) Bo teraz gdzieś daleko, w odległych stolicach, decyduje się o naszych sprawach. To tam zabiera się pieniądze, które my wypracowujemy, i tak naprawdę pracujemy na rachunek innych”. Nazywa prof. dr hab. Jan Hartman słowa prezydenta „bełkotem” i twierdzi, że „prezydent państwa będącego największym beneficjentem członkostwa w Unii Europejskiej ostrzega swój naród przed obcą władzą i ekonomicznym wyzyskiem, takimi jak za czasów zaborów. (…) Prezydent państwa członka dobrowolnego i demokratycznego zrzeszenia 28 państw porównuje instytucje oraz system redystrybucyjny Unii, którą współrządzi, do imperialnych zaborów”. Tyle tylko, że prezydent Andrzej Duda tego nie zrobił, więc to nie „wypowiedź Dudy jest piramidalnie głupia” i „po prostu podła”, lecz jej interpretacja w wykonaniu prof. dr. hab. Jana Hartmana.

Prezydent powiedział tylko o wartości, jaką jest suwerenne państwo polskie. Wartości samoistnej i najcenniejszej, której nie jest w stanie zastąpić żadna międzynarodowa organizacja czy struktura. Prezydent nie porównał UE do zaborów, lecz powiedział, że w czasie zaborów nie mogliśmy nawet dysponować wypracowanym przez siebie bogactwem, bo dysponowali nim inni. A suwerenne państwo zabezpiecza przed takim „przejmowaniem” narodowego bogactwa. Nie jest natomiast w stanie zagwarantować tego żadna organizacja międzynarodowa, nawet najszlachetniejsza i stworzona wyłącznie z dobrych intencji. Z czego wynika, że współczesne, suwerenne państwo polskie nie jest redukowalne do Unii Europejskiej, nie jest redukowalne do żadnej ponadpaństwowej struktury.

Profesor nauk humanistycznych powinien mieć odpowiednie narzędzia, aby bez problemu interpretować teksty i wypowiedzi. To jest przecież w naukach humanistycznych elementarz. Najwidoczniej jednak prof. dr hab. Jan Hartman tego elementarza nie opanował, co jest kolejnym kamyczkiem do ogródka polskiej nauki, a profesury w szczególności. A skoro nie opanował, nie potrafi zinterpretować i z tego powodu się frustruje. Wyrazem tej frustracji są sztubackie obelgi, niegodne nie tylko profesora, ale nawet pryszczatego gimnazjalisty obrażonego na cały świat, że go nie rozumie i nie docenia. Dlatego on mu słownie musi „dać po ryju”. No i prof. dr hab. Jan Hartman właśnie to robi pisząc, że ze słów prezydenta Andrzeja Dudy (cały czas nazywanego przezeń wyrafinowanie „Dudą”) „wyziera nie tylko kompletna ignorancja, lecz również najgłębsze zakompleksienie i niewdzięczność”. Wypisz, wymaluj, to właśnie wyziera z prof. dr. hab. Jana Hartmana. Przypisywanie prezydentowi „porównania naszych wspólnych europejskich instytucji z dworem zaborcy” istotnie jest „kretynizmem i nieuctwem”. Podobnie jak sugerowanie, że Andrzej Duda „zestawia imperialną politykę wyzysku z gigantyczną pomocą gospodarczą, jaką od tylu już lat otrzymujemy od naszych bogatszych partnerów”, to faktycznie „nic innego jak małość człowieka, który (…) woli szczekać i kąsać”.

Dawka sado-maso, jaka wyziera z krótkiego felietonu prof. dr. hab. Jana Hartmana poraża. Za co się tak nie lubi, a wręcz nienawidzi, że aż tak okropnie sobie „przywala”? Oczywiście nawet jako profesor mający spore hermeneutyczne i logiczne braki, Jan Hartman nie mógł wprost napisać samokrytyki, więc ubrał ją w formę ataku na „Dudę”. Jednak przesadza profesor, gdy pisze, że „przynosi nam wstyd”. W sumie nie przynosi, gdyż „na szczęście i nieszczęście nie jest człowiekiem, którego by ktoś w świecie chciał słuchać”. Rzeczywiście prof. dr. hab. Jana Hartmana mało kto chce słuchać, on „nikogo już nie interesuje”. Ale rozpaczliwie walczy o popularność i istnienie w publicznym obiegu, choćby na poziomie Pudelka bądź innego Pomponika. Nauki nie uprawia, bo mógł się zorientować w swoich ograniczeniach, co może być nawet korzystne. Choć zdaje się, że jeszcze coś wykłada. I chociaż to strata pieniędzy uczelni i czasu studentów, może być dla nich relaksującym przerywnikiem miedzy prawdziwymi wykładami innych profesorów. Może byłoby wiec celowe utworzenie dla profesora na uczelni etatu błazna. Tego szlachetnego, spod znaku Stańczyka, a nie jakiegoś pospolitego klauna. Chociaż tego się chyba nie da zrobić, bo błazen musiał być inteligentny i wyrafinowany.

autor: Stanisław Janecki
Publicysta tygodnika "Sieci".

za: https://wpolityce.pl

                                                                             ***

Hartman...Hartman... A kto to jest?...
k

Copyright © 2017. All Rights Reserved.