Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

To dlatego „liberalna” lewica nienawidzi Instytutu Ordo Iuris

Naszą silną stroną jest to, że dla Instytutu Ordo Iuris nie liczą się słupki w sondażach. Stać nas na to, żeby podejmować trudne tematy i przez to narazić się na potężną falę nienawiści, ponieważ stoją za nami i finansują nas tysiące polskich rodzin, które podzielają naszą misję. Dzięki ich wsparciu jesteśmy stabilni i niezależni. Również dlatego jesteśmy skazani na ataki ze strony radykalnych środowisk i ideologicznie zacietrzewionych mediów

– mówi w rozmowie z PCh24.pl mec. Jerzy Kwaśniewski, prezes Instytutu Ordo Iuris.

Czy Instytut Ordo Iuris jest z siebie dumny? Ostatnie miesiące pokazały, że podejmowane przez Was inicjatywy wywołują większy krzyk i większą falę manipulacji, półprawd i zwykłych kłamstw przedstawicieli opcji liberalno-lewicowej niż działania partii rządzącej. Wymienię tylko Samorządową Kartę Praw Rodzin oraz sprawę Pani profesor Ewy Budzyńskiej.
Czy jesteśmy z siebie dumni? Instytut Ordo Iuris od początku swego istnienia wchodzi w te obszary, które najbardziej potrzebowały odpowiedniego wsparcia i ingerencji. Wrzawa, o której Pan mówi, zupełnie nas nie dziwi. Zawsze, kiedy wkłada się kij w mrowisko, wzbudza się potężne zamieszanie.

Tam, gdzie mówimy o Samorządowej Karcie Praw Rodzin, mówimy przede wszystkim o umocnieniu konstytucyjnych wartości dotyczących ochrony rodziny, praw rodziców, praw dziecka, ochrony dzieci przed demoralizacją i tak dalej. Broniąc polskich rodzin, broniąc polskich dzieci, ani razu nie wymieniając skrótu LGBT, słyszymy z mediów liberalno-lewicowych, że atakujemy osoby, które praktykują homoseksualizm.
 
Powtórzę: jedno z drugim w ogóle nie zostało połączone, a druga strona w jakiś tajemniczy i tylko sobie znany sposób łączy ochronę rodziny z atakiem na lobby LGBT.

Ale skąd ta potężna fala fake newsów? Skąd ta kampania manipulacji i kłamstw?
To efekt tego, o czym powiedziałem na początku: Instytut Ordo Iuris wszedł w obszar, który bardzo potrzebował profesjonalnego wsparcia. Codziennie widzimy jak bardzo potrzebne były nasze materiały, opinie i analizy. Widzimy jak bardzo polskie samorządy potrzebowały Konstytucji dla Rodziny, bo tym przecież jest Samorządowa Karta Praw Rodzin.

Chciałbym w tym miejscu podkreślić, że Samorządowa Karta Praw Rodzin jest za każdym razem dostosowywana do lokalnych potrzeb. Te Karty w różnych samorządach mają częściowo różny kształt i treść. Jest on oczywiście oparty o wspólny fundament, ale jednocześnie zawiera treści spełniające potrzeby danego samorządu, a te, jak wiemy, mogą być inne na Dolnym Śląsku i na Mazowszu, inne na poziomie powiatu, inne na poziomie województwa.

Pozwolę sobie zwrócić uwagę na jeszcze jeden element, który spędza sen z powiek środowisku liberalno-lewicowemu. Samorządowa Karta Praw Rodzin jest programem a-partyjnym budowanym przez ekspertów i przyjmowanym przez samorządowców ponad wszelkimi podziałami politycznymi. Właśnie to generuje panikę po stronie przeciwników tego rozwiązania, ponieważ przez lata bardzo łatwo mogli ustawiać debatę na temat rodziny jako debatę partyjną. Tymczasem Instytut Ordo Iuris wyszedł ponad te narzucone przez lewicę ramki i pokazał, że kwestia rodziny to kwestia całego społeczeństwa obywatelskiego, kwestia normalności.

A jak wytłumaczyć manipulacje i kłamstwa w stosunku do Pani profesor Budzyńskiej?
Sprawa Pani profesor Ewy Budzyńskiej, to kolejny obszar, który przez lata był zawłaszczony przez lewicę, czyli wolność akademicka - obszar nie ruszony od dziesiątek lat.

No właśnie! Jak to jest, że ci sami ludzie, którzy stali kilka lat temu w obronie towarzysza Zygmunta Baumana teraz są pierwsi do linczowania i zamykania ust Pani profesor Budzyńskiej?
To co powiem, zapewne wiele osób zdziwi, ale w mojej ocenie dobrze się stało, że wywołany przez Pana wykład Zygmunta Baumana odbył się na Uniwersytecie Wrocławskim.

Sam jestem zdziwiony. Dlaczego?

Był to niewątpliwie jeden z najbardziej znanych filozofów postmodernizmu XX wieku. W związku z tym jego wykład jak najbardziej powinien się znaleźć w przestrzeni akademickiej i skonfrontować się w debacie akademickiej z poważną, intelektualną kontrą. A zarazem ze zrozumiałym protestem studenckim, który jest naturalnym elementem świata akademickiego. To lepsze rozwiązanie, niż wyrzucanie poza obszar uniwersytetu.

Dlatego też kiedy trwały procesy przeciwko protestującym podczas wykładu Zygmunta Baumana, Instytut skierował list amicus curiae do sądu, w którym broniliśmy prawa do protestowania przez studentów przeciwko fetowaniu Baumana jako bohatera przez Prezydenta Wrocławia i władze uczelni. Nigdy jednak nie stanęlibyśmy po stronie tych, którzy chcieliby, aby Baumana do przestrzeni akademickiej w ogóle nie dopuszczono.

Podobnie wygląda sprawa Petera Singera, człowieka skrajnie radykalnego w swoich sądach, który postuluje postnatalną aborcję. Singer jednak publikuje swoje teorie w przestrzeni akademickiej, wykłada w Princeton i na wielu poważanych uczelniach zachodnich jest uznanym ekspertem i filozofem. Przestrzenią, w której powinien być on skonfrontowany z racjonalną i metodologiczną krytyką jego szkodliwych społecznie tez, jest przestrzeń akademicka.

Dlaczego?

Ponieważ wychodzimy z podstawowego założenia: przestrzeń akademicka jest przestrzenią, gdzie w sposób wolny, w oparciu o metodologię akademicką, odbywa się starcie sądów, ocen, argumentów, wizji. Ale celem tego starcia w wolnej przestrzeni akademickiej jest ustalenie prawdy. W takim starciu, które jest oparte o rzetelną metodologię i poważną debatę, prawda zawsze zwycięża. To po prostu bardzo chrześcijańska wiara w ludzki rozum.

Ale przykład Pani profesor Budzyńskiej pokazuje, że nie zawsze jest tak pięknie, jak Pan to przedstawił...
Bo to jest sytuacja, w której ktoś próbuje wyeliminować z przestrzeni akademickiej debatę, wymianę argumentów i dążenie do prawdy.

Przypomnę, że kurs prowadzony przez Panią profesor Ewę Budzyńską na Uniwersytecie Śląskim dotyczył rodziny w różnych wielkich kulturach świata. Pani profesor prezentowała podejście do rodziny w kulturze żydowskiej, kulturze islamu, kulturze chińskiej.

W końcu nadszedł czas na zaprezentowanie podejścia do rodziny w kulturze chrześcijańskiej. Pani profesor zaprezentowała różnice w postrzeganiu roli rodziny wśród wyznań protestanckich oraz wśród katolików. Mówiła również o konsekwencjach założeń doktrynalnych chrześcijaństwa, takich jak ochrona życia czy ochrona małżeństwa jak w przypadku katolików.

To, że podczas kursu dotyczącego rodziny w perspektywach wielkich kultur prezentowano doktrynę Kościoła katolickiego, jako element rzetelnej wiedzy na temat cywilizacji chrześcijańskiej i rodziny w tej perspektywie, stało się przedmiotem protestu studentów.

Przepraszam, Panie prezesie, ale śledziłem narrację mediów liberalno-lewicowych i pozwolę sobie żartobliwie zapytać: o czym Pan mówi? Przecież z ich przekazu wynika jednoznacznie, że Pani profesor Budzyńska nie powiedziała ani słowa o rodzinie, tylko atakowała środowiska LGBT...

To właśnie jest w tym wszystkim najzabawniejsze i jednocześnie najbardziej przerażające.

Powtórzę: Pani profesor Budzyńska zaprezentowała perspektywę cywilizacji chrześcijańskiej i jej podejście do rodziny. Co więcej Pani profesor popełniła z perspektywy władz Uniwersytetu Śląskiego zupełnie inny fundamentalny błąd, mianowicie przyznała się, że to chrześcijańska perspektywa jest jej najbliższa i to właśnie wzburzyło studentów, a następnie spowodowało postępowanie dyscyplinarne i formalny wniosek rzecznika dyscyplinarnego o wymierzenie Pani Profesor kary dyscyplinarnej nagany.

Wyobraźmy sobie, że ktoś inny prowadziłby ten wykład i przyznałby, że jemu najbliższą perspektywą jest agnostyczny humanizm, judaizm, islam czy buddyzm. Że mówi o swoich przekonaniach. Warto się zastanowić czy wówczas także władze uczelni postawiłyby takiemu wykładowcy takie same zarzuty jak Pani profesor Budzyńskiej. Czy gdyby żyd, muzułmanin, buddysta prowadził taki wykład, to zarzucono by mu, że indoktrynuje studentów swoją postawą?

Moim zdaniem mamy do czynienia z sytuacją zbliżoną do serii filmów „Bóg nie umarł”, gdzie prezentowane są sytuacje, w których ujawnienie swoich przekonań przez wykładowcę w ramach rzetelnego kursu staje się przesłanką do jego marginalizacji i dyskryminacji, co dzieje się na Uniwersytecie Śląskim.

W całej tej sytuacji nie jest problemem to, że studenci donieśli na Panią profesor. Zachęcała ona bowiem studentów we wszystkich swoich grupach, żeby z nią polemizowali, przynosili swoje materiały, które będą prezentowane podczas zajęć i poddawane dyskusji. W wielu grupach studenci, często prowokacyjnie, korzystali z tej możliwości. W tej jednej grupie postawiono na donos.

Zresztą to nie sam donos jest istotą rzeczy, tylko to, że rzecznik dyscyplinarny UŚ, Pan profesor Wojciech Popiołek, zamiast sprawę zamknąć, to nie tylko ją wydłużył ponad dopuszczalny termin w tego typu postępowaniach, ale zakończył zupełnie kuriozalnym zarzutem przed komisją dyscyplinarną wobec Pani profesor Budzyńskiej. Z jednej strony nie uznał on bowiem zarzutu nienaukowości jej wykładu, ale z drugiej zarzucił jej, że wykład miał charakter indoktrynacji i był homofobiczny.

Co ciekawe: Pani profesor Budzyńska nigdy nie dostała na piśmie całości zarzutu.

O co więc chodzi w całym postępowaniu prokuratorskim w tej sprawie?

Wbrew temu, co głoszą nieprzychylne nam media, nie chodzi o pozywanie lub oskarżanie studentów ani ich prześladowanie! Oni są tylko świadkami. Co więcej, prokuratura zainteresowała się sprawą bez jakiegokolwiek udziału Pani Profesor czy prawników Ordo Iuris.
 
Postępowanie toczy się w sprawie podejrzenia fałszowania i manipulowania materiałem dowodowym w czasie postępowania dyscyplinarnego przeciwko Pani profesor Budzyńskiej. A zatem tak naprawdę dotyczy działań po stronie uczelni. Więcej powiedzieć nie mogę, ponieważ wiąże nas tajemnica postępowania.

I teraz można sobie zadać pytanie: komu na rękę jest przesunięcie uwagi mediów z błędów proceduralnych, prześladowania wykładowczyni, cenzurowania wykładów na przesłuchania studentów?

Tego, co Pan właśnie powiedział, nie dowiemy się z mediów liberalno-lewicowych. Zamiast tego możemy usłyszeć, że kobietę, która – rzekomo - pluła na tzw. osoby LGBT reprezentują fundamentaliści z Instytutu Ordo Iuris. Jak przełamać tę propagandową kampanię nienawiści zbudowanej na kłamstwach?

Po naszej stronie leży przede wszystkim cierpliwe pokazywanie prawdy.
 
Ale ileż można tłumaczyć, że nie jest się wielbłądem? Może więc przyszedł czas na kolejne pozwy i sądowe batalie z kłamcami i oszczercami?

Za każdym razem, kiedy okazuje się, że zwykłe mechanizmy komunikacji zawodzą, ponieważ machina kłamstwa jest nie do pokonania, bo jak wiemy „zanim prawda założy buty, to kłamstwo obiegnie świat”, ostatnim środkiem jest powództwo cywilne bądź wszczęcie sprawy karnej. W pewnych, skrajnych sytuacjach sięgamy po takie rozwiązanie, co stało się chociażby w przypadku sprawy, o której rozmawialiśmy na początku - kłamstw na temat Samorządowej Karty Praw Rodzin.

Podobnie dzieje się w przypadkach najbardziej ordynarnych kłamstw na temat Instytutu Ordo Iuris, jak chociażby stwierdzenie jednej z feministek, że jesteśmy grupą finansowanych przez Kreml fundamentalistów.

Pozwy są jednak ostatecznością. Na pierwszym miejscu zawsze stawiamy komunikację i tłumaczenie, jaka jest rzeczywistość, co pokazuje m.in. sprawa Pani profesor Budzyńskiej.
 
Naszą silną stroną jest to, że dla Instytutu Ordo Iuris nie liczą się słupki w sondażach. Stać nas na to, żeby podejmować trudne tematy i przez to narazić się na potężną falę nienawiści, ponieważ stoją za nami i finansują nas tysiące polskich rodzin, które podzielają naszą misję. Dzięki ich wsparciu jesteśmy stabilni i niezależni. Również dlatego jesteśmy skazani na ataki ze strony radykalnych środowisk i ideologicznie zacietrzewionych mediów.
 

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

za www.pch24.pl

 

Copyright © 2017. All Rights Reserved.