Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Nadchodzi era "liberalnej" cenzury. Zakneblowano Trumpa i Parlera, teraz czas na Polskę?

Profile Donalda Trumpa na Facebooku, Twitterze i Instagramie zostały zablokowane. Google Store zawiesił też możliwość pobierania Parlera, prawicowej i niestosującej cenzury alternatywy dla Twittera. Między majem 2018 r. a październikiem 2020 r. prezydent USA Donald Trump został aż 65 razy ocenzurowany przez Twittera (Joe Biden ani razu), a gdy mówił o nieprawidłowościach wyborczych, telewizje przerywały transmisje jego wystąpień.

Media społecznościowe zablokowały też i wyciszyły cykl publikacji obciążających Huntera Bidena, syna konkurenta Trumpa. Wszystko to przy poklasku lewicowo-liberalnych mediów. Pora uświadomić sobie, że wszystkim konserwatywnym rządom na świecie, także w Polsce, wyrósł nowy potężny przeciwnik.

Gdy Donald Trump pisał na Twitterze o „znikających” kartach do głosowania i „oszustwie wyborczym”, jego profil na tym serwisie społecznościowym przypominał niektóre artykuły prasowe ostatniego okresu PRL, kiedy to ingerencje cenzora zaznaczano, zastępując oryginalny tekst odnośnikiem do ustawy o kontroli publikacji i widowisk. Zamiast słów prezydenta USA w ramce pojawiał się następujący komunikat: „Niektóre lub wszystkie treści zawarte w tym wpisie są dyskusyjne i mogą wprowadzać w błąd w sprawach wyborach lub innych obywatelskich procedur”. Użytkownikom Twittera uniemożliwiono również udostępnianie wpisów Trumpa.

W tym samym czasie - na tym samym Twitterze - nie tylko Joe Biden mógł nieskrępowanie wyrażać swoją opinię na temat wyborów. Komunistyczna Partia USA bez przeszkód określała Trumpa „faszystowskim zagrożeniem” i wzywała:
„Świętuj porażkę Trumpa oraz 103. rocznicę rewolucji w Rosji w 1917 r., wstępując do Partii Komunistycznej. Walka trwa!”.

Zablokować Trumpa

W listopadzie 2020 r. analitycy amerykańskiego Ośrodka Badań Mediów (Media Research Center) napisali:
"Big Tech [Google, Amazon, Facebook, Apple, Microsoft - przyp. „GP”] wyrządził poważną szkodę prezydentowi Donaldowi Trumpowi w mediach społecznościowych. Twitter i Facebook ocenzurowały konta prezydenta w mediach społecznościowych oraz konta należące do jego sztabu reelelekcyjnego co najmniej 65 razy. W przeciwieństwie do Trumpa firmy nie cenzurowały Joe Bidena i jego kont sztabowych. Ani razu”.

W zdecydowanej większości tych przypadków cenzury chodziło o Twittera - ulubione narzędzie komunikacji polityków, dziennikarzy i biznesu. Analitycy Media Research Center wskazali, że ofiarą tego serwisu padły wpisy Trumpa dotyczące najrozmaitszych tematów: od niebezpieczeństw, jakie prezydent wskazywał w związku z głosowaniem korespondencyjnym, przez krytykę ruchu Black Lives Matter aż po koronawirusa.

Dziś mówi się przede wszystkim o blokadzie konta prezydenta i ingerencji Twittera w treść wpisów Trumpa. Były one zastępowane cytowanym już wyżej komunikatem o „dyskusyjnych treściach” albo okraszane wykrzyknikiem i podpisem „Teza o oszustwach wyborczych jest dyskusyjna”. Gdy zaś taki wpis chciało się udostępnić, pojawiało się okienko z ostrzeżeniem: „Wspólnie zadbajmy o rzetelność treści publikowanych na Twitterze. Zanim to udostępnisz, dowiedz się więcej”.

Proces kneblowania Trumpa i jego sztabu rozpoczął się jednak dużo wcześniej. Gdy w maju 2020 r. prezydent zwracał uwagę, że głosowanie korespondencyjne może wiązać się z nieprawidłowościami i niesie ryzyko wypaczenia wyników wyborów, Twitter opatrywał wpisy wykrzyknikiem i alertem „Sprawdź fakty o głosowaniu korespondencyjnym”.

Po kliknięciu w napis strona kierowała zaś do miniartykułu pod wiele mówiącym tytułem: "Teza Trumpa, że wysyłanie kart do głosowania drogą pocztową doprowadzi do oszustw wyborczych, jest nieuzasadniona".

W sierpniu Twitter zablokował konto sztabu Trumpa - tylko dlatego, że znalazło się tam nagranie, na którym prezydent USA twierdził (broniąc ponownego otwarcia szkół), iż „dzieci nie mają problemu z koronawirusem”. Wcześniej serwis oznaczył jako „gloryfikujący przemoc” wpis Republikanina o rozruchach w Minneapolis. Trump - stanąwszy po stronie policji - śmiał bowiem napisać: „Tam, gdzie zaczyna się grabież, zaczyna się strzelanie”.
Jak wyciszono aferę syna Bidena

Wysiłki Twittera, by uzasadnić cenzurowanie Trumpa, od początku były mało przekonujące, zwłaszcza że ofiarą zamordystycznych praktyk serwisu padali też w ciągu ostatnich miesięcy liczni zwolennicy prezydenta, członkowie jego sztabu, sprzyjające mu media, a nawet jego syn. Nic nie może się jednak równać z tym, jak media społecznościowe praktycznie zdusiły w zarodku temat afery Huntera Bidena - syna konkurenta Trumpa.

Otóż w połowie października należący do Ruberta Murdocha dziennik „New York Post” („NYP”), powołując się na zdobyte e-maile, ujawnił, że Hunter Biden prowadził lukratywne transakcje z największą prywatną chińską firmą energetyczną. Z jednego z cytowanych dokumentów wynikało m.in., że pewien chiński urzędnik zgodził się zapłacić młodemu Bidenowi milion dolarów zaliczki za doradztwo prawne. W innym artykule „NYP” przytaczał maile dowodzące, że Hunter Biden - zasiadający w zarządzie ukraińskiej, lecz zarejestrowanej na Cyprze firmy Burisma - przedstawił w 2015 r. swojego ojca Wadimowi Pożarskiemu, jednemu z wysoko postawionych ludzi w tej spółce.

Było to kilkanaście miesięcy przed tym, jak (wówczas wiceprezydent) Joe Biden zmusił poprzez szantaż ukraińskie władze do wstrzymania śledztwa właśnie w sprawie Burismy.

Materiał, który w normalnych okolicznościach przekreśliłby szanse Joe Bidena w wyborach prezydenckich, został jednak ocenzurowany w bezprecedensowy sposób. Gdy bowiem tylko „New York Post” umieścił kilka wpisów z linkami do swych publikacji, Twitter... zawiesił konto gazety. Co więcej, zakazał innym użytkownikom publikowania w serwisie zdjęć e-maili ujawnionych przez „NYP” i linków do artykułu. Ponadto zawieszono - z powodu powoływania się na teksty w "NYP" - konto sztabu wyborczego Trumpa oraz rzeczniczki Białego Domu Kayleigh McEnany.

Oficjalnym powodem tej cenzury było - jak wyjaśniał serwis - oparcie artykułów gazety na źródłach pochodzących z procederu hakerskiego. Tłumaczenie to jednak uznać należy za wyjątkowo bałamutne, bo po pierwsze nikt nikogo nie „hackował” (laptop, z którego pochodziły emaile, został pozostawiony przez Bidena w warsztacie komputerowym; sprzęt nigdy nie został nieodebrany, a kopię danych wykonał właściciel zakładu). Po wtóre: publikacje opierające się na źródłach „hakerskich” nikogo wcześniej nie oburzały (vide Wikileaks czy Panama Papers) - a Twitter ich nie cenzurował.

Chamenei, Putin i Erdogan

Gdy do Twittera dołączył Facebook, radykalnie ograniczając zasięgi postów z artykułami na temat Bidenów, słynny dziennik biznesowy „Wall Street Journal” napisał:
"Partyjna ingerencja Doliny Krzemowej jest sprzeczna z amerykańskim duchem demokracji, fair play i pierwszej poprawki do Konstytucji. [...] Coraz bardziej nieuczciwe oraz agresywne ataki wielkich firm technologicznych na poglądy, z którymi nie sympatyzują, będą się nasilać, o ile opinia publiczna nie zorientuje się, że taka manipulacja jest zła niezależnie od tego, jakiej strony dotyka".

Konserwatywni komentatorzy podkreślali zaś, że Twitter przykłada całkowicie inną miarę nie tylko lewicy i liberałów, ale i do krwawych dyktatorów oraz radykałów. Dla przykładu: w październiku 2020 r., gdy cenzurowany był Trump, najwyższy przywódca Iranu Ali Chamenei zamieszczał w serwisie wpisy w rodzaju: "«Precz z USA» oznacza precz z Donaldem Trumpem, Johnem Boltonem i Mike'em Pompeo. Oznacza to śmierć amerykańskich polityków będących obecnie u władzy. Oznacza to śmierć garstki ludzi rządzących tym krajem". Twitter nie zamieścił przy nich nawet ostrzegawczego wykrzyknika. Podobnie jak przy twittach na koncie terrorystycznej bojówki szyickiej Harakat Hezbollah al-Nudżaba, pełnych nienawiści do „syjonistycznych imperialistów” i „amerykańskich terrorystów”.

To samo dotyczy wpisów cytowanej już Amerykańskiej Partii Komunistycznej czy choćby jednego z liderów ruchu Black Lives Matter Shauna Kinga, który nawoływał na Twitterze do zniszczenia wszystkich posągów, witraży i fresków przedstawiających „białego Jezusa”.

Nadto Twitter od lat aktywnie współpracuje z autorytarnymi reżimami walczącymi z wolnością słowa. W 2014 r. okazało się, że portal uniemożliwiał oglądanie na terenie tego kraju wpisów, które uznawane byly przez Islamabad za „bluźniercze” i „nieetyczne”. W tym samym roku wyszło na jaw, że w Rosji nie można oglądać proukraińskich twittów pochodzących z konta Prawego Sektora - oczywiście pod pretekstem walki z „faszyzmem” i z „łamaniem rosyjskiego prawa”. Decyzja o cenzurze antyputinowskich treści podjęta została po tym, jak Moskwa zagroziła Twitterowi blokadą całego serwisu. Do podobnych sytuacji od lat dochodzi w Turcji, tyle że tam na życzenie Erdo?ana blokowane są opozycyjne konta wytykające reżimowi korupcję.


Nadchodzi nowa „normalność”

Niestety, do Twittera - który niedawno zablokował konta i rządu węgierskiego (bez podania powodu), i arcybiskupa Pragi Dominika Duki (prawdopodobnie za udostępnienie w serwisie artykułu o nominowaniu przez Trumpa do Sądu Najwyższego USA katoliczki Amy Coney Barrett) - dołączyły w ostatnim czasie tradycyjne amerykańskie media.

Transmisje z konferencji prasowych Trumpa i jego współpracowników - poświęcone możliwym oszustwom wyborczym - były przerywane przez czołowe telewizje w USA, a dziennikarze wręcz chełpili się swoim zachowaniem.

Takie zachowanie doczekało się poklasku wśród liberalno-lewicowych dziennikarzy na całym świecie, także w Polsce. Bartosz Węglarczyk z Onetu nazwał tę telewizyjną cenzurę „wielką chwilą dziennikarstwa”, Grzegorz Rzeczkowski z postkomunistycznej „Polityki” stwierdził, że „tak właśnie się powinno robić”, a Tomasz Lis z entuzjazmem uznał, iż „tak wygląda dziennikarstwo bez mizdrzenia się do władzy”. Wtórowali im m.in. Katarzyna Kolenda-Zaleska z TVN, Jarosław Kuźniar, Jacek Nizinkiewicz z „Rzeczpospolitej”, Łukasz Rogojsz z Gazeta.pl czy Paweł Żuchowski z RMF FM. Ten ostatni orzekł: „Kłamstwo należy nazywać kłamstwem. To, co wczoraj zrobili dziennikarze wielu stacji w USA, to przejaw odpowiedzialności”. Doszło więc do bezprecedensowej sytuacji: „liberalne” media - wyrzekając się zadania obiektywnego relacjonowania, zbierania informacji i dociekania prawdy - nadały sobie status sądu orzekającego o prawdziwości lub fałszywości słów wypowiadanych przez osoby publiczne (oczywiście dotyczy to tylko wybranych osób, przede wszystkim z szeroko pojmowanej prawicy).

Co to oznacza dla polskiego świata polityki i mediów? Że wkrótce - zapewne wcześniej, niż się spodziewamy - Twitter ocenzuruje jeden i drugi wpis prezydenta bądź premiera RP, a medialna większość temu przyklaśnie. Że niewygodne artykuły - dotyczące np. interesów polityków KO - nie tylko będą pomijane milczeniem lub atakowane, lecz także „wypychane” z internetu przez blokowanie w serwisach społecznościowych. Wreszcie - że przerywanie transmisji lub całkowite ignorowanie konferencji „populistów” (nawet jeśli są oni głowami państw) przerodzi się w zwyczaj, a proceder zawieszania kont konserwatywnych publicystów - już teraz coraz powszechniejszy - stanie się normą. Im wcześniej się na tę nową medialną „normalność” przygotujemy i przed nią zabezpieczamy, tym większe szanse, że unikniemy szoku, jakiego nie zdołał uniknąć nawet ktoś tak potężny jak prezydent Stanów Zjednoczonych.

Grzegorz Wierzchołowski

za:niezalezna.pl

***

Starsi obywatele obozu szczęśliwości socjalistycznej w Europie-pamiętają, doświadczali... Ale żeby doszło to już nawet do USA?...

kn

Copyright © 2017. All Rights Reserved.