Szczęść Boże, panie redaktorze
W wywiadzie dla „Newsweeka” Tomasz Terlikowski biada nad tym, jak zaangażowanie księży w politykę szkodzi katolikom. „Pamiętam, jak biskup pstrykał palcem i pielgrzymowali do niego politycy wszystkich partii. W tej chwili to raczej polityk pstryka i biskup jest na jego zawołanie” – stwierdza.
Może i tak, jednak czytając ów wywiad, odniosłem wrażenie, że ten bojowy dziennikarz katolicki był przy Kościele, gdy to biskup pstrykał, a zaczął go krytykować, gdy jest odwrotnie.
To przykre, bo Terlikowski przez dekady toczył spory, narzucając bardzo radykalny ton. Wtedy gdy lżył LGBT, walczył z aborcją, in vitro itd., szary katolik myślał sobie, że może przesadza, ale za to sprawia, że świat jest prosty. Idąc za jego argumentacją, wielu się zradykalizowało.
Tym samym Terlikowski uczynił sporo, by politykę do Kościoła wprowadzić. A teraz, gdy Kościół osłabł, także w wyniku tych wojen, pierwszy wyskakuje z okrętu, by stać się jego dyżurnym krytykiem.
Ależ ci hierarchowie narobili, prawda?
A to, że pan redaktor biegał przez 20 lat po mainstreamowych stacjach i robił za rzecznika katolików w programach politycznych, to bez znaczenia?
Nie wiem, panie redaktorze.
W każdym razie, szczęść Boże na nowej drodze życia.
Jacek Liziniewicz
za:niezalezna.pl