Tomasz P. Terlikowski - Kościół jako kozioł ofiarny
Odebrać głos obrońcy moralności
Atak na Kościół miał także głębszy niż tylko przykrywkowy wymiar. Chodziło w nim o osłabienie siły głosu jedynej instytucji, która może i powinna zabrać z całą mocą głos w sprawie zbezczeszczenia zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej oraz kłamstw, do jakich posunęli się Ewa Kopacz i Donald Tusk (a także niemało innych osób) w sprawie pochówków czy sekcji zwłok. Kościół i jego pasterze są naturalnymi świadkami prawdy o tym, że miarą człowieczeństwa i cywilizacji jest stosunek do ludzkich zwłok. Antygona, której postawa jest fundamentem całej europejskiej tradycji moralnej, oddała życie właśnie za to, by pochować brata... Ci, którzy tego nie rozumieją, wykluczają się z przestrzeni już nawet nie chrześcijaństwa, ale zwyczajnego człowieczeństwa.
I właśnie ten głos Kościoła, który – wierzę w to głęboko – usłyszymy, miał zostać przesłonięty dyskusją o homoseksualizmie niektórych duchownych i hipokryzji hierarchii. Odbiorcy medialnych komunikatów dostali uprzedzającą informację, że opinii Kościoła nie można traktować poważnie. Barwne opisy zaś miały wzmocnić emocje, które zagłuszą głos biskupów. Mocny atak – o czym też warto pamiętać – może także osłabić chęć biskupów do wypowiadania się i obrony przez nich fundamentalnych zasad moralnych.
Zasiać wrogość
Istotnym elementem w tej strategii jest także sianie wrogości między Kościołem a budzącym się ruchem odrodzenia patriotycznego. O to troszczą się ze szczególną gorliwością „Gazeta Wyborcza” i „Polityka”, które regularnie przekonują swoich czytelników, że każda niemal wypowiedź czy decyzja biskupów i prowincjałów ma wymiar antysmoleński, a każdy ruch protestu antyrządowego jest antyewangeliczny. Takie opinie znaleźć można choćby w paszkwilanckim wobec marszów walczących o pluralizm medialny i prawa katolików tekście dominikanina o. Tomasza Dostatniego na łamach „Gazety Wyborczej” czy we wciąż powracających zafałszowaniach wypowiedzi abp. Michalika.
Cel tych działań jest także dość oczywisty. Chodzi o to, by oddzielić Kościół od budzącego się ruchu protestu, przekonując antysystemowych patriotów, że biskupi są przeciw nim, oraz prowokując zachowania, które zniechęcą hierarchów do budzącego się ruchu odnowy. Błędy popełnione przez obie wspomniane strony budzą obawy, że ta strategia może przynieść efekty.
Nie dajmy się zepchnąć w milczenie
Aby tak się nie stało, musimy zachować zdolność rozmawiania ze sobą i o sobie, posługując się wspólnymi kryteriami oceny świata. Możemy się różnić, możemy odmiennie postrzegać pewne aspekty rzeczywistości, ale musimy zachować zdolność do ich opisywania i definiowania w naszej własnej terminologii. I tak w wypadku homoseksualistów w sutannach głównym problemem jest nie hipokryzja czy skandale, ale zafałszowanie natury kapłaństwa. W dyskusji zaś o Smoleńsku i stosunku do tej sprawy Kościoła chodzi nie o dystansowanie się czy potępianie, ale o to, by zachowując wierność prawdzie, ludzie Kościoła nie popadli w partyjne sekciarstwo, które może odtrącać innych. Takie postawienie sprawy oraz spokojna rozmowa mogą uchronić nas przed metodami podziału, jakie są wobec nas stosowane.
za: http://niezalezna.pl (kn)