Marcin Wolski- Ukradzione zwycięstwo
Władza będzie bronić dostępu do worków z głosami równie skutecznie jak Rosjanie wraku tupolewa. Pozostają jedynie własne szare komórki, jak mawiał Herkules Poirot, i obejrzenie sprawy od drugiej strony – od widocznego kontekstu.
Sytuacja wyjściowa jest taka: spada na łeb, na szyję poparcie PO, rośnie PiS-u. Pierwszy wyłom w paśmie siedmioletnich zwycięstw mógłby uruchomić kulę śnieżną. Należy do tego nie dopuścić! Dać opozycji minimalną wygraną, sprawiając zarazem, żeby nawet tam, gdzie wygra, nie mogła rządzić w sejmikach (zwłaszcza że stawką jest szmal z Unii). Jednocześnie trzeba uniknąć roli głównego podejrzanego. Kto ma ukraść głosy opozycji? Koalicjant bieżący – PSL czy ewentualny – SLD? Wybiera się ludowców, elektorat lewicy postanawiając jak najszybciej wchłonąć przez coraz bardziej lewicową Platformę. Oczywiście przy okazji zdarzają się przedobrzenia, jak 1000-proc. przyrost głosów na ludowców w mieszczańskiej Gdyni czy dramatycznie rozjeżdżające się z sondażami wyniki w woj. świętokrzyskim czy śląskim.
Dla dobrego iluzjonisty niebagatelną sprawą są odpowiednie dekoracje. Np. dym, światło, muzyka, odwracanie uwagi. Taką rolę odegrała podczas ostatniego seansu afera z systemem elektronicznym, sprawiająca, że ludzie skupili się na PKW, odpuszczając to, co działo się na szczeblach pośrednich, a dymisja „leśnych dziadków” dała namiastkę satysfakcji. Winnymi okazali się asystenci. Prawdziwi iluzjoniści pozostali w cieniu. Skądinąd warto przypomnieć dramaturgię kapania wyników. Miało to charakter powolnego znieczulania – pierwsze pojawiły się rezultaty z okręgów, w których PiS i tak zwyczajowo przegrywało, potem z kilku, w których pozwolono mu wygrać albo przewaga była tak wielka (podkarpackie), że nic nie dało się zrobić. Ciekawa okazuje się geografia zidiocenia (jeśli za wynik miałaby dopowiadać głupota wyborców) – z jakiego powodu najwięcej głosów nieważnych padło w skrzętnej, gospodarnej Wielkopolsce, a mniej błędów popełniały masy ludowe Podlasia i Podkarpacia? Na ostatniej prostej przykryto wszystko incydentem w PKW, strasząc lemingów widmem rewolucji.
Efekt – znowu kłania się Smoleńsk. Jestem przekonany, że w głębi ducha większość świadomych zwolenników obecnej władzy wie, iż dokonał się przekręt. Ale z góry go rozgrzesza. Mając do wyboru Białoruś czy IV RP, rękami i nogami będzie wspierać rodzimych Łukaszenków. A PiS nie ma dobrego wyjścia: radykalizując społeczeństwo – wystraszy jego większość, nie robiąc nic – przyzwoli na jeszcze większe fałszerstwa. Paradoksalnie wiele zależy od Leszka Millera. Od jego woli wydania wojny „iluzjonistom”. Których metody zna.
Marcin Wolski
za:niezalezna.pl/61830-ukradzione-zwyciestwo