Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Koniec zabawy w multi-kulti



Europa przez 50 lat świetnie się „bawiła”. Najpierw zaczęła zabijać nienarodzone dzieci, potem uznała prawo do eutanazji, czyli zabijania starszych i „bezproduktywnych”, a to wszystko przy wzrastającym samozadowoleniu i wyrzucaniu Boga poza własne życie. W ten sposób spoganiała, wyznając nową formę barbarzyństwa.


Właśnie kilku muzułmanów z „kałachami” przypomniało Europie, że mamy do czynienia też z innym barbarzyństwem, które próbuje zawładnąć starym kontynentem. To nie tzw. islamizm pchnął trójkę muzułmanów do aktu pomszczenia swojego proroka, ale Koran, prawowierne nauczanie islamu, a nade wszystko sam przykład Mahometa.


Za czasów twórcy islamu istniał zwyczaj krytykowania oponentów za pomocą satyry. Poeci używający tego gatunku byli solą w oku Mahometa. Jednym z nich był Abu Afak. Mahomet dotknięty do żywego jego satyrami nie miał widocznie na tyle inwencji, by odpowiedzieć mu w ten sam sposób. Uciekł się więc do argumentu siły, pytając swoich wyznawców: Kto się rozprawi z tym szubrawcem dla mnie?. Chętnych nie brakowało: zgłosił się niejaki Salim bin Umajr, który zabił Abu Afaka. Podobny los podzieliła Asma bint Marwan, pisząca poezję satyryczną na Mahometa i zarzucająca mu plagiatowanie poezji jej ojca w Koranie. Została zamordowana we własnym łóżku, kiedy karmiła dziecko.


Atak na „Charlie Hebdo” jest zatem dobrze osadzonym w realiach islamu przykładem postępowania muzułmanów z tymi, którzy odważają się krytykować Mahometa, bez względu na przynależność religijną i wyznawane wartości. To nie tyle początek dżihadu, co jego ciąg dalszy, ponieważ Europa jest już w stanie wojny z muzułmanami traktującymi na serio życie Mahometa. Czy to oznacza bezradność? Żadną miarą! Ale by przynajmniej nie doszło do gorszych rzeczy Europa musi natychmiast podjąć poważne kroki przeciwko muzułmanom, a nie tylko życzeniowo nazywać wciąż islam „religią pokoju”.


Mark A. Gabriel, który studiował historię i kulturę muzułmańską na Al-Azhar, zadał kiedyś pytanie swojemu wykładowcy, szejkowi Omarowi Abd Ar-Rahmanowi, organizatorowi zamachu bombowego na World Trade Center w 1993 roku: Dlaczego uczy nas Pan cały czas o dżihadzie? A co o innych wersach Koranu mówiących o pokoju, miłości i przebaczeniu? Szejk Omar zrobił się czerwony ze złości, słysząc to pytanie, ale zdecydował się spokojnie sprowadzić młodego studenta na „właściwą drogę”: Mój bracie, w Koranie jest sura o nazwie Łupy, ale nie ma sury o nazwie Pokój. Dżihad i zabijanie to podstawa islamu.

Myślę, że najwyższy czas wyciągnąć z tego wnioski.


dr Bartłomiej Grysa, arabista

za:www.pch24.pl/koniec-zabawy-w-multi-kulti,33231,i.html#ixzz3OMKFABd4



***

Niech paryska masakra otworzy oczy świata na los prześladowanych chrześcijan!

Czy paryska masakra otworzy oczy Europy na los prześladowanych chrześcijan? Przecież także oni reprezentują idee, które stanowią podstawę europejskich wartości - pisze Paweł Jędrzejewski.

„Wyrażając solidarność z Francją, warto jednak pamiętać, że protest ten jest tak wielki, a skupienie medialne na tej zbrodni tak intensywne, ponieważ zbrodnia została dokonana na europejskim podwórku i zaatakowani zostali nie tylko ludzie, ale także jeden z aspektów europejskiej (zachodniej) wolności - wolne słowo” – pisze Paweł Jędrzejewski na łamach „Forum Żydów Polskich.

I pyta w tym kontekście, dlaczego świat nie zwraca tyle uwagi na ofiary islamskiego terroryzmu i zbrodni na Bliskim Wschodzie, w Afryce i w Azji?

„Oni - pozostając w większości anonimowi - w nie mniejszym stopniu reprezentują te idee, które stanowią podstawę wartości zwanych europejskimi (choć ich pierwotne źródło wywodzi się przecież z żydowskiej Tory)” – pisze Jędrzejewski. I pyta: „Czy masakra w Paryżu otworzy oczy Europy na ich los?”.

„Przecież świat - w tym świat chrześcijański - traktuje ich prześladowania z okrutną obojętnością, biorąc pod uwagę rozmiary popełnianej na nich zbrodni i skalę ich cierpień” – dodaje autor.

I kończy, przypominając słowa Ireny Sendlerowej, która ratowała żydowskie dzieci z warszawskiego getta. Krótko przed śmiercią powiedziała, że ludzkość nie wyciągnęła żadnych wniosków z Zagłady.

za:www.fronda.pl/a/niech-paryska-masakra-otworzy-oczy-swiata-na-los-przesladowanych-chrzescijan,46046.html


***


Przestępcy czy naśladowcy Mahometa?

Co powiedziałby przeciętny Europejczyk o kimś, kto kazał ściąć głowy kilkuset bezbronnym jeńcom, a potem ich ciała wrzucił do dołów?

Nie wiem, ale na pewno powinien liczyć się ze słowami. Komentowałby bowiem czyn samego proroka Mahometa.

W moim wczorajszym felietonie „Wzór muzułmanina”, który ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie”, wspomniałem o tym, że historia życia proroka Mahometa stanowić może znakomitą inspirację dla muzułmanów, którzy chcieliby nawracać innych siłą bądź też po prostu eliminować ich fizycznie jako niewiernych. Wspomniałem także o tym, że akty terroru dokonywane z imieniem Allaha na ustach zwykle prowokują debaty o charakterze islamu – czy jest to religia wojny, czy pokoju? Jak można było przypuszczać, tak stało się i tym razem – po zbrodni dokonanej w paryskiej redakcji gazety „Charlie Hebdo”. Moją uwagę przykuła rozmowa w programie Andrzeja Morozowskiego w TVN24, która toczyła się między prowadzącym a zaproszonymi gośćmi, byłym ambasadorem RP w Egipcie Grzegorzem Dziemidowiczem oraz przewodniczącym Zarządu Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej w RP Mohamedem Adham Abd El Aalim. Ten ostatni już na wstępie programu autorytatywnie stwierdził, że masakry w Paryżu nie dokonali muzułmanie, lecz przestępcy. „Świat muzułmański tak nigdy nie reagował i nie będzie reagował. Na to nie zezwala sam islam” – stwierdził.

Allah: zabić wszystkich

W komentarzu do tych słów chciałbym nieco rozwinąć zdawkowo wspomnianą przeze mnie w ww. felietonie historię mordu na bezbronnych jeńcach, która miała miejsce w wojnie prowadzonej przez Mahometa w 627 r., a konkretnie po tzw. Bitwie Rowu, nazwanej tak od użytej przez proroka metody ufortyfikowania oazy oblężonej przez jego wrogów.

Po wygranej Mahomet oskarżył o zdradę żydowskie plemię Banu Kurajza, które według niego miało w czasie bitwy paktować z wrogiem i rozważać zdradziecki atak od tyłu na mieszkańców oblężonej Medyny. Odmówił Żydom prawa do odejścia i zażądał od nich bezwarunkowego poddania się. Zaproponował im, by o ich losie zadecydował jeden z Ausytów – plemienia sprzymierzonego z Banu Kurajza. Wskazany przez Mahometa ciężko ranny Sada Ibn Mu ’Aza wymógł na Żydach przysięgę, że będą respektowali jego wyrok, po czym ogłosił, że mężczyźni z plemienia poniosą śmierć, a kobiety i dzieci zostaną niewolnikami.

Na to dictum prorok odparł słowami: „Sąd twój zgodny jest z wyrokiem, jaki wydał sam Bóg z niebieskich wysokości!”.

Następnego dnia do wykopanych dołów przyprowadzono wszystkich Żydów – ich liczbę szacuje się dzisiaj na 600 do 900 osób – a potem ścięto wszystkim głowy (skąd my to znamy?).

Tradycja niestroniąca od krwi

Widać zatem wyraźnie, że pan przewodniczący dość drastycznie mija się z prawdą. Nie jest prawdą, że świat islamski nie reagował brutalnie, ba, reagował w jeszcze bardziej drastyczny sposób i to za sprawą samego proroka. To dobre miejsce, by zapytać, kim dla dobrego muzułmanina jest Mahomet, i czy zgodnie z tą religią można stwierdzić, że prorok kłamał/mylił się, przekazując wiernym wyroki boskie (vide powyższy cytat). Nie wydaje mi się. Nie wydaje mi się także, by z pozycji muzułmańskich – przy poszanowaniu zasad klasycznej logiki – dało się przeprowadzić spójną z korzeniami tej religii argumentację potępienia paryskich zamachowców. Można to uczynić wyłącznie na poziomie erystycznym i emocjonalnym, biorąc w nawias historię powszechną własnej religii, a eksponując jej lokalne status quo. W wypadku Polski jest to oczywiście tradycja pokojowego współistnienia – nikt o zdrowych zmysłach nie będzie sugerował, że Związek, o korzeniach w okresie międzywojnia, którego reprezentantem jest pan przewodniczący, czy np. Tatarzy żyjący w Rzeczypospolitej stanowią jakiekolwiek zagrożenie dla polskiego common sense. Wręcz przeciwnie, są dobrymi Polakami i ochrona ich prawa do zachowania własnych wierzeń stanowi obowiązek polskich władz, ale i polskiego społeczeństwa. Nie o tym jednak jest tu mowa.

Transcendencja nie lubi próżni


Istotą problemu z czynem paryskich zamachowców jest bowiem to, że stanowił on wyraz jak najbardziej spójnej i dopuszczalnej zgodnie z zasadami logiki interpretacji tradycji muzułmańskiej. Z politycznego punktu widzenia jest dla mnie całkowicie zrozumiałe, że żaden muzułmanin nie zgodzi się z takim postawieniem sprawy, oznacza ono bowiem tyle, że islam jest religią zawierającą w sobie potencjał fanatycznej przemocy. Takie jednak są fakty.

Trzeba o nich mówić z bardzo prostego powodu. Mord paryski nie był dziełem niezależnych przestępców czy szaleńców, lecz czynem, wedle wszelkich przesłanek, będącym skutkiem działań zorganizowanych islamistycznych organizacji, dziś niezwykle potężnych, bo mających zaplecze w postaci własnego jawnie religijnego państwa – Państwa Islamskiego. Nie można zatem – przez grzeczność, co może byłoby słuszne w warunkach braku wojny cywilizacyjnej – przemilczeć problemu związanego z wzorcami, które przekazał potomności prorok. Islamiści oczywiście są przestępcami – to stwierdzenie trywialne – przestępcą bowiem jest ten, kto łamie obowiązujące prawo. Ta kategoria sama w sobie właściwie nie dotyka kwestii moralnych. Ważniejsze jest to, że motywacją dla tego przestępstwa są właśnie względy natury religijnej. I choć na szczęście jak na razie w Polsce tego rodzaju problemów nie ma, to z perspektywy Francji czy Berlina prędzej czy później do debaty publicznej zaczną coraz częściej przebijać się głosy, że problemem nie są „przestępcy”, tylko sam islam.

Walki tej Zachód raczej nie wygra, jeśli przejawem jego rzekomej siły będą parady osobników z piórkiem w tyłku i różą w zębach. Jedynym realnym panaceum na stworzenie duchowej siły zdolnej przeciwstawić się ekspansji islamu – który ewidentnie zajmuje próżnię powstałą po wycięciu z kultury europejskiej jakiejkolwiek transcendencji – jest chrześcijaństwo. Oby i w tym wypadku historia lubiła się powtarzać.

Jakub Pilarek

za:niezalezna.pl/63069-przestepcy-czy-nasladowcy-mahometa

***

2015-01-08 13:13    „Charlie Hebdo” - tygodnik satyryczny otwarcie antyreligijny (analiza)

Krwawy zamach terrorystyczny w redakcji „Charlie Hebdo” Paryżu z 7 stycznia zwrócił uwagę na ten ukazujący się od 1970 r. francuski tygodnik. Uchodzi za lewicowy, z elementami anarchizmu, nie uznający jakichkolwiek granic wolności, w tym granic wolności słowa.
Niegdyś pismo wychodziło w nakładzie 140 tys. egzemplarzy, obecnie ma 45 tys. czytelników. W 2006 r. sprzedano 400 tys. egzemplarzy numeru, w którym znalazły się karykatury Mahometa, przedrukowane z duńskiego dziennika „ Jyllands-Posten”, które wywołały falę protestów w krajach muzułmańskich.

„Charlie Hebdo” specjalizuje się w satyrze politycznej. Jednak od lat wykazuje się też antyreligijną obsesją, skierowaną głównie przeciwko katolikom i muzułmanom. Chętnie publikuje rysunki satyryczne dotyczące Boga, symboli religijnych czy wyznawców obu religii, zwłaszcza ich postawy fundamentalistycznej. Nierzadko zwracają one uwagę na rzeczywiste i warte obśmiania wady ludzi wierzących, często jednak wykraczają poza granice satyry, polegającej na ukazaniu świata, postaci, zjawisk czy cech charakteru poprzez ich komiczne wyolbrzymienie. Niejednokrotnie przekraczają wręcz granicę dobrego smaku i mają charakter bluźnierczej prowokacji.

Aby się o tym przekonać, wystarczy przywołać kilkanaście wybranych okładek pisma, a także inne rysunki zawarte w jego numerach z ostatnich lat.

Katolicyzm

Katolicyzm był obiektem ataków pisma od początku jego istnienia. Już w 1971 r. na okładce numeru ukazującego się w czasie Bożego Narodzenia, przedstawiono płaczącą postać w żłóbku, mówiącą: „Mały Jezus mówi wam: Gówno!”.

W 1972 r. zestawiono Jezusa z Hitlerem. „Jezus powraca” - głosił napis. „Ja także” - mówił wychylający się zza pleców Jezusa dyktator III Rzeszy.

Na okładce jednego z numerów przedwielkanocnych Jezus w koronie cierniowej na głowie niczym iluzjonista wyjmował królika z kapelusza, zaś podpis brzmiał: „W przyszłym tygodniu zrobię wam numer ze zmartwychwstaniem”.

Wobec wyrażonego przez arcybiskupa Paryża, kard. André-Vingt Trois sprzeciwu Kościoła wobec legalizacji tzw. małżeństw homoseksualnych, „Charlie Hebdo” umieścił rysunek z napisem: „Mgr Vingt-Trois ma trzech tatusiów”, ukazujący sodomiczny stosunek seksualny Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Gdy katoliccy tradycjonaliści protestowali przed paryskim teatrem przeciwko wystawianiu w nim sztuki „Goglota Picnic”, tygodnik opublikował karykaturę ostatniej wieczerzy. Jezus siedzący przy stole i wzywający: „Do stołu!”, otoczony był demonstrantami z feretronami z Najświętszym Sercem Jezusa i symbolem Ducha Świętego. Podpis zaś, zaczerpnięty z tytułu znanego filmu, głosił: „Le dîner des cons” (Kolacja dla palantów).

Inny rysunek przedstawiał ukłony aktorów na scenie po skończonym przedstawieniu. Jednym z nich był Jezus przybity do krzyża. Karykaturę opatrzono podpisem: „Teatr jest jak Biblia... To blef”.

Kolejna okładka to karykatura Chrystusa z krzyżem opartym o bark i uśmiechem na ustach, otoczonego dwoma roznegliżowanymi tancerkami z paryskiego kabaretu Lido. „Jutro Lido. Sram na was!” - mówił Jezus.

W ostatnich latach ulubionym celem ataków był papież Benedykt XVI. „Bóg nie istnieje!” - głosił slogan nad jego postacią w jednej z karykatur. „Kupa gnoju! Tego się obawiałem!” - mówi do siebie papież.

Na innym rysunku wznosi nad głową prezerwatywę zamiast hostii, mówiąc: „To jest ciało moje”. Podpis: „Papież idzie za daleko”.

Na obrazku ilustrującym spowiedź biskupa-pedofila, papież radzi mu: „Rób filmy, jak Polański...”.

Po aresztowaniu w Watykanie kamerdynera, oskarżonego o upublicznienie poufnych dokumentów z papieskiego biurka, tygodnik ogłosił: „Kret w Watykanie!”. Towarzyszyła temu karykatura Benedykta XVI, któremu kret wychodzi spod sutanny, podpis zaś tłumaczył: „To dla mnie odmiana po ministrantach”.

A po swej rezygnacji Benedykt XVI pojawił się na okładce pisma w uścisku z zakochanym gwardzistą szwajcarskim. Podpis głosił: „Nareszcie wolni!”.

Islam

Od pewnego czasu ośmieszaniu katolików towarzyszy w „Charlie Hebdo” ośmieszanie muzułmanów i islamu, ze szczególnym uwzględnieniem jego proroka, Mahometa.

Jedna z okładek przedstawia go, gdy trzyma w ręku Koran, przeszyty dziurami od kul. Podpis głosi: „Koran to gówno. Nie zatrzymuje kul”.

Wewnątrz jednego z numerów można było znaleźć rysunek o charakterze pornograficznym: nad Mahometem - ukazanym od tyłu, z wypiętymi pośladkami, z gwiazdą zakrywającą odbyt - widniał napis: „Narodziła się gwiazda!”. Miał to być komentarz do filmu „Niewinność muzułmanów”, przeciwko któremu protestowali oni na całym świecie.

Po skandalu ze zdjęciami księżnej Kate w stroju kąpielowym topless i w nawiązaniu do noszenia burki przez muzułmanki, „Charlie Hebdo” opublikował rysunek z nagim biustem żony Mahometa i podpisem: „Rozruchy w krajach arabskich po publikacji zdjęć pani Mahomet”.

Odwołując się do filmu Jeana-Luca Godarda „Pogarda”, karykaturzysta tygodnika przedstawił nagiego Mahometa w pozie, jaką w tym filmie przybierała Brigitte Bardot. Nad nagimi pośladkami, w które wycelowany był obiektyw kamery, widniał napis: „A moje pośladki? Czy kochasz moje pośladki?”.

Wypięta naga pupa była też tematem rysunku z podpisem: „Czy mamy prawo do tyłka Mahometa?”.


Ośmieszać religię

Zarówno Jezus jak i Mahomet zostali przedstawiani na osobnych karykaturach, na których każdy z nich zwierzał się: „Jak ciężko jest być kochanym przez palantów” - w odniesieniu do, jak napisano, „integrystów” z obu religii.

Jedna z najbardziej znanych okładek przedstawia Żyda pchającego wózek inwalidzki, na którym siedzi muzułmanin. Podpis głosi: „Nietykalni 2”, a pod spodem: „Nie wolno się śmiać!”.

Tematem żartów była także śmierć Michaela Jacksona. Tygodnik opublikował na okładce ilustrację przedstawiającą jego szkielet z charakterystyczną fryzurą i figurą taneczną z dłonią na kroczu oraz podpisem: „Michael Jackson w końcu biały!”.

Karykaturzyści „Charlie Hebdo” otwarcie przyznawali, że chcą ośmieszać religię. Zabity w zamachu z 7 stycznia Charb (Stéphane Charbonnier) deklarował przed kilku laty, że tygodnik zajmuje się „głównie Kościołem katolickim, bo jest on nadal większościowy” we Francji. Z kolei Luz (Renald Luzier) za oczywiste uznawał, że jako ateiści krytykują oni alienację, którą według nich, stanowi wiara. A ponieważ żyją w kraju katolickim, atakują „raczej katolików niż muzułmanów i raczej kler, który jest prawdziwym przedstawicielem tej alienacji, niż Boga”.

Jul (Julien Berjeaut), który z czasem odszedł z „Charlie Hebdo” wyjaśniał, że „o wiele łatwiej jest tworzyć rysunki o chrześcijanach niż o innych religiach bez wątpienia dlatego, że jesteśmy w kraju katolickim, nie można bowiem „uderzać w religię mniejszościową tak jak uderza się w religię większościową”. Zauważał też, że karykatury Mahometa wywołują tak silną histerię także dlatego, że „w Europie panuje antyarabski i antymuzułmański rasizm”.
Paweł Bieliński / Paryż

2015-01-08 17:01    Islam we Francji (analiza)

Dla francuskiego państwa są Francuzami, dla tamtejszej opinii publicznej - muzułmanami, dla własnych ojczyzn - już cudzoziemcami. Jeszcze inni widzą w nich wylęgarnię ekstremizmu. Nie wiadomo ilu dokładnie jest muzułmanów, którzy mieszkają we Francji. Imigranci i ich potomkowie, głównie z Afryki Północnej, stanowią siłę liczącą - według oficjalnych statystyk - 4-5 mln ludzi, a więc 7,5 proc. społeczeństwa.
Jednak - zgodnie z szacunkami ministerstwa spraw wewnętrznych - tylko jedna trzecia z nich to osoby praktykujące islam. Z kolei dwie trzecie muzułmanów osiedliło się w największych miastach (powyżej 200 tys. mieszkańców).

Dane te obejmują również około 100 tys. lokalnych konwertytów (według organizacji muzułmańskich - dwukrotnie więcej), co najczęściej jest wynikiem zawierania małżeństw mieszanych, jako że kobieta poślubiająca muzułmanina powinna przejść na islam. Zdarzają się też przypadki przechodzenia muzułmanów na katolicyzm (150-200 rocznie), co dotyczy zwłaszcza dzieci wywodzących się z małżeństw mieszanych (we Francji nie obowiązuje szariat, zabraniający konwersji z islamu).

Tymczasem według nieoficjalnych szacunków, muzułmanów we Francji jest dwukrotnie więcej, w tym 4-5 mln pochodzących z Algierii, 3 mln z Maroka, 1 mln z Tunezji, ale także 2 mln z państw Sahelu (Afryki subsaharyjskiej) i 800 tys. z Turcji. Za wyjątkiem tej ostatniej, muzułmanie napływają więc z krajów, które niegdyś były francuskimi koloniami. Są też byli mieszkańcy Bliskiego Wschodu.

Jest to olbrzymi wzrost liczebny w stosunku do sytuacji sprzed półwiecza. Pod koniec epoki kolonialnej, w 1954 r. było ich bowiem zaledwie 250 tys., a po zakończeniu wojny w Algierii w 1962 r. - blisko 600 tys. W kolejnych dziesięcioleciach, po tym jak w 1974 r. rząd zezwolił na łączenie rodzin, ich liczba wzrosła do 2 mln, a w 2005 r. do niemal 5 mln. Jednak, według informacji portalu euro-islam.info, tylko ponad 2 mln spośród nich mają francuskie obywatelstwo.

Ze względu na swe pochodzenie francuscy muzułmanie pozostają pod wpływem imamów ze swych ojczyzn, głównie z Algierii i Maroka. Z krajów tych przybywają co roku setki duchownych, by prowadzić szkoły przy meczetach, dbać o organizację ramadanu (dorocznego miesiąca postu) itp.

Mówiąc językiem katolickim, wyznawcy islamu we Francji podlegają różnym jurysdykcjom, nie tworząc jednej, zwartej społeczności. Dlatego w 2003 r. pod naciskiem władz państwowych powstała Krajowa Rada Kultu Muzułmańskiego, w zamierzeniu mająca być platformą porozumienia różnych odłamów tej religii, a tym samym partnerem dla władz (jakim jest np. Konferencja Biskupów Francji w przypadku Kościoła katolickiego) m.in. w kwestii budowy meczetów, formacji imamów, koordynowania dat świąt religijnych (odmiennych w różnych krajach pochodzenia), czuwania nad rynkiem uboju rytualnego, organizacji pracy imamów w szpitalach i wojsku itd.

Rada próbuje także pogodzić islam ze świeckością państwa, co nie jest łatwe, zważywszy, że tradycyjnie nie rozdziela on sfery religijnej od politycznej. Rozdział państwa od religii, zwłaszcza w dość skrajnym wydaniu znad Sekwany, jest więc mało zrozumiały dla muzułmanów. Pragną oni dawać publiczny wyraz swej wierze także w przestrzeni publicznej. Bywało, że gdy czekali na pozwolenia na budowę meczetów, licznie gromadzili się na modlitwie na placach francuskich miast, a kobiety zaczęły się pojawiać na ulicach w tradycyjnych chustach, co dla wielu obywateli było szokiem. To w dużej mierze za sprawą wyznawców islamu kwestia obecności religii jako takiej w przestrzeni publicznej ponownie znalazła się w kręgu publicznej debaty. Jednocześnie świeckość państwa utrudnia integrację muzułmańskich obywateli.

Ustawa z 1905 r. wprowadzająca tę radykalną świeckość nie zezwala na jakiekolwiek subsydiowanie instytucji religijnych przez państwo. Jednak Nicholas Sarkozy, minister spraw wewnętrznych, a potem prezydent Francji, próbował zmienić tę zasadę, proponując, by państwo wspomagało budowę meczetów, tak jak finansuje szkołę rabinacką. Miał nadzieję, że pomoże to powstrzymać wzrost w siłę islamskich ekstremistów, dla których pożywką była m.in. niewystarczająca liczba muzułmańskich miejsc modlitwy. Mimo oporów, m.in. ówczesnego prezydenta Jacquesa Chiraka, który bronił ustawy z 1905 r. jako jednego z filarów systemu republikańskiego we Francji, w 2005 r. powstała jednak Fundacja na rzecz Islamu, mająca na celu nadzorowanie darowizn na rzecz islamu, wspieranie budowy meczetów i kształcenia imamów. Okazało się bowiem, że jedna trzecia imamów pracujących w tym kraju nie znała w ogóle francuskiego, a trzy czwarte z nich nie miało francuskiego obywatelstwa. Państwo chciało więc „francuskich imamów mówiących po francusku”, wykształconych nie tylko w dziedzinie teologii, ale także francuskiego języka, prawa, historii, demokracji, praw człowieka itp. Celem dalekosiężnym jest stworzenie francuskiej wersji islamu: umiarkowanego i godzącego wartości religijne i republikańskie. Tego obywatelskiego kształcenia imamów podjęła się także kościelna uczelnia wyższa - Instytut Katolicki w Paryżu. Jednak w 2013 r. Pierre Vermeren stwierdził na łamach tygodnika „L’Express”, że to zadanie skończyło się porażką, ze względu na - jak pisze - „kryzys powołań”. W sumie we Francji jest obecnie około 2100 imamów (wobec 5 w 1965 r. i 900 w 1985 r.) i mniej więcej tyle samo meczetów.

Problemem tych muzułmanów, którzy nie chcą lub nie mają możliwości integracji ze społeczeństwem jest niski status społeczny i ubóstwo, które wywołują frustrację, co pewien czas wyrażającą się w zamieszkach na przedmieściach dużych miast. To zwykle tam mieszkają imigranci, tworząc niekiedy swego rodzaju getta. Bywa też, że jedynym dochodem imigranckich rodzin są państwowe zasiłki, hojnie - trzeba przyznać - wypłacane przez władze. W przypadku rodzin wielodzietnych rodzice nieraz rezygnują z pracy zawodowej, gdyż to, co otrzymują, wystarcza im na skromne życie. Tworzy to w społeczeństwie obraz imigrantów, którzy wolą nie pracować, lecz korzystać z przywilejów socjalnych.

Muzułmanie zmienili także demografię Francji. Jedna trzecia spośród nich ma mniej niż 24 lata. Rodziny są zazwyczaj liczne. W wyniku tego są już miasta, w których wyznawcy islamu stanowią połowę (Roubaix koło Lille) lub jedną czwartą (Marsylia) mieszkańców. Dominują oni też w podparyskim departamencie Seine-Saint-Denis.

Po zamachach terrorystycznych w Nowym Jorku i Waszyngtonie z 11 września 2011 r. we francuskich meczetach zaczęła narastać agitacja na rzecz dżihadu. Niektórzy tamtejsi muzułmanie okazali się podatni na te wezwania i wyjechali walczyć do Afganistanu, Iraku czy Syrii. Zdarzało się, że aby tej agitacji zapobiec, władze musiały deportować imama do kraju jego pochodzenia. Specjalista od spraw migracji z Afryki, Jean-Paul Gourévitch szacował, że pod koniec 2011 r. we Francji żyło do 160 tys. muzułmanów o radykalnych poglądach.

Obserwatorzy francuskiego życia politycznego biją na alarm, że rząd nie ma wizji tego, co może się stać za 20-30 lat, a nawet że w kwestii islamu okazuje zaślepienie. Na dowód tego cytują słowa premiera Manuela Vallsa, który w czerwcu ub.r. oświadczył, że będący już drugą co do wielkości religią tego kraju „islam jest szansą dla Francji”. - Cały naród mówi, że islam ma swe miejsce we Francji, gdyż islam jest religią tolerancji, szacunku, religią oświecenia i przyszłości, bardzo odległą od tych, którzy przekręcają i kalają jego przesłanie - mówił Valls.

Polemizując z szefem rządu co do tego, że islam jest religią tolerancji i oświecenia, dziennikarz Floris de Bonneville, były redaktor naczelny agencji Gamma zgadza się, że może on stać się religią przyszłości. - Z takimi rządzącymi, jakich mamy od czasów [prezydenta Valéry’ego] Giscarda [d’Estaing] i jego słynnego łączenia rodzin, przyszłość islamu jest tak promienna, że doprowadzi do islamizacji Francji w ciągu mniej niż 30 lat. Nikt nie może zaprzeczyć prognozom demograficznym, które mówią, że rodowici Francuzi będą mniejszością we własnym kraju. Jeśli niczego nie się nie zrobi, [paryska katedra] Notre-Dame stanie się meczetem, zanim nastąpi XXII wiek. I Pan dobrze o tym wie - przestrzegł dziennikarz premiera Francji.

Paweł Bieliński (KAI/lexpress.fr/euro-islam.info/bvoltaire.fr) / Paryż

Copyright © 2017. All Rights Reserved.