Adam „Charlie” Boniecki. Duchowny, któremu jest wszystko jedno?
Najnowszy numer „Tygodnika Powszechnego” otwiera mocna i jednoznaczna deklaracja księdza Adama Bonieckiego. „Jestem Charlie” – oświadcza duchowny. Tym samym redaktor TP dołącza do chóru rozmaitych postępowców solidaryzujących się z ofiarami terrorystycznego ataku na paryską redakcję, a pośrednio także… z bluźnierczą linią pisma. Pisma, dla którego atakowanie katolicyzmu – podkreślmy w sposób wyjątkowo obrzydliwy i bluźnierczy – było i wciąż jest znakiem firmowym. Przykład? Gdy katoliccy protestowali przed paryskim teatrem przeciwko wystawianiu w nim sztuki „Golgota Picnic”, tygodnik opublikował obrzydliwą karykaturę ostatniej wieczerzy. „Żart” ten jest i tak jednym z najlżejszych, łamy pisma wypełniały bowiem także obsceniczne kpiny z Trójcy Przenajświętszej oraz męki Pana naszego Jezusa Chrystusa!
Ks. Boniecki w swojej obronie wolności słowa – na którą rękę podnieśli islamscy terroryści – wspiera się opinią arcybiskupa Paryża, kard. André-Vingt Trois. Hierarcha stwierdził m. in, że „wolność prasy jest bez względu na cenę, cechą społeczeństwa dojrzałego”. Jednak nawet ów tak bardzo wyrozumiały dla bluźnierczego charakteru pisma francuski duchowny był obiektem niewybrednych pseudożartów rysowników z „Charlie Hebdo”.
Pikanterii deklaracji redaktora seniora TP dodaje fakt, iż wśród zamordowanych redaktorów znaleźli się także masoni. 9 stycznia hołd zabitym członkom loży złożył Daniel Keller – Wielki Mistrz Wielkiego Wschodu… Jak jednoznacznie negatywny jest stosunek Kościoła do masonerii nie trzeba chyba nikomu przypominać. Wystarczy przypomnieć, że opinia Kościoła w ocenie masonerii jest nie uległa zmianie od 28 kwietnia 1738 r., gdy papież Klemens XII ogłosił bullę „In eminenti apostolatus speculo”.
Oczywiście nie chodzi o odbieranie komukolwiek prawa do wyrażania współczucia i łączenia się w bólu w obliczu faktycznej tragedii, która rozegrała się nad Sekwaną. Czy jednak tak zdecydowane deklarowanie „jestem Charlie” przez katolickiego księdza powinno mieć miejsce?
Zdecydowanie dalej niż ks. Boniecki poszli francuscy jezuici. Podjęli bowiem decyzję przedrukowaniu czterech okładek pisma „Charlie Hebdo” zawierających karykatury Jezusa Chrystusa oraz papieży Benedykta XVI i Franciszka. Bluźnierstwa te znalazły spokojną przystań w wydawanym od 1856 roku piśmie teologicznym „Etudes”. Jak nietrudno się spodziewać, jezuici zyskali poklask liberalnych mediów. Czy tą drogą podąży TP? Pytanie to jest tylko z pozoru prowokacyjne. Jeśli bowiem przypomnimy sobie co ks. Boniecki pisał i mówił o zadeklarowanym sataniście Nergalu, pytanie staje tym bardziej zasadne. Wspólna fotka kapłana z osobą drącą Pismo Święte doprawdy zapada w pamięć. Na długo.
Felieton „Jestem Charlie” ks. Boniecki kończy przypomnieniem zasłyszanego przez niego podczas debaty po zamachu opinią: „Nie zgadzam się z tym co mówicie, i zrobię wszystko żebyście mogli to mówić”. I w sumie można by lekko odetchnąć z ulgą, że kapłan tak do końca nie aprobuje bluźnierczych karykatur (sic!), gdyby nie jedno ale… Przytoczone przez ks. Bonieckiego słowa są parafrazą słynnego bon motu Woltera, kolejnego wielkiego wroga Kościoła.
Łukasz Karpiel
za:www.pch24.pl/adam-charlie-boniecki--duchowny--ktoremu-jest-wszystko-jedno-,33349,i.html#ixzz3OzQSWcgN