Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Nowy totalitaryzm ? Z biskupem ADAMEM LEPĄ, rozmawia Krzysztof Nagrodzki

— Jest Ksiądz Biskup specjalistą z dziedziny środków komunikowania masowego, w szczególności zaś problematyki dezinformacji medialnej. Jej adresatem są również media katolickie, zwłaszcza te, którym przypisuje się etykietkę mediów szczególnie niepostępowych i nieeuropejskich. Dlaczego media katolickie tak bardzo nie podobają się niektórym środowiskom w Polsce?

— Trzeba najpierw podkreślić, że krytyka podejmowana pod adresem mediów katolickich, nie jest merytoryczna i twórcza. Najczęściej prowadzi się ją po to, żeby media te ośmieszyć w oczach opinii publicznej. Dlatego nazywa się je pogardliwie mediami „dewocyjnymi” i traktuje jako symbol zacofania. Przyczyną takich ocen są nie tylko różnice polityczne lub ideowe; uprzedzenia czy antypatie. Rzeczywiste przyczyny są o wiele głębsze. Jedną z nich, bodaj najważniejszą, jest negatywny stosunek wspomnianych środowisk do podstawowej misji Kościoła, jaką jest ewangelizacja. Ponieważ media są jej bardzo ważnymi narzędziami, przeto podejmuje się liczne zabiegi, aby stawały się one coraz mniej skuteczne. Kluczem, który wyjaśnia nasz problem jest zasada McLuhana. Wynika ona z głośnej tezy kanadyjskiego znawcy mediów, że już sam środek przekazu jest przekazem. Z tego płynie prosty wniosek, że jeżeli konkretne radio lub pismo jest postponowane, a więc traktowane lekceważąco, wtedy wpływa to negatywnie na odbiór treści, które ono prezentuje. Zasada ta sprawdza się w całej rozciągłości w przypadku atakowanych mediów katolickich. Ten sam artykuł inaczej jest odbierany przez czytelnika, gdy publikuje go pismo prestiżowe, a inaczej zupełnie, gdy zamieszcza je na swoich łamach tytuł, który jest przedmiotem kpin i lekceważenia ze strony innych mediów.

— Dlaczego tak łatwo nasze społeczeństwo „kupuje” podsuwane mu hasła w rodzaju „polskiego antysemityzmu”, czy „mieszania się Kościoła do polityki”?


— Dlatego, że nie są to zwyczajne hasła. To są już mity. One zaś mają swoją wyrazistą strukturę i specyficzne funkcjonowanie. Zresztą, przypatrzmy się istocie mitu. Jest to pogląd, który nieistniejącym wydarzeniom i zjawiskom nadaje pozory niewzruszonej prawdy. Z tego wynika, że najważniejszą funkcją mitu jest pozorowanie prawdy. Ono jest niezwykle skuteczne, ponieważ cała „wiarygodność” mitu budowana jest w oparciu o jego pozorowaną naturalność. Dlatego mit tak musi funkcjonować, aby nie wzbudzać żadnych wątpliwości. Najmniejsza wątpliwość prowadzi bowiem do jego obalenia. Ponadto, nie wolno zapominać, że jesteśmy społeczeństwem postkomunistycznym, a więc karmionym długie lata mitami i wychowywanych na mitach. Każdy totalitaryzm posługuje się chętnie mitami, ponieważ dzięki nim łatwiej mu rządzić społeczeństwem. W publikacjach autorów zachodnich podkreśla się nawet, że mitów używa się po to, aby panować nad ludźmi.
Mit mieszania się Kościoła do polityki powstał w czasach stalinowskich i miał prowadzić do całkowitego zneutralizowania Kościoła w sprawach społecznych, nie tylko w polityce. Z kolei mit polskiego antysemityzmu w obecnej postaci został sfabrykowany po 1989. Mit ten „pasuje” do negatywnego wizerunku Polaka, jaki maluje się w Polsce i na Zachodzie od ponad dziesięciu lat. Najważniejsze jego cechy to fanatyzm religijny, brak postawy tolerancji i różnego rodzaju ksenofobie.
Zwykły odbiorca mediów nie jest w stanie o własnych siłach oprzeć się presji mitów. Tym bardziej, że niemal wszystkie najbardziej opiniotwórcze media w Polsce są bardzo zasłużone w fabrykowaniu nowych mitów. Małą próbkę wielkiego warsztatu medialnego, produkującego nowe mity lub klajstrującego stare, mieliśmy ostatnio w postaci dziwnych reakcji mediów na ogłoszoną w Watykanie deklarację „Dominus Iesus”. W mediach laickich można było wtedy odnaleźć najważniejsze elementy, niezbędne do produkcji nowego mitu: niechęć, uprzedzenie, niechlujstwo warsztatu dziennikarskiego, ignorancję w rozpatrywanym zagadnieniu, nieznajomość Kościoła, niefrasobliwość w wypowiadaniu opinii, postawa poprawności politycznej — żeby wymienić te najważniejsze.

— Jesienią 1999 uczestniczył Ekscelencja w Synodzie Biskupów dla Europy. Z pewnością mówiono tam również o mediach...

— Synod ten zastanawiał się nad nadzieją niezbędną dla dzisiejszej Europy. Główne przesłanie tego wysokiego gremium Kościoła zawarte było w haśle Synodu: „Jezus Chrystus żyjący w swoim Kościele źródłem nadziei dla Europy”. Podjęty temat prowadził w sposób naturalny do wypowiedzi o ewangelizacji. I właśnie w kontekście ewangelizacji mówiono najczęściej o mediach. Wszak trudno sobie dziś wyobrazić ewangelizowanie świata bez udziału książki, prasy, filmu, radia i telewizji. Z wielu wypowiedzi na temat mediów chcę przywołać dwa stwierdzenia, które wielokrotnie powtarzano zarówno w dokumentach Synodu, jak i w publicznych wypowiedziach jego uczestników. Podkreślono więc, że w mediach funkcjonuje często fałszywy wizerunek Kościoła, który wprowadza w błąd opinię publiczną. Kształtują go media nieżyczliwe Kościołowi i religii. Dlatego chrześcijanie powinni zdawać sobie sprawę, że mają moralny obowiązek kształtowania opinii publicznej w odniesieniu do Kościoła, jego misji i najważniejszych zadań. To kształtowanie opinii jest już konkretną postacią ewangelizacji. Druga myśl, którą wyrażono na Synodzie odnosiła się do warunków skutecznej ewangelizacji. Tylko wtedy będzie ona w pełni owocna, gdy media staną się przede wszystkim jej miejscem, a nie tylko środkiem. Oznacza to, że w mediach, będących w dyspozycji Kościoła, powinny być zawsze obecne najważniejsze składniki tej ewangelizacji, a więc modlitwa, świadectwo wiary, katecheza, działalność samarytańska, szlachetny dialog. Teza ta jest oparta na nauczaniu Jana Pawła II. Gdyby była konsekwentnie realizowana, ewangelizacja stałaby się jeszcze bardziej skuteczna i powszechna.

— Mamy dziś wielu intelektualistów, w tym wybitnych twórców kultury, którzy oficjalnie przyznają się do Kościoła, identyfikują się z nim, wypowiadają bardzo ciepłe słowa o Ojcu Świętym, a nawet zdradzają wyraźną irytację, gdy ktoś ich zapyta o osobisty stosunek do religii, bo rzekomo wszystko jest u nich bardzo jasne i czytelne. Jednakże, nie sądzi ksiądz biskup, wielu z nich obecnie w czasach ogólnego chaosu, wcale nie wypowiada się w mediach w sprawach ważnych dla Kościoła i narodu?

— Tak, ten fakt zastanawia i niepokoi. Widzę tu dwie postawy u wspomnianych ludzi. Jedni z nich z zasady nigdy nie zabierają głosu na tematy ważne dla społeczeństwa, państwa, Kościoła. Po prostu milczą. Odnosi się wrażenie, jakby ich nie obchodziło to, czy w mediach się mówi prawdę, czy okłamuje; oraz to, np. jakim zagrożeniem dla młodego pokolenia jest pornografia lub przemoc pokazywana w mediach; lub, w jaki sposób ukazuje się Jana Pawła II. Głos tych ludzi byłby może decydujący, również w kształtowaniu opinii na temat nowych aktów prawnych, uchwalanych czy wetowanych.
Druga postawa, która niepokoi w zachowaniu niektórych intelektualistów związanych z Kościołem — to działanie w rękawiczkach z użyciem finezyjnej dyplomacji. Wtedy w takiej wypowiedzi nie ma nic z ducha świadectwa chrześcijańskiego. Jest natomiast nadmiar gładkich słów i zwodniczego lukru, który ma nie ujawniać wszystkiego do końca i pozorować jakieś pozytywne postawy. Do tego dochodzi jeszcze duża doza kokieterii pod adresem pytającego czy instytucji, którą reprezentuje. Nawet życzenia świąteczne nie wykraczają wtedy poza ramy laickich kanonów — oczywiście, gdy mówi się do mikrofonu czy kamery telewizyjnej. Trudno powiedzieć, skąd bierze się taka postawa — z lęku o karierę (żeby ktoś nie posądził o nadmiar pobożności), z prostej, ale chytrej strategii, aby się komuś nie narazić, albo też z obowiązującej w środowisku poprawności politycznej i medialnej. A może po prostu — ze słabej wiary. I wtedy w efekcie takiej postawy mamy do czynienia z antyświadectwem — tym groźniejszym, że dawanym w obliczu bardzo licznej publiczności.

— Odnotowuje się z niepokojem takie zjawiska, jak forsowanie w mediach publicznych „jedynie słusznych” opcji i eliminowanie przeciwnych; wprowadzanie za wszelką cenę „sprawdzonej” poprawności politycznej; narzucanie obcych zupełnie wzorców i zwyczajów. A w mediach komercyjnych widać jak na dłoni przeszczepianie nowej hierarchii wartości, a usuwanie tej, która jest „przestarzała” i „niepostępowa”. Jednocześnie nie dopuszcza się do publikacji głosów i stanowisk przeciwnych. Czy to wszystko nie jest złowrogim zwiastunem totalitaryzmu?


— Nie wolno igrać z wartościami, nawet, jeżeli się to czyni z przymrużeniem oka i w mediach rozrywkowych. Wartości są fundamentem wychowania i najważniejszych postaw — również moralnych i patriotycznych. Tu wcale nie trzeba wprost i wyraźnie walczyć z wartościami chrześcijańskimi czy patriotycznymi. Operatywnym dysponentom wystarczy zupełnie, że pismo czy radio karmią swoich odbiorców sieczką moralną lub intelektualną. Jeżeli czynią to dłuższy czas i w sposób profesjonalny, prowadzą do chaosu wewnętrznego i moralnej degradacji. Widać to choćby na przykładzie tzw. kolorowych pisemek, które ukazują się w Polsce w wielomilionowym nakładzie i są sterowane z ośrodków znajdujących się poza granicami naszego kraju. Dla młodego czytelnika są źródłem duchowego spustoszenia.
Jan Paweł II napisał w encyklice „Centesimus annnus”: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. A zatem, również media bez wartości staną się wcześniej czy później groźnymi nośnikami nowego totalitaryzmu. Niebezpieczeństwo tego zjawiska jest tym większe, że właściciele mediów dysponują dziś coraz doskonalszymi technikami oddziaływania na świadomość jednostki i społeczeństwa. Wtedy media stają się realnym zagrożeniem dla demokracji.

— Podczas łódzkiego Jubileuszu Ludzi Mediów w czerwcu ubiegłego roku, jeden z panelistów stwierdził prowokująco, że nasze społeczeństwo chce być okłamywane. Opinie licznego audytorium były na ten temat podzielone. Czy ksiądz biskup widzi związek między funkcjonowaniem naszych mediów a niewrażliwością ich odbiorców na zakłamanie?

— Można powiedzieć, że ten związek jest wielowarstwowy. Media są z natury przeznaczone do przekazywania prawdy — choćby dlatego, że mają rzetelnie informować i prowadzić do wspólnoty międzyludzkiej. W ten sposób zaspakajają naturalną potrzebę człowieka do otrzymywania informacji. Ponadto, prawdziwa informacja przyczynia się do rozwoju jednostki i społeczeństwa. Instrukcja watykańska „Communio et progressio”, jeden z ważniejszych dokumentów wydanych po Soborze Watykańskim II, wyraża w związku z tym taką opinię: „Jeżeli społeczeństwo ma się prawidłowo rozwijać, powinno mieć dobre rozeznanie dobrze poinformowanych obywateli”. Gdy więc warunek ten nie zostanie spełniony, należy z czasem oczekiwać ze strony społeczeństwa oznak pewnej patologii. Jednym z jej przejawów jest niewątpliwie jego niewrażliwość na zakłamanie — szczególnie to, które za pośrednictwem mediów przyjmuje postać faktu publicznego. W refleksji nad tym zjawiskiem nie wolno zapominać, że Polacy mają poza sobą ponad 40 lat życia w systemie zakłamania, w którym prawda była deptana w każdy możliwy sposób. Jej totalne lekceważenie doprowadziło w świadomości społeczeństwa do zobojętnienia na zakłamanie. Dlatego dziś dla bardzo wielu ludzi w tym społeczeństwie jest wszystko jedno, gdzie się kłamie i jak się to robi.
Przeraża przede wszystkim fakt wielkiej pobłażliwości społeczeństwa dla osób, które publicznie je okłamują. Nawet zaskakujące przejawy kłamstwa politycznego nie robią już większego wrażenia na obywatelach. Są odbierane jedynie w kategorii sensacji. Dlatego śladowa wręcz była reakcja nauczycieli, rodziców, ludzi mediów i publicystów wobec faktu zakłamania w podręcznikach do historii dla młodzieży szkół zawodowych. W jednym z nich napisano np. (po 1989 r.!), że Polacy udawali się na Syberię w poszukiwaniu lepszej pracy. Takich przykładów można przytoczyć wiele. I wtedy przychodzi refleksja, że to społeczeństwo nie chce wszystkiego wiedzieć o sobie. Całkowita prawda o nim wydaje się mu nie do przyjęcia. Z tego faktu wynika pilny postulat, aby już od wczesnego dzieciństwa wychowywać młodych ludzi do prawdy, a zarazem uwrażliwiać ich na wszelkie znamiona zakłamania. Niech umieją także jak najskuteczniej reagować na lekceważenie prawdy – w mediach, w polityce i w stosunkach międzyludzkich.

Pierwsza publikacja: Tygodnik Solidarność nr 9 z 2 03 2001r.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.