Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Elżbieta Morawiec - Komorowski otworzył puszkę Pandory

Kiedy w 1968 r. w Europie i USA do głosu doszedł ruch tzw. kontrkultury, z hasłem naczelnym "zakazuje się zakazywać",/.../ wielki artysta i bynajmniej nie prawicowiec, Pier Paolo Pasolini, skwitował to krótko jako bunt rozwydrzonych synków bogatych tatusiów. A był to rok zdławienia Praskiej Wiosny /.../ Dziś mamy do czynienia w Polsce już nie z "kontrkulturą" (w samym pojęciu zawiera się dopuszczanie istnienia "kultury"), ale z antykulturą, która próbuje zdławić wszystko, co inne od niej - włączając własne korzenie i tradycję Bronisław Komorowski, domagając się w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego - bo ponoć jest to "sanktuarium państwa" - rozpętał bezprzykładną antykrzyżową krucjatę, wypuścił demony z puszki Pandory. Wywołał dyżurny temat radykalnej lewicy - obecności Kościoła w życiu publicznym. Dał zielone światło tym, którzy z Kościołem walczą najordynarniejszymi metodami. Przyzwolił na najprymitywniejsze zachowania młodzieży spod znaku "róbta, co chceta".

W najczarniejszych snach nie można było przewidzieć, że Polska, która w roku 1980 - za sprawą "Solidarności" i Jana Pawła II - wyniosła Krzyż Chrystusowy wysoko, pod jego znakiem w imię dobra bez przemocy zwyciężając zło, znajdzie się w oku antykrzyżowego, antychrystusowego cyklonu. Idzie on głównie przez Europę, depcząc jej najświetniejsze tradycje.
Nie można było przewidzieć, że prezydent Polski (wybrany głosami zaledwie jednej czwartej uprawnionych do głosowania), mieniący się katolikiem, wyda krzyżowi walkę. Nie wchodzę w jego motywacje, liczą się fakty. Dziś cynicznie chowa się za plecami szefa swojej kancelarii Jacka Michałowskiego, który tłumaczy się z kolejnych akcji usuwania krzyża - ukradkiem, w tajemnicy. Kryje się w cieniu części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, które chcą wywieźć krzyż do Smoleńska, tak jakby był ich własnością. Tymczasem nie jest on niczyją własnością, ale świadectwem miłości do Ojczyzny tych wszystkich Polaków, którzy od 10 kwietnia - szykanowani, opluwani, bici - niezłomnie stawali pod krzyżem, wierząc, że tylko w nim jest nadzieja na poznanie prawdy o smoleńskiej katastrofie. Bici, opluwani, szarpani przez młodzieżową, najczęściej naćpaną barbarię, przy biernej - a czasem wręcz sprzyjającej prowokatorom - policji i straży miejskiej. Tak wygląda "sanktuarium państwa". Czy takiej Polski chce prezydent Bronisław Komorowski, takiego "sanktuarium państwa"? Czy na fundamencie takiej zgody opiera on swoją wizję Polski?

Kim są "przeciwnicy krzyża"?

Podobno to światli Europejczycy na czele z pospolitym przestępcą Januszem S. i kucharzem Akademii Sztuk Pięknych Dominikiem Tarasem. Bądźmy szczerzy - to margines, ale margines sprawnie się organizujący. Młodzieżowa hołota słucha ich poleceń (zapewne wydanych zupełnie gdzie indziej). Młodzieżowa dzicz spod znaku "róbta, co chceta", mająca się za emanację "postępu" i nowoczesności, "Europejczycy" w swoim własnym mniemaniu. A znakiem ich europejskości jest absolutne wyzwolenie od wszystkiego, "wolność od". Są tacy sami jak ich rówieśnicy w Nowym Jorku i Amsterdamie - mogą ćpać bez ograniczeń, upijać się, poniewierać drugiego człowieka, bezcześcić wszelkie wartości. Widzą w tym akt wielkiej odwagi - dzisiaj, kiedy wartości bezczeszczone są co krok, a wzorce brane są wprost od "gwiazd" w rodzaju Jakuba Wojewódzkiego albo Janusza Palikota! Kim byłbyś, młody człowieku, gdyby na ciebie przyszła godzina próby, jak przyszła na pokolenie "Sztuki i Narodu", Krzysztofa Baczyńskiego, Tadeusza Gajcego, poległych w walce o Polskę? Czy wiesz, kim byli Jurek Bitschan, Romek Strzałkowski? Jakim Europejczykiem byłbyś w tamtych czasach wojennej pożogi - czy takim jak Maria Peszek, głosząca wszem i wobec, że w razie jakiegokolwiek zagrożenia Polski "sp...rza za granicę"? Za którą granicę? - pytam. Za granicę kolaboracji, zdrady? Kim ty jesteś w Europie, młodziaku, jeśli nie jesteś Polakiem? Czy Francuzowi przedstawisz się: "Europejczyk jestem"? I co będziesz mu miał do powiedzenia o Europie, gdy będzie on odkrywał przed tobą kolejne karty historii swojego kraju - Karola Wielkiego, Joannę d'Arc, Frondę, rewolucję francuską, wątpliwy francuski tytuł do chwały w II wojnie światowej? Co mu odpowiesz? Eee..., "że koń, że drzewo..."? Bo nic innego nie wiesz i nie pamiętasz, bo pamięć odebrały ci i nadal odbierają kłamstwa sączące się codziennie z ekranów telewizorów? Opowiesz mu, jak szarpałeś ludzi pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu? To będzie twój dowód tożsamości? Co wiesz o "Europie"? Gdzie są jej korzenie, dlaczego jest, mimo wszystko, nadal tak ważna w kulturze? Dlaczego chcesz być Europejczykiem? Co jest w Europie najpiękniejszego - komisariaty policji, amsterdamskie coffee shopy czy może katedry z pogardzanym przez ciebie krzyżem na wieżach - w Chartres i Rouen, w Mediolanie, Sienie, Rzymie, Kolonii i Akwizgranie, Wilnie i Krakowie? Co przetrwało dwa tysiące lat, dając ludziom nie tylko piękno, ale i nadzieję - bachanalia Rzymu czy Chrystusowy krzyż? Co trwa - ponad nienawiścią i pogardą - znak, "któremu sprzeciwiać się będą", czy twoje "odloty" łątki jednodniówki?
Przekreślając swoją polskość, stajesz się niewolnikiem. Czy wiesz, co śpiewali rycerze polscy przed bitwą pod Grunwaldem i dlaczego racja była po ich stronie? To nie była walka o krzyż - to była walka prawdy krzyża przeciwko zawłaszczonemu przez nienawiść znakowi krzyża. Taka, jaką twój prezydent rozpętał, z użyciem knechtów i ciurów w rodzaju Tarasa - przeciwko świadectwu wielu milionów Polaków.

Po co nam krzyż, po co Europa?

Wywołanie przez obecne władze antychrześcijańskich demonów to najgorszy skutek decyzji nowego prezydenta o usunięciu krzyża z Krakowskiego Przedmieścia. Bezprzykładne barbarzyństwo rozgrywające się przed Pałacem Prezydenckim urzędujący premier Rzeczypospolitej nazywa "happeningami". Antykatolicki przekaz sączący się z mediów dniami i nocami - tu, w sercu Europy, która wyrosła na znaku Chrystusowego krzyża. Na nim zbudowała swoje wspaniałe piśmiennictwo, sztukę, obyczaje. Polska włączyła się w nurt europejskiej kultury dopiero po przyjęciu chrztu. Pośrednio dzięki tamtemu odległemu wydarzeniu historycznemu młodzi antykrzyżowcy spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu żyją dziś w wolnym kraju. Bo "Solidarność", zgodnie z chrześcijańską zasadą nieodwoływania się do przemocy, wywalczyła nam tę wolność pokojowo. Nie "dorzynała watah", nie wzywała do odwetu na komunistach. "Nie jestem królem waszych sumień" - zwykł mawiać król Zygmunt August. Dziś elity rządzące dokładają wszelkich starań, aby ustanowić swój dyktat sumień. Cóż odrzucają pseudokontestatorzy krzyża w Warszawie? To tak oczywiste, że wprost banalne. Bez krzyża nie ma europejskich katedr, nie istnieje malarstwo, inspirowane Starym i Nowym Testamentem - po co tam komu Poverello z Asyżu i jego "Pieśń słoneczna", po co "Ostatnia wieczerza" Leonarda da Vinci, po co liczne arcydzieła ukrzyżowań - od Grünewalda do Masaccia, po co Kaplica Sykstyńska i freski Michała Anioła, po co "Sąd ostateczny" Signorellego.
A w Polsce - po cóż nam Kochanowski i jego przekład psalmu "Czegóż chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary", po co nam Mickiewicz i pamiętne nazwanie Polski "Chrystusem narodów" w "Dziadach", po co nam Norwid i jego niezwykły wiersz "Dziecię i krzyż".

- Ojcze mój! twa łódź
Wprost na most płynie,
Maszt uderzy... wróć...
Lub wszystko zginie...
*
Patrz, jaki stąd krzyż,
Krzyż niebezpieczny...
Maszt niesie się wzwyż,
Most mu poprzeczny...
*
- Synku! trwogi zbądź,
Znak to zbawienia!
Płyńmy, bądź co bądź...
Patrz, jak się zmienia:
Oto - wszerz i wzwyż
Wszystko toż samo.
*
- Gdzież podział się krzyż?
*
- Stał się nam: bramą.

Na koniec - po co nam myśl i dziedzictwo Sługi Bożego Jana Pawła II? W perspektywie hord z Krakowskiego Przedmieścia jest on tylko - jak określił to Jerzy Urban - "wikarym z Niegowici". Tak "wyzwalają" się od chrześcijaństwa "młodzi, wykształceni" z dużego miasta, Warszawy. W myśl swojej pseudologii - w godzinie nieszczęścia, starości, choroby - nie powinni spodziewać się niczego innego poza szyderstwem i kpiną. W tym, co dziś głoszą, nie mieści się bowiem ani chrześcijańskie miłosierdzie, ani pojęcie bliźniego.
Byli już tacy, którzy domagali się w imię "futuryzmu" burzenia przeszłości, katedr i dziedzictwa Europy. Skończyli w objęciach faszyzmu.

"Rewolucja" konformizmu

Kiedy w 1968 r. w Europie i USA do głosu doszedł ruch tzw. kontrkultury, z hasłem naczelnym "zakazuje się zakazywać", oraz z portretami komunistów Che i Mao - wielki artysta i bynajmniej nie prawicowiec, Pier Paolo Pasolini, skwitował to krótko jako bunt rozwydrzonych synków bogatych tatusiów. A był to rok zdławienia Praskiej Wiosny przez emanację tej samej ideologii, którą głosili "nieśmiertelny" Che i wielki Mao. Dziś mamy do czynienia w Polsce już nie z "kontrkulturą" (w samym pojęciu zawiera się dopuszczanie istnienia "kultury"), ale z antykulturą, która próbuje zdławić wszystko, co inne od niej - włączając własne korzenie i tradycję. I dziś to zjawisko nie ma za sobą oszalałych ideologów postmarksizmu, w rodzaju Timothy'ego McLeary'ego, ale cały establishment polskiej polityki. To są prawdziwi "nauczyciele młodzieży". Ci od "wyrzynania watah", ci, którzy kwestionują narodowe prawo do żałoby, ci, którzy nie szczędzą obelg społeczeństwu, wyzywając je od "bydła" i matołków. Tak zwani czcigodni starcy, którzy dochrapali się stanowisk na plecach robotniczej rewolty w 1980 roku.
W XVI wieku polski pisarz i myśliciel Andrzej Frycz Modrzewski zapisał pamiętne słowa: "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie". Dziś obserwujemy owoce tego "chowania" - ograniczania nauki historii i języka polskiego w szkołach przez jaśnie oświeconą minister Katarzynę Hall, propagandy TVN i gazety, której tytułu nie zamierzam tu popularyzować. Nade wszystko jednak na młodzież oddziałują "wzory" płynące z najwyższych sfer władzy. To, co obserwujemy na Krakowskim Przedmieściu, to nie żadna "walka o wolność wypowiedzi". To pospolity konformizm, zgodny z linią rządzących polityków naszego kraju. Konformizm obrzydliwy i tchórzliwy, właśnie dlatego, że tworzą go młodzi.
Panienki z Krakowskiego Przedmieścia z kolczykami w pępkach zapewne jedzą jeszcze "rytualnego" karpia w Wigilię Bożego Narodzenia, może nawet chodzą ze "święconką" do pobliskiego kościoła św. Anny albo Wizytek, bo taka tradycja. Za kilkanaście lat, kiedy Polaków będzie nadal ubywać, może dochrapią się stanowisk Niesiołowskiego, Kutza czy Palikota. Ale znacznie bardziej prawdopodobne jest, że wylądują tam, gdzie chciały, wtykając sobie klejnociki w pępek - w muzułmańskich haremach "nowej Europy". Nie trzeba być żadnym prorokiem, aby to przewidywać - wystarczy porównać, jak islamiści bronią podstaw swojej religii i kultury, a jak podkopuje swoje korzenie podobno chrześcijańska Europa, w tym "pełniący obowiązki Polaków" politycy znad Wisły.

Autorka jest krytykiem teatralnym i literackim, redaktorem dwumiesięcznika "Arcana"; członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

za: NDz 18019.9.2010 Dział: Myśl jest bronią (kn)
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100918&typ=my&id=my21.txt

Copyright © 2017. All Rights Reserved.