Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Po Warszawskich Spotkaniach Teatralnych

Brak ducha, nihilizm i chrystianofobia Do tej nihilistycznej koncepcji życia, tak nachalnie propagowanej przez teatr już co najmniej od pięciu, sześciu sezonów, można by właściwie się przyzwyczaić i przestać reagować. Ale człowiek mający w sobie wolę życia, stworzony ku nadziei, nie może obojętnie przyjmować perfidnie narzucanej mu ze sceny pseudofilozofi, kierującej go w stronę samodestrukcji. Toteż reaguje. Różnie. W każdym razie nie pozostaje obojętny. Podobnie jest z nurtem antyklerykalnym, aż do znudzenia obecnym w przedstawieniach teatralnych. No i nieodłączną w nich chrystianofobią. A wszystko to można określić jako erzac.

Pustkę duchową i intelektualną oraz nieudolność artystyczną spektakli, większość reżyserów będących dziś na topie musi przecież czymś wypełnić, aby było o nich głośno i kontrowersyjnie. Bo takie właśnie kryterium, jako główne, stosuje się dziś w przyznawaniu nagród, zapraszaniu na festiwale, itp.
Dobór spektakli na tegorocznych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych trudno określić jako reprezentatywne dla naszego życia teatralnego. Jest to bowiem, tak jak i w ubiegłym roku - dość subiektywny dobór. Powiedziałabym nawet - wyraźnie tendencyjny. Choć, na szczęście, pojawiły się wyjątki, co zresztą i tak nie zmienia postaci rzeczy. Do tych chwalebnych wyjątków należy bardzo piękne, nasycone głębią myśli na temat przemijalności życia i przechodzenia na jego drugą stronę, doskonale aktorsko zagrane (Anna Polony, Anna Dymna, Dorota Segda, Jerzy Trela) i znakomicie formalnie rozwiązane przedstawienie Piotra Cieplaka "Król umiera, czyli ceremonie" Eugéne Ionesco ze Starego Teatru w Krakowie. Pisałam już o tym spektaklu w oddzielnej recenzji.
Do pozytywów należy także prezentacja (lecz nie w głównym nurcie festiwalu, a w ramach imprez towarzyszących) kilku przedstawień Białostockiego Teatru Lalek. Najciekawsze z nich - "Sklepy cynamonowe" według prozy Schulza wyreżyserował Frank Soehnle, a dekoracje i kostiumy są dziełem Sabine Ebner. W swojej interpretacji opowiadań Schulza reżyser główny akcent tematyczny postawił na przemijaniu. To doskonały, wzorcowy wręcz przykład umiejętności wykorzystania bogactwa animacji immanentnie tkwiącej w teatrze lalkowym. Ale żeby to wydobyć, trzeba prawdziwego artyzmu i wielkich umiejętności warsztatowych. W innej technice plastycznej zrealizowano spektakl "Spalona powieść", będący adaptacją tekstu Jakowa Gołosowkera, więźnia Workuty. W "Spalonej powieści" wyraźnie czuje się inspirację autora powieścią Bułhakowa "Mistrz i Małgorzata". Rzecz nawiązuje do tak podstawowych i odwiecznych wartości jak dobro i zło. Spektakl prowadzony w spowolnionym tempie ma zbiorową narrację, która tworzy specjalny rytm przedstawienia. Duże wrażenie sprawia strona plastyczna spektaklu. Szkoda tylko, że nie do końca jasna jest sprawa finału i pointy.
Na diametralnie przeciwnym biegunie znalazły się pozostałe spektakle festiwalu. Największym kuriozum okazał się tasiemcowy bubel Krystiana Lupy "Factory 2" ze Starego Teatru w Krakowie, o czym pisałam już w oddzielnej recenzji. Dodam tylko, że nie widzę żadnego, ale to żadnego powodu, dla którego reżyser zrealizował tego nudnego, bez żadnej wartości gniota. No i dlaczego tę marność nad marnościami zaproszono na festiwal. Bo już sam fakt uczestniczenia w Warszawskich Spotkaniach Teatralnych stanowi przecież pewien rodzaj wyróżnienia.
To samo zdziwienie wyrażam z powodu przedstawienia Michała Zadary "Ifigenia. Nowa tragedia" według Racine'a, również ze Starego Teatru w Krakowie. Kiedyś nazwałam Zadarę Stachanowcem teatru i podtrzymuję to określenie. Jeśli w takim tempie jak Zadara "trzaska się" przedstawienia jedno po drugim, na różnych scenach teatralnych, nie biorąc nawet oddechu na przerwę i przemyślenie tematu, to albo się jest geniuszem, albo cwanym hochsztaplerem. Zadara geniuszem nie jest. A "Ifigenia. Nowa tragedia", przy tekście której majstrował wespół z innym stachanowcem, Pawłem Demirskim - to prawdziwa tragedia poziomu artystycznego i pustki myślowej. Stąd pewnie te huraganowe wichry, które Zadara zainstalował na scenie i skierował na widownię tak, że prawie urywają głowy widzom. No, bo skoro nie ma się wiele do powiedzenia w warstwie intelektualnej, to trzeba widza czymś zainteresować.
Nieporozumieniem całkowitym było też zaproszenie spektaklu "Trzy siostry" z Teatru Norwida w Jeleniej Górze, w reżyserii Krzysztofa Minkowskiego. W programie widnieje nazwisko Antoniego Czechowa, ale na scenie oglądamy jakieś grafomańskie wypociny, gdzie Natasza (Monika Dawidziuk) rozbiera się i chodzi po stole, zaś "zakochany" w Maszy (Rozalia Mierzycka) Wierszynin (Bogusław Siwko) brutalnie chwyta ją i targa za włosy i tylko patrzeć jak rąbnie swoją ukochaną o podłogę wyrywając jej przy tym garść włosów. "Atrakcja" goni "atrakcję": oto rozebrany do naga baron (Robert Mania) paraduje po scenie nie wiedzieć w jakim celu, zaś Andrzej (Robert Dudzik), brat trzech sióstr, z gołym brzuchem i nieodłączną butelką wódki, kładzie na stole trzymane w rękach tenisówki. Reżyser zadbał też o stronę wokalną przedstawienia - ni stąd, ni zowąd postaci Czechowa śpiewają: "O Maryjanno, gdybyś była zakochaną, nie spałabyś tę noc" itd. Cóż za "wnikliwe" odczytanie dramatu Czechowa. Że nie wspomnę już o fatalnym aktorstwie, to chyba najgorszy poziom w całym festiwalu. No ale przy takiej nieudolności reżyserskiej, to pewnie i tak nieźle - w pojęciu reżysera, oczywiście.
Nie mogło zabraknąć - jak zawsze zresztą - silnych akcentów obrazoburczych. Specjalistka od takich scen, Agata Duda-Gracz, w swojej inscenizacji "Balkonu" Geneta (Teatr Jaracza w Łodzi) przeszła wręcz samą siebie. Różne rzeczy już widziałam w jej "twórczych" inscenizacjach, ale żeby Matka Boska zjeżdżała z sufitu w domu publicznym (bo akcja "Balkonu" tam właśnie się dzieje) - to rzeczywiście novum! Ażeby jeszcze bardziej "podgrzać" atmosferę skandalu, reżyserka w tym kloacznym kontekście umieściła postać przechadzającego się Chrystusa. Jej wyobraźnia pracuje jak cyborgowa maszyna, wystarczy zaprogramować na przykład scenę nawiązującą do piety. No i jak zwykle u Dudy-Gracz warstwa myślowa leży odłogiem, zaś cała energia "twórcza" skupiona jest na "dowaleniu" Kościołowi i wierzącym. Te porozrzucane luzem obrazki, scenki nie tworzą żadnej spójnej całości. Są tylko pretekstem do zaszokowania widza czymś nieobyczajnym.
W tym kontekście aż wstyd mówić o tym, że brakuje mi w teatrze przedstawień skłaniających do kontemplacji duchowości człowieka, jego życia wewnętrznego, trawiących go rozmaitych wątpliwości, z którymi się boryka w świecie tak bardzo dziś nieprzyjaznym człowiekowi, zwłaszcza jeśli idzie o wymiar duchowy. Bo, według dzisiejszych stachanowców, moje pragnienia wyraźnie trącą ciemnogrodem.
Temida Stankiewicz-Podhorecka

za: NDz 6-7.6.09 (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.