Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

O świętą sprawę niepodległości

Z dr Joanną Wieliczką-Szarkową, autorką książki „Powstanie Warszawskie 1944. Gloria Victis”, rozmawia Adam Kruczek


W przeddzień 70. rocznicy Powstania Warszawskiego wydała Pani kolejną książkę, tym razem poświęconą tej heroicznej karcie naszej historii. Z jaką intencją pisała Pani tę pracę?


– Jej najważniejszym celem, na który wskazuje też tytuł „Gloria Victis” (chwała pokonanym), jest oddanie hołdu bohaterom Powstania Warszawskiego przez podkreślenie sensu ich walki i ofiary złożonej z własnego życia. Powstańcy oddali je, jak mówił Prymas Stefan Wyszyński, za najsłuszniejsze i najpotężniejsze prawo do wolności, które wpisał w naturę człowieka sam Bóg.

„Powstanie Warszawskie 1944 roku było największym w historii świata buntem ludności milionowego miasta przeciwko okrutnej niewoli” – wskazuje w przedmowie do książki prof. Witold Kieżun, kapral pchor. „Wypad”. Na ile było ono dziełem zbrojnych oddziałów powstańczych, a na ile całej ludności Warszawy?

– Wybuch Powstania był dla większości warszawiaków zaskoczeniem, ale od razu przyjęli je z wielkim entuzjazmem i radością. Ludzie zdecydowanie poparli powstańców, bo nareszcie po pięciu latach poczuli się wolni i uwierzyli, że walka najdalej za kilka dni zakończy się dla nich zwycięstwem. Nikt, włącznie z przywódcami Powstania, nie przewidywał, że będzie ono trwało aż tak długo. Cywile od razu też z własnej woli, bez czekania na wezwanie, pomagali walczącym: gasili pożary, wystawiali warty na dachach i w bramach, transportowali rannych, przenosili prowiant, a przede wszystkim budowali barykady. Generał „Bór” wspominał, że postawa ludności miała duży wpływ na decyzje o kontynuowaniu walki w stolicy.

Opisuje Pani ogrom ofiar wśród ludności cywilnej. Z czego wynikało bestialstwo Niemców?


– Hitler i Himmler rozkazali zabić wszystkich mieszkańców, a miasto zrównać z ziemią. Miał to być „prezent” dla przyszłych pokoleń Niemców, bo ich zdaniem, całe zło pochodziło z Warszawy. Plan „pełnego ludobójstwa” realizowali od pierwszych dni Powstania, zaczynając od rzezi Woli, która pochłonęła ponad 40 tysięcy ofiar.

Czy winni ponieśli po wojnie adekwatną karę?

– Trzeba wyraźnie podkreślić, że żaden niemiecki zbrodniarz nie został ukarany za zbrodnie w Powstaniu Warszawskim. Na przykład odpowiedzialny bezpośrednio za śmierć prawdopodobnie 100 tysięcy ofiar (nie tylko w Warszawie) dowódca specjalnie utworzonej grupy uderzeniowej Heinz Reinefarth po wojnie jako świadek w procesach norymberskich miał być tak niezbędny, że alianci odmówili jego ekstradycji do Polski. W latach 50. Niemcy wybrali go na burmistrza miasta Westerland, stolicy wysepki Sylt. Jako przedstawiciel Bloku Wypędzonych ze Stron Ojczystych i Pozbawionych Praw, bo urodził się w Gnieźnie, reprezentował także obywateli Szlezwika-Holsztynu w landtagu. Do śmierci w 1979 roku był powszechnie szanowanym prawnikiem z generalską emeryturą.

Zbrodni na powstańcach, a zwłaszcza na cywilach, nie dokonywali sami Niemcy. Jak duży był udział formacji kolaboranckich?

– Do tłumienia Powstania Niemcy użyli dwóch batalionów Turkmenów i tyleż samo Azerów oraz pułku z brygady Rosyjskiej Narodowej Armii Wyzwoleńczej (Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armija – RONA) płk. Bronisława Kaminskiego. Byli to degeneraci pastwiący się nad ludnością cywilną, zainteresowani wyłącznie piciem wódki, grabieniem i gwałtami. Bestie Kaminskiego dokonały rzezi Ochoty, mordując 10 tysięcy ludzi. Sam dowódca został skazany przez Niemców na śmierć za „unikanie walki, skrajną niesubordynację, grabież prywatnego skarbca i inne przestępstwa”. Zginął wkrótce po kapitulacji Powstania, 4 października 1944 roku, lub wcześniej, 28 sierpnia.

Skąd brała siłę determinacja powstańców i ich postawa walki do końca?


– Powstańcy byli żołnierzami regularnej armii i obowiązywała ich żołnierska przysięga, ale ich determinacja i nieuległość wynikały przede wszystkim z poczucia, że walczą o świętą sprawę, czyli niepodległość, a tę wartość to pokolenie ceniło najwyżej. Kiedy 3 października Stefan Korboński, dyrektor Departamentu Spraw Wewnętrznych Delegatury Rządu, na polecenie Delegata Rządu poinformował przedstawicieli ludności cywilnej o rozkazie opuszczenia miasta, nie wspominając o złożeniu broni i pójściu do niewoli żołnierzy, jeden z obecnych zapytał: „A co się stanie z AK?”. Gdy nie otrzymał odpowiedzi, padły okrzyki: „Jeśli AK zostaje, to my również! Jeśli ma zginąć, zginiemy razem z nią”. Ostatecznie mieszkańcy zaakceptowali kapitulację AK i oddanie się powstańców do niewoli, o czym poinformowano na specjalnym zebraniu. Potem, w czasie wychodzenia żołnierzy z miasta zdarzało się, że ludzie klękali na ich widok. Wspominali to niektórzy dowódcy. To pokazuje, czym była Armia Krajowa. Polacy klękają tylko, aby uczcić Przenajświętszy Sakrament. W ostatnim powstańczym numerze „Biuletynu Informacyjnego” z 4 października pisano: „Zamknięty przeszło dwumiesięczny okres jednej z najszczytniejszych i najtragiczniejszych zarazem kart naszej historii […]. Klęska, której rozmiarów pomniejszać nie chcemy, jest klęską jednego miasta, jednego etapu naszej walki o wolność. […] Z naszej krwi, z zespołowego trudu i znoju, z męki ciał i dusz naszych powstanie nowa Polska, wolna, silna i niepodległa. Wiarą tą będziemy żyć […]. Wiara ta – to najrealniejszy, najwyższy Testament pisany krwią wielotysięcznych ofiar i Bohaterów Powstania”.


Niezwykłym walorem Pani książki jest obecność powstańczej poezji i sylwetek jej najważniejszych twórców. Wręcz profetyczny wymiar miał ostatni wiersz, napisany kilka dni przed śmiercią przez Józefa Szczepańskiego „Ziutka”, zaczynający się od słów: „Czekamy Ciebie czerwona zarazo”. Jaki był los tego wiersza i poetów tego czasu?

– Znane jest stwierdzenie prof. Stanisława Pigonia, że należymy do Narodu, którego losem jest strzelać do wroga brylantami. Powiedział tak, gdy usłyszał o decyzji pójścia do walki Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. W czasie Powstania Warszawskiego zginęło wielu znanych i wybitnych poetów oraz pisarzy. Wśród nich, oprócz Baczyńskiego, m.in.: Włodzimierz Pietrzak, Juliusz Krzyżewski, Jan Miernowski, Stanisław Miłaszewski, Tadeusz Gajcy, Zdzisław Stroiński, Juliusz Kaden-Bandrowski czy właśnie „Ziutek”, autor wspomnianej „Czerwonej zarazy”. Po wojnie wiersz ten został przez komunistów skazany na nieistnienie. Zapewne samego poetę, gdyby przeżył Powstanie, też spotkałby podobny los. UB przyszło nawet po nieżyjącego Baczyńskiego.

Jak – Pani zdaniem – można zrekapitulować bilans strat i zysków Powstania?

– Według najnowszych szacunków, w Powstaniu zginęło 12-14 tysięcy żołnierzy i 120-130 tysięcy cywilów, Warszawa została zamieniona przez Niemców w miasto gruzów i grobów. Święty Jan Paweł II mówił, że niektórzy zadają sobie pytanie, czy było to potrzebne, czy było to potrzebne aż na taką skalę. I odpowiadał, iż nie można na ten problem patrzeć tylko w kategoriach czysto politycznych lub militarnych. „Należy raczej w milczeniu skłonić głowę przed rozmiarem poświęcenia, przed wielkością ceny, jaką tamto pokolenie zapłaciło za niepodległość Ojczyzny. W płaceniu tej ceny byli, być może, rozrzutni, ale ta rozrzutność była zarazem wspaniałomyślnością. Kryła się w niej jakaś odpowiedź na to wezwanie, które przyniósł Chrystus, przede wszystkim swoim własnym przykładem, oddając życie za braci: ’Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich’”.

Czy lekcja Powstania jest dziś właściwie wykorzystywana w kształtowaniu postaw patriotycznych młodych Polaków?

– Myślę, że najlepiej robi to Muzeum Powstania Warszawskiego, powstałe dziesięć lat temu i odwiedzone przez blisko 5 mln gości, przeważnie młodych, a które – jak mówił śp. prezydent Lech Kaczyński – zbudowane zostało po to, by pamięć pozostała na zawsze.

Dziękuję za rozmowę.


Adam Kruczek

za:www.naszdziennik.pl/wp/88429,o-swieta-sprawe-niepodleglosci.html


***

Znamię chrześcijańskie walczącej Warszawy

W ostatnich dniach lipca 1944 roku Maria Okońska z koleżankami z „Ósemki”, założonej w 1942 roku w celu zbudowania „Miasta Dziewcząt”, czyli instytucji wychowawczej przygotowującej apostołów do działalności w różnych środowiskach, spotkała się w Laskach z ich ojcem duchowym, ks. Stefanem Wyszyńskim, aby prosić go o radę, co robić w razie wybuchu Powstania. Ksiądz Wyszyński od wiosny 1944 roku był kapelanem Armii Krajowej pod pseudonimem „Radwan III”.

„Po długiej szarpaninie, po niekończących się modlitwach i naradach przyszła jasna i zdecydowana pewność: Pójdziemy do powstania z obliczem Matki Bożej Jasnogórskiej. Będziemy ludziom mówić o Niej; w tragicznych momentach będziemy budzić ufność i nadzieję” – wspominała Maria Okońska. Dziewczęta wierzyły, że mogą ocalić Warszawę modlitwą, i wzięły udział w Powstaniu, nie podejmując zadań wojskowych lub medycznych, a tylko apostolskie.

Przyszły Prymas Polski w przeddzień rozpoczęcia walk w stolicy poświęcił szpital w Laskach, w którym przez całe Powstanie Warszawskie opiekował się rannymi powstańcami, odprawiał Msze Święte, opatrywał potrzebujących sakramentami i był do końca z tymi, którzy odchodzili „na front do Matki Bożej”. Na prośbę chorych często towarzyszył im podczas operacji i zabiegów. „Nieraz całymi godzinami wystawaliśmy z lekarzami przy tych, którzy nie bali się kul, ale bali się lancetu lekarskiego” – mówił po latach ks. kard. Wyszyński.

Nowa mobilizacja


Naczelny kapelan AK ks. płk Tadeusz Jachimowski „Budwicz”, który zginął w siódmym dniu Powstania, był autorem modlitewnika dla żołnierzy AK „W służbie Chrystusa i Ojczyzny”, w którym zawarł m.in. „Modlitwę przed bitwą”: „Do Ciebie uciekam się, o mój Boże, w tej chwili może ostatniej mojej ziemskiej wędrówki. Idę do boju w obronie wiary świętej i Ojczyzny. Pragnę jak najlepiej spełnić swój obowiązek. Daj mi Boże siłę potrzebną, hart woli i męstwo, abym wykonał rozkazy swoich dowódców i nie splamił honoru żołnierza polskiego. Jeżeli mi paść przyjdzie na polu bitwy, wierzę, że przyjmiesz mnie do chwały swojej, bo Twoim żołnierzem zawsze być pragnąłem, bo w obronie gniazd rodzinnych, w obronie ziemi, której ukochanie w duszę mi wszczepiłeś, walczę. A jeśli zwycięsko z bitwy wyjść mi pozwolisz, to nie swojej chwały szukać będę. Nie mnie, ale Imieniu Twojemu niech będzie chwała na wieki. Boga Rodzico – strzeż szeregów Twego żołnierstwa. Aniele Stróżu mój, nie opuszczaj mnie. Amen”.

W czasie Powstania nie było „prawie domu w Warszawie bez urządzonego przez mieszkańców ołtarza. Często księża z opaskami biało-czerwonymi na ramionach odprawiają przy nich Mszę Świętą. Zgodnie z udzielonym przez Papieża zezwoleniem dla kapłanów na froncie każdemu z księży wolno odprawiać nie jedną, a trzy Msze dzienne. W wielu oddziałach księża kapelani udzielają żołnierzom przed walką rozgrzeszenia zbiorowego i Komunii Świętej. Na nabożeństwach nastrój jest bardzo podniosły. Na zakończenie każdego intonowany jest hymn, zakazany przez pięć lat okupacji: Boże, coś Polskę…” – pisano w powstańczej prasie.

Generał Tadeusz Bór-Komorowski wspominał, jak Mszę św. odprawiał jezuita o. Tomasz Rostworowski „Ojciec Tomasz”, kapelan Kwatery Głównej KG AK oraz Batalionów „Wigry” i „Gustaw”: „Trzęsły się ściany, żołnierze kurczyli głowy, ale kapelan nieporuszony tak sprawował ofiarę, jakby to było w najzaciszniejszym kościółku. […] Za jego przykładem obecni przestali zwracać uwagę na niebezpieczeństwo”.

Na wielkich szlakach praojców


Mimo walk Święto Wojska Polskiego, 15 sierpnia, w rocznicę zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 roku i w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, było obchodzone bardzo uroczyście. Mszę św. na dziedzińcu Poczty Głównej na rogu pl. Napoleona i ul. Wareckiej celebrował ks. bp Stanisław Adamski, ordynariusz katowicki, wysiedlony przez Niemców ze swojej diecezji z całą kurią. Był to najwyższy hierarcha przebywający w tym czasie w powstańczej Warszawie.

Podobnie uroczyste Msze św. odprawiono 26 i 27 sierpnia z okazji święta Matki Bożej Częstochowskiej jako Patronki i Królowej Korony Polskiej. Ksiądz ppłk Stefan Kowalczyk „Biblia”, dziekan Warszawskiego Okręgu AK, wydał 21 sierpnia „Apel do Żołnierzy”, w którym m.in. pisał: „Jak ongiś w zalewie szwedzkiej ratunek i zwycięstwo przyszło z Jasnej Góry od Bożej Matki Częstochowskiej, Królowej Polski, tak i dziś zmobilizować nam trzeba wszystkie siły pod Jej przemożnym hetmaństwem. Zbliża się uroczystość Matki Bożej Jasnogórskiej – 26 sierpnia. Polecam wszystkim kapelanom AK wzmóc pracę duszpasterską, dotychczasową gorliwość trzeba pomnożyć. Proszę dowódców na wszystkich stopniach, aby przykładem osobistym i wpływem na podległych odradzali i pogłębiali wartości duchowo-moralne armii naszej. […] Tydzień poprzedzający uroczystości Matki Bożej Jasnogórskiej niech będzie czasem wzmożonego korzystania z sakramentów spowiedzi i komunii św., aby dusze wypełnić łaską Bożą. Tydzień ten niech będzie zapoczątkowaniem powszechnego odrodzenia moralnego naszych szeregów i wkraczania na wielkie szlaki naszych praojców, którym przewodniczą duchy Żółkiewskich, Chodkiewiczów, Trauguttów…”.

Pułkownik „Monter” zarządził, aby „Apel do Żołnierzy” odczytać we wszystkich oddziałach powstańczych, a do modlitw wieczornych w tygodniu poprzedzającym uroczystość Matki Bożej Jasnogórskiej 26 sierpnia dodać odmawianie „Pod Twą Obronę”, z trzykrotnym wezwaniem: „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami”.

Od 15 do 26 sierpnia trwały modlitwy warszawiaków do Matki Bożej zorganizowane przez ks. ppłk. „Biblię”, który chciał zawierzyć walkę powstańców Najświętszej Maryi Pannie. Podobnie uczyniły dziewczęta z „Ósemki”, wzywając powstańców i ludność cywilną Warszawy do wielkiej mobilizacji ducha. Napisały program zatytułowany „Nowa mobilizacja walczącej Warszawy”, będący wezwaniem do codziennej modlitwy różańcowej, spowiedzi i Komunii Świętej we wspólnej, narodowej intencji, szczególnie w czasie nowenny od 15 do 26 sierpnia. W Śródmieściu za zgodą dowództwa wydano 10 tysięcy egzemplarzy „Nowej mobilizacji”, a harcerze rozwiesili kartki z jej tekstem w całej Warszawie. „Matka Boża nie zawiodła – wspominała potem Maria Okońska. – Warszawa rozmodlona, klęcząca, po spowiedzi i Komunii św. ginie w stanie łaski uświęcającej, idzie przez Matkę Najświętszą na wieczysty Apel”.

Jezu, kocham Cię

Powstańcza „Walka” z 26 sierpnia 1944 roku pisała, że „są dwa symbole Powstania: biały orzeł i ksiądz katolicki z biało-czerwoną opaską, który wśród bomb śpieszy na kapłański posterunek”. Znanych jest 150 kapłanów, w tym 98 z nazwiska i pseudonimu (pozostali tylko z pseudonimu), którzy wzięli udział w Powstaniu, 23 z nich poległo (liczba ta nie obejmuje zakonników).

Pierwszym kapelanem, który zginął w Powstaniu Warszawskim, był 30-letni ks. Tadeusz Burzyński, salezjanin. Jeszcze przed godziną W, o godz. 16.00, wystawił Najświętszy Sakrament w kaplicy klasztornej Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Najświętszego Serca Jezusa Konającego przy ulicy ks. Siemca (obecnie Wiślana) i rozpoczął trzygodzinną adorację. Niedługo potem na odgłos strzałów wyszedł w komży i białej stule z olejami św. na ulicę, gdzie oddziały zgrupowania „Krybar” atakowały Uniwersytet Warszawski. Z kapelanem poszły sanitariuszki, siostry urszulanki: Maria Deymer, Wanda Chodkowska, Zofia Bagińska, postulantka Jadwiga Frankowska i Janina Płaska. Niemcy, nie zważając na oznaczenia Czerwonego Krzyża, ostrzelali i obrzucili granatami patrol sanitarny, próbujący udzielić pomocy rannemu na rogu ulic Gęstej i Browarnej. Przeżyła tylko siostra Płaska, ks. Burzyński śpieszący z ostatnim namaszczeniem został ciężko ranny. Przeniesiony do szpitala polowego urszulanek, zmarł niedługo potem, powtarzając do końca: „Jezu, kocham Cię, Jezu, adoruję Cię”. Salezjanin jest kandydatem na ołtarze w procesie beatyfikacyjnym 122 męczenników drugiej wojny światowej.

Dwaj inni powstańczy kapelani: dominikanin o. Jan Franciszek Czartoryski „Ojciec Michał” oraz pallotyn ks. Józef Stanek „Rudy”, zostali już zaliczeni w poczet błogosławionych przez Papieża Jana Pawła II 13 czerwca 1999 roku.

„Ojciec Michał” nie miał przydziału do konkretnej jednostki, a 1 sierpnia wybrał się do okulisty na Powiślu. Po godzinie W nie mógł już wrócić do swojego klasztoru św. Józefa na Służewie i następnego dnia, wiedząc, że powstańcom brakuje kapelanów, zgłosił się do dowództwa Zgrupowania AK „Konrad”. Posługę duszpasterską prowadził w kościele św. Teresy od Dzieciątka Jezus przy Tamce oraz w szpitalu mieszczącym się w piwnicy dawnej firmy „Alfa-Laval” u zbiegu Tamki i Smulikowskiego, gdzie też urządził kaplicę. Jak pisał w swoim pamiętniku: „Żadne żądanie nie będzie niesprawiedliwe, żadne domaganie się choćby największej ofiary i poświęcenia nie będzie za wielkie, ani nieprawne, ani też niczym się nie mogę wymówić, ani usprawiedliwić. Jedyną tu miarą miłość Boża”.

Po wycofaniu się powstańców dominikanin pozostał z jedenastoma ciężko rannymi żołnierzami, których transport był niemożliwy. 6 września około godz. 13.30 na ulicę Smulikowskiego wkroczyli kryminaliści z Brygady Dirlewangera, którzy wpadli do szpitala z krzykiem: „Hier polnische Banditen sind!”. Zastrzelili ciężko rannych w łóżkach. Kapelana wraz z innymi wyprowadzili na podwórze i mordowali po kolei. Jeden z oprawców zapytał o. Michała, kim jest. Gdy dominikanin podał mu bez słowa dokumenty, dowiedziawszy się, że ma przed sobą księdza, krzyknął ze złością: „Der größte Bandit!” [Największy bandyta!]. Jak przekazał jeden ze świadków, Niemiec kazał wtedy o. Michałowi zdjąć habit, a gdy ten odmówił, zastrzelił go.

Ciała zamordowanych rzucono na barykadę, polano benzyną i podpalono. Potem szczątki pochowano na podwórzu pobliskiej kamienicy. Rok później, gdy przeprowadzono ekshumację, zwłok o. Michała nie można już było rozpoznać.

Aby ofiara przyniosła obfity plon

Ksiądz Józef Stanek „Rudy”, kapelan walczącego na Czerniakowie Zgrupowania „Kryska”, w Powstaniu, poza wypełnianiem obowiązków duszpasterskich, ratował rannych i opiekował się nimi, wykazując przy tym niezwykłe poświęcenie i odwagę.

Dwunastoletni wówczas Jerzy Hańce „Skromny” zobaczył księdza pierwszy raz w końcu sierpnia, w okolicy Solca, na ulicy Mącznej (dziś nieistniejąca, łączyła Czerniakowską i Solec): „Tam ktoś został ciężko postrzelony, dostał serię. Ksiądz nie wiem, skąd się znalazł. Rozpięty, stuła mu wisiała. Mówi: – A co wy tu, dzieci, robicie (obstrzał był z mostu Poniatowskiego)? Ile macie lat? My mówimy: – Robimy, co możemy. On na to: – Schowajcie się za mur, ja polecę. W tym momencie tam był taki ostrzał… On się nie bał ostrzału. W takich sytuacjach widziałem go kilkakrotnie. Tam, gdzie sytuacja była najgorsza i strzelali. Tak, jakby na bal szedł. Poleciał. Nie chował się, nie krył. Wtedy na Mącznej ściągnął tego rannego z linii ostrzału”.

Rano 23 września Niemcy zajęli ostatnie bronione przez Polaków na Powiślu Czerniakowskim domy przy ulicy Wilanowskiej 1 i Solec 53. Oddziałami SS dowodził szef sztabu Reinefartha major Kurt Fischer, po wojnie szef policji w Kassel. Wśród około 470 wziętych wtedy do niewoli obrońców Czerniakowa był także ks. Stanek, który nie skorzystał z możliwości przeprawienia się na drugi brzeg Wisły. Kapelan zginął powieszony na swojej stule. Zwłoki męczennika ekshumowano w 1945 roku i złożono w zbiorowej mogile przy ul. Solec. Potem przeniesiono je na cmentarz Powązkowski. Błogosławiony pallotyn jest patronem kaplicy w Muzeum Powstania Warszawskiego.

Świadkiem śmierci ks. Stanka był jezuita o. Józef Warszawski „Ojciec Paweł”, kapelan Zgrupowania „Radosław”, który poddał się Niemcom jako ostatni oficer zgrupowania wraz z pozostałymi przy życiu powstańcami na Czerniakowie. Tydzień wcześniej, w sobotę, 16 września, płk „Radosław” poprosił „Ojca Pawła” o odprawienie Mszy św. dla żołnierzy. Jak ważna dla walczących była Eucharystia, powiedział mu kiedyś Andrzej Romocki „Morro”: „Cały bezsens naszej walki staje mi się sensem, kiedy ojciec podnosi Hostię i Kielich”.

Jan Paweł II, wspominając w 50-lecie wybuchu Powstania Warszawskiego jego bohaterów, przywoływał na pamięć wszystkich kapłanów, którzy uczestniczyli w Powstaniu jako kapelani, oraz siostry zakonne – sanitariuszki, a także Msze św. odprawiane pośród padających bomb i pocisków artyleryjskich. „Cały ten heroizm walczącej Warszawy miał bardzo wyraźne znamię chrześcijańskie. Na miejscach, gdzie grzebano poległych powstańców, do dzisiaj stoją krzyże i palą się świece jako znak wiary w świętych obcowanie i żywot wieczny. Należy ufać, że rocznica Powstania Warszawskiego potwierdzi tę wiarę i w ten sposób utrwali w idących pokoleniach nadzieję: nie tylko nadzieję życia wiecznego, ale także nadzieję zachowania i rozwoju tego wspólnego dobra, któremu na imię niepodległa Rzeczpospolita. Klękam dzisiaj w duchu na mogiłach poległych Powstańców Warszawy i modlę się, aby Chrystus, Władca dziejów ludzi i narodów, wynagrodził ich ofiarę życiem wiecznym; modlę się, aby ich ofiara na wzór ziaren wrzuconych w ziemię (por. J 12,24) przyniosła obfity plon w życiu współczesnego pokolenia Polaków. Ich bohaterski czyn zobowiązuje!”.

Dr Joanna Wieliczka-Szarkowa

za:http://www.naszdziennik.pl/mysl/89129,znamie-chrzescijanskie-walczacej-warszawy.html

Copyright © 2017. All Rights Reserved.