Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Dariusz Kowalczyk SJ-Mowa nienawiści, mowa-trawa

O sprawie Alicji Tysiąc napisano już chyba wszystko. Pośród różnych komentarzy spodobało mi się m.in. pytanie o „pana Tysiąc”. Innymi słowy, gdzie jest tatuś dziecka i czy miałby on cokolwiek w całym sporze do powiedzenia. Jeśli tak, to mam nadzieję, że słowo tatusia nie dotyczyłoby jedynie udziału w zasądzonym odszkodowaniu.

Osobiście Alicji Tysiąc dałbym już spokój. Niech próbuje stworzyć normalną rodzinę i buduje relacje z dziećmi, szczególnie tym, które mogło się nie narodzić. Bardziej adekwatnych wyrażeń nie używam, bo sąd zabrania. Warto natomiast zatrzymać się nad środowiskami lewacko-feministycznymi, które wykorzystały Alicję Tysiąc dla szerzenia swej ideologii.
Jednym z instrumentów manipulacji jest pojęcie „mowa nienawiści”. Pisałem już o tym ma łamach „Idziemy”, tym niemniej warto do tego jeszcze raz powrócić, gdyż na „mowę nienawiści” dają się nabierać nawet pobożni skądinąd katolicy. W czym rzecz? Otóż ktoś ogłasza publicznie, że chce dokonać aborcji i że ma do tego prawo. Ktoś inny ową chęć dokonania aborcji nazywa zamiarem zabicia dziecka. I tutaj wkraczają na scenę sprytne lewackie feministki, które osobie chcącej dokonać aborcji proponują pomoc w wytoczeniu procesu temu, kto użył wyrażenia „zabicie dziecka” na określenie aborcji. Idą do sądu, a tam konkretny sędzia (najczęściej sędzina) skazuje obrońcę życia, który uważa aborcję za zabicie dziecka. Za co skazuje? Ano, za „mowę nienawiści”.
W ten sposób knebluje się usta tym, którzy nie popierają „cywilizacji śmierci” propagującej aborcję na życzenie. Pogląd, że aborcja to po prostu zabicie dziecka, jest poglądem jak najbardziej racjonalnym, zgodnym z danymi naukowymi. Zresztą wystarczy popatrzeć na zdjęcia płodu ludzkiego, aby dojść do wniosku, że nie mamy do czynienia z nieokreśloną rzeczą, lecz z istotą ludzką. Można też zobaczyć zdjęcia porozrywanych płodów po aborcji. Płód ludzki pod koniec trzeciego miesiąca jest dobrze rozwiniętym małym człowiekiem, wrażliwym i odczuwającym, mającym 10 cm wzrostu. tego malca podczas tzw. aborcji miażdży się i rozszarpuje na kawałki bez żadnego znieczulenia.
Są jednak tacy, którzy z jakichś powodów uważają, że płód to nie dziecko i że można go usunąć i wyrzucić. Kazimiera Szczuka twierdzi na przykład, że status płodu „w jakimś sensie jest tajemniczy i ta tajemniczość, jako niezapisane pole znaczeń, zostawia miejsce dla wszelkich projekcji, zmyśleń, przeczuć...”. Ja tego rodzaju poglądy uważam nie tylko za wyjątkową bzdurę, ale przede wszystkim za ideologię, która doprowadziła do holokaustu milionów nienarodzonych – bo porozrywane płody ludzkie spalane w piecach to przecież holocaust. Ale oto Szczuka i jej podobni, przy pomocy sądów, wmawiają ludziom, że oni są dobrzy, miłosierni, a językiem nienawiści posługuje się Kościół nazywający aborcję zabójstwem. Czarne jest białe, a białe jest czarne...
Niestety, na tę manipulację daje się nabierać wielu katolików. Kościół powinien głosić miłosierdzie – mówią – a nie obrażać biednych ludzi. Wychodzi na to, że Kościół nie może –tak jak Mistrz z Nazaretu – nazywać rzeczy po imieniu, ale powinien ograniczać się do haseł: wszyscy są dobrzy i piękni, kochajmy się! Czyżby w „nowym” społeczeństwie katolikom o ważnych rzeczach zezwalano mówić jedynie w zaciszu czterech ścian, a publicznie mogliby co najwyżej stawać w obronie wymierających wielorybów oraz walczyć przy Obamie z globalnym ociepleniem? Kościołowi w tej sytuacji zostałaby „mowa-trawa”, bo wszelka niewygodna dla kogoś prawda zostałaby okrzyknięta „mową nienawiści”.
Kiedy spotykam kobietę, która z bólem opowiada, że dokonała aborcji, to staram się być bardzo delikatny. Kiedy jednak mamy do czynienia ze zorganizowaną grupą ideologów-aborcjonistów, którzy, przy pomocy mediów i sądów, karmią ludzi kłamstwami, to można, a nawet trzeba, używać jasnych, dosadnych słów. Trzeba mówić: tak-tak, nie-nie.

 

za: "Idziemy" nr 40/2009

Copyright © 2017. All Rights Reserved.