Publikacje członków OŁ KSD
Odszedł Żołnierz Człowiek krystalicznie uczciwy i dzielny Kapitan Antoni Badowski 24.12.1924 . – 02.02.2017.
Kapitan Antoni Badowski swoimi losami, w latach wojny i w latach pokoju, mógłby obdzielić niejeden życiorys. Urodził się na Kresach, w Laskowicach Wielkich (w pobliżu Berezy Kartuskiej), w rodzinie o tradycjach wojskowych. Jego ojciec był uczestnikiem Wojny polsko-bolszewickiej. Gdy był dzieckiem, za sprawą swojej babci – łodzianki Antoni zamieszkał w Łodzi, skąd zresztą wywodzą się korzenie rodziny Badowskich. W 1935 r. wrócił na Kresy, zamieszkał w rodzinnym gospodarstwie Prużany. Tam zastała go wojna. Dalsze losy były typowe dla rodzin wielu kresowych Polaków. W lutym 1940 r. rodzina została deportowana na Syberię (uniknął tego jedynie ojciec rodziny, który z powodu udziału w wojnie 192o r. od jakiegoś czasu musiał się ukrywać). Antoni Badowski, z mamą i rodzeństwem, wywieziony został na Syberię. Dostali 2o min. na spakowanie i załadowani do bydlęcych wagonów. Po kilku dniach podróży w nieludzkich warunkach zmarło jedno z dzieci, siostra Antoniego. Wyrzucona z wagonu znalazła grób gdzieś na bezdrożach Syberii. Oprócz takich przerażających epizodów w pamięci nastoletniego Antoniego utkwiło jeszcze zdanie jednego z sowieckich strażników: „Tak kak swojego ucha nie możesz uwidit, tak Polszy ty toże nie uwidisz...”
Antoni pracował – formalnie jako więzień – przy wyrębie tajgi. Miał przydział dwa kilogramy chleba dziennie, z którego część donosił rodzinie. Codziennie pokonywał kilometry, aby dotrzeć do „pracy”. Głód, spanie we wspólnym baraku, bez łóżka, bez pościeli, na podłodze – gdzie kto runął wieczorem, robactwo, brud...
Po zawarciu układu Majski – Sikorski nikt nawet nie raczył poinformować uwięzionych Polaków, że mogą – teoretycznie wolni – szukać drogi do tworzonych w ZSRR polskich oddziałów. Antoni tylko przypadkiem dowiedział się, że coś takiego się dzieje. Spóźnił się jednak na pierwszy punkt zborny i zaczął samotną wędrówkę na południe, starając się w pewnym sensie „dogonić” polską Armię zmierzającą na Bliski Wschód. Udało mu się to dopiero w Czakpaku, na południu Rosji, gdzie – skrajnie wyczerpany – zaciągnął się do Armii Generała Andersa. Został żołnierzem. Potem był okres „rehabilitacji” po przebytej, wielotygodniowej tułaczce. I cały szlak z Armią Władysława Andersa. W Persji Antoni spotkał niespodziewanie... swojego ojca, który zdążył zaciągnąć się do Andersa już wcześniej i był przydzielony do kwatermistrzostwa.
Wędrówka, a zarazem formowanie polskiej Armii zakończyło się w Szkocji, w Glasgow. Młody żołnierz został wyszkolony do obsługi działa. Również w Glasgow otrzymał skierowanie do Dywizji Pancernej Generała Maczka. Przebył z nią całą kampanię wojenną, od desantu w Normandii, poprzez Falaise, wyzwolenie Bredy, udział w walkach o Wilhelmshafen i tak aż do końca wojny.
W Wilhelmshafen poznał swoją przyszłą żonę, Jadwigę – Polkę wywiezioną na roboty. Po zakończeniu wojny, przestrzegany przez ojca (który zdecydował się zostać w Londynie), w 1947 r. wrócił do Polski. Nie potrafił wyobrazić sobie życia gdzieś indziej, zamierzał też odszukać poznaną w Wilhelmshafen Jadwigę, która – jak wiedział – już była w Polsce. Zamieszkał w Łodzi, odszukał Jadwigę, wzięli ślub. Z czasem na świat przyszły dzieci. Jednak wojenna przeszłość dogoniła go w Łodzi. Nękany przez funkcjonariuszy bezpieczeństwa, jak tylu innych, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, wyjechał na „Ziemie Odzyskane”, w okolice Jeleniej Góry. Znalazł pracę w fabryce dywanów w Kowarach, sprowadził rodzinę, a potem był pobyt w Żarach, gdzie podjął pracę jako ekonomista w jednej z fabryk.
Po śmierci ojca i próbie wyjazdu na jego pogrzeb do Londynu, inwigilacja znów się nasiliła. Wiza i bilety, które przyszły z Anglii, uruchomiły czujność organów bezpieczeństwa. O paszporcie nie było mowy.
Tymczasem studia medyczne w Łodzi skończyła córka Antoniego i Jadwigi – Alicja i ściągnęła rodziców do Łodzi. Zamieszkali razem i tak było aż do śmierci Jadwigi (dwa lata temu).
Teraz odszedł Antoni Badowski. Żołnierz Andersa i Maczka zdążył jeszcze wziąć udział w wielkich uroczystościach zorganizowanych z okazji lądowania wojsk alianckich w Normandii. Zdążył też, jesienią ubiegłego ro-ku, będąc już w szpitalu, przeżyć wzruszającą rozmowę telefoniczną z gen. Jarosławem Miką – głównodowodzącym sił lądowych naszego wojska. Antoni Badowski powiedział wtedy generałowi: – Teraz to pan, generale, będzie „Bacą”! (taki przydomek nosił wśród żołnierzy generał Maczek) A ja – dodał – jak wyzdrowieję, stanę przed panem na baczność.
Później zaplanowali rychłe spotkanie. Generał obiecał odwiedzić „swo-jego” kapitana...
Córce wielkiego Żołnierza, kapitana Antoniego Badowskiego – pani poseł Alicji Kaczorowskiej – i pozostałym członkom rodziny składamy płynące z serca kondolencje. Panie, święć Panie nad Jego duszą.
Msza św. pogrzebowa – w asyście Wojska – odbędzie się w kościele garnizonowym pod Wezwaniem Św. Jerzego, przy ul. Św. Jerzego 9, w sobotę, dnia 04.02.2017 o godz. 13:00.
T.B.