Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad: Zeszłoroczny śnieg

„Ja pierniczę! Moje!” – miał wykrzyknąć pewien popularny aktor, gdy po krótkiej próbie wypierania się, uległ wymowie okazanych mu dokumentów, które wskazywały na jego wieloletnią współpracę z PRL-owską Secret Service.


Oczywiście przy okazji wyszło na jaw, że także i z jego powodu nikt nigdy nie doznał absolutnie żadnego uszczerbku (nawet on sam). Podejmując kontakty z tajnymi służbami PRL, uprawiał bowiem coś w rodzaju nieszkodliwego hobby.

Podobnie było z pewnym znanym reżyserem filmowym: Ten z kolei chłopakom prowadzącym opowiadał tylko kawały i – w ogóle – robił sobie jaja z socjalizmu (jednak za pokwitowaniem „Kasa Wypłaci”). Powoli dowiadujemy się, jak wielki wkład służby specjalne PRL-u wniosły w rozwój polskiej komedii, dyskrecjonalnie wspierając talenty – i tak już niemałe – znanych twórców. Nic dziwnego, że w obronie artystów (haniebnie postponowanych przez lobby „sfrustrowanych lustratorów”) natychmiast wystąpili ich koledzy.

Jeden z asów polskiego teatru i filmu (na którego zresztą wspomniany tu aktor też miał zaszczyt i przyjemność donosić) zmieszał z błotem zarówno sam klimat polowań na niewinną czarownicę, jak i redakcję pisma, która dopuściła się ujawnienia tej tajemnicy państwowej. Bo rzeczywiście: Co ważnego może aktor przekazać SB-ecji na temat innego aktora? Że upił się po premierze? Że następnego dnia poprawił paroma piwami na kaca? I że wieczorem był jeszcze w stanie zagrać spektakl? Same nic nie znaczące i nieszkodliwe michałki! Zresztą aktor ex definitione jest zwierzęciem apolitycznym. Aktor jest od grania, jak… klarnet, lub inna wiolonczela i jest mu wszystko jedno, czy zagra Hannibala Lectera, czy Matkę Teresę! Z czasem może się nawet okazać, że bojkot telewizji w stanie wojennym (który tak zgrabnie opisała Izabela Cywińska w książce „Komedianci”) był niepotrzebnym zgrzytem w całkowicie apolitycznych relacjach świata kultury z władzami stanu wojennego.

Z drugiej strony - heroizm nie jest tylko przywilejem Trzystu Spartan. Oto w okupowanej przez hitlerowców Warszawie pewien znany przedwojenny aktor znalazł się nagle w samym środku łapanki. Popychany do suki przez SS-mana, spojrzał mu głęboko w oczy i rzekł z godnością: ”Ich bin ein Schauspieler. Ich gehe nach Theaterprobe.” Te dwa zdania („Jestem aktorem, idę na próbę do teatru”) uratowały mu życie. Zbaraniały SS-man (prawdopodobnie miłośnik Schillera i Goethego) zasalutował, bąknął: „Entschuldigen” i puścił żywym aktora (który w rzeczywistości utrzymywał się z pracy w knajpie).

Mniej tolerancji (od kulturalnego Niemca) okazał dowódca patrolu ZOMO, którego pewien łódzki aktor - zatrzymany w stanie wojennym po godzinie policyjnej – zapytał niewinnie: „Moechten Sie meinen Ausweis sehen?” („Chce pan zobaczyć mój ausweis?”). Cóż, skończyło się na zwięzłym, żołnierskim poleceniu: „Chłopaki, dajta mu gazu!” Prawdopodobnie takie przykre wspomnienia po PRL-u z czasem wyblakną i sczezną. Dowiemy się, że w przeszłości prawdziwym wrogiem narodu nie były represyjne instytucje, lecz że jest nim dzisiejsza pamięć o nich, i ci, co przypominają. Że to wszystko, cośmy razem przeżyli, to był tylko jakiś relatywistyczny cyrk i primaaprilisowy happening! Jakieś upiornie kabaretowe „Uprowadzenie Agaty”! Że, abyśmy mogli żyć szczęśliwie, musi nastać „pusta plaża i zupełny brak pytań. Żadnych pytań.” Bo najtrudniejsza jest pamięć. Bo uwiera. Bo boli. Jednak.

Tomasz BIESZCZAD
(Druk: Miesięcznik „Piotrkowska 104” – Łódź, kwiecień 2007 r.)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.