Publikacje członków OŁ KSD
Krzysztof Nagrodzki-Dawnych wspomnień czar..
List-„Niedziela na Głównym”-wywołał przypływ wspomnień. Jeszcze odleglejszych. Widać taki czas…
…Albo już czas… J
Co by nie było, faktem jest, iż nastał jakiś ich wiosenny dopływ…
W nim i nadbużańskie szlaki – wolne drożyny, bezkresne łęgi (i między innymi i dlatego jest i tak bliska pieśń „Chwalcie łąki umajone”), i rzeczka, i rzeka graniczna, i laski i piaski, i… swoboda…dziecięca swoboda, nieskrępowana miejskimi znakami zakazów i nakazów…
No, może trochę przesadziłem-jakieś jednak były.
Wszak Rodzice, mimo ufności w nasze talenty samodzielnego przetrwania w „przestrzeni odkrytej”, nie mogli zostawić nas tak całkiem samopas.
Zatem pouczenia a i cięgi z rzadka się zdarzały, co było przyjmowane, jako nieuchronny i naturalny element wpisany w ryzyko samodzielnego buszowania. Wolnego buszowania w przestrzeni odkrytej. I kolejnych przestrzeniach-odkrywanych…
- W tym z zupełnie niewinnymi a uroczymi wieczornymi spotkaniami z miłą Rózią K. nad zamgloną Hanką (Tak! Rzeczka przepływająca koło miejscowości Hanna nazywa się Hanka i wpada do Bugu. Niby maleństwo, ale kiedy przychodziły wiosenne roztopy i jakieś tam zatory, rozlewała się szeroko, szeroko po łąkach, a my wtedy w drewnianych krypkach – hen po wodach szerokich J )…
Koledzy mieli dodatkowe obowiązki związane z gospodarstwami rodziców, ja-jako syn „inteligencji pracującej” (bez niedomówień- bezpartyjnej J ) miałem z tego powodu drobne kompleksy-bo ani konia, ani orki, ani krowy do pasania… (A pardon-krowę mieliśmy i nawet raz udało mi się wyprosić zgodę na poprowadzenie CAŁEGO gminnego stada na wspólną łąkę. To było coś! )
I kolędowanie z własnoręcznie zrobioną gwiazdą po ośnieżonych przestrzeniach (wtedy były mrozy, śniegi i zaspy, że ho! a nie obecne zimy-niezimy…).
Oraz uniki przed konkurencyjną grupą-również z Gwiazdą samodzielnie konstruowaną-z gromadką też spragnioną nocnej zimowej przygody, pochwał i łupów-czyli drobnych groszy czy przysmaków ze świątecznych stołów…
To ci było!
I mój kochany Tata, który nie mógł zrozumieć owego zewu-kusząc swoistą „łapówką” w zamian, iż znacznie ważniejsza była przygoda, buszowanie pod gwiaździstym niebem, pośród pól, łąk, lasków. I z finalnym okrzykiem pod oświetlonych lampami naftowymi (wówczas) chat: „Panie Gospodarzu! Można zakolędować?!?”
I Wielkanocne roraty w drewnianym kościółku z Przeszłością*, i pokolorowane pisanki, które musiały zostać wypróbowane, co do ich mocy w „bezpośrednim starciu” na stuki… Przegraną oczywiście zabierał zwycięzca.
I pierwsza komunia z rąk śp. ks. kanonika Jana Breczki...
Pamiętasz dobry Kolego z Przeszłości? Przyjacielu z nadbużańskiej osady!
Niech się w pamięci iskrą tli
Aby mogła nam oświetlać
Piękne pejzaże
Dawnych dni
A kiedy się–daj Boże–spotkamy, to…
Albo i więcej! :-)
* A tu zabytkowy kościół-właśnie w Hannie:
http://andrzej-banach.eu/szlaki-turystczne/roztocze/kosciol-w-hannie/
za: http://krzysztofnagrodzki.pl