Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad: „Pielgrzymi” -300 mil od Ziemi

Mała rzecz a wkurza. Minęło już 18 lat od powstania tego „dzieła” i oto telewizja publiczna uznała za stosowne kolejny raz przypomnieć nam spektakl pt. „Pielgrzymi”.
Wybór Dnia Zadusznego na moment prezentacji, w czasie gdy polski Kościół i katolicy są obrzucani ordynarnymi obelgami – był przypadkowy, czy nie…? Oto jest pytanie.

Główną „atrakcją programu” był w tym widowisku ksiądz (posiadający cechy dobrze znane z podrzędnej literatury antykościelnej i artykułów w antykatolickich brukowcach). Na pierwszy rzut oka kanalia i hipokryta: przed laty miał romans, a pielgrzymkę traktuje jako pretekst do spędzenia kilkunastu dni z dawną kochanką i synem.

Resztę uczestników stanowiło w większości porykujące, spocone bydełko – typowi reprezentanci „polskiego piekła”: kłótliwi, kłamliwi intryganci, donoszący na siebie nawzajem, roszczeniowi i tylko w minimalnym stopniu zainteresowani odwiedzanymi sanktuariami. Wszystko to komponowało się z wizerunkami Jana Pawła II i Matki Boskiej porozwieszanymi w autokarze, który zmierzał – scena po scenie – do Fatimy. Każdy, kto choć raz był na jakiejkolwiek pielgrzymce, wie, że w naszym kraju takie nie występują. Więc po co pokazywać właśnie dzisiaj ten archiwalny, stronniczy i słaby artystycznie spektakl? Pytanie retoryczne…     

Nawiasem mówiąc, mówienie w tym przypadku o „spektaklu” i „teatrze” stanowi nadużycie semantyczne. „Pielgrzymi” przypominają pamiętne osiągnięcia Teatru Telewizji z początku stanu wojennego, kiedy pośledni reżyserzy – by skompletować obsadę – urządzali na aktorów łapanki w bufetach podupadających teatrów na głuchej prowincji.

Właściwie były tam tylko dwie postacie, które mogły liczyć na odruch współczucia: Zakonnik (który w czasie nowicjatu donosił do SB na kolegów, a teraz dręczą go wyrzuty sumienia) oraz major Ludowego Wojska Polskiego (dowodzony przez niego czołg przejechał w stanie wojennym chłopca, uczestnika demonstracji). Czyżby gwarancją posiadania jakiego takiego poziomu człowieczeństwa i wyższych uczuć były: albo dawna współpraca z SB, albo udział w tłumieniu „Solidarności”? Czy tylko takie epizody z przeszłości mogą stanowić drogę do nawrócenia, podczas gdy reszta populacji ma zakończyć swój duchowy rozwój na etapie spoconych prymitywów? Dobór bohaterów widowiska, ich biografia, charakter rzucają ciekawe światło na polityczne afiliacje i obsesje scenarzysty i reżysera.

Dopiero w finale widzowie mogli usłyszeć patetyczny i nawet dość uczciwy monolog zakonnika (byłego TW). Miał on zapewne stanowić alibi dla decydenta kierującego „Pielgrzymów” do produkcji i na antenę (dawniej i teraz): że – wicie, rozumicie – spektakl ma w gruncie rzeczy wymowę pozytywną i „prochrześcijańską”. Bo przecież zakonnik mówi „słuszne rzeczy”, apeluje do serc i sumienia...  wiemy, rozumiemy.

„Pielgrzymów” wyreżyserował Maciej Dejczer, autor kultowego filmu „300 mil do nieba” (z 1989 r.). Opowiedział w nim autentyczną historię dwóch braci, którzy na początku stanu wojennego, chcąc ulżyć biednym rodzicom, uciekają do Danii schowani w podwoziu TIR-a. Film ten oskarżał system i wzruszał.

Potem – jak widać – Dejczer znalazł sobie innych winowajców „polskiego piekła”. Jest to bardzo przykre. Być może kombinował tak: Kiedyś bezkompromisowo walczyło się z dyktaturą... Teraz mamy wolność. Ale kto jest dzisiaj dyktatorem? No, przecież – wicie, rozumicie – to zakłamani katolicy tłamszą, to oni narzucają, to oni zaszczuwają i zabraniają! A przecież: „Zabrania się zabraniać!” Wiemy, rozumiemy.

Ale zostawmy Dejczera. Na pewno zrobi jeszcze niejeden demaskatorski i oskarżycielski film.

Ktoś ważny z publicznej Telewizji musiał jednak zadecydować o umieszczeniu „Pielgrzymów” w ramówce.

Słaby artystycznie spektakl – pokazany w Dzień Zaduszny, w „Jedynce”, w czasie gdy w kraju szaleją antykatolickie zadymy – nabrał szczególnego znaczenia. Wpisał się płynnie w medialne doniesienia o ulicznych burdach, dał im socjologiczne i kulturowe wsparcie. Uprawomocnił je, niejako usprawiedliwił: „Patrzcie, młodzi! To przeciwko takim głąbom – jak ci polscy katole z pielgrzymki – demonstrujecie!” Zaś nas, „katoli” miał chyba utwierdzić w kompleksach i pogardzie dla siebie samych: „Tak, tacy właśnie jesteśmy: małostkowi, głupi, obłudni..”  

Chociaż do języka i stylu zachowań dzisiejszej polskiej młodzieży bohaterom „Pielgrzymów” sporo – trzeba przyznać – brakowało, to jednak znów okazało się, że w demokratycznym państwie prawa ktoś ważny o nas dba i chce ustawić jako obywateli drugiej kategorii, a może i trzeciej. A przy okazji podlizać się opozycji (co zresztą ona sama ma w nosie).
W języku dzisiejszych elit politycznych nazywa się to „tolerancją” i „pluralizmem”.

***

Można rzec: Zmiany, zmiany, zmiany, ale "naszych" nic nie ruszy... Obyś się nie obudziła "prawico" z ręką... no, wiadomo gdzie...
kn

                                

Copyright © 2017. All Rights Reserved.