Publikacje członków OŁ KSD
Krzysztof Nagrodzki - Z listów do przyjaciół. I znajomych. Powikłania z uwikłania.
Ponieważ jednak jakbyś zostawiała sobie furtkę do odwrotu, pozwól, że mimo wszystko, raz jeszcze zwrócę Twoją uwagę na kilka faktów.
Ale wcześniej, na marginesie: Pod moim listem sprzed dwu tygodni, dostrzeżono charakterystyczny wpis, w którym ktoś rozjuszony ciemnogrodzkim – czyli moim - widzeniem świata, zapewniał, iż są „biliony dowodów na ewolucję”. Wezwany na tym samym forum do podania chociażby jednego dowodu na przekształcenia m i ę d z y g a t u n o we - czym uzyskałby jak nic Nobla! – zamilkł. Być może ponownie wertuje zapis swego drzewa genologicznego.
Trudno przełamywać utarte schematy, przyzwyczajenia, dogmaty, wychodzić z wymoszczonych nisz, w których usadawiamy się w ciepełku aktualnych standardów.
Nie traćmy jednak nadziei, że wielu z zinfantylizowanych bieżączką kiedyś dostrzeże, że jednak nie od szympansa jego ród. Chociaż to może być bardzo trudne. Tyle nieludzkich nawyków…
A miejsc do penetracji „szkiełkiem i okiem” nie brak.
Od Manopello po Rakowiecką. I Wiejską.
Odnotowałem kiedyś, iż wielkie zainteresowanie wzbudziło spotkanie z kopią „Całunu Turyńskiego” – z jego niezwykłą, do tej pory nieodgadnioną „technologią” zapisu męskiej postaci, na starożytnej tkaninie. Pisałem o naukowej penetracji tajemnicy włókien lnu poddanego nieznanym procesom, o błędach w użyciu metody węgla - C14. A tajemnica turyńskiej materii, nie jest jedyną z jaką przychodzi zmierzyć się współczesnemu, zdyszanemu w pogoni za sukcesem człowiekowi, naukowcowi.
Przebija się do ludzkiej świadomości - wolno, bo wolno, ale jednak - cud niezwykłej tkanki mięśnia sercowego i pięciu grudek krwi - o grupie zgodnej z krwią na Całunie - w jaki miały zmienić się przed 1200 laty chleb i wino eucharystyczne w Lanciano we Włoszech i trwać w niezmienionym stanie fizyko-chemicznym, mimo oddziaływania przez wieki atmosfery, biologii, praw fizycznych.
Znane jest Volto Santo, czyli Święte Oblicze z małego Manopello w Abruzji.
Utrwalone oblicze mężczyzny, o cechach w niepojęty sposób porównywalnych ze szczegółami znanymi z Całunu Turyńskiego, różni się w zasadniczy sposób tym, iż oblicze jest wyraźne, a oczy otwarte. Użyte słowa: „utrwalone oblicze” jest wyrazem bezradności nauki, w ustaleniu sposobu, w jaki powstał obraz na specyficznym,
niezmiernie delikatnym – wręcz przezroczystym - materiale, wykonanym z morskiego jedwabiu – bisiorze. Najdroższej tkaninie starożytnego świata, wykonywanej z niteczek (czy to dobre określenie?...) wysnuwanych przez małże a łączących je z „pępowiną”; tkaniną obecnie już unikalną. Otóż na bisiorze nie daje się malować. Ta przędza jest niepalna, opiera się działaniu alkoholu, eteru, słabych roztworów ługów i kwasów. Nie daje się farbować, a jedyną barwę, którą można uzyskać – brązowozłotą - otrzymuje się przez kąpiel w kwasie cytrynowym. Jak zatem, kiedy, w jakich okolicznościach zostało przekazane przez wieki do naszych czasów owe Święte Oblicze – oblicze Zmartwychwstałego – starał się dociec znany niemiecki dziennikarz i pisarz Paul Badde. Publikowane przez niego relacje (np. w die Welt), spotykały się z dużym zainteresowaniem i poważnym potraktowaniem - o dziwo - nawet w pismach lewicujących. Całość dotychczasowych starań z bardzo interesującą konkluzją Badde zawarł w książce: „Das Muschelseidentuch. Auf der suche nach dem wahren Antlitz Jesu” – Ullstein Buchverlage GmbH Berlin 2005. (Polskie wydanie: „Boskie Oblicze. Całun z Manopello” - Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, Polwen,, Radom 2006)
Tą książkę, oraz „Oblicze Chrystusa. Od Całunu Turyńskiego do Chusty z Manopello” o. Andreasa Rescha CSsR, polecam wszystkim poszukującym a niepoddającym się współczesnemu jazgotowi „materialistycznych, naukowych” dogmatów.
*
A w Ojczyźnie wre nieustająca walka, zwana polityczną. Przyspawani do ław i profitów wadzy dwoją się i troją. W mediach postępu do obrony zawłaszczeń i poddaństw grają.
- Badać i wskazywać gdzie wróg a gdzie przyjaciel trzeba, a nie o jakiś Całunach, Chustach pisać! Pomyłka, oszołomstwo, czy co?...
Myślę jednak, iż nigdy dosyć przypominania, że w jakie szaleństwa nie wciągałby nas tzw. świat realny, oferując amnezję co do istoty i sensu naszego trudu tu i teraz, zawsze patrzy na nas Ten, Który JEST. Od początku po kres. Po kres naszych „pragmatyzmów”, szarpań, kombinacji, fachowych analiz czy całkiem pomrocznych słowotoków. I przed Jego obliczem przyjdzie zdać rachunek. Również z łajdactw, również ze swych naiwnych, lękliwych bądź aroganckich samousprawiedliwień taktycznych niecności.
I jeszcze jedno – w Warszawie, przy ul. Rakowieckiej, w Sanktuarium u o.o. Jezuitów, po wielu perturbacjach spoczęły relikwie człowieka, któremu świadomość Oblicza Jezusa dała siły w czasach próby. - Św. Andrzej Bobola, męczennik, „uzdrawiacz od stóp do głów”, od a.D. 2002 jest patronem Polski, ( obok św. Wojciecha i św. Stanisława). Niezwykłe wydarzenia wiążą się z Jego życiem i historią pośmiertnych objawień – w tym wizją wskrzeszenia Polski. Ta wizja jest wciąż aktualna.
Niewytłumaczalne zjawiska, słowa, znaki, spełnienia, sanktuaria. W tym to w Warszawie przy Rakowieckiej. Niedaleko z Wiejskiej. Znacznie bliżej niż do Manopello. Problem w tym, że i tam i tu, w prośbie pro publico bono (ale i własnego) trzeba zgiąć kolana. I kark. Jak zwykle.
Wtedy może odejdą powikłania jako skutek uwikłania li tylko w bieżączkę, kiedy zawsze można być za, a nawet przeciw. W zależności od opłacalności. (Tak mi jakoś rymnęło na koniec.)