Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad - Osoba pokrzywdzona

My wszyscy, którzy odrzuciliśmy mity Lecha Wałęsy mniej więcej w tym czasie, kiedy z jego kancelarii prezydenckiej odeszli bracia Kaczyńscy… my, którzy nie pogodziliśmy się z myślą, że biografię człowieka można przepołowić, tak że raz jest on bohaterem, a kiedy indziej – wręcz przeciwnie… my wszyscy przeżywamy dzisiaj… co? Smutek? Szkoda na to czasu. Mściwą satysfakcję? Na to już za późno. Śledzimy bez emocji wydarzenia, które być może zapoczątkują największy od dwudziestu sześciu lat przełom w zbiorowej świadomości:

Na pewno zmienią (się) niektóre interpretacje…

—dr Łukasz Kamiński, prezes IPN.

…wszyscy, którzy byliśmy przez 25 lat nazywani oszołomami, ludźmi owładniętymi żądzą zemsty, mieliśmy rację

— wicepremier Jarosław Gowin.

Pojawiły się już setki podobnych głosów. I pomyśleć, ze wszystko to dzieje się tylko dlatego, że „coś odbiło” jednej starszej pani, wdowie po generale Kiszczaku, głównym szefie komunistycznych służb specjalnych. Pani Maria Kiszczak jest pisarką i poetką, więc – jak sama mówi – nie bardzo wie, o co chodzi w tej całej polityce (zresztą takich nieświadomych pisarzy i poetów jest u nas mnóstwo). Pewnie dlatego nie posłuchała ona rad męża i poszła do IPN-u ze starymi dokumentami „Bolka”, chociaż mąż radził z tym jeszcze parę lat poczekać, by nie zaszkodzić „polskiemu bohaterowi”. Na plus trzeba dodać, że nie chodziło jej o pieniądze, a skoro wiadomo, że nie chodzi o pieniądze, to nie wiadomo o co chodzi…

Pewne światło na tajemnicę pani Marii rzucił pan poseł Kierwiński z Platformy, który przez zaciśnięte wargi zasugerował, że sprawa „nie przypadkiem wypłynęła właśnie teraz”. „Teraz” – czyli w okresie rządów PiS-u, a więc „jesteśmy w domu”! Oczyma wyobraźni widzimy już, zapierający dech w piersi, scenariusz spisku, w który zamieszani mogą być: Jarosław Kaczyński, Maria Kiszczak, Łukasz Kamiński i – być może – sam Wałęsa, którego Antoni Macierewicz przewerbował obietnicą lukratywnych wykładów w zaplanowanych bazach NATO w Polsce.

Mimo słabej orientacji co do pracy męża, wdowa po generale była na tyle spostrzegawcza, by zauważyć, że obaj z Lechem Wałęsą „byli najważniejszymi osobami w państwie” (wypowiedź z 19.02. dla TVP Info). Ponadto Wałęsa „był chroniony” przez Kiszczaka i gdyby nie on, nie dostałby Nobla… Znowu oczami wyobraźni widzimy, jak generał dzwoni w 1982 roku do Oslo i w ciepłych, żołnierskich słowach prosi: „Słuchajcie, towarzysze, weźcie i dajcie temu naszemu Lechowi pokojowego Nobla, bo on ostatnio się uspokoił, a poza tym coś mu nie idzie w Totku!”

Jakkolwiek było, wchodzimy w tych dniach jeszcze głębiej w „zrelatywizowany obszar nieciągłości”. Dopóki wszystko ostatecznie się nie wyjaśni, będziemy w nim tkwić, skazani na hipotezy, manipulacje i wrzutki. Dowiemy się być może, że Wałęsa był „Bolkiem”, ale jednocześnie… nim nie był. Jak to możliwe? Bardzo prosto. Przecież on sam mówił raz to, a raz tamto! Z jego wypowiedzi wynika, że jest on – jednocześnie – kreatorem i ofiarą III RP. „Pokonał komunę”, ale „nic mu nie pozwolili zrobić”. Jego działalność jest więc „relatywna”, podobnie jak cały „ten kraj” (który, mimo iż „przeżywał najlepszy okres w swoich dziejach”, to dwa miliony młodych wyjechało za chlebem). Dla wielu (z tych, którzy zostali) może to oznaczać, że (o ile chcą zachować zdrowe zmysły) muszą uwierzyć, że Wałęsa jednocześnie: podpisywał jakieś dokumenty i ich nie podpisywał, brał za to kasę i jej nie brał. Tylko taki punkt widzenia gwarantuje stronnikom L.W. spokojne życie w poczuciu sensu. Donoszenie jest złe, ale jest dobre… Będzie to nowy etap w zrozumieniu tego czym był PRL, etap przy którym Orwell niech się schowa.

Pewne tego sygnały widać już w wypowiedziach niektórych polityków PO, takich jak panowie Borowczak, Rulewski, czy Fedorowicz. Ten ostatni stwierdził wręcz, że jest mu obojętne, kim był Wałęsa, to znaczy – jak można domniemywać – czy był on „osobą pokrzywdzą” (jak ongiś orzekł sąd), czy wręcz przeciwnie: sam krzywdził… Są też relacje świadków. Jeden z kasjerów zatrudnionych w gdańskiej centrali SB (po 1990 roku wyemigrował na Cypr) zeznał podobno, że „człowiek podobny do Lecha Wałęsy” wprawdzie pobierał od niego pieniądze, ale czynił to „z wielką niechęcią, niemal ze wstrętem, jakby go parzyły; widać było, że zdecydowanie się od niech odżegnuje; a zaraz potem pobiegł do toalety i mył ręce…”. Są świadectwa, że Wałęsa również wydawał pieniądze z niechęcią. Będąc w 1988 roku w Gdańsku, sam słyszałem od jednego z trójmiejskich opozycjonistów (kierownika studenckiego teatru „Rybitwa”), jak to w latach 70., wszedł on do sklepu Społem i zastał przy ladzie Wałęsę kupującego jajka, chleb i kawałek żółtego sera. Mój znajomy widział, jak „Lechu wyciągnął banknot z portmonetki i rzucił go na kontuar, ze słowami: Przeklęta forsa! Świadkiem tego zdarzenia była sklepowa oraz pewien emeryt, którego zeznanie być może znajduje się w archiwum Kiszcza-ka.

Dzisiaj łatwo nam oceniać, ale w tamtych czasach nawet takie akty nieposłuszeństwa wymagały odwagi i poświęcenia. Zresztą później, po 1990 roku też było nielekko. Wielu komentatorów politycznych pyta: Dlaczego Lech Wałęsa – w końcu „osoba pokrzywdzona” – w odpowiednim momencie, nie przyznał się, nie stanął w prawdzie, nie wytłumaczył…? Przecież ludzie na pewno wybaczyli by mu chwilę słabości. Czemu do dzisiaj tak nie zrobił?

Odpowiedź wydaje się chyba prosta: Widocznie nie mógł.

autor: Tomasz Bieszczad

Członek Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, współorganizator dziewięciu Konferencji „Dziennikarz między prawdą a kłamstwem”. Ostatnie publikacje na stronie http://www.katolickie.media.pl/ oraz w „Gazecie Polskiej Codziennie”. Autor tekstów saty-rycznych i współtwórca programów Kabaretu „Pętla Ósemki”. Jednocześnie: organizator kul-tury, aktor, realizator patriotycznych widowisk teatralnych i pedagog (praca z młodzieżą i z niepełnosprawnymi). Rocznik 1952, mieszka w Łodzi na Wierzbowej. Żonaty, dwóch synów, dwie wnuczki. Hobby: Tatry i wszystko, co się z nimi wiąże.

za: http://wpolityce.pl/polityka/282284-osoba-pokrzywdzona (za zgoda Autora)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.