Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Komentarze i pytania

W kadrze Rokossowskiej

Autorem publikacji w "Rossijskoj Gazietie" zatytułowanej "Zdjęcia mógł zrobić ktokolwiek", sugerującej, jakoby to rodziny ofiar katastrofy były źródłem drastycznych zdjęć opublikowanych na portalach, jest Ariadna Rokossowska, wnuczka Konstantego, marszałka Związku Sowieckiego i ministra obrony PRL.
W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Rokossowska przyznała, że przygotowując artykuł, bazowała na swoich przypuszczeniach i rozmowach z bliżej nieokreślonymi ekspertami, biorącymi udział w czynnościach formalnoprocesowych podejmowanych na terenie Federacji Rosyjskiej.

Jest oczywiste, że w grę wchodzą zatem: prokuratorzy, lekarze sądowi lub funkcjonariusze służb (FSB, MCzS). Rokossowska twierdzi, że publikacja na rosyjskich stronach internetowych drastycznych zdjęć ofiar katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem nie może mieć nic wspólnego z działaniami Rosjan.

Dziennik na siłę doszukuje się winnych publikacji w Polsce i wskazuje, że "w kraju tym między głównymi siłami politycznymi już od dawna trwa tzw. polsko-polska wojna. I jeśli ktoś był zainteresowany pojawieniem się zdjęć, to nie byli to Rosjanie, a raczej uczestnicy warszawskich batalii politycznych".

Idzie jednak dalej w swoich tezach, wskazując kilka potencjalnych źródeł przecieku w Polsce - zasoby komisji ministra Jerzego Millera. Ale wskazuje też, że autorami zdjęć mogą być same rodziny ofiar. Jak dodaje gazeta, "obecni przy procedurze identyfikacji ciał ofiar uważają, iż zdjęcia te mógł wykonać każdy, kto miał przy sobie telefon z wbudowaną fotokamerą: od krewnych ofiar po personel techniczny - tak z Rosji, jak i Polski".

Taka narracja przeczy oczywiście zdrowemu rozsądkowi i próbuje odsunąć ciężar odpowiedzialności od strony rosyjskiej. Fotografie wykonano w Smoleńsku, w czasie gdy nie było tam ani jednej osoby spośród bliskich ofiar. Rodzina Lecha Kaczyńskiego nie brała też udziału w badaniach sekcyjnych przeprowadzonych w nocy z 10 na 11 kwietnia.
Przypadek? Mało prawdopodobny

- Publikacja tych zdjęć, z czym obecnie mamy do czynienia, tylko potwierdza to, jak traktują nas Rosjanie od samego początku procesu wyjaśniania katastrofy Tu-154M - wskazuje mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik rodzin pokrzywdzonych.

Jego zdaniem, od 10 kwietnia 2010 r. mieliśmy do czynienia z wieloma kłamstwami na temat przyczyn katastrofy, mających zdjąć odpowiedzialność ze strony rosyjskiej; m.in. zarzuty dotyczące gen. Andrzeja Błasika czy próby obciążenia prezydenta winą za naciski na załogę samolotu.

- Moim zdaniem, i ta akcja była dokładnie zaplanowana, bo zdjęcia zostały opublikowane w okresie, gdy odbywały się badania sekcyjne Anny Walentynowicz i Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Trzeba być naiwnym, by nie widzieć zbieżności tych zdarzeń - dodaje.

W ocenie prawnika, tego typu przypadki tylko potwierdzają, że od 10 kwietnia 2010 roku należało zastosować inną taktykę wobec Rosjan i przejąć kontrolę nad śledztwem.

- Dziś widzimy, że tu nie chodzi tylko o wyjaśnienie przyczyn katastrofy, ale wykorzystanie tej tragedii do doraźnych celów politycznych. To należało przewidzieć - mówi Kownacki.

Im więcej faktów będzie przemawiało na niekorzyść Rosjan, tym więcej będzie tego rodzaju sytuacji. Według pełnomocnika, twierdzenie, że rodziny są źródłem zdjęć, jest niedorzeczne, ponieważ nie mogły one wykonać zdjęć w Smoleńsku, bo ich tam nie było. Z kolei Jarosław Kaczyński faktycznie dotarł do Smoleńska, ale nocą, a zdjęcia wykonane zostały za dnia.

Również sugestie, że zdjęcia mógł zrobić każdy, są bezpodstawne, bo do prosektorium wpuszczana była określona, wąska liczba osób.

- Paradoksalnie przyjęcie wersji, że zdjęcia mógł zrobić każdy, świadczyłoby negatywnie o tym, jak Rosjanie zabezpieczyli teren katastrofy. Oznaczałoby to, że nie dopełnili ciążących na nich obowiązków - dodaje.

Po zaprzeczeniu prokuratury polskiej i rosyjskiej, jakoby zdjęcia mogły pochodzić z ich akt, wczoraj głos zabrał także Jerzy Miller, były szef komisji badającej przyczyny katastrofy. Miller tłumaczy, że KBWLLP nie dysponowała zdjęciami patomorfologicznymi pokazującymi ciała ofiar katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem.

- Komisja nie miała takich zdjęć i nigdy nie zabiegała o zdjęcia, które by pokazywały ciała osób, które zginęły. Nas interesowały diagnozy postawione przez lekarzy, ponieważ w skład komisji wchodziło tylko dwóch lekarzy i nie czuliśmy się na siłach podejmować tego typu rozstrzygnięć we własnym gronie - powiedział.
Niewidzialna ręka służb?

Zdjęcia ofiar katastrofy zostały opublikowane pod koniec września na blogu Antona Sizycha z Barnaułu, w Kraju Ałtajskim na Syberii. Autor nie ujawnił, w jaki sposób wszedł w posiadanie publikowanych zdjęć. Zostały one jednak opatrzone tekstem, który Sizych anonsuje jako kompilacja dwóch tekstów innej blogerki Tatiany Karacuby. Ona sama przedstawia się jako doktor psychologii i dziennikarka - absolwentka Wydziału Dziennikarstwa Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego im. Michaiła Łomonosowa i Wydziału Bezpieczeństwa Narodowego Akademii Służby Państwowej przy prezydencie Federacji Rosyjskiej. Karacuba pracowała w agencji APN i piśmie "Mieżdunarodnaja Żyzń", a także w strukturach ONZ w Nowym Jorku i Genewie. Nie jest tajemnicą, że w czasach ZSRS instytucje te były wykorzystywane przez KGB jako przykrywka dla agentów tej służby.

Pytana o czynności podjęte w związku z publikacją zdjęć prokuratura wojskowa uchyliła się od podania szczegółów. W przekazanym nam stanowisku płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej, podkreślił, że "Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie znany jest fakt pojawienia się w internecie zdjęć przedstawiających najprawdopodobniej ofiary katastrofy smoleńskiej. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie posiada też informacje o stosownej reakcji odpowiednich polskich służb w tym zakresie".

Jak dodał, w ocenie prokuratury zdjęcia nie stanowią "wycieku" z akt śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej, przy czym zaznaczył, że do akt śledztwa dołączono także materiały przekazane przez KBWLLP. - Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie podjęła określone działania procesowe w związku z tą sprawą. O efektach tych działań poinformujemy ewentualnie po ich realizacji - dodał rzecznik.

Marcin Austyn

za:www.naszdziennik.pl (np)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.