Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Władze PRL spodziewały się kilkunastu tysięcy ofiar śmiertelnych stanu wojennego

W wypowiedziach działaczy partyjnych z jesieni 1981 r. pojawiały się głosy, że rozwiązanie siłowe przyniesie 10-15 tys. ofiar śmiertelnych. Jaruzelski mógł mieć świadomość, że jego decyzje będą miały takie konsekwencje - mówi PAP dr Przemysław Gasztold, politolog z IPN i Akademii Sztuki Wojennej.

Jesienią 1980 r. na Kremlu rozważano możliwość interwencji zbrojnej w PRL i "stłumienia kontrrewolucji". Ten scenariusz był możliwy również w kolejnych tygodniach, ale w grudniu 1981 r. w rozmowach z Jaruzelskim Sowieci kategorycznie odrzucili możliwość wejścia do Polski. Zapewnili, że uczynią to jedynie w ostateczności.

Dr Przemysław Gasztold: Ta zmiana w założeniach polityki ZSRS wynikała z kilku czynników. W 1980 r. stanowcza reakcja Stanów Zjednoczonych, które m.in. za sprawą działalności płk. Ryszarda Kuklińskiego miały wgląd w plany interwencji ZSRS, sprawiła, że Sowieci zmodyfikowali swoje plany. Należy także pamiętać, że nie mogli wiedzieć, jak rozwinie się sytuacja polityczna w PRL. Zagadką pozostawało, czy "Solidarność" wysunie postulaty wyjścia z Układu Warszawskiego, a tym samym całkowitej zmiany położenia geopolitycznego PRL. Z czasem okazało się, że NSZZ "Solidarność" stała się masowym ruchem społecznym i politycznym, którego członkowie byli antykomunistami, ale nie przejawiali dążeń do obalenia władz PRL.

Na postawę Związku Sowieckiego wpływało również zaangażowanie w Afganistanie, które pochłaniało coraz więcej zasobów i ofiar. Oczywiście nie znamy większości dokumentów, ale należy założyć, że splot tych czynników sprawił, że kierownictwo Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego odrzuciło pomysł interwencji militarnej w Polsce.

Sowieci polecili przywódcom PRL, najpierw Stanisławowi Kani (którego uznali za zbyt miękkiego), a potem Wojciechowi Jaruzelskiemu, samodzielne rozwiązanie "problemu +Solidarności+". Jaruzelski zdawał sobie sprawę z żądań sowieckich, ale jednocześnie nalegał na zagwarantowanie, że w razie potrzeby Sowieci przyjdą z pomocą polskim komunistom. Kreml nie dał mu jednoznacznej odpowiedzi. Trudno powiedzieć, czy Sowieci dokonaliby interwencji, jeśli bieg wypadków po wprowadzeniu stanu wojennego przybrałby bardziej dramatyczny charakter.

Jak na sytuację w PRL spoglądali pozostali sąsiedzi, szczególnie "ortodoksyjny" reżim komunistyczny w NRD?

Erich Honecker i jego otoczenie naciskali na jak najszybsze zdławienie "Solidarności" przy użyciu wszelkich dostępnych środków, także inwazji wojsk Układu Warszawskiego. Owe zachęty i groźby ze strony Berlina Wschodniego były znane Kani i Jaruzelskiemu. Mieli świadomość, że "bratni" reżim spogląda na sytuację w Polsce z wielkim niepokojem. Honecker zakładał, że ma do czynienia z kontrrewolucją. Wraz z Gustávem Husákiem należał do grona najtwardszych przywódców krajów satelickich i wspólnie dążyli do zdławienia "Solidarności", zanim idea niezależnego ruchu związkowego zainspirowałaby obywateli ich kraj.

Czy możemy określić moment, w którym Jaruzelski podjął ostateczną decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego i na ile była to jego całkowicie autonomiczna decyzja?

W wypowiedziach działaczy partyjnych z jesieni 1981 r. pojawiały się głosy, że rozwiązanie siłowe przyniesie 10-15 tys. ofiar śmiertelnych. Jaruzelski mógł mieć świadomość, że jego decyzje będą miały takie konsekwencje - mówi PAP dr Przemysław Gasztold, politolog z IPN i Akademii Sztuki Wojennej.

Jesienią 1980 r. na Kremlu rozważano możliwość interwencji zbrojnej w PRL i "stłumienia kontrrewolucji". Ten scenariusz był możliwy również w kolejnych tygodniach, ale w grudniu 1981 r. w rozmowach z Jaruzelskim Sowieci kategorycznie odrzucili możliwość wejścia do Polski. Zapewnili, że uczynią to jedynie w ostateczności.

Dr Przemysław Gasztold: Ta zmiana w założeniach polityki ZSRS wynikała z kilku czynników. W 1980 r. stanowcza reakcja Stanów Zjednoczonych, które m.in. za sprawą działalności płk. Ryszarda Kuklińskiego miały wgląd w plany interwencji ZSRS, sprawiła, że Sowieci zmodyfikowali swoje plany. Należy także pamiętać, że nie mogli wiedzieć, jak rozwinie się sytuacja polityczna w PRL. Zagadką pozostawało, czy "Solidarność" wysunie postulaty wyjścia z Układu Warszawskiego, a tym samym całkowitej zmiany położenia geopolitycznego PRL. Z czasem okazało się, że NSZZ "Solidarność" stała się masowym ruchem społecznym i politycznym, którego członkowie byli antykomunistami, ale nie przejawiali dążeń do obalenia władz PRL.

Na postawę Związku Sowieckiego wpływało również zaangażowanie w Afganistanie, które pochłaniało coraz więcej zasobów i ofiar. Oczywiście nie znamy większości dokumentów, ale należy założyć, że splot tych czynników sprawił, że kierownictwo Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego odrzuciło pomysł interwencji militarnej w Polsce.

Sowieci polecili przywódcom PRL, najpierw Stanisławowi Kani (którego uznali za zbyt miękkiego), a potem Wojciechowi Jaruzelskiemu, samodzielne rozwiązanie "problemu +Solidarności+". Jaruzelski zdawał sobie sprawę z żądań sowieckich, ale jednocześnie nalegał na zagwarantowanie, że w razie potrzeby Sowieci przyjdą z pomocą polskim komunistom. Kreml nie dał mu jednoznacznej odpowiedzi. Trudno powiedzieć, czy Sowieci dokonaliby interwencji, jeśli bieg wypadków po wprowadzeniu stanu wojennego przybrałby bardziej dramatyczny charakter.

Jak na sytuację w PRL spoglądali pozostali sąsiedzi, szczególnie "ortodoksyjny" reżim komunistyczny w NRD?

Erich Honecker i jego otoczenie naciskali na jak najszybsze zdławienie "Solidarności" przy użyciu wszelkich dostępnych środków, także inwazji wojsk Układu Warszawskiego. Owe zachęty i groźby ze strony Berlina Wschodniego były znane Kani i Jaruzelskiemu. Mieli świadomość, że "bratni" reżim spogląda na sytuację w Polsce z wielkim niepokojem. Honecker zakładał, że ma do czynienia z kontrrewolucją. Wraz z Gustávem Husákiem należał do grona najtwardszych przywódców krajów satelickich i wspólnie dążyli do zdławienia "Solidarności", zanim idea niezależnego ruchu związkowego zainspirowałaby obywateli ich kraj.

Czy możemy określić moment, w którym Jaruzelski podjął ostateczną decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego i na ile była to jego całkowicie autonomiczna decyzja?

Na wstępie należy zwrócić uwagę na przyczyny utraty stanowiska I sekretarza KC PZPR przez Stanisława Kanię. Ten moment jest kluczowy dla wydarzeń kolejnych miesięcy roku 1981. Mimo że w marcu 1981 r. Kania podpisał dokument nazywany "Myślą przewodnią do wprowadzenia stanu wojennego", to wciąż ociągał się z podjęciem ostatecznej decyzji. Jego postawa sprawiała, że Moskwa nie miała wobec niego zaufania. Ufała Jaruzelskiemu, który kontrolował Ministerstwo Obrony Narodowej, a więc jeden z najważniejszych resortów siłowych. Breżniew i jego otoczenie uznawali, że to on "poradzi sobie" z "Solidarnością". Zmiana na stanowisku I sekretarza KC PZPR była więc kluczowa w dochodzeniu do decyzji o wprowadzeniu "rozwiązania siłowego". Po przejęciu pełni władzy przez Jaruzelskiego stan wojenny był już tylko kwestią czasu.

Na decyzję Jaruzelskiego wpływały jednak również inne czynniki. W swoich rękach skupił kontrolę nad trzema kluczowymi instytucjami: cywilnym aparatem bezpieczeństwa, wojskiem i partią. W łonie tych trzech narzędzi władzy pojawiały się nawoływania do szybkiego zdławienia "Solidarności". Takich głosów było szczególnie wiele od października 1981 r. Gen. Jaruzelski wiedział o nich z otrzymywanych na swoje biurko meldunków o nastrojach w MSW, MON i PZPR. Doniesienia te nie pozostawiały wątpliwości: coraz większa liczba funkcjonariuszy resortów siłowych i partii oczekiwała od niego "podjęcia ostatecznej decyzji". W tym samym czasie Jaruzelski był także informowany o spadku zaufania społeczeństwa do "Solidarności". Polacy wyrażali jednocześnie wysokie zaufanie do Wojska Polskiego.

W procesie podejmowania przez Jaruzelskiego decyzji bardzo istotne były też wydarzenia z początku grudnia 1981 r. Na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR nie zapadły jeszcze ostateczne decyzje dotyczące wprowadzenia stanu wojennego, ale w ciągu kilku kolejnych dni Jaruzelski zdecydował samodzielnie o rozpoczęciu tej operacji. Moment wprowadzenia stanu wojennego był zgodny z przyjętymi wcześniej założeniami. Planiści uznali, że musi to być zima i dzień wolny od pracy, gdy większość zakładów przemysłowych była pusta. Można było uniknąć wielkich strajków okupacyjnych. Również przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia ograniczały aktywność społeczeństwa.

Według dokumentów odnalezionych w archiwach enerdowskiej bezpieki gen. Jaruzelski w godzinach poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego był naciskany przez radykalnie nastawionych oficerów Wojska Polskiego, aby podjął ostateczną decyzję dotyczącą przeprowadzenia tej operacji. Czy informacje te należy uznać za wiarygodne?

W wypowiedziach działaczy partyjnych z jesieni 1981 r. pojawiały się głosy, że rozwiązanie siłowe przyniesie 10-15 tys. ofiar śmiertelnych. Jaruzelski mógł mieć świadomość, że jego decyzje będą miały takie konsekwencje - mówi PAP dr Przemysław Gasztold, politolog z IPN i Akademii Sztuki Wojennej.

Jesienią 1980 r. na Kremlu rozważano możliwość interwencji zbrojnej w PRL i "stłumienia kontrrewolucji". Ten scenariusz był możliwy również w kolejnych tygodniach, ale w grudniu 1981 r. w rozmowach z Jaruzelskim Sowieci kategorycznie odrzucili możliwość wejścia do Polski. Zapewnili, że uczynią to jedynie w ostateczności.


Dr Przemysław Gasztold: Ta zmiana w założeniach polityki ZSRS wynikała z kilku czynników. W 1980 r. stanowcza reakcja Stanów Zjednoczonych, które m.in. za sprawą działalności płk. Ryszarda Kuklińskiego miały wgląd w plany interwencji ZSRS, sprawiła, że Sowieci zmodyfikowali swoje plany. Należy także pamiętać, że nie mogli wiedzieć, jak rozwinie się sytuacja polityczna w PRL. Zagadką pozostawało, czy "Solidarność" wysunie postulaty wyjścia z Układu Warszawskiego, a tym samym całkowitej zmiany położenia geopolitycznego PRL. Z czasem okazało się, że NSZZ "Solidarność" stała się masowym ruchem społecznym i politycznym, którego członkowie byli antykomunistami, ale nie przejawiali dążeń do obalenia władz PRL.

Na postawę Związku Sowieckiego wpływało również zaangażowanie w Afganistanie, które pochłaniało coraz więcej zasobów i ofiar. Oczywiście nie znamy większości dokumentów, ale należy założyć, że splot tych czynników sprawił, że kierownictwo Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego odrzuciło pomysł interwencji militarnej w Polsce.

Sowieci polecili przywódcom PRL, najpierw Stanisławowi Kani (którego uznali za zbyt miękkiego), a potem Wojciechowi Jaruzelskiemu, samodzielne rozwiązanie "problemu +Solidarności+". Jaruzelski zdawał sobie sprawę z żądań sowieckich, ale jednocześnie nalegał na zagwarantowanie, że w razie potrzeby Sowieci przyjdą z pomocą polskim komunistom. Kreml nie dał mu jednoznacznej odpowiedzi. Trudno powiedzieć, czy Sowieci dokonaliby interwencji, jeśli bieg wypadków po wprowadzeniu stanu wojennego przybrałby bardziej dramatyczny charakter.


Jak na sytuację w PRL spoglądali pozostali sąsiedzi, szczególnie "ortodoksyjny" reżim komunistyczny w NRD?

Erich Honecker i jego otoczenie naciskali na jak najszybsze zdławienie "Solidarności" przy użyciu wszelkich dostępnych środków, także inwazji wojsk Układu Warszawskiego. Owe zachęty i groźby ze strony Berlina Wschodniego były znane Kani i Jaruzelskiemu. Mieli świadomość, że "bratni" reżim spogląda na sytuację w Polsce z wielkim niepokojem. Honecker zakładał, że ma do czynienia z kontrrewolucją. Wraz z Gustávem Husákiem należał do grona najtwardszych przywódców krajów satelickich i wspólnie dążyli do zdławienia "Solidarności", zanim idea niezależnego ruchu związkowego zainspirowałaby obywateli ich kraj.

Czy możemy określić moment, w którym Jaruzelski podjął ostateczną decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego i na ile była to jego całkowicie autonomiczna decyzja?

Na wstępie należy zwrócić uwagę na przyczyny utraty stanowiska I sekretarza KC PZPR przez Stanisława Kanię. Ten moment jest kluczowy dla wydarzeń kolejnych miesięcy roku 1981. Mimo że w marcu 1981 r. Kania podpisał dokument nazywany "Myślą przewodnią do wprowadzenia stanu wojennego", to wciąż ociągał się z podjęciem ostatecznej decyzji. Jego postawa sprawiała, że Moskwa nie miała wobec niego zaufania. Ufała Jaruzelskiemu, który kontrolował Ministerstwo Obrony Narodowej, a więc jeden z najważniejszych resortów siłowych. Breżniew i jego otoczenie uznawali, że to on "poradzi sobie" z "Solidarnością". Zmiana na stanowisku I sekretarza KC PZPR była więc kluczowa w dochodzeniu do decyzji o wprowadzeniu "rozwiązania siłowego". Po przejęciu pełni władzy przez Jaruzelskiego stan wojenny był już tylko kwestią czasu.

Na decyzję Jaruzelskiego wpływały jednak również inne czynniki. W swoich rękach skupił kontrolę nad trzema kluczowymi instytucjami: cywilnym aparatem bezpieczeństwa, wojskiem i partią. W łonie tych trzech narzędzi władzy pojawiały się nawoływania do szybkiego zdławienia "Solidarności". Takich głosów było szczególnie wiele od października 1981 r. Gen. Jaruzelski wiedział o nich z otrzymywanych na swoje biurko meldunków o nastrojach w MSW, MON i PZPR. Doniesienia te nie pozostawiały wątpliwości: coraz większa liczba funkcjonariuszy resortów siłowych i partii oczekiwała od niego "podjęcia ostatecznej decyzji". W tym samym czasie Jaruzelski był także informowany o spadku zaufania społeczeństwa do "Solidarności". Polacy wyrażali jednocześnie wysokie zaufanie do Wojska Polskiego.

W procesie podejmowania przez Jaruzelskiego decyzji bardzo istotne były też wydarzenia z początku grudnia 1981 r. Na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR nie zapadły jeszcze ostateczne decyzje dotyczące wprowadzenia stanu wojennego, ale w ciągu kilku kolejnych dni Jaruzelski zdecydował samodzielnie o rozpoczęciu tej operacji. Moment wprowadzenia stanu wojennego był zgodny z przyjętymi wcześniej założeniami. Planiści uznali, że musi to być zima i dzień wolny od pracy, gdy większość zakładów przemysłowych była pusta. Można było uniknąć wielkich strajków okupacyjnych. Również przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia ograniczały aktywność społeczeństwa.

Według dokumentów odnalezionych w archiwach enerdowskiej bezpieki gen. Jaruzelski w godzinach poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego był naciskany przez radykalnie nastawionych oficerów Wojska Polskiego, aby podjął ostateczną decyzję dotyczącą przeprowadzenia tej operacji. Czy informacje te należy uznać za wiarygodne?

Tego typu informacje i plotki pojawiały się również w innych źródłach, a także krążyły w formie domysłów. Także wspomniane wcześniej raporty dotyczące nastrojów w resortach siłowych mówią o nasilaniu się presji części oficerów na radykalne rozwiązanie "problemu Solidarności". Takie poglądy prezentował m.in. gen. Eugeniusz Molczyk, zastępcą naczelnego dowódcy Zjednoczonych Sił Zbrojnych Państw Stron Układu Warszawskiego. Część z funkcjonariuszy wyrażających takie przekonanie uważała Jaruzelskiego za zbyt słabego i niezdecydowanego. Być może ich radykalizm wynikał z inspiracji zewnętrznej, czyli ze strony NRD, Czechosłowacji lub Związku Sowieckiego. W dokumentach Wojskowej Służby Wewnętrznej znajdujemy dowody na prowadzenie przez służby specjalne ZSRS działań mających na celu dotarcie do oficerów z otoczenia Jaruzelskiego.

Czy w kontekście wydarzeń poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego można zaryzykować tezę, że Jaruzelski był skutecznym politykiem, który sprawnie wyeliminował lub zepchnął na margines swoich przeciwników oraz wrogów swoich sojuszników, takich jak zwalczający Czesława Kiszczaka były szef MSW gen. Mirosław Milewski?

Należy wyróżnić dwa okresy w prowadzonej przez Jaruzelskiego polityce personalnej. Do czasu wprowadzenia stanu wojennego w strukturach PZPR tworzyły się różnego rodzaju frakcje i nurty ideowe, zarówno reformistyczne (w postaci struktur poziomych), jak i dogmatyczne (Katowickie Forum Partyjne). Przed 13 grudnia 1981 r. Jaruzelski miał wobec tych środowisk związane ręce, ponieważ frakcje twardogłowe cieszyły się poparciem "bratnich krajów". Przejęcie pełni władzy przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego pozwoliło mu na usunięcie towarzyszy, którzy nie byli wobec niego lojalni lub nie popierali go w wystarczającym stopniu. Środowiska dogmatyczne straciły też poparcie Moskwy, ponieważ Jaruzelski wykonał zadanie postawione przez Moskwę. Tym samym naciski dogmatyków przestały mieć znaczenie. Jaruzelski skorzystał z okazji do uporządkowania partii według własnych założeń.

Po 1982 r. rozpoczął się proces oczyszczania partii z osób, zarówno twardogłowych i reformistów. Dyskusje wewnątrzpartyjne całkowicie zanikły. Wprowadzono zakaz działalności o charakterze frakcyjnym. Partia była rządzona przez Jaruzelskiego w sposób wojskowy. Dyktator zakładał pełną dyscyplinę i kosztem partii wzmacniał rolę kadr wojskowych. Jego bliscy współpracownicy z Ministerstwa Obrony Narodowej obejmowali stanowiska partyjne i rządowe. Po wprowadzeniu stanu wojennego oddelegowano do zakładów pracy i instytucji państwowych 2150 pełnomocników Komitetu Obrony Kraju, którzy decydowali o polityce kadrowej i często mieli więcej do powiedzenia niż działacze PZPR. Oznaczało to faktyczną erozję partii, która po 13 grudnia już się nie podniosła, stając się de facto strukturą administracyjną.

W wypowiedziach działaczy partyjnych z jesieni 1981 r. pojawiały się głosy, że rozwiązanie siłowe przyniesie 10-15 tys. ofiar śmiertelnych. Jaruzelski mógł mieć świadomość, że jego decyzje będą miały takie konsekwencje - mówi PAP dr Przemysław Gasztold, politolog z IPN i Akademii Sztuki Wojennej.

Jesienią 1980 r. na Kremlu rozważano możliwość interwencji zbrojnej w PRL i "stłumienia kontrrewolucji". Ten scenariusz był możliwy również w kolejnych tygodniach, ale w grudniu 1981 r. w rozmowach z Jaruzelskim Sowieci kategorycznie odrzucili możliwość wejścia do Polski. Zapewnili, że uczynią to jedynie w ostateczności.

Dr Przemysław Gasztold: Ta zmiana w założeniach polityki ZSRS wynikała z kilku czynników. W 1980 r. stanowcza reakcja Stanów Zjednoczonych, które m.in. za sprawą działalności płk. Ryszarda Kuklińskiego miały wgląd w plany interwencji ZSRS, sprawiła, że Sowieci zmodyfikowali swoje plany. Należy także pamiętać, że nie mogli wiedzieć, jak rozwinie się sytuacja polityczna w PRL. Zagadką pozostawało, czy "Solidarność" wysunie postulaty wyjścia z Układu Warszawskiego, a tym samym całkowitej zmiany położenia geopolitycznego PRL. Z czasem okazało się, że NSZZ "Solidarność" stała się masowym ruchem społecznym i politycznym, którego członkowie byli antykomunistami, ale nie przejawiali dążeń do obalenia władz PRL.

Na postawę Związku Sowieckiego wpływało również zaangażowanie w Afganistanie, które pochłaniało coraz więcej zasobów i ofiar. Oczywiście nie znamy większości dokumentów, ale należy założyć, że splot tych czynników sprawił, że kierownictwo Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego odrzuciło pomysł interwencji militarnej w Polsce.

Sowieci polecili przywódcom PRL, najpierw Stanisławowi Kani (którego uznali za zbyt miękkiego), a potem Wojciechowi Jaruzelskiemu, samodzielne rozwiązanie "problemu +Solidarności+". Jaruzelski zdawał sobie sprawę z żądań sowieckich, ale jednocześnie nalegał na zagwarantowanie, że w razie potrzeby Sowieci przyjdą z pomocą polskim komunistom. Kreml nie dał mu jednoznacznej odpowiedzi. Trudno powiedzieć, czy Sowieci dokonaliby interwencji, jeśli bieg wypadków po wprowadzeniu stanu wojennego przybrałby bardziej dramatyczny charakter.

Jak na sytuację w PRL spoglądali pozostali sąsiedzi, szczególnie "ortodoksyjny" reżim komunistyczny w NRD?

Erich Honecker i jego otoczenie naciskali na jak najszybsze zdławienie "Solidarności" przy użyciu wszelkich dostępnych środków, także inwazji wojsk Układu Warszawskiego. Owe zachęty i groźby ze strony Berlina Wschodniego były znane Kani i Jaruzelskiemu. Mieli świadomość, że "bratni" reżim spogląda na sytuację w Polsce z wielkim niepokojem. Honecker zakładał, że ma do czynienia z kontrrewolucją. Wraz z Gustávem Husákiem należał do grona najtwardszych przywódców krajów satelickich i wspólnie dążyli do zdławienia "Solidarności", zanim idea niezależnego ruchu związkowego zainspirowałaby obywateli ich kraj.

Czy możemy określić moment, w którym Jaruzelski podjął ostateczną decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego i na ile była to jego całkowicie autonomiczna decyzja?

Na wstępie należy zwrócić uwagę na przyczyny utraty stanowiska I sekretarza KC PZPR przez Stanisława Kanię. Ten moment jest kluczowy dla wydarzeń kolejnych miesięcy roku 1981. Mimo że w marcu 1981 r. Kania podpisał dokument nazywany "Myślą przewodnią do wprowadzenia stanu wojennego", to wciąż ociągał się z podjęciem ostatecznej decyzji. Jego postawa sprawiała, że Moskwa nie miała wobec niego zaufania. Ufała Jaruzelskiemu, który kontrolował Ministerstwo Obrony Narodowej, a więc jeden z najważniejszych resortów siłowych. Breżniew i jego otoczenie uznawali, że to on "poradzi sobie" z "Solidarnością". Zmiana na stanowisku I sekretarza KC PZPR była więc kluczowa w dochodzeniu do decyzji o wprowadzeniu "rozwiązania siłowego". Po przejęciu pełni władzy przez Jaruzelskiego stan wojenny był już tylko kwestią czasu.

Na decyzję Jaruzelskiego wpływały jednak również inne czynniki. W swoich rękach skupił kontrolę nad trzema kluczowymi instytucjami: cywilnym aparatem bezpieczeństwa, wojskiem i partią. W łonie tych trzech narzędzi władzy pojawiały się nawoływania do szybkiego zdławienia "Solidarności". Takich głosów było szczególnie wiele od października 1981 r. Gen. Jaruzelski wiedział o nich z otrzymywanych na swoje biurko meldunków o nastrojach w MSW, MON i PZPR. Doniesienia te nie pozostawiały wątpliwości: coraz większa liczba funkcjonariuszy resortów siłowych i partii oczekiwała od niego "podjęcia ostatecznej decyzji". W tym samym czasie Jaruzelski był także informowany o spadku zaufania społeczeństwa do "Solidarności". Polacy wyrażali jednocześnie wysokie zaufanie do Wojska Polskiego.


W procesie podejmowania przez Jaruzelskiego decyzji bardzo istotne były też wydarzenia z początku grudnia 1981 r. Na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR nie zapadły jeszcze ostateczne decyzje dotyczące wprowadzenia stanu wojennego, ale w ciągu kilku kolejnych dni Jaruzelski zdecydował samodzielnie o rozpoczęciu tej operacji. Moment wprowadzenia stanu wojennego był zgodny z przyjętymi wcześniej założeniami. Planiści uznali, że musi to być zima i dzień wolny od pracy, gdy większość zakładów przemysłowych była pusta. Można było uniknąć wielkich strajków okupacyjnych. Również przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia ograniczały aktywność społeczeństwa.

Według dokumentów odnalezionych w archiwach enerdowskiej bezpieki gen. Jaruzelski w godzinach poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego był naciskany przez radykalnie nastawionych oficerów Wojska Polskiego, aby podjął ostateczną decyzję dotyczącą przeprowadzenia tej operacji. Czy informacje te należy uznać za wiarygodne?


Tego typu informacje i plotki pojawiały się również w innych źródłach, a także krążyły w formie domysłów. Także wspomniane wcześniej raporty dotyczące nastrojów w resortach siłowych mówią o nasilaniu się presji części oficerów na radykalne rozwiązanie "problemu Solidarności". Takie poglądy prezentował m.in. gen. Eugeniusz Molczyk, zastępcą naczelnego dowódcy Zjednoczonych Sił Zbrojnych Państw Stron Układu Warszawskiego. Część z funkcjonariuszy wyrażających takie przekonanie uważała Jaruzelskiego za zbyt słabego i niezdecydowanego. Być może ich radykalizm wynikał z inspiracji zewnętrznej, czyli ze strony NRD, Czechosłowacji lub Związku Sowieckiego. W dokumentach Wojskowej Służby Wewnętrznej znajdujemy dowody na prowadzenie przez służby specjalne ZSRS działań mających na celu dotarcie do oficerów z otoczenia Jaruzelskiego.

Czy w kontekście wydarzeń poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego można zaryzykować tezę, że Jaruzelski był skutecznym politykiem, który sprawnie wyeliminował lub zepchnął na margines swoich przeciwników oraz wrogów swoich sojuszników, takich jak zwalczający Czesława Kiszczaka były szef MSW gen. Mirosław Milewski?


Należy wyróżnić dwa okresy w prowadzonej przez Jaruzelskiego polityce personalnej. Do czasu wprowadzenia stanu wojennego w strukturach PZPR tworzyły się różnego rodzaju frakcje i nurty ideowe, zarówno reformistyczne (w postaci struktur poziomych), jak i dogmatyczne (Katowickie Forum Partyjne). Przed 13 grudnia 1981 r. Jaruzelski miał wobec tych środowisk związane ręce, ponieważ frakcje twardogłowe cieszyły się poparciem "bratnich krajów". Przejęcie pełni władzy przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego pozwoliło mu na usunięcie towarzyszy, którzy nie byli wobec niego lojalni lub nie popierali go w wystarczającym stopniu. Środowiska dogmatyczne straciły też poparcie Moskwy, ponieważ Jaruzelski wykonał zadanie postawione przez Moskwę. Tym samym naciski dogmatyków przestały mieć znaczenie. Jaruzelski skorzystał z okazji do uporządkowania partii według własnych założeń.

Po 1982 r. rozpoczął się proces oczyszczania partii z osób, zarówno twardogłowych i reformistów. Dyskusje wewnątrzpartyjne całkowicie zanikły. Wprowadzono zakaz działalności o charakterze frakcyjnym. Partia była rządzona przez Jaruzelskiego w sposób wojskowy. Dyktator zakładał pełną dyscyplinę i kosztem partii wzmacniał rolę kadr wojskowych. Jego bliscy współpracownicy z Ministerstwa Obrony Narodowej obejmowali stanowiska partyjne i rządowe. Po wprowadzeniu stanu wojennego oddelegowano do zakładów pracy i instytucji państwowych 2150 pełnomocników Komitetu Obrony Kraju, którzy decydowali o polityce kadrowej i często mieli więcej do powiedzenia niż działacze PZPR. Oznaczało to faktyczną erozję partii, która po 13 grudnia już się nie podniosła, stając się de facto strukturą administracyjną.


Mimo zniesienia stanu wojennego w 1983 r. w PZPR nie pojawiła się dyskusja nad potrzebą reform, nie wyłonili się też nowi, wybitni liderzy polityczni mający wpływ na politykę prowadzoną przez Jaruzelskiego. W tym kontekście warto zwrócić uwagę, że w języku wewnętrznym partii coraz rzadziej pojawiały się terminy "komunizm", "komuniści". Niemal do końca swoich rządów Jaruzelski promował "drogę środka", odrzucającą liberalizm i dogmatyzm. Skutkiem był brak reform i tym samym katastrofalny stan państwa i gospodarki. Ta diagnoza zaowocowała podjęciem decyzji o rozpoczęciu rozmów z opozycją. W 1989 r. Jaruzelski nie napotkał jakiegokolwiek głosu sprzeciwiającego się idei okrągłego stołu. Ten fakt pokazuje, że minione siedem lat wojskowego zarządzania partią wyjałowiło ją z jakichkolwiek przejawów myślenia o wizji lub o programie.

Biorąc pod uwagę przebieg wypadków po 13 grudnia 1981 r., można zaryzykować tezę, że stan wojenny był perfekcyjnie przeprowadzonym zamachem stanu?

W wypowiedziach działaczy partyjnych z jesieni 1981 r. pojawiały się głosy, że rozwiązanie siłowe przyniesie 10-15 tys. ofiar śmiertelnych. Jaruzelski mógł mieć świadomość, że jego decyzje będą miały takie konsekwencje - mówi PAP dr Przemysław Gasztold, politolog z IPN i Akademii Sztuki Wojennej.

Jesienią 1980 r. na Kremlu rozważano możliwość interwencji zbrojnej w PRL i "stłumienia kontrrewolucji". Ten scenariusz był możliwy również w kolejnych tygodniach, ale w grudniu 1981 r. w rozmowach z Jaruzelskim Sowieci kategorycznie odrzucili możliwość wejścia do Polski. Zapewnili, że uczynią to jedynie w ostateczności.

Dr Przemysław Gasztold: Ta zmiana w założeniach polityki ZSRS wynikała z kilku czynników. W 1980 r. stanowcza reakcja Stanów Zjednoczonych, które m.in. za sprawą działalności płk. Ryszarda Kuklińskiego miały wgląd w plany interwencji ZSRS, sprawiła, że Sowieci zmodyfikowali swoje plany. Należy także pamiętać, że nie mogli wiedzieć, jak rozwinie się sytuacja polityczna w PRL. Zagadką pozostawało, czy "Solidarność" wysunie postulaty wyjścia z Układu Warszawskiego, a tym samym całkowitej zmiany położenia geopolitycznego PRL. Z czasem okazało się, że NSZZ "Solidarność" stała się masowym ruchem społecznym i politycznym, którego członkowie byli antykomunistami, ale nie przejawiali dążeń do obalenia władz PRL.

Na postawę Związku Sowieckiego wpływało również zaangażowanie w Afganistanie, które pochłaniało coraz więcej zasobów i ofiar. Oczywiście nie znamy większości dokumentów, ale należy założyć, że splot tych czynników sprawił, że kierownictwo Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego odrzuciło pomysł interwencji militarnej w Polsce.

Sowieci polecili przywódcom PRL, najpierw Stanisławowi Kani (którego uznali za zbyt miękkiego), a potem Wojciechowi Jaruzelskiemu, samodzielne rozwiązanie "problemu +Solidarności+". Jaruzelski zdawał sobie sprawę z żądań sowieckich, ale jednocześnie nalegał na zagwarantowanie, że w razie potrzeby Sowieci przyjdą z pomocą polskim komunistom. Kreml nie dał mu jednoznacznej odpowiedzi. Trudno powiedzieć, czy Sowieci dokonaliby interwencji, jeśli bieg wypadków po wprowadzeniu stanu wojennego przybrałby bardziej dramatyczny charakter.

Jak na sytuację w PRL spoglądali pozostali sąsiedzi, szczególnie "ortodoksyjny" reżim komunistyczny w NRD?

Erich Honecker i jego otoczenie naciskali na jak najszybsze zdławienie "Solidarności" przy użyciu wszelkich dostępnych środków, także inwazji wojsk Układu Warszawskiego. Owe zachęty i groźby ze strony Berlina Wschodniego były znane Kani i Jaruzelskiemu. Mieli świadomość, że "bratni" reżim spogląda na sytuację w Polsce z wielkim niepokojem. Honecker zakładał, że ma do czynienia z kontrrewolucją. Wraz z Gustávem Husákiem należał do grona najtwardszych przywódców krajów satelickich i wspólnie dążyli do zdławienia "Solidarności", zanim idea niezależnego ruchu związkowego zainspirowałaby obywateli ich kraj.

Czy możemy określić moment, w którym Jaruzelski podjął ostateczną decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego i na ile była to jego całkowicie autonomiczna decyzja?

Na wstępie należy zwrócić uwagę na przyczyny utraty stanowiska I sekretarza KC PZPR przez Stanisława Kanię. Ten moment jest kluczowy dla wydarzeń kolejnych miesięcy roku 1981. Mimo że w marcu 1981 r. Kania podpisał dokument nazywany "Myślą przewodnią do wprowadzenia stanu wojennego", to wciąż ociągał się z podjęciem ostatecznej decyzji. Jego postawa sprawiała, że Moskwa nie miała wobec niego zaufania. Ufała Jaruzelskiemu, który kontrolował Ministerstwo Obrony Narodowej, a więc jeden z najważniejszych resortów siłowych. Breżniew i jego otoczenie uznawali, że to on "poradzi sobie" z "Solidarnością". Zmiana na stanowisku I sekretarza KC PZPR była więc kluczowa w dochodzeniu do decyzji o wprowadzeniu "rozwiązania siłowego". Po przejęciu pełni władzy przez Jaruzelskiego stan wojenny był już tylko kwestią czasu.

Na decyzję Jaruzelskiego wpływały jednak również inne czynniki. W swoich rękach skupił kontrolę nad trzema kluczowymi instytucjami: cywilnym aparatem bezpieczeństwa, wojskiem i partią. W łonie tych trzech narzędzi władzy pojawiały się nawoływania do szybkiego zdławienia "Solidarności". Takich głosów było szczególnie wiele od października 1981 r. Gen. Jaruzelski wiedział o nich z otrzymywanych na swoje biurko meldunków o nastrojach w MSW, MON i PZPR. Doniesienia te nie pozostawiały wątpliwości: coraz większa liczba funkcjonariuszy resortów siłowych i partii oczekiwała od niego "podjęcia ostatecznej decyzji". W tym samym czasie Jaruzelski był także informowany o spadku zaufania społeczeństwa do "Solidarności". Polacy wyrażali jednocześnie wysokie zaufanie do Wojska Polskiego.

W procesie podejmowania przez Jaruzelskiego decyzji bardzo istotne były też wydarzenia z początku grudnia 1981 r. Na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR nie zapadły jeszcze ostateczne decyzje dotyczące wprowadzenia stanu wojennego, ale w ciągu kilku kolejnych dni Jaruzelski zdecydował samodzielnie o rozpoczęciu tej operacji. Moment wprowadzenia stanu wojennego był zgodny z przyjętymi wcześniej założeniami. Planiści uznali, że musi to być zima i dzień wolny od pracy, gdy większość zakładów przemysłowych była pusta. Można było uniknąć wielkich strajków okupacyjnych. Również przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia ograniczały aktywność społeczeństwa.

Według dokumentów odnalezionych w archiwach enerdowskiej bezpieki gen. Jaruzelski w godzinach poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego był naciskany przez radykalnie nastawionych oficerów Wojska Polskiego, aby podjął ostateczną decyzję dotyczącą przeprowadzenia tej operacji. Czy informacje te należy uznać za wiarygodne?

Tego typu informacje i plotki pojawiały się również w innych źródłach, a także krążyły w formie domysłów. Także wspomniane wcześniej raporty dotyczące nastrojów w resortach siłowych mówią o nasilaniu się presji części oficerów na radykalne rozwiązanie "problemu Solidarności". Takie poglądy prezentował m.in. gen. Eugeniusz Molczyk, zastępcą naczelnego dowódcy Zjednoczonych Sił Zbrojnych Państw Stron Układu Warszawskiego. Część z funkcjonariuszy wyrażających takie przekonanie uważała Jaruzelskiego za zbyt słabego i niezdecydowanego. Być może ich radykalizm wynikał z inspiracji zewnętrznej, czyli ze strony NRD, Czechosłowacji lub Związku Sowieckiego. W dokumentach Wojskowej Służby Wewnętrznej znajdujemy dowody na prowadzenie przez służby specjalne ZSRS działań mających na celu dotarcie do oficerów z otoczenia Jaruzelskiego.

Czy w kontekście wydarzeń poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego można zaryzykować tezę, że Jaruzelski był skutecznym politykiem, który sprawnie wyeliminował lub zepchnął na margines swoich przeciwników oraz wrogów swoich sojuszników, takich jak zwalczający Czesława Kiszczaka były szef MSW gen. Mirosław Milewski?

Należy wyróżnić dwa okresy w prowadzonej przez Jaruzelskiego polityce personalnej. Do czasu wprowadzenia stanu wojennego w strukturach PZPR tworzyły się różnego rodzaju frakcje i nurty ideowe, zarówno reformistyczne (w postaci struktur poziomych), jak i dogmatyczne (Katowickie Forum Partyjne). Przed 13 grudnia 1981 r. Jaruzelski miał wobec tych środowisk związane ręce, ponieważ frakcje twardogłowe cieszyły się poparciem "bratnich krajów". Przejęcie pełni władzy przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego pozwoliło mu na usunięcie towarzyszy, którzy nie byli wobec niego lojalni lub nie popierali go w wystarczającym stopniu. Środowiska dogmatyczne straciły też poparcie Moskwy, ponieważ Jaruzelski wykonał zadanie postawione przez Moskwę. Tym samym naciski dogmatyków przestały mieć znaczenie. Jaruzelski skorzystał z okazji do uporządkowania partii według własnych założeń.

Po 1982 r. rozpoczął się proces oczyszczania partii z osób, zarówno twardogłowych i reformistów. Dyskusje wewnątrzpartyjne całkowicie zanikły. Wprowadzono zakaz działalności o charakterze frakcyjnym. Partia była rządzona przez Jaruzelskiego w sposób wojskowy. Dyktator zakładał pełną dyscyplinę i kosztem partii wzmacniał rolę kadr wojskowych. Jego bliscy współpracownicy z Ministerstwa Obrony Narodowej obejmowali stanowiska partyjne i rządowe. Po wprowadzeniu stanu wojennego oddelegowano do zakładów pracy i instytucji państwowych 2150 pełnomocników Komitetu Obrony Kraju, którzy decydowali o polityce kadrowej i często mieli więcej do powiedzenia niż działacze PZPR. Oznaczało to faktyczną erozję partii, która po 13 grudnia już się nie podniosła, stając się de facto strukturą administracyjną.

Mimo zniesienia stanu wojennego w 1983 r. w PZPR nie pojawiła się dyskusja nad potrzebą reform, nie wyłonili się też nowi, wybitni liderzy polityczni mający wpływ na politykę prowadzoną przez Jaruzelskiego. W tym kontekście warto zwrócić uwagę, że w języku wewnętrznym partii coraz rzadziej pojawiały się terminy "komunizm", "komuniści". Niemal do końca swoich rządów Jaruzelski promował "drogę środka", odrzucającą liberalizm i dogmatyzm. Skutkiem był brak reform i tym samym katastrofalny stan państwa i gospodarki. Ta diagnoza zaowocowała podjęciem decyzji o rozpoczęciu rozmów z opozycją. W 1989 r. Jaruzelski nie napotkał jakiegokolwiek głosu sprzeciwiającego się idei okrągłego stołu. Ten fakt pokazuje, że minione siedem lat wojskowego zarządzania partią wyjałowiło ją z jakichkolwiek przejawów myślenia o wizji lub o programie.

Biorąc pod uwagę przebieg wypadków po 13 grudnia 1981 r., można zaryzykować tezę, że stan wojenny był perfekcyjnie przeprowadzonym zamachem stanu?

Można powiedzieć, że była to operacja niezwykle udana. Wprowadzenie stanu wojennego było największą operacją Wojska Polskiego po 1945 r. Wzięło w niej udział ok. 70 tys. żołnierzy, 1700 czołgów, 1900 wozów bojowych, kilkadziesiąt samolotów, śmigłowców i okrętów. W wewnętrznych raportach władz stwierdzano, że przebieg tej operacji był pomyślny, choć również po stronie reżimu zdarzały się ofiary śmiertelne. W pierwszych dniach operacji żołnierze ginęli w wypadkach w czasie przemieszczania kolumn pancernych lub innych wypadkach. Jednak biorąc pod uwagę skalę zaangażowanych sił, należy uznać, że były to niewielkie straty.

Należy jednak pamiętać, że nie wiemy, z jaką skalą oporu liczyli się Jaruzelski i jego współpracownicy. Z pewnością władze zakładały, że stan wojenny będzie znacznie bardziej krwawy. W niektórych wypowiedziach działaczy partyjnych z jesieni 1981 r. pojawiały się głosy, że rozwiązanie siłowe przyniesie 10-15 tys. ofiar śmiertelnych. Jaruzelski mógł mieć świadomość, że jego decyzje będą miały takie konsekwencje. Na szczęście zabitych było znacznie mniej.

Rozmawiał: Michał Szukała

za:ww.gosc.pl

----------------
*
Reklam z oryginału nie uzwględniano
k

***

Prof. Wojciech Polak: Czy stan wojenny uchronił Polskę przed interwencją sowiecką?

Najpierw komunistyczna potem postkomunistyczna propaganda upowszechnia do dziś,  bez przerwy, bajkę o tym, że stan wojennym, że był wyższą koniecznością, że uchronił Polskę itp. Propaganda ta nasila się zwłaszcza w okresie rocznic wypowiedzenia wojny narodowi przez Jaruzelskiego. Prof. Wojciech Polak rozprawia się jednoznacznie, przywołując odkryte w międzyczasie dokumenty, z tym fałszującym naszą historia i wybielającym czerwonych poglądem. Poniżej stosowny fragment najnowszej książki „Nikczemność i honor”.

Generał Jaruzelski wielokrotnie powtarzał, że wprowadzenie stanu wojennego uchroniło Polskę przed interwencją sowiecką. Wiele wskazuje jednak na to, że od kwietnia 1981 r. Związek Sowiecki zrezygnował z koncepcji zbrojnej interwencji w Polsce.

W nocy 3/4 kwietnia 1981 r. w Brześciu nad Bugiem doszło do spotkania dwóch członków sowieckiego Biura Politycznego: marszałka Dmitrija Ustinowa (ministra obrony) i Jurija Andropowa (szefa KGB) z przywódcami polskimi – Stanisławem Kanią i Wojciechem Jaruzelskim. Ustinow i Andropow nalegali na wprowadzenie w Polsce stanu wojennego i udzielali szeregu wskazówek w tym zakresie. Przekazali też Jaruzelskiemu i Kani plany wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, nalegając na ich podpisanie. Polacy zobowiązali się podpisać je w ciągu tygodnia. Jaruzelskiemu i Kani udało się jednak wytargować jedno ustępstwo ze strony sowieckiej. Po latach Stanisław Kania wspominał:

Po długiej rozmowie, już niemal o świcie usłyszeliśmy: „No, niech i tak będzie, nie wprowadzajcie stanu wojennego”.

Nie oznaczało to, że polskie kierownictwo odżegnywało się od wprowadzenia stanu wojennego. Przeciwnie, był on systematycznie przygotowywany. Owo zapewnienie strony sowieckiej dawało jednak wolną rękę co do terminu jego wprowadzenia, nie mógł być on jednak zapewne zbyt odległy.

Tak więc Związek Sowiecki od kwietniowego spotkania zasadniczo odrzucał koncepcję zbrojnej interwencji w Polsce, mając nadzieję, że Kania i Jaruzelski zniszczą „Solidarność” własnymi rękami. Naciski sowieckie zmierzające do tego, żeby polscy komuniści własnymi siłami rozprawili się z „Solidarnością”, trwały aż do wprowadzenia stanu wojennego. Elementem tych nacisków była presja ekonomiczna, grożono polskiej ekipie rządzącej redukcją dostaw gazu, ropy naftowej i innych surowców, żądano też spłaty polskiego zadłużenia wobec ZSRR.

Na IV Plenum KC PZPR, które odbywało się w dniach 16–18 października 1981 r., doszło do rezygnacji Stanisława Kani z funkcji I sekretarza KC PZPR. Już od kilku miesięcy jego postawa budziła niepokój Moskwy. Zarzucano mu zbyt ugodową postawę wobec „Solidarności” oraz niechęć do wprowadzenia stanu wojennego. 18 października 1981 r. I sekretarzem KC PZPR został więc Wojciech Jaruzelski. Skupienie przez niego trzech najważniejszych stanowisk w kraju (był także ministrem obrony narodowej i premierem) wywołało wyraźną satysfakcję Moskwy. Liczono, że po ustąpieniu zbyt ugodowego Kani przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego ruszą pełną parą. I rzeczywiście nastąpiło przyspieszenie tych przygotowań.

Generał Jaruzelski, czyniąc intensywne przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, miał jednak obawy, że może dojść do wystąpień, wobec których siły wojskowe i milicyjne będą za słabe. Obawiał się też zapewne, że część wojska i milicji może odmówić wykonywania rozkazów siłowego tłumienia demonstracji i strajków. Dlatego na kilka dni przed wprowadzeniem stanu wojennego starał się zapewnić sobie gwarancję ewentualnej interwencji Związku Sowieckiego i innych krajów komunistycznych w Polsce. W nocy 8/9 grudnia 1981 r. Wojciech Jaruzelski odbył rozmowę z marszałkiem Wiktorem Kulikowem (głównodowodzącym wojskami Układu Warszawskiego), który 7 grudnia wraz z licznym gronem współpracowników przyjechał do Polski, aby nadzorować przebieg wydarzeń. Jaruzelski poinformował go o harmonogramie wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, zgodnie z którym akcja miała być rozłożona na dwie kolejne noce: 11/12 oraz 12/13 grudnia. W ciągu tych nocy miało dojść do internowania sześciu tysięcy członków „Solidarności”. Kulikow zauważył, że generał był pełen wątpliwości. W sprawozdaniu z rozmowy marszałek pisał:

W trakcie rozmowy ujawniły się wyraźnie brak zdecydowania, chwiejność i niewiara Wojciecha Jaruzelskiego w skuteczne wprowadzenie w życie planu narzucenia stanu wojennego.

Przejawem owej „niewiary” generała w powodzenie była, podkreślana przez niego w rozmowie, konieczność udzielenia Polsce pomocy przez wojska Układu Warszawskiego (z wyjątkiem wojsk NRD). W odpowiedzi marszałek Kulikow stwierdził:

O to nie musicie się martwić. Kwestia udzielenia wam pomocy w przypadku wyczerpania się waszych środków rozpatrywana jest na szczeblu sztabu generalnego.

Podczas posiedzenia Biura Politycznego KPZR 10 grudnia 1981 r. obietnice Kulikowa uznano za zbyt śmiałe i w istocie wycofano się z nich. Sekretarz KC KPZR Anatolij Rusakow stwierdził:

Jaruzelski nosi się z myślą porozumienia się w tej sprawie [wprowadzenia stanu wojennego – aut.] z sojusznikami. Mówi, że gdyby siły polskie nie złamały oporu „Solidarności”, to towarzysze polscy liczą na pomoc innych krajów, nawet na wprowadzenie wojsk na terytorium Polski. Jaruzelski powołuje się w tej sprawie na wystąpienie tow. Kulikowa, który miał rzekomo powiedzieć, że pomoc zbrojna ZSRR i państw sojuszniczych zostanie Polsce udzielona. Jednak, o ile wiem, tow. Kulikow nie powiedział tego wprost, powtórzył tylko słowa, których w swoim czasie użył Leonid Breżniew, że nie opuścimy PRL w nieszczęściu.

W innej części swojej wypowiedzi Rusakow oznajmił:

Chciałbym teraz zaznaczyć, że Jaruzelski dość uporczywie wysuwa wobec nas żądania ekonomiczne i uzależnia przeprowadzenie „operacji Z” od pomocy gospodarczej z naszej strony, a nawet, powiem więcej, chce pomocy wojskowej, choć nie mówi tego wprost.

Z kolei sowiecki minister obrony Dmitrij Ustinow, nawiązując do powoływania się przez Jaruzelskiego na słowa marszałka Kulikowa, powiedział:

Co do rzekomego oświadczenia tow. Kulikowa na temat wprowadzenia wojsk do Polski mogę z całą stanowczością powiedzieć, że Kulikow tego nie mówił. Po prostu powtórzył tylko to, co zostało zadeklarowane przez nas i przez tow. Leonida Breżniewa, że nie opuścimy Polski w nieszczęściu. I on wie dokładnie, że Polacy sami prosili, żeby wojska nie wprowadzać.

Najbardziej brutalnie skrytykował Kulikowa sowiecki minister spraw wewnętrznych Jurij Andropow. Oświadczył on:

Jeśli towarzysz Kulikow wspomniał o użyciu naszych wojsk, to uważam, że postąpił błędnie. Nie możemy ryzykować takiego kroku. Nie mamy zamiaru wkraczać do Polski. Jest to właściwe stanowisko i powinniśmy się tego trzymać do końca. Nie wiem, jak rozwinie się sytuacja w Polsce, ale nawet jeśli Polska znajdzie się pod kontrolą „Solidarności”, to trudno, tak musi zostać.

Natomiast sowiecki minister spraw zagranicznych Andriej Gromyko stwierdził:

Będziemy zmuszeni postarać się jakoś rozwiać złudzenia Jaruzelskiego i innych polskich polityków w sprawie wysłania tam wojsk. Wprowadzać wojsk do Polski nie można w żadnym razie. Myślę, że możemy polecić naszemu ambasadorowi, aby złożył Jaruzelskiemu wizytę i zakomunikował mu to.

Tego samego dnia gen. Wiktor Anoszkin, prowadzący „dziennik czynności” marszałka Kulikowa, zanotował informację otrzymaną od ambasadora sowieckiego w Polsce Borysa Aristowa:

Na polecenie Jaruzelskiego dzwonił [Mirosław] Milewski i postawił pytania:

1. Prosimy, aby przyjechał do nas ktoś z przywództwa partii. Kto będzie i kiedy?

2. Ogłosić oświadczenie o poparciu dla nas […].

3. Czy możemy liczyć na pomoc ZSRR po linii wojskowej ze strony ZSRR (o dodatkowym wprowadzeniu wojsk)?

4. Jakie będą przedsięwzięcia w zakresie pomocy ekonomicznej dla Polski ze strony ZSRR?.

Odpowiedzi przekazał Aristowowi Rusakow:

1. Nikt nie przyjedzie.

2. Środki zostaną podjęte.

3. Nie będziemy wprowadzać wojsk.

4. Odpowiedź przygotuje Bajbakow.

Generał Jaruzelski skwitował tę odpowiedź gorzkim stwierdzeniem: „Dystansujecie się od nas”. Mikołaj Bajbakow to przewodniczący Komitetu Planowania w Związku Sowieckim. Przyjechał do Polski 8 grudnia 1981 r. i uczestniczył w rozmowie generała z marszałkiem Kulikowem w nocy 8/9 grudnia. Jaruzelski starał się przekonać Bajbakowa do udzielenia Polsce przez Związek Sowiecki pomocy ekonomicznej.

Sowieckie Biuro Polityczne nie dawało Jaruzelskiemu nadziei na wsparcie wojskowe, wyraźnie sugerując, że powinien dawać sobie radę sam. Wywołało to ogromne rozgoryczenie generała. Pomimo obaw zdecydował się on ostatecznie na rozpoczęcie akcji w nocy 12/13 grudnia 1981 r. Warto jednak podkreślić fakt, że to sam gen. Jaruzelski domagał się od władz sowieckich wkroczenia do Polski, gdyby jego oddziały nie zdołały opanować sytuacji w Polsce. Nawet w warunkach Polski komunistycznej oznaczało to zdradę stanu.

za:bialykruk.pl

***

Jaruzelski błagał Moskwę o interwencję. Czy za to Tusk i Komorowski zorganizowali mu pogrzeb państwowy?

Dziś już wiemy z dokumentów, że możliwa interwencja sowiecka była mitem, a Jaruzelski sam prosił Breżniewa o wkroczenie Armii Sowieckiej, albo „chociaż NRD”. Jednak jesienią 1989 roku ludzie z kancelarii Jaruzelskiego (jako prezydenta PRL) opracowali plan informowania społeczeństwa o stanie wojennym. Główną tezą była sugestia, że bez decyzji ogłoszonej 13 grudnia Rosjanie, by wkroczyli z czołgami i doszłoby do tragedii. Zarówno Jaruzelski, jak i Moskwa, wiedzieli, że było dokładnie odwrotnie.

Dziś łatwo sięgnąć do trzech źródeł, które mówią o wybitnym tchórzostwie i zdradzie Wojciecha Jaruzelskiego i ówczesnej władzy. Dokumenty ujawnione przez Władimira Bukowskiego, Wasilija Mitrochina, a także opublikowana w Biuletynie IPN tzw. „Notatka Anoszkina” to najbardziej dostępne dowody na powyższą tezę.

Sowieci jednoznacznie: nie wkroczymy zbrojnie

Z roboczych wersji stenogramu posiedzeń Biura Politycznego Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego jasno wynika, że Rosjanie nie chcieli interwencji i liczyli na to, że Jaruzelski sam zdławi Solidarność. Gdyby tak się nie stało, to Kreml dopuścił możliwość, że opozycja w Polsce przejmie władzę, a Moskwie wystarczy jedynie kontrola np. tranzytu czy polityki zagranicznej.

Na tajnym spotkaniu 3 kwietnia 1981 roku Jaruzelski i Kania spotkali się z szefem KGB Jurijem Andropowem i sowieckim ministrem obrony Dmitrijem Ustinowem. Sowieci radzili, by faktycznie wywoływać u Polaków strach przed interwencją zbrojną:

    Maksymalnie wykorzystywać powstrzymujący kontrrewolucją czynnik, jakim jest obawa reakcji wewnętrznej i imperializmu międzynarodowego, że istnieje możliwość wprowadzenia do Polski wojsk sowieckich [Mitrochin].

23 kwietnia sowieckie Politbiuro odnotowywało z ulgą, że obawa przed wkroczeniem ich armii jest hamulcem dla działań Solidarności. Według Mitrochina marszałek Wiktor Kulikow „maglował” Jaruzelskiego, by ten wprowadził stan wojenny. W późniejszych dokumentach Rosjanie nazywają przygotowywaną akcję „operacją Z”.

Z polskich archiwów wiemy, że pacyfikację strajków planowano już 16 sierpnia 1980 („Lato’80”), ale rozmiar protestów przestraszył PZPR. 22 października 1980 roku Jaruzelski nakazał pełne przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego. Już wtedy przygotowano listę tysięcy osób do internowania.

Sowieci zorganizowali 18 października wybór Jaruzelskiego na I Sekretarza PZPR. Dzień po tym Leonid Breżniew zadzwonił do PRLowskiego przywódcy:

        (…) ważne jest, aby nie tracąc czasu przejść do zaplanowanych przez was stanowczych działań przeciw kontrrewolucji. [Bukowski]

-mówi gensek, wskazując jednoznacznie, że to Jaruzelski „zaplanował” wojnę z naraodem.

Ufali mu, choć krytykowali między sobą za zbyt miękką postawę. Jaruzelski odpowiada, że już teraz wojskowi wchodzą do zakładów pracy a służby prowadzą rozmaite operacje mające skłócać Solidarność czy też izolować robotników od związków zawodowych.

Dziewięć dni później Sowieci ostatecznie formułują przekonanie, że żadnej sowieckiej interwencji w Polsce nie będzie.

    Andropow: Towarzysze polscy wspominają o pomocy wojskowej ze strony bratnich krajów. My jednak powinniśmy trwać zdecydowanie przy naszej decyzji o niewprowadzaniu wojsk do Polski. Ustinow: W ogóle należy powiedzieć, że naszych wojsk wprowadzać do Polski nie wolno. Polacy nie są gotowi na ich przyjęcie.

Breżniew nakazuje przekazać Jaruzelskiemu, że albo on zaatakuje pierwszy „Solidarność” albo Solidarność zaatakuje jego.

    Teraz jest już najzupełniej jasne, że bez zdecydowane j walki z wrogiem klasowym uratować socjalizmu w Polsce się nie da. W istocie nie chodzi już o to, czy dojdzie do konfrontacji, czy nie, ale o to, kto ją zacznie, jakimi środkami będzie ona prowadzona i kto wykaże inicjatywę. [Bukowski]

Ostatnia szansa na nawrócenie

Przez półtora miesiąca od nominacji Jaruzelskiego na I sekretarza PZPR, generał miał szansę zrobić dyskretną woltę i uratować kraj. Zrobić to co Imre Nagy na Węgrzech w 1956 roku lub Alexander Dubček w Czechosłowacji w 1968 roku tylko w zupełnie zmienionych okolicznościach - warunkach, gdy Sowieci nie chcieli i nie mogli wkroczyć z interwencją. Jaruzelski mógł towarzyszy z Moskwy zwodzić, zresztą oni odnotowywali nieustannie, że jest słaby, że się boi - ale nie wyprowadzenia wojsk na ulicę, lecz boi się, że z narodem przegra**. Dowolna gra, choćby na zwłokę, mogłaby odmienić losy Polski i zamiast do 1989 roku cofać ją w rozwoju, mogłaby zyskać pewną formułę wolności, która po rozpadzie ZSRS miałaby nie złamane elity ale jako tako działające niezależne i samorządne struktury.

Jednak Jaruzelski wybrał inną drogę. Najgorszą. 9 grudnia spotkał się z marszałkiem Wiktorem Kulikowem. Domagał się gwarancji, że w razie niepowodzenia wejdą Rosjanie. „Bez pomocy nie damy rady” - tłumaczył Jaruzelski (notatka Anoszkina).

Jaruzelski wręcz panikował. Tak prośbę generała relacjonuje Mitrochin:

    Partia jest skompromitowana licznymi przypadkami złodziejstwa, łapówkarstwa oraz innymi przykładami nadużycia zaufania społecznego. Dlatego może się zdarzyć, że dla powodzenia stanu wojennego będę musiał poprosić o pomoc wojska Układu Warszawskiego, chociaż oddziały NRD.

Sowieci nie mogli mu pomóc, bo obawiali się sankcji Zachodu, ZSRS było w zbyt dużym kryzysie. W tej sprawie dzień później zabrał głos szef KGB Andropow:

    Jeśli chodzi o „operację Z”, to sprawa powinna być całkowicie i do końca zdecydowana przez polskich towarzyszy; jak oni postanowią, tak będzie. Nie będziemy ich nakłaniać ani odmawiać.

(…)

    Nie mamy zamiaru wprowadzać wojsk do Polski. Jest to stanowisko słuszne i musimy trzymać się go do końca. Nie wiem, jak rozstrzygnie się sprawa, ale nawet jeżeli Polska dostanie się pod władzę „Solidarności” to będzie to tylko tyle.

Sowieci bardziej bali się reakcji Zachodu na interwencję niż utraty totalnej kontroli nad PRL.

Platforma Obywatelska wiedziała

Jaruzelski wybrał Związek Sowiecki ponad Polskę, wybrał wojnę z narodem ponad podjęcie gry o pewne swobody dla rodaków. Gdy generał zmarł 25 maja 2014 roku wszystkie te fakty były znane - polski czytelnik mógł się zapoznać z dokumentami Bukowskiego w 1998 roku, z Archiwum Mitrochina od 2006 roku, a notatkę Anoszkina ujawnił profesor Antoni Dudek w 2009 roku.

Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Bronisław Komorowski, premier Rzeczpospolitej Polskiej Donald Tusk i cała partia rządząca zlecili lub zgodzili się na pochowanie generała Wojciecha Jaruzelskiego z honorami, przy salwach honorowych wyprawili pogrzeb człowiekowi, który wyręczył komunistów Sowieckich w pacyfikowaniu kraju. 32 lata po stanie wojennym, 24 lata po Okrągłym Stole, oddali hołd zdrajcy.

Dziś udają krytyków stanu wojennego. Nieprawdopodobna bezczelność.

Jakub Maciejewski

za:wpolityce.pl

***

Stan bezkarności katów naszych bohaterów

Kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Kolejny raz oddajemy cześć jego ofiarom, przypominamy zbrodnie komuny. I kolejny raz nie mogę oprzeć się wrażeniu, że… dziwna to rocznica. Tak jak dziwne to były zbrodnie. Dziwne, bo bez kary. Włos z głowy nie spadł żadnemu z głównych architektów tej wojny z Polakami, która na wiele lat zabiła nasze marzenia o niepodległości.

Przypomnijmy, że ofiar komunistycznych władz, znanych z imienia i nazwiska bandytów z MSW i ówczesnej prokuratury, było, według ustaleń sejmowej komisji Jana Rokity z lat 1989
–1991, 122. Niestety, według „polskich” sądów po 1989 r. żaden ze sprawców nie zasłużył nawet na symboliczny wyrok. Wydaje mi się, że ta skaza na naszej historii będzie się jeszcze długo odciskać na naszych losach. Jeśli nie potrafimy osądzić katów naszych bohaterów, to jak mamy dzieci uczyć o najnowszej historii? Ofiary są, winnych nie ma? Ofiary same się zabiły? Sprawiedliwość jest ponoć ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej. Ponoć, bo tej sprawiedliwości, nie tylko w kontekście osądzenia oprawców z czasów wojny jaruzelsko-polskiej, strasznie mało. I jak mamy w tych ciekawych czasach, co nadchodzą, się ostać?

Igor Szczęsnowicz

za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.