Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Nieprzemijające wartości powstania listopadowego w 194. rocznicę wybuchu

29 listopada tego roku mijają 194 lata od wybuchu powstania listopadowego, stanowiącego ważny etap w rozwoju Polski okresu porozbiorowego. W ogniu jego walk, w goryczy jego klęski zrodziły się te wszystkie poglądy i koncepcje, które przez następnych kilkadziesiąt lat przyświecały najlepszym synom narodu polskiego, te poglądy i koncepcje, które po dziś dzień stanowią dla nas słuszny tytuł do chwały.

Powstanie listopadowe było walką o niepodległość, o wyzwolenie spod panowania caratu najważniejszej części Polski – Królestwa Kongresowego. Na tym polegała jego zasadnicza, pierwszorzędna i postępowa rola. Minęły już prawie 194 lata od tych wydarzeń. Choć stają się coraz bardziej odległe, pozostają w żywej pamięci wszystkich.

W Noc Listopadową do walki przeciw uciskowi caratu, do walki o wolność i niepodległość Polski stanęła najlepsza patriotyczna młodzież. To studenci uniwersytetu i młodzi podchorążowie ze Szkoły Podchorążych Piechoty w Warszawie. W rocznicę przypomnieć trzeba właśnie ten fakt – rewolucyjny postępowy zryw młodzieży w cywilnych ubraniach i wojskowych mundurach.

Powstanie nie było rezultatem długo przygotowywanej akcji, nie wyniknęło z narastającej z wolna opozycji legalnej. Było dziełem stosunkowo niewielkiego spisku1.

Historyczne oceny powstania

Wiadomo, że każde młode pokolenie dokonuje oceny powstań. Jest ona uzależniona od dwóch czynników: od epoki, w której pokolenie to żyje – od prądów politycznych, sumy doświadczeń, a także od nagromadzonego wokół powstania dorobku pisarskiego. Wiadomo, że współcześni ocenili je wysoko.

Kazimierz Brodziński 3 maja 1831 r. na posiedzeniu Towarzystwa Przyjaciół Nauk powiedział, iż powstanie 1830 r. było dalszym ciągiem bojów Tadeusza Kościuszki. Jeden z uczestników powstania pisał (cytuję za współczesnym rękopisem z Biblioteki Kórnickiej): „Całą Polską jedna chęć, jeden duch opanował. Nikt o żadnych sprawach nie myślał. Nie słyszałem mówiących ani o gospodarstwie, ani o interesach i miłość wyleciała z serca młodzieży. Zastąpiła to wszystko myśl oswobodzenia ojczyzny”. Oczywiście sąd ten jest jednostronny, ale w pewnym stopniu oddaje nastrój ówczesnej Warszawy.

Wiadomo, że pokolenie następne – emigracji polistopadowej – ostro oceniło powstanie, jego wodzów, taktykę i nierozwiązanie sprawy agrarnej. Do powstania spokojniej odnosiło się pokolenie 1848 i 1863 r., które w pewnym stopniu żyło jego tradycjami. Potem nastąpił okres pozytywizmu, potępiający powstanie, aż wreszcie idee te odżyły w czasie wojny w latach 1914-1918. W setną rocznicę powstania nastąpiła jego gloryfikacja. Marian Kukieł w artykule „Powstanie listopadowe przed sądem historii” wyraźnie to czynił, pisząc: „Powstanie było koniecznością nieuchronną, nie było beznadziejnym. Naród dokonał rzeczy wielkich, zasługiwał na to, by zwyciężyć, i wiele zrobił, by zwyciężyć. Mimo dysproporcji obszaru, ludności, siły zbrojnej zasobów obu stron Polska zdołała zachwiać potęgą przeciwnika, los wojny się ważył. Nie tylko wojsko polskie długo górowało bitnością nad przeciwnikiem, ale naród polski okazał się zdolny rozwinąć kilkakrotnie większą w stosunku do swej masy liczebnej energię czynną i natężeniem wysiłku przeobrazić stosunek sił materialnych”2.

Ocena współczesna

Dzisiaj także czujemy potrzebę dokonania oceny powstania. Oczywiście, nie będziemy go gloryfikować, bo popełniono wówczas wiele błędów: wywołali je spiskowcy bez programu; jego zasięgiem nie objęto dwóch zaborów; nie uwłaszczono włościan; stosowano błędną strategię. Nie możemy jednak potępić walki 120 tysięcy Polaków i nie docenić krwi przelanej przez tych, którzy szli do walki w imię wolności ojczyzny, do walki z dławiącą ich przemocą. W każdym razie czymś niezwykłym był ten zacięty bój, podjęty przez kraj o 4 milionach ludności przeciwko 52-milionowemu imperium, przez wojsko liczące na stopie pokojowej 30 tysięcy przeciwko armii liczącej na stopie pokojowej 400 tysięcy żołnierzy. „Opór, jaki rewolucja polska stawiała siłom cesarstwa rosyjskiego, zadziwił Europę równie jak nagły jej upadek” – stwierdził po powstaniu ks. Adam Czartoryski.

Bardzo głęboko i wszechstronnie ujął istotę sporu polsko-rosyjskiego jeden z najwybitniejszych historyków spraw wojskowych powstania, Wacław Tokarz: „Zbytnie lekceważenie przeciwnika, chęć jak najszybszego powalenia go, aby pokazać Europie całą potęgę Rosji, błędy dowództwa rosyjskiego wreszcie, oraz sprawność i siła moralna wojska własnego pozwoliły Polakom osadzić na miejscu tak przeważne siły rosyjskie. To, czego nie spodziewał się nikt w Europie, w co nie wierzyli sami Polacy, tj. możność prowadzenia tej wojny z widokami powodzenia, przy pewnej równowadze sił stawało się faktem dokonanym. Rosja musiała przejść teraz przez jeden z najcięższych kryzysów, które wypadało jej przeżyć w XIX wieku”3.

Znaczenie na arenie międzynarodowej

Wymowny jest fakt, iż powstanie zachwiało na pewien czas siłą Rosji, że trwało 9 miesięcy i nie zakończyło się od razu układami i kapitulacją, lecz emigracją. Wydaje się, że genezy postępowych nurtów, jakie powstały na emigracji, możemy doszukiwać się w ideologii lewicy Towarzystwa Patriotycznego w okresie powstania. Chciałbym przy tej okazji zwrócić uwagę na znaczenie powstania i jego internacjonalistyczny charakter. Wiadomo, że w tym czasie Polska liczyła nie tylko na pomoc dyplomacji państw zachodnich, ale i na pomoc ludów. W rzeczywistości i jedno, i drugie nie przyniosło żadnego konkretnego rezultatu – w przeciwieństwie do sytuacji Belgów czy Greków. Niemniej jednak takie były fakty – liczono na pomoc ludów: francuskiego, angielskiego, niemieckiego, a także rosyjskiego. We wspomnianej już odezwie z Biblioteki Kórnickiej czytamy: „Nie przeciwko narodowi rosyjskiemu podnosimy oręż. Lud ten wielki, szlachetny, jednego z nami jest szczepu. Nie z nim prowadzimy wojnę, lecz z owym duchem despotyzmu, który ich pognębił i nas uciskał”4. Również w przeddzień bitwy pod Grochowem wydano w dwóch językach odezwę do żołnierzy z hasłem: „Za naszą i waszą wolność”. Napisy te mieli nieść Polacy do boju. W rewolucyjnej Warszawie 25 stycznia 1831 r. urządzono pierwszy jawny obchód na cześć dekabrystów. W 1831 r. Polacy zdawali sobie sprawę, że oddają przysługę Belgii i Francji, którym groziła zbrojna interwencja cara. Sprawa polska sprzęgła się nierozerwalnie z ruchem liberalnym całej zachodniej Europy i nie bez przyczyny tak owacyjnie witano naszych emigrantów maszerujących przez Niemcy do Francji5.

Pisząc o setnej rocznicy powstania listopadowego, Bronisław Pawłowski w lapidarnych słowach określił jego znaczenie: „Wojna ta, obfitująca w mnóstwo świetnych czynów, mimo olbrzymiego wysiłku kraju i bohaterstwa wojska, przecież zakończyła się klęską: zabrakło bowiem u steru ludzi bezwzględnie wierzących w powodzenie. Wysiłek ten jednak nie poszedł na marne, gdyż zawierał w sobie bogate wartości moralne. Wskrzesił hasło niepodległości i wszczepił je w cały naród, bez względu na kordony graniczne; dowodnie wykazał światu, że sprawy polskiej połowicznie, jako to zrobiono na kongresie wiedeńskim, załatwić nie można, że domaga się ona całkowitego, a zarazem sprawiedliwego rozwiązania, tj. przywrócenia państwa polskiego w dawniejszych jego granicach”6.

Najgłębszą jednak ocenę znaczenia powstania przedstawił w 1832 r. ks. Adam Czartoryski, pozostając niewątpliwie pod silnym wrażeniem jego niedawnego pogromu. Napisał on wówczas: „Narody nie umierają; kiedy nawet wróg okrutny śmierć im chce zadać i do grobu wtrąca, zachowują swe życie; nie mogą utracić go, chyba same się nadchodzącemu śmierci oddadzą letargowi; lecz i tak w podziemnym zamknięciu, bez światła, bez wolnego powietrza, długie jest ich konanie. Póki trwa oddech, póki tleje wspólne czucie, póty pasmo życia nie zerwane; mogą powrócić na świat i nieraz wracały”7.

Nie ulega wątpliwości, że lata, które dzielą nas od pamiętnej nocy 29 listopada, to lata różnorodnych sądów nad przyczynami i szansami powstania, nad sprawcami wybuchu, nad działalnością władz powstańców, lata mozolnych badań i dociekań, wreszcie – lata najsprzeczniejszych zapatrywań na powstanie, lansowanych tak przez uczestników walki, jak i przez następne pokolenia historyków i polityków.

Znaczenie dla Polski

Jest faktem znamiennym, iż nie ma w naszych dziejach wydarzenia, które by miało tak olbrzymią literaturę, tyle pamiętników, tyle dzieł polskich i obcych, co powstanie listopadowe. Wydana we Lwowie w 1882 r. bibliografia powstania pióra A. Hirschberga8, która na 123 stronach rejestruje tytuły prac i dokumentów odnoszących się do tego okresu, ma ogromne luki. Również późniejsza bibliografia pióra Stanisława Płoskiego9 zawiera pewne nieścisłości. Wiadomo, że nadal rośnie literatura dotycząca powstania i następuje w tej dziedzinie stały postęp. Najlepsze prace wyszły spod pióra Józefa Dutkiewicza i jego uczniów. Wiele ważnych szczegółowych problemów nadal jednak czeka na wyjaśnienie. Im więcej przybywa materiałów, im szersze kręgi zataczają badania historyczne, tym więcej zjawisk wielokrotnie badanych i omawianych przedstawia się w nowych kształtach lub wymaga nowych ustaleń. Ustawicznie ogłaszane są drukiem rozmaite publikacje i wciąż rośnie nasza wiedza o powstaniu. Wydaje się, że polemiczna praca Jerzego Łojka „Szanse powstania listopadowego” (Warszawa PAX, 1980), jakkolwiek pobudza do dyskusji, nie rozwiązuje wciąż jeszcze problemu. W twórczych badaniach, które od 1831 r. aż po nasze czasy nie słabną, nagromadziło się bardzo wiele nowych materiałów. Wynika z tego jeszcze jeden wniosek: mimo woli nasuwa się pytanie, dlaczego powstanie listopadowe przez tak długi czas zaprzątało i zaprząta twórczo umysły. Widocznie w dziejach narodu bywają takie fakty, które – czasami odtrącane i pomijane – zawsze mają swoją stałą niezbywalną wartość. Wojna 1830- 1831 stanowi niewyczerpaną skarbnicę rozmyślań.

Prowadziliśmy tę wojnę sami, zdani w zupełności na własne siły, otoczeni wrogami – a w każdym razie nie przyjaciółmi. Kilkadziesiąt lat niewoli, wmawianie w nas rozmaitego rodzaju „pierwiastków anarchii”, wpajanie za wszelką cenę przekonania o naszej słabości i konieczności posiadania w tych warunkach możnego protektora i opiekuna – musiały sprawić swoje. Przestaliśmy sobie ufać. Wróg nam imponował. Przecenialiśmy jego siłę i możliwości. Mianując wodzów, wybieraliśmy ludzi, którzy nie wierzyli w rewolucję – nie ufali sobie. Inni znowu, jak Skrzynecki, zamiast walczyć – wysyłali listy do wrogów, zasadzając zwycięstwo na piórze, chcąc grą gabinetową zapewnić powodzenie rewolucji i jej działanie w ten sposób uwieńczyć sukcesem10.

Dla narodu naszego powstanie listopadowe było zawsze niewyczerpanym źródłem tradycji, z której następne pokolenia czerpały moc do walki o prawo do życia i przetrwania. Naród, który sam nie tworzy swej historii, przestaje być narodem. Naród, którego dzieje zlewają się z dziejami zaborczego państwa, przestaje żyć w świadomości własnej i w świadomości świata. Powstanie listopadowe od takiej śmierci uratowało Polskę, a jak tradycja kościuszkowska natchnęła twórców insurekcji listopadowej, tak tradycja tej ostatniej była gwiazdą przewodnią tych wszystkich, co czynem ofiarnym i krwią pisali dalszy ciąg porozbiorowych dziejów ujarzmionej ojczyzny11.

W powstaniu 1830- 1831 jest jednak coś więcej niż moc idei, coś więcej niż bohaterski obraz walki o własne życie i tragiczny patos wzruszającej serca klęski. Otóż nie ma w historii naszej równie krótkiego okresu, w którym z taką siłą i w tak żywych barwach wyszłyby na jaw wszystkie cechy charakteru, wszystkie zalety i wady, jakie przez długie stulecia wykazywał nasz naród. Pod tym względem ani powstanie kościuszkowskie, ani powstanie 1863 roku (może powstanie warszawskie 1944 r.?), wskutek odmiennych warunków, w jakich toczyła się walka, nie dorównywały insurekcji listopadowej. Na jakimkolwiek bowiem zagadnieniu związanym z tym powstaniem skupimy swą uwagę, wszędzie dostrzeżemy jakby krystalizację narodowych wartości i zalet, błędów i wad, a zarazem barwny obraz naszej skomplikowanej sytuacji w Europie. Niemal każda dziedzina stosunków wewnętrznych i zagranicznych w okresie powstania przywodzi na myśl wiele analogii z przeszłości, jest aktualna i troszczyć się każe o przyszłość.

Sprawa ustroju państwowego w czasie powstania, sprawa kompetencji sejmu, rządu i naczelnego wodza, gadulstwo w izbach sejmowych, kłótnie w klubach, niepotrzebne i rozwlekłe dyskusje w prasie, niemoc zupełna w tak ważnej kwestii, jak kwestia włościańska, niezdawanie sobie sprawy z tego, co pociągnie za sobą klęska militarna powstania, naiwne liczenie na pomoc państw zachodnich – Anglii i Francji, staroszlacheckie nałogi, kiedy na polach bitew krew swą przelewało bohaterskie wojsko, wreszcie całkowity paraliż woli, zabijający instynkt samozachowawczy w narodzie – oto obraz, w którym jak w zwierciadle odbija się cała przeszłość polska.

Maurycy Mochnacki powiada, że największym nieszczęściem powstania listopadowego był brak wyraziciela jego ideałów, brak moralnego i faktycznego wodza. Powstanie 1794 roku miało takiego wodza w osobie Tadeusza Kościuszki, legiony reprezentował Henryk Dąbrowski, nadzieje społeczeństwa w epoce Księstwa Warszawskiego skupiała na sobie rycerska postać księcia Józefa. Powstanie listopadowe nie miało swego wodza. Miało tylko bohaterów, jak generałowie Józef Sowiński czy Józef Bem.
Przyczyny wybuchu powstania i cele

Na jedną sprawę należałoby jeszcze zwrócić uwagę. Powstanie 1830 r. nie było wybuchem rozpaczy. Nie ulega wątpliwości, że od czasów kongresu wiedeńskiego polityka carów rosyjskich przesunęła się zdecydowanie w kierunku reakcji, ale zasady autonomii pozostały jeszcze na ogół nienaruszone. Pobudką powstania, motorem rewolucji były nie tyle zamachy na posiadane prawa, ile zawiedzione nadzieje na rozszerzenie tych praw oraz dążenie do urzeczywistnienia tego celu orężem. Źródło konfliktu tkwiło w tym, że nie przyłączono do Królestwa Litwy i Rusi. Spór toczył się o to, czy autonomiczne Królestwo Polskie ma być traktowane jako idea polityczna sama w sobie, czy też jako zalążek Polski zjednoczonej12.

Ten pozytywny cel powstania był wyrazem jego siły, której nie miały inne wybuchy rewolucyjne, będące w znacznej mierze odruchem rozpaczy. Organizatorzy powstania listopadowego rozporządzali wieloma czynnikami materialnymi, które stawiały je wśród innych powstań w położeniu wręcz wyjątkowym – znacznie korzystniejszym niż w latach 1794 i 1863. Rozpoczynając walkę miało ono do dyspozycji trzydziestotysięczną armię. O wiele trudniejsza była sytuacja w czasie powstanie styczniowego, kiedy to musiano siły zbrojne stworzyć od podstaw. Organizatorzy powstania kościuszkowskiego również rozporządzali gotową armią, lecz między armią powstania listopadowego a armią powstania kościuszkowskiego nie może być porównania. Wojsko Królestwa Kongresowego było siłą pierwszorzędną i liczącą się w Europie. Przeszło ono brutalną, ale w pewnym sensie korzystną szkołę ks. Konstantego; oficerowie wyszli ze znakomitej szkoły napoleońskiej. Dysponowało pełnym uzbrojeniem i zaopatrzeniem. Nie trzeba było uciekać się do kosynierów i różnego rodzaju zbieraniny, nie trzeba było dopiero przemycać broni. Było wojsko i skarb, a więc dwa podstawowe czynniki pozwalające osiągnąć sukces. Cokolwiek powiemy o polityce skarbowej ministra finansów ks. Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego, stwierdzić można, że pozostawił do dyspozycji rządu powstańczego dobrze zaopatrzoną kasę. Inaczej było w powstaniu kościuszkowskim, kiedy ówczesny kierownik Wydziału Skarbu w Radzie Najwyższej Narodowej Hugo Kołłątaj żebrał bezskutecznie o zasiłki w rewolucyjnej Francji. Również powsta nie 1863 roku trwało za kwestowane pieniądze.

Jak już wspomniałem, powstanie listopadowe było dziełem młodzieży, która w pewnym stopniu narzuciła je starszej części społeczeństwa. Inicjatywa zrodziła się w szeregach młodzieży wojskowej i akademickiej. Młodzież ta nie czuła się jednak na siłach sama pokierować ruchem, który rozpętała – oddała ster starszemu pokoleniu.
Przyczyny upadku powstania

Prawdziwa tragedia powstania tkwiła w psychice owego społeczeństwa. Przedstawiciele starszego pokolenia nie wierzyli w zwycięstwo – przeżyli wydarzenia z lat 1812-1815, zwycięstwo caratu nad „Bogiem wojny i zbawicielem Polski” – Napoleonem, zdruzgotanie największej potęgi świata. Czyż mogli wierzyć, że samo Królestwo Kongresowe może stawić opór tej potędze, która powaliła Napoleona? Społeczeństwo polskie mimo wszystko nie mogło się wyzwolić od widma strasznej klęski, którą przeżyło i która wstrząsnęła jego podstawami. Zostawiła ona trwały ślad w jego psychice. Co innego młodzież – dla niej klęska Napoleona była wspomnieniem dzieciństwa. Dlatego więc dla młodzieży powstanie było nie tylko buntem przeciw Rosji, ale także buntem przeciw ostrożności, kunktatorstwu i trwożliwości starszego pokolenia. Zapaliwszy jednak pochodnię rewolucji, młodzież włożyła ją właśnie w te ręce ostrożne, niezdecydowane; przekazała ją tym, którzy nie wierzyli w sukces. Na czele powstania nie stanęli ludzie czynu. Zaczęło się liczenie na układy, kompromisy, pertraktacje z wrogiem – paraliżujące energię rewolucyjną i marnujące bezpowrotnie najlepsze chwile i korzystne okoliczności.

Owoce powstania

Pokolenie, które przed 194 laty porwało się do broni, przegrało wojnę, ale nie przegrało sprawy. Przez nową walkę, nawiązując łączność z walkami w przeszłości, kładło bezcenny fundament ofiar i krwi pod narodową przyszłość.

Jest faktem znamiennym, że wszystkie nasze powstania łączy pewna wspólna nić. Niewątpliwie w ich klęskach i tragediach tkwiła siła przyszłych zwycięstw.

Nie było dziełem przypadku, że w dniach powstania listopadowego ukazała się dwukrotnie wznawiana broszura Tadeusza Kościuszki „Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość?”. Nie była ona znana ogółowi, podobnie jak nie znano nawet jej autora, przypisując ją mylnie gen. Karolowi Kniaziewiczowi. Nie wiedziano, że wydana w 1800 r. w Paryżu staraniem Tadeusza Kościuszki powstała z jego natchnienia, a przelana została na papier ręką Józefa Pawlikowskiego. Nie wiemy, jaką rolę odegrała ona w czasie powstania, ale słowa w niej zawarte miały i mają nieprzemijającą wartość: „Naród żądający niepodległości potrzeba koniecznie, aby ufał w swoje siły. Jeżeli nie ma tego czucia, jeżeli do utrzymania bytu swego nie idzie przez własne usiłowanie, ale przez obce wsparcie lub łaskę, można śmiało przepowiedzieć, że nie dojdzie ani szczęścia, ani cnoty, ani sławy (…) Polacy! Nie czekajcie na żadne okoliczności, nie oglądajcie się ani na wojnę czyjąkolwiek, ani na pokój. Macie siły wielkie, użyjcie ich przeciw nieprzyjaciołom, a zwyciężycie. Dla wolności, dla sprawiedliwości, każdy moment jest przyjaznym, przy nich ludzie mężni stwarzają nowe okoliczności (…) nie możecie być rzetelnie wolnymi, jeżeli nie zyskacie niepodległości przez swoje własne usiłowanie”.

W sposób najbardziej wszechstronny ujął znaczenie powstania listopadowego, podsumował jego osiągnięcia i straty znany ówczesny dziennik niemiecki „Allgemeiner Anzeiger” z 21 października 1831 r. pisząc: „Warszawa padła, polska armia przestała istnieć. Postawmy pytanie, co Polska w tej wojnie straciła, a co zyskała. Straciła wielu dzielnych bohaterskich wojowników i olbrzymie środki materialne. Dobytek Polaków został zniszczony, pola zostały spustoszone, wsie zamienione w popiół. Finanse zostały zrujnowane. Zyskali jednak Polacy szacunek, podziw i uznanie całej Europy. Tego uznania i odwagi nie może Polakom odmówić nawet wróg”.

Królowa gazet – w dobie powstania listopadowego

Za dwa lata „Gazeta Polska” świętować będzie dwusetne urodziny. Powstała w grudniu 1826 roku. Cztery lata po swoich narodzinach, gdy wybuchło Powstanie Listopadowe, stała się jedną z najważniejszych ówczesnych polskich gazet – opowiadając się, za pomocą pióra i druku, po stronie wolności. Od grudnia 1830 roku, aż po porażkę w wojnie z Rosją w roku 1831, pełniła rolę narodowego organu więcej niźli tylko prasowego: była głosem wolnych Polaków, który docierał do czytających ją rodaków. Czas Powstania, to także zatem czas walki o jakość i sens Wolnego Słowa, które spełnia funkcje nie tylko informacyjne, ale też krzepi serca, wychowuje, uczy postaw, piętnuje zło i zdradę, wreszcie staje po stronie Dobra niezależnie od grożących za to konsekwencji. Ta wczesna, powstańcza, historia „Gazety Polskiej” to nie tylko piękne dziedzictwo, ale też swego rodzaju honorowe zobowiązanie. W końcu „noblesse oblige”, a tygodnik, wolna prasa i wolne media są tak bardzo potrzebne dzisiaj, gdy przychodzi nam żyć w świecie fałszu i manipulacji.

5 grudnia 1830 roku dziennik „Gazeta Polska” ukazał się po kilkudniowej przerwie. Powód był wiadomy – 29 listopada wybuchło w Warszawie powstanie. Redakcja zamieściła więc na samym początku numeru, tuż pod winietą, informację dla czytelników: „Wypadki o których w dzisiejszym numerze gazety Polskiej, udzielamy czytelnikom pożądaną wiadomość, zrządziły opóźnienie wyjścia pisma naszego aż do dnia dzisiejszego. Nie zaniedbaniu lub innej jakiej tej podobnej przyczynie, ale rzeczywistej niemożności przypisać trzeba kilkudniową przerwę, którą wynagrodzić będzie staraniem naszem”. W numerze można odnaleźć zarówno opis wypadków listopadowej nocy i działań podchorążych pod wodzą Piotra Wysockiego, jak i reakcje Rady Administracyjnej, która swoją odezwę wydała nie tylko w imieniu swoim, ale też niejako cara Mikołaja. Władca rosyjski rozkazał czasowo wstrzymać się od działań swoim wojskom „gdyż rozdwojone umysły Polaków, Polacy sami skojarzyć powinni”. Naród zaś czuł przecież, że oto wulkan wrze i wybucha, że za chwilę wypadki potoczą się z ogromną siłą.

Za wolność, całość, mowę i byt narodowy

Na pierwszej stronie owego grudniowego numeru widniał tekst „Wiadomości” zaczynający się od słów: „Dnia 29 z.m. podnieśli broń Polacy, nie przeciwko prawej władzy, nie przeciwko instytucjom według których mieli być rządzeni, ale przeciwko nadużyciom i uciemiężeniom jakich się, wbrew tymże instytucjom z pogardą wszelkich praw, ciągle dopuszczano. Była to rewolucja prawna, godna Polaków. Zniszczywszy w jednej chwili obrzydłe jarzmo ucisku, zdzierstwa i przewrotności, zmieniła niesłychaną siłą całą postać kraju i świetną zabłysła przyszłością. Chwała wam, chwała i dzięki waleczni wojownicy! Cześć wieczna tobie, szlachetna młodzieży, przyszła nadziejo nasza! Jakże się cieszyć muszą, jakże unosić duchy Zamojskich, Batorych, Żółkiewskich, Tarnowskich, Czarnieckich, Kościuszków, Poniatowskich i tylu innych wielkich Polaków (…) Walczymy za wolność, całość, mowę i byt narodowy, słowem za ojczyznę (…)”. Ten manifest wyznaczał niejako kierunek myślenia redakcji, która uznawała, że kwestia walki o wolność i niepodległość ma walor świętości dla Polaków – „Święta jest nasza sprawa, święty zapał”. Już na pierwszym etapie działania pisma, gdy redaktorami byli (w latach 1827-1829) Ksawery Bronikowski oraz Maurycy Mochnacki jasno wytyczony został kierunek – który pomimo różnych „wiatrów” kołyszących czasem łodzią redakcyjną – pozostawał zawsze bliski romantycznemu, demokratycznemu, republikańskiemu duchowi. W sporze Romantyków z Klasykami (czy obozem konserwatywnym i arystokratycznym) „Gazeta Polska” już za czasów jej kształtowania przez pióro Mochnackiego była tam, gdzie najżywiej biło serce polskości, była blisko polskiego ludu walczącego o wolność w każdym wymiarze. W tym także wolność druku, prasy, wolność słowa po prostu. Pisała więc także „Gazeta Polska” o ucisku Moskali, o więzieniach, kazamatach, śledztwach i procesach, zajmując się choćby żywo losem uwięzionych członków Towarzystwa Patriotycznego.

Usunięcie Romanowów od tronu polskiego

W momencie wybuchu Powstania Listopadowego pismem kierował Tomasz Gębka, będący jednocześnie kierownikiem biura w Izbie Obrachunkowej. Współpracownikami gazety byli Józef Woliński, Jan Nepomucen Janowski i ks. Kazimierz Pułaski. W styczniu na obsadę komitetu redakcyjnego wpływ miało Towarzystwo Patriotyczne, powołując oprócz wspomnianej trójki Kazimierza Wójcickiego. „Gazeta Polska” spełniała niezmiernie ważną rolę informacyjną, stając się nie tylko swego rodzaju kroniką powstania, ale też gazetą pretendującą do funkcji quasi urzędowej (wydawano specjalne dodatki dla wojska, drukowano stenogramy wypowiedzi sejmowych), a także stanowiła źródło informacji ze świata czy wiadomości kulturalnych. Jednak jej osią, sensem i celem było towarzyszenie Polakom w trudnych chwilach wojny i rewolucji. Także w sytuacji, w której dochodziło do konfliktów wewnętrznych, w których pismo stawało po stronie ludu i republikańskich wartości, wiążąc się ideowo z Towarzystwem Patriotycznym. Oto w styczniu doszło do detronizacji przez polski sejm cara rosyjskiego (do 25 stycznia 1831 roku Mikołaj I był formalnie królem polskim). W numerze, który ukazał się następnego dnia znalazły się informacje o akcie detronizacyjnym: „Izby połączone wyrzekły dnia wczorajszego jednomyślnie, usunięcie rodziny Romanowów od tronu polskiego”. Pojawiła się też cytowana odezwa feldmarszałka Iwana Dybicza do Polaków, nawołującego do posłuszeństwa i lojalności, oraz do tego, by nie sprzeciwiać się wkraczającemu wojsku rosyjskiemu. Były też tam groźby – że kto by z bronią był schwytany oddany będzie „całej surowości praw”, czyli pod sąd wojenny, zaś „główni podżegacze śmiercią, inni zaś wygnaniem karani będą”. Dalej zaś następował piękny opis manifestacji i pochodu patriotycznego na cześć pięciu dekabrystów powieszonych w 1826 roku: Pestla, Murawiewa, Bestużewa, Rylejewa i Kachowskiego, czyli ofiar tegoż właśnie cara Mikołaja. Gazeta opisała dokładną trasę „pochodu żałobnego” i zaznaczyła, że symboliczną „trumnę  niosła młodzież akademicka pospołu z oficerami wszelkiej broni”. Kończyła się ta relacja ważnym skazaniem (w jakiejś mierze programowym, jeśli chodzi o „Gazetę Polską”): „Trzeba przyznać, że nie można było powziąć trafniejszego i więcej politycznego pomysłu, jakim był obrzęd niniejszy i cześć oddana przez niego apostołom tej samej sprawy za którą my teraz walczymy. Niech wiedzą Rosjanie, że nie z nimi ale z despotyzmem, który ich gnębi prowadzimy wojnę”.

Polskie powstanie, ruskie sołdaty, niemieckie embargo i błąd Watykanu

Na plakacie sprzed 104 lat z okresu wojny Polski z Rosją Sowiecką (zwanej też wojną z bolszewikami) jest reprezentacja trzech stanów: chłop z kosą postawioną na sztorc i w tradycyjnej sukmanie, robotnik w czerwonej, a jakże, bluzie i fartuchu z granatem w prawej ręce i wreszcie żołnierz z bagnetem na karabinie w żołnierskim płaszczu i czapce z orzełkiem.

 Każdy pod wąsem, każdy z determinacją na twarzy. Hasło na plakacie: "Hej! Kto Polak na bagnety!!".

Nie, nie będę pisał o wojnie 1920 roku. Chodzi mi o ów plakat, który zagrzewał do boju o niepodległość i granice II Rzeczypospolitej słowami pieśni sprzed – wtedy – 90 lat. Napisana ona została pod wpływem Powstania Listopadowego z 1830 roku przez, uwaga, Francuza Casimira Francois Delavigne'a wiosną 1831. Widać, że francuski autor słów nawiązywał do byłego (!) hymnu swojego kraju "Marsylianki". Byłego,bo obowiązywał w latach 1795-1799(a potem od 1879 roku). Skądinąd, gdy "Marsylianka" hymnem Francji już nie była to zastępował ją inny utwór tegoż Casimira Delavigne "La Parisienne" czyli "Paryzanka".

 W „Warszawiance" – bo o tym "polskim" utworze Francuza dziś głównie mowa – śpiewamy „Oto dziś dzień krwi i chwały". A we wcześniejszej "Marsyliance" są słowa: "Bo nadszedł chwały naszej dzień".

Skoro Francuz pisał tą jakże polską pieśń to oczywiście napisał ją po francusku. Przetłumaczył ją Karol Sienkiewicz. Jego stryjeczny wnuk czyli wnuk rodzonego brata zostanie jednym z największych pisarzy w polskich dziejach i pierwszym z pięciu Polaków, których nagrodzono Literacką Nagrodą Nobla. Mowa oczywiście o Henryku Sienkiewiczu.

„Warszawianka" omal nie została u progu II Rzeczypospolitej hymnem Polski. „Mazurek Dąbrowskiego" wygrał z nią wyścig do bycia hymnem państwowym. W okresie polskiej państwowości, miedzy wojnami światowymi słyszał ją każdy Polak, którego rodzina posiadała radio: melodia, którą wiek wcześniej skomponował Karol Kurpiński była sygnałem Programu Drugiego Polskiego Radia. Powszechnie śpiewano ją podczas Powstania Warszawskiego.

 Wyjaśniłem czemu opisałem plakat sprzed 104 lat- bo były tam słowa refrenu utworu do którego prawa może rościć sobie dwóch Polaków: Kurpiński i Sienkiewicz oraz Francuz Delavigne. Ale czemu piszę o "Warszawiance" właśnie dziś ? Bo właśnie w tych godzinach mija 194 rocznica Powstania Listopadowego- jednego z tych nielicznych polskich powstań, które w przeciwieństwie do choćby Powstania Styczniowego z 1863 roku – można było wygrać.

Insurekcje 1830-1831 przegraliśmy, bo choć Powstanie Listopadowe miało wielu dowódców – to nie miało jednego wodza, który potrafiłby przechytrzyć cara Mikołaja I i rosyjskich generałów: Iwana Dybicza i Iwana Paskiewicza. Naszych dowódców Powstanie po kolei było aż sześciu. Najpierw Józef Chłopicki. Potem Michał Gedeon Radziwiłł, Jan Zygmunt Skrzynecki, Ignacy Prądzyński, Jan Krukowiecki i Maciej Rybiński. Rosjanie mieli przewagę liczebną dysponując 200 tysiącami żołnierzy. Polska zaś o jedną czwartą mniej. Jednak straty własne mieliśmy niemal dwa razy większe niż armia carska. Naszych zginęło lub zostało poważnie rannych 40 tysięcy-wrogów natomiast 23 tysiące.

Charakterystyczne były reakcje na nasze powstanie innych państw. Prusy zademonstrowały pełną solidarność z Rosją. Prusacy przejęli aktywa Banku Polskiego, które zdeponowano w bankach niemieckich. Wprowadzono zakaz przekazywania broni, amunicji, lekarstw, środków opatrunkowych i żywności. Egzekwowano to bardzo ostro, skoro Niemcy i Austriacy w sumie skonfiskowały zakupione głównie w Wielkiej Brytanii I Francji i przesyłane do Polski 50 tysięcy karabinów, 3 tysiące par pistoletów, 4 tysiące szabel, 40 tysięcy luf karabinowych i 22 tysiące zamków do karabinów oraz 51 tysięcy funtów prochu i 355 tysięcy funtów saletry.

 Żołnierzy polskich, którzy nie chcieli oddawać się do niewoli rosyjskiej i przekraczali granicę z Prusami natychmiast internowano. Do Rosji natomiast błyskawicznie odesłano odział Kozaków, który nie chcąc walczyć z Polakami schronił się w Prusach.

Powstanie Listopadowe zapisało się jako przykład jednego z największych błędów Watykanu wobec Polski w całej historii Stolicy Apostolskiej. Oto osiem miesięcy po upadku postania w czerwcu 1832 roku Jego Świętobliwość Grzegorz XVI potępił wybuch Powstania Listopadowego uznając to za... bunt przeciwko „legalnej władzy władcy". Potem się z tego wycofał mówiąc, że został oszukany przez dyplomatów, a tak naprawdę nigdy nie chciał potępić Polaków...

Ryszard Czarnecki

Przypisy

1 J. Dutkiewicz, Wybór ze źródeł do powstania listopadowego. Wrocław 1957, s. 13.
2 M. Kukieł, Powstanie listopadowe przed sądem historii. „Przegląd Współczesny” 1930,R. 9, nr 104, s. 336-337.
3 W. Tokarz, Synteza powstania listopadowego [w:] Polska, jej dzieje i kultura. Warszawa 1980, s. 166.
4 Biblioteka Kórnicka, rps 2625, Varia z powstania 1830-1831, list, b.d.
5 J. Dutkiewicz, Dwa powstania 1830-1831 – 1863-1864. „Odgłosy” 1963, r. 6, nr 5 (257), s. 7.
6 B. Pawłowski, Setna rocznica powstania listopadowego 1830-1930. Poznań 1930, s. 52.
7 M. Kukieł, op.cit., s. 337.
8 A. Hirschberg, Bibliografia powstania narodu polskiego. Lwów 1882.
9 S. Płoski, Bibliografia historii Polski XX wieku 1815-1831. Wrocław 1958, s. 461-554.
10 E. Kipa, W rocznicę. „Wiedza i Życie”, listopad 1930, s. 650.
11 A. Śliwiński, Rok 1830-1831 [w:] Powstanie listopadowe. Lwów 1931, s. 14-15. Por. także  wartościowy artykuł A. Śliwińskiego („Tygodnik Ilustrowany” 29 listopada 1930).
12 A. Próchnik, Rewolucja listopadowa. „Robotnik” 30 listopada 1930.

za:historia.dorzeczy.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.