Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Dryf ku przemocy

Awantura przybliża się wielkimi krokami. Paręnaście miesięcy temu Donald Tusk (w swej książce „Wybór”) zapowiedział, że rząd może sfałszować wybory. Parę tygodni temu polecił Sławomirowi Nitrasowi przygotować reakcję na ich „sfałszowany” wynik. Potem (w Sandomierzu) ogłosił, że wybory już przestały być „uczciwe”, bo gdyby były, prezydentem zostałby Rafał Trzaskowski. Teraz

do tej kampanii przyłącza się opozycyjny tygodnik „Newsweek”. I wszystko to zaczyna budzić przerażenie ekspertów, a nawet umiarkowanych zwolenników opozycji, o czym świadczą choćby komentarze w krytycznej wobec rządu „Rzeczpospolitej”.

Tusk jednak nie zwalnia tempa. Logika jest prosta. Jeśli wybory nie mogą być demokratyczne, „demokraci” powinni objąć władzę, nie oglądając się na wynik wyborów. Ich społeczną reprezentatywność poręczy autorytet najwyższy – „międzynarodowa opinia demokratyczna”. Potrzebne są tylko „masowe protesty” na ulicach, by zagranica mogła je poprzeć. Tak było właśnie jesienią 2020 r., w czasie „rewolucji październikowej nad Wisłą”.

W zasadzie to nic nowego. Tusk już szesnaście lat temu jako przywódca opozycji zapowiadał, że „idzie kryzys polityczny, jakiego ostatnie piętnastolecie nie znało”, że „trzeba wyprzedzić uderzenie”, że „kluczowe znaczenie ma to, kto uderzy pierwszy”. Na pytanie, co to wszystko oznacza, czy chce wyprowadzić ludzi na ulice, odpowiadał pytającym go wtedy dziennikarkom: „trzy kropki postawcie” (Monika Olejnik, Agnieszka Kublik, „Dwie na jednego”). Wówczas się powstrzymał, a raczej powstrzymali go współpracownicy. Teraz może więcej, mocniej kontroluje partię i ma większe poparcie zagraniczne. Tym razem może nie skończyć się na pogróżkach. Tym bardziej że ostatnie lata utrwaliły mechanizm licytacji radykalizmu po stronie opozycji, który działa już samoczynnie. Co stanowi mentalną podstawę tej polityki? Odrzucenie własnego społeczeństwa, takiego jakie jest. Oczywiście nie wyborców, którzy mogą dać władzę, ale tych, którzy jej dać nie chcą, tym bardziej jeśli stanowiliby większość.

Taki jest zresztą sens europejskiego federalizmu i praktycznych zagranicznych ingerencji. O Polsce mogą decydować polscy wyborcy, ale w granicach przyzwolenia ze strony wyborców niemieckich, francuskich, holenderskich. To przez nich wybrane instytucje są ostatecznym arbitrem. Władzom Rzeczypospolitej można zaś – jak mówił Tusk przed laty – „wypowiedzieć obywatelskie posłuszeństwo”.

W ramach swej polityki obóz liberalno-lewicowy wykonywał do tej pory wiele groteskowych gestów, jak choćby określanie się jako „opozycja demokratyczna” (przez nawiązanie do ruchu walki o niepodległość i wolność w czasach komunizmu) i zapisywanie do tej „opozycji demokratycznej” Włodzimierza Czarzastego i Roberta Kwiatkowskiego. Jednak im bliżej wyborów, tym mniej śmiesznie wygląda sytuacja. Coraz wyraźniej widać, że mamy do czynienia z obozem, który nie jest w stanie zaakceptować niekorzystnej dla siebie oceny współobywateli. A skoro tak – tym bardziej należałoby się martwić o państwo, jeśli środowiska te przejęłyby władzę.

Marek Jurek

za:www.idziemy.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.