Analizujemy okoliczności, w których odbyło się kolegium Sądu Okręgowego w Warszawie. Włosy jeżą się na głowie
Adam Bodnar ma na ustach frazesy o przestrzeganiu prawa, ale gdy przychodzi do działania, on i jego ludzie nie wahają się tego prawa deptać. W taki właśnie sposób odbyło się kolegium SO w Warszawie.
Ministerstwo Sprawiedliwości w komunikacie z 17 lipca 2024 r. poinformowało o odwołaniu prezes i wiceprezesów Sądu Okręgowego w Warszawie. Było to możliwe, gdyż kolegium Sądu Okręgowego w Warszawie dwa dni wcześniej wyraziło pozytywną opinię w odpowiedzi na wniosek Adama Bodnara o odwołanie władz sądu.
Problem jednak w tym, że kolegium to odbyło się nielegalnie, a w każdym razie przy olbrzymich wątpliwościach natury prawnej. Bodnar bowiem przegrał pierwszą próbę odwołania władz sądu 18 czerwca br. Jeżeli nie uznawał takiej decyzji kolegium, powinien zgodnie z ustawą przeprowadzić procedurę przed Krajową Radą Sądownictwa.
Ale że stosuje on prawo tak, jak on je rozumie i nie uznaje KRS, to na podstawie tych samych przesłanek doprowadził do zwołania kolegium w nowym składzie, gdzie pozostający w większości „sami swoi” zgodzili się z nim, że władze sądu należy odwołać. O tym, że takie działanie naruszyło tzw. powagę rzeczy osądzonej już pisaliśmy. Teraz jednak wgłębimy się w „pracownicze” aspekty tej sytuacji.
Podeptane prawo do obrony swoich racji
Artykuł 27 §4 ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych nie pozostawia wątpliwości, że prezesa lub wiceprezesa można odwołać tylko po jego wysłuchaniu:
Kolegium właściwego sądu wyraża opinię, o której mowa w § 2, po wysłuchaniu prezesa albo wiceprezesa sądu, którego dotyczy zamiar odwołania.
Kiedy 8 lipca p.o. prezesa sądu sędzia Janusz Włodarczyk ogłosił termin „neokolegium” na 15 lipca, część sędziów z władz sądu, którzy mieli być opiniowani, przebywała na dawno zaplanowanych urlopach, także poza granicami Unii Europejskiej, jak i na zwolnieniach lekarskich, w tym takich, które swój bieg rozpoczęły przed 8 lipca.
Żaden z sędziów nie został przymusowo odwołany z urlopu, wobec czego nieobecność ich była całkowicie usprawiedliwiona. Skierowali oni 11 wniosków o zmianę terminu kolegium, czyli w praktyce wniosków o uszanowanie ich praw pracowniczych, wynikających z prawa pracy, ale też z ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych. Ustawowy wymóg wysłuchania prezesa czy wiceprezesa to wszak nic innego, jak rodzaj „prawa do obrony” pracownika. Realizacja takiego prawa stanowi fundament naszej cywilizacji, od poważnych spraw karnych, cywilnych, aż po wysłuchanie dziecka podejrzanego o przeskrobanie czegoś, wbrew woli rodziców.
Brakuje słów parlamentarnych
Nikt jednak nie zamierzał przejmować się takimi detalami. W ramach łaski pańskiej sędzia Janusz Włodarczyk zaoferował prezesom sądów rejonowych i prezes SO oraz wiceprezesom tego sądu możliwość udziału w kolegium za pośrednictwem aplikacji MS Teams.
W związku ze wspomnianym już zapisem ustawowym (art. 27 par. 4 pousp) uwzględnienie wniosków o przełożenie kolegium złożonych przez nieobecnych w usprawiedliwiony sposób sędziów powinno być formalnością. Ale nie w Sądzie Okręgowym w Warszawie pod rządami sędziego Janusza Włodarczyka.
Sędziowie dowiedzieli się, że najpierw wysłuchane zostaną osoby, które były fizycznie na kolegium. Wnioski nieobecnych sędziów, jak się okazało, miały zostać rozpoznane później, już po godzinach urzędowania sądu. Nagle nietypowe godziny pracy przestały przeszkadzać frakcji Adama Bodnara, choć niedawno sama krytykowała dotychczasowe władze sądu, że obradowały zbyt późno.
Rzecz niebywała – sędziowie nie dowiedzieli się, jak ich wnioski zostały rozpoznane. Dowiedzieli się za to za pośrednictwem internetu, że… zostali odwołani.
Owczy pęd resortu przed posiedzeniem TK
Rozmawiamy z byłymi władzami Sądu Okręgowego w Warszawie. A właściwie, z władzami sądu, ponieważ sposób ich odwołania czyni prawdopodobnie tę procedurę bezskuteczną. Co słyszymy?
Miało być przywracanie praworządności, a jest łamanie prawa.
Dlaczego sędziowie zasiadający w składzie Kolegium Sądu Okręgowego w Warszawie wyznaczonym na 15 lipca 2024 r. nie uszanowali praw pracowniczych innych sędziów?
Odpowiedź jest prosta i wskazują ją zresztą sami nasi rozmówcy. 25 lipca 2024 r. Trybunał Konstytucyjny może stwierdzić, że art. 27 Prawa o ustroju sądów powszechnych jest niekonstytucyjny. Tak jak więc Adam Bodnar mógł czekać miesiącami po opublikowaniu apelu „rozgrzanych” sędziów z Iustitii o odwołanie prezesów, choć rzekomo sąd ledwo zipał od złego zarządzania, tak wobec groźby orzeczenia TK wytrącającego narzędzie do czystek z rąk, działania resortu musiały nabrać przyspieszenia. A że bezprawnie – kogo to obchodzi? Tusk oczekuje efektów.
W Polsce jest kilkanaście tysięcy sędziów. W zdecydowanej większości są to ludzie, którzy nie są zainteresowani polityką. Chcieliby normalnie orzekać. Powinni jednak zadać sobie trud zapoznania się z sytuacją w Sądzie Okręgowym w Warszawie. I zadać sobie pytanie, czy możliwe jest normalne orzekanie, jeżeli nadzorujący pracę sądów resort akceptuje, a wręcz patronuje ostentacyjnemu naruszenia prawa, jak to miało miejsce w przypadku podeptania art. 27 pousp podczas kolegium z 15 lipca 2024 r.
Na koniec świadectwo. Jak już zostało wspomniane, jedną z przesłanek odwołania władz sądu miało być jego złe zarządzanie.
Jaki obszar prawny w warszawskim sądzie stawiał w ostatnich latach najwyższe wymagania organizacyjne? Franki. Niezwykły natłok spraw i to o bardzo doniosłym znaczeniu społecznym. Czy „stare” władze nie podołały? Zawaliły? Skompromitowały się? Oddajmy głos obiektywnemu ekspertowi…
za:wnet.fm