Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Stanisław Michalkiewicz - Januszowi Andermanowi rysuję obrazek

W normalnym kraju media raczej relacjonują i komentują spory i polemiki między nurtami i partiami politycznymi, a niekiedy udostępniają swoje łamy, czy antenę przedstawicielom poszczególnych kierunków, by sami się ze sobą trochę pokołowali. W normalnym kraju - ale nie w naszym nieszczęśliwym. Bo w naszym nieszczęśliwym kraju znaczna część dziennikarzy, a w mediach tzw. głównego nurtu to już raczej zdecydowana większość musi być albo konfidentami tajnych służb, albo przynajmniej - wynajętymi agitatorami. Widać to zwłaszcza teraz, kiedy po chwilowej konsternacji spowodowanej stwierdzeniem krakowskich ekspertów, że słowa przypisywane generałowi Błasikowi w rzeczywistości wypowiedział drugi pilot i w związku z tym nie istnieje żaden dowód obecności generała w kokpicie, razwiedka przeszła do tak zwanego „odporu”, mobilizując nie tylko poprzebieranych za dziennikarzy konfidentów w rodzaju sławnej „Stokrotki” z TVN, ale nawet rozmaite ciury, trzymane po redakcjach na łaskawym chlebie.
Oto z jednej strony nikt nie chce się przyznać do wcześniejszego wykrycia głosu generała Błasika, a z drugiej - konfidenci i agitatorzy niemal wychodzą ze skóry, by wmówić swoim czytelnikom, słuchaczom i widzom, że nie tylko nic się nie stało, ale że wszyscy, którzy mają jakieś wątpliwości, to nie tylko durnie, ale i łajdacy. „Stokrotka” na przykład zapędziła się w służbowym zapale tak daleko, że krytykując znienawidzonego Macierewicza za sprzeciwianie się zatwierdzonej wersji smoleńskiej katastrofy, zarzuciła mu nawet i to, że został uhonorowany nagrodą im. papieża Grzegorza Wielkiego. Przy okazji dostało się samemu Grzegorzowi Wielkiemu, którego „Stokrotka” zdemaskowała w „GW”, jako ignoranta i szubrawca. Czytelnikom „Gazety Wyborczej” trudno byłoby się domyślić, dlaczego właściwie tego właśnie papieża obdarzono tytułem „Wielkiego”. Okazało się jednak, że „Stokrotka” po prostu przepisała fragmenty z „Wikipedii” i to w dodatku - niechlujnie, bo przytoczoną tam złośliwą anegdotkę przedstawiła jako wydarzenie autentyczne, świadczące o nieuctwie Grzegorza Wielkiego, który przez współczesnych był jednak bardziej doceniany, skoro poprzedni papież akurat jego mianował swoim ambasadorem w Bizancjum, będącym niekwestionowaną stolicą polityczną ówczesnego świata.
No ale nie wymagajmy zbyt wiele od absolwentki zootechniki, która w ramach wykształcenia domowego mogła podpatrzeć kilka ubeckich tricków stosowanych podczas przesłuchań, dzięki którym bryluje w mediach głównego nurtu jako gwiazda dziennikarstwa. Na widok takiej gorliwości w dawaniu odporu nawet człowiek, któremu dotychczas hipoteza zamachu w Smoleńsku w ogóle nie przychodziła do głowy, zaczyna się zastanawiać i nad taką możliwością - bo czyż w przeciwnym razie urządzano by taką totalną mobilizację, że nie tylko „Stokrotka”, ale i redaktor Stasiński? Róbta tak dalej, to niedługo trzeba będzie składać przysięgi na kalesony Michnika (brrr, fu!), że przyczyną katastrofy był sławny „błąd pilota”.
Bo mobilizacja rzeczywiście musi być totalna, skoro sięgnięto nawet do takich głębokich rezerw, jak obdarzony wprawdzie talentem, ale bardzo małym Janusz Anderman. Najwyraźniej ścisłe kierownictwo „GW”, kierując się zasadą przedstawioną przez Klucznika Gerwazego („gdy wielki wielkiego dusi, my duśmy mniejszych; każdy swego”), zleciło mu zdemaskowanie autorów goszczących na ostatniej stronie „Naszego Dziennika”, a więc m.in. niżej podpisanego. Tedy Janusz Anderman przypisując mi rangę „głównego ideologa” tej gazety, twierdzi ironicznie, jakobym był najlepiej poinformowanym człowiekiem w kraju, bo uważam, że rządzą nim bezpieczniackie watahy, tzn. razwiedka i SB.
Wprawdzie wśród Czytelników, nawet tych, którzy się ze mną nie zgadzają, cieszę się reputacją autora piszącego zrozumiale, ale widocznie nie każdy potrafi czytać ze zrozumieniem, bo Janusz Anderman uznał, że „razwiedka” to wywiad ZSRR. Tymczasem razwiedka, to tajne służby wojskowe, których szefem był w swoim czasie „człowiek honoru”, tzn. generał Kiszczak - o czym wielokrotnie pisałem expressis verbis. Myślałem, że to wystarczy, ale okazuje się, że jemu trzeba jeszcze narysować obrazek. Ale o to mniejsza, bo Janusz Anderman bardzo uważa, oczywiście w żadną razwiedkę nie wierzy i najwyraźniej sądzi, że nasza młoda demokracja, to pełny spontan i odlot - jak w orkiestrze „Jurka Owsiaka”. Zawsze mi się wydawało, że jakiś on mało spostrzegawczy, a zresztą - jak można być spostrzegawczym, będąc na łaskawym chlebie u red. Michnika? Przypuszczam, że cenią tam raczej dyspozycyjność, a jeśli o to chodzi, to jestem pewien, że na red. Andermana zawsze można liczyć.
No dobrze, ale skoro jest u nas taki pełny spontan i odlot, a z drugiej strony - pryncypialna praworządność - to jakże wyjaśnić przyczyny zadziwiającej bezradności prokuratury i Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych wobec Antify, która nie tylko opublikowała w Internecie proskrypcyjną listę „faszystów”, ale otwartym tekstem nawołuje, a nawet zapowiada fizyczne eliminowanie tych osób? Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że prokuratura ma teraz większe zmartwienia, bo o kontrolę nad nią walczą potężne bezpieczniackie watahy i jedni prokuratorzy są po stronie jednej watahy, inni - po stronie drugiej - i tak dale - ale Janusz Anderman przecież w takie rzeczy nie wierzy.
Nawiasem mówiąc, uważam, że ta cała Antifa to po prostu faszyści, którzy wykorzystując niemiecki formalizm, sprytnie zakamuflowali się, a nawet immunizowali na odpowiedzialność karną, występując pod szyldem antyfaszystowskim. Niemcy, jak wiadomo, są bardzo zdyscyplinowani i jak jest rozkaz, by podlizywać się Żydom i tępić faszystów, to nikomu nie dadzą się wyprzedzić ani w jednym, ani w drugim i tępią faszystów wskazanych nieubłaganym palcem przez Antifę całkiem po faszystowsku - ale jak pewnego dnia padnie rozkaz odwrotny, to chyba nikt nie ma wątpliwości, że też nie dadzą się nikomu wyprzedzić? Na razie jednak najciemniej jest pod latarnią i pod antyfaszystowskim szyldem Antify, faszyści niemieccy i tubylczy rozkwitają sobie w naszym nieszczęśliwym kraju. A dlaczego rozkwitają, korzystając z całkowitej bezkarności, mimo oczywistych przestępstw i ostentacyjnego „nawoływania do popełnienia” kolejnych?
Samą protekcją pana red. Seweryna Blumsztajna wytłumaczyć się tego nie da, bo wprawdzie lobby żydowskie jest u nas wpływowe, ale na razie chyba jeszcze nie do tego stopnia? Nie da się tego również wytłumaczyć pochodzeniem niektórych działaczy Antify z zasłużonych, ubeckich dynastii, chociaż w tym miejscu zbliżamy się do właściwego tropu. Bo dla razwiedki taka Antifa to jest prawdziwy dar Niebios w sytuacji, kiedy - kto wie, jak prędko - trzeba będzie przystąpić do fizycznego likwidowania opozycji? Jestem pewien, że szeregi Antify są dokładnie spenetrowane przez konfidentów, którzy będą sterować jej poczynaniami, to znaczy - poczynaniami również tych gówniarzy od red. Blumsztajna, którzy może myślą, że z tym faszyzmem, to wszystko naprawdę - w stronę wyznaczoną przez Centralę.
Janusz Anderman w takie rzeczy też nie wierzy, więc przypominam, że sądownie stwierdzono, iż jedna z „nazistowskich” organizacji w Niemczech była zinfiltrowana i kierowana przez agentów Urzędu Ochrony Konstytucji, a może nawet i przez nich założona. A czyż tubylcza razwiedka pod względem prowokacji jest gorsza od niemieckiej? Takie przypuszczenie byłoby niegrzeczne i ani mi w głowie tak przypuszczać. Wprawdzie za patrona miała Dzierżyńskiego, ale tradycje Jewno Azefa też były i są nadal pielęgnowane. Na razie jednak, to znaczy - na obecnym etapie, w obliczu spodziewanych zadań, Antifa musi okrzepnąć, więc jakże pozwolić by niezależna prokuratura zaczęła ją przetrząsać? Wystarczy, że wydaje Łukaszence białoruskich opozycjonistów, których minister Sikorski futrował dolarami - ale przecież ten skandal to chyba poszlaka, że nie wie lewica, co czyni prawica, nieprawdaż?
Ale Białoruś to jedno, a nasz nieszczęśliwy kraj - to rzecz druga, więc jeśli jest rozkaz, by Antifę na razie oszczędzać, to niezależna prokuratura i GIODO tez musiały dostać stosowne polecenia. W jaki sposób? A czyż może być lepsza transmisja tego rodzaju zadań, niż konfidenci? Byłoby niegrzecznie przypuszczać, że żadna z wodzących się teraz za łby bezpieczniackich watah nie ma agentury w prokuraturze, niezawisłych sądach, czy Głównym Inspektoracie Ochrony Danych Osobowych. Oczywiście nie tylko tam, bo i w konstytucyjnych organach władzy i administracji państwowej i samorzadowej, w kluczowych segmentach gospodarki z sektorem finansowym na czele, no i oczywiście w mediach głównego nurtu - ale w prokuraturze i niezawisłych sądach też. To właśnie dzięki temu nasza młoda demokracja jest taka przewidywalna.
Stanisław Michalkiewicz
Felieton  •  gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)  •  26 stycznia 2012

Copyright © 2017. All Rights Reserved.