Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Jednym miliony, drugim płomienie

Wizja rozwoju gospodarczo-społecznego Polski przyjęta u zarania III RP zaczyna przynosić ponure efekty. Rozwarstwienie społeczne i pauperyzacja, zrujnowane więzi rodzinne i problemy psychiczne Polaków – to cena za liberalizm ery postpolityki. Rządząca partia nie czuje się odpowiedzialna za skutki polityki społecznej, jaką prowadzi na rzecz najbardziej majętnej części Polaków i dla zysków drenujących od lat nasz rynek firm zagranicznych. Zwykły człowiek – tania siła robocza – nie może liczyć nawet na wystarczającą pomoc ze strony własnego państwa. Samopodpalenia to najbardziej rozpaczliwy gest – z pozoru zupełnie jednostkowy, ale w gruncie rzeczy to jedyny widziany przez opinię publiczną znak sprzeciwu coraz słabszych ludzi z podklas społecznych.

Chore społeczeństwo

To idzie bieda i złość! – bieda tym bardziej dokuczliwa, że przegląda się we wciąż rosnącym dobrobycie nielicznych, w poczuciu, że przecież innym się udało, że wokół widać mnóstwo znaków materialnego powodzenia. To zresztą częsty argument dzisiejszych propagandystów sukcesu: przecież ludziom się powodzi. Jednak nikt nie mówi – choć opracowania takie istnieją – jakimi pozamaterialnymi czynnikami Polacy płacą tylko za to, że są w stanie utrzymać się na powierzchni, spłacać choćby kredyt na mieszkanie.

Po pierwsze, jest coraz więcej rozdzielonych rodzin, dzieci na stałe pozbawionych obecności i troski rodziców („wychowywanych" przez media). Po drugie, coraz mniej czasu pozostaje na prywatne życie, niezapełnione obowiązkami zawodowymi, co odbiera możliwość tworzenia mocnych relacji z innymi i owocuje brakiem stałych związków, coraz częstszymi rozwodami, programową samotnością singli. Często stres związany z przeciągającym się czasem pracy (zarówno dobowo, jak w perspektywie miesięcy i lat) skutkuje wzrostem nerwic, chorób wieńcowych, rozlicznymi dolegliwościami psychosomatycznymi. Polacy używają bardzo dużo środków paramedycznych, czyli leków przeciwbólowych. Można wręcz z gorzkim sarkazmem powiedzieć, że nie bez przyczyny na polskich ulicach najczęściej widać banki i apteki: pieniądze i tabletki, tabletki i pieniądze.

Korzenie wyzysku

To wszystko nie dzieje się przypadkiem, jest wynikiem modelu transformacji, jaki przyjęto u zarania III Rzeczypospolitej. Tyle że po latach pewnej prosperity negatywne tendencje znów się wzmacniają. Sojusz „uwłaszczonej nomenklatury" i „sfraternizowanej opozycji" uczynił miliony Polaków bezwolną masą, z którą można zrobić, co się zechce. Na bardzo interesujący ślad dyskusji z tamtego czasu trafiłem w książce „Lech Kaczyński. Biografia polityczna", której głównym autorem jest Sławomir Cenckiewicz. Jeszcze jako prominentny działacz NSZZ „Solidarność" prezydent oceniał w 1990 r.: „Program Balcerowicza może przysporzyć korzyści istotnej, ale mniejszościowej grupie społecznej. Resztę czeka trwała pauperyzacja". Na determinujące to zjawisko kwestie w tym samym czasie zwracał uwagę Jarosław Kaczyński. Nowy system „powstał w drugiej połowie lat 80. przy okazji parcelacji gospodarki przez komunistyczne spółki nomenklaturowe. Wreszcie, niektóre powiązania narodziły się już w okresie solidarnościowym, poprzez kształtujący się nowy biznes. […] Układ realnych powiązań ze starym i nowym systemem musi zostać rozbity. Inaczej państwo nie uzyska sterowności".

Dziś możemy w pełni ocenić, na ile trafne były te oceny, tak wyśmiewane wówczas i dziś przez beneficjentów transformacji. Zauważyłem niedawno na łamach „Codziennej", że Platforma Obywatelska jest postrzegana jako Unia Wolności czasów postpolityki. Dotyczy to nie tylko wejścia w układ, czy wręcz przejęcia jego najbardziej newralgicznych punktów i ośrodków decyzji. Rzecz także w pobalcerowiczowskiej doktrynie społeczno-gospodarczej, nagradzającej establishment kosztem ogółu społeczeństwa, ze zdecydowaną szkodą dla jego najsłabszych warstw, które zyskały najmniejsze korzyści w czasie transformacji. Te grupy najszybciej idą teraz na dno. Fasadowy charakter modernizacji, w którym tak gustuje rządząca partia, ma swoje skutki: igrzyska zamiast chleba, nieopłacalne, ale efektowne stadiony zamiast sprawnej struktury społecznej, której wdrożenie wymagałoby o wiele więcej kompetencji i wrażliwości na realne potrzeby.

Owoce wykluczenia

Jednym miliony, drugim płomienie. Jednym cygara, wina i dziewczyny do towarzystwa w ramach „wydatków reprezentacyjnych", drugim 520 zł zasiłku miesięcznie i substancja łatwopalna rozlana na ciele, wędrówka ognia i okrutna agonia – los Andrzeja Filipiaka. Ta pogarda decydentów rządzącej partii, która ustami milionera Niesiołowskiego wysyła Polaków na szczaw, owocuje najokrutniejszymi skutkami: kolejne samopodpalenia stają się częścią naszego krajobrazu społecznego. Tych kilka przerażających demonstracji niemocy, w czasach gdy rządzi Platforma Obywatelska, rodzi pytania: gdzie są autorytety, gdzie opiniotwórczy publicyści? Nabrali wody w usta, bo to, co się dzieje, nie pasuje do ich opowieści o Polsce.

Żyje się lepiej, żyje się weselej – przekonywał towarzysz Stalin w 1935 r., dwa lata po sztucznie wywołanej klęsce głodu na sowieckiej Ukrainie, która pochłonęła miliony ofiar. Zachowując wszelkie proporcje, utrzymane w podobnym tonie zawołania dzisiejszych propagandystów sukcesu brzmią nie mniej tragikomicznie, jeśli porównać je z faktami. Dane Głównego Urzędu Statystycznego potwierdzają wzrost biedy, rośnie liczba samobójstw wywołanych trudną sytuacją życiową i zawodową. Trzeba ponadto śledzić pilnie statystyki dotyczące niewypłacalności polskich rodzin – choćby z racji zaciągniętych kredytów konsumpcyjnych i hipotecznych, kolejne dane o bezrobociu i liczbie osób decydujących się na emigrację zarobkową.

Jednak strategia władzy się nie zmienia. Gdy niedawno na portalu „Nowego Obywatela" opublikowaliśmy wywiad z senatorem Jerzym Chróścikowskim, znawcą zagadnień polskiej wsi, stwierdził on: „Jeśli spojrzymy na długofalowe programy rozwojowe, sięgające roku 2030, to widzimy, że skupione są one na rozwoju metropolii. Tzw. program polaryzacyjno-dyfuzyjny mówi, że mamy modernizować najpierw centra, a później – rzekomo – przez dyfuzję dobrobyt wielkich ośrodków będzie stymulował rozwój prowincji. Ale to się nie sprawdziło nigdzie w Europie". Te plany pokazują, że Platforma Obywatelska, jeśli utrzyma się przy władzy, nadal będzie wdrażała pobalcerowiczowski, nastawiony na dobrobyt nielicznych program społeczno-gospodarczy.

Jednym przybędzie milionów, drugim – powodów do desperacji. Aż w końcu na „zielonej wyspie" zostanie chyba sam Donald Tusk. A w roli Piętaszka, najpewniej, Stefan Niesiołowski.

Krzysztof Wołodźko
Autor jest publicystą „Nowego Obywatela", portali Plac Wolności i Deon.pl


za:niezalezna.pl (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.