Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Kłamstwo obozowe




Z Piotrem Tarnowskim, dyrektorem Muzeum Stutthof w Sztutowie, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Dlaczego podpisał się Pan pod listem krytykującym prokuraturę?

– Jest to absolutnie nowa jakość w sytuacji, w której polska prokuratura wydaje postanowienie, w którym stwierdza, że zwrot „polskie obozy zagłady” nie wskazuje na to, by zakładali je Polacy. Od wielu lat prowadzone były przez resort kultury czy Ministerstwo Spraw Zagranicznych i podległe mu placówki dyplomatyczne działania, które miały na celu domaganie się w tej kwestii sprostowań. My ze swojej strony, jako dyrektorzy muzeów, również protestowaliśmy przeciwko tego typu sformułowaniom. Nagle inny organ państwa stwierdza, że działania w tym zakresie były tak naprawdę bezpodstawne. Nie chcę komentować kwestii natury prawnej, ponieważ nie mam wystarczających ku temu kompetencji. Chciałbym jednak podkreślić, że pobudką do napisania oświadczenia, zarówno moją, jak i moich kolegów, było wyrażenie żalu z powodu zaistniałej sytuacji i obawy przed wpływem takiego postępowania na przyszłość.

Pana zdaniem, uzasadnienie prokuratury, jakoby sformułowanie „polskie obozy zagłady” „nie miało na celu wskazania, iż obozy takie zakładali Polacy, a jedynie, iż położone one były na ziemiach polskich”, nie wprowadza zamętu?


– Ależ oczywiście. Tego typu argumentacja pojawiała się już wcześniej w publikacjach na temat „polskich obozów koncentracyjnych czy zagłady”. Protestowaliśmy wtedy z tych samych powodów. Dziś zmienił się tylko adresat naszych protestów. Wcześniej była to głównie prasa zagraniczna, dziś polska prokuratura. Stąd nasz niepokój, protestujemy przeciwko tym, którzy używają takich zwrotów i na dodatek uważają za niepotrzebne przeprosiny i wyjaśnienia w tej sprawie. Niech nasze oświadczenie będzie argumentem dla decydentów.

Prokuratura Generalna uznała jednak, że decyzja warszawskiej prokuratury jest „prawidłowa i wydana z poszanowaniem obowiązujących przepisów prawa”.


– Powtarzam, nie moją rolą jest ocena tego, czy należy wytaczać sprawy, czy nie, ponieważ – jak mówiłem wcześniej – nie mam kompetencji prawnych do tego, żeby to określić. Natomiast absolutnie uważam, że użyte przez prokuraturę argumenty są nietrafione, niecelowe, krzywdzące pamięć byłych więźniów, którzy odeszli w trakcie wojny i po niej, jak również tych jeszcze żyjących. Oni uważają się za pokrzywdzonych tą niesprawiedliwą oceną, bo jak inaczej ten zwrot potraktować. Przecież w żad- nym kodeksie nie jest zapisane wprost, że określenie „polskie obozy” jest określeniem prawdziwym. To jest jakaś ocena, która nastąpiła, nie rozumiem podstaw do niej.

Zwrot „polskie obozy zagłady” nie ma takiego statusu jak „kłamstwo oświęcimskie”.

– „Kłamstwo oświęcimskie” odnosi się do negacji istnienia obozów, pieców, komór. Gdyby sformułowanie „polskie obozy zagłady” prawnie zostało rozszerzone na „kłamstwo oświęcimskie”, być może byłoby łatwiej uporać się z tego typu praktykami. Niestety, prokuratura wskazuje, że prawdopodobnie łatwiej nie będzie. Pokładam nadzieję w tym, że orzeczenie jest nieprawomocne, więc mam nadzieję, że trafi do organu kolejnej instancji, który wyprostuje ten fatalny błąd. Liczyliśmy na prokuratora generalnego, jak widać, pozostał jedynie Rzecznik Praw Obywatelskich, do którego również apelowaliśmy.

Do kogo adresują Państwo swój apel o pomoc w zwalczaniu stwierdzenia „polskie obozy zagłady”, na co Państwo liczą?


– To apel do świadomości wszystkich ludzi, w tym oczywiście do ogółu decydentów, by wytworzyła się pewna wrażliwość na problem i temat. Jeżeli zna się temat, jeżeli zna się historię i jej świadków, to nie sposób, żeby komuś przeszło przez gardło stwierdzenie o „polskich obozach”. Myślę, że to jest kwestia szerokiej edukacji i tu nie chodzi o to, żeby operować datami czy jakąś wiedzą statystyczną, ale przede wszystkim o świadomość tego, kto był katem, a kto ofiarą. Ważna jest też oczywiście wiedza o skali zjawiska zagłady obozów koncentracyjnych, jaka miała miejsce. Wtedy nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby uznać zwrot o „polskich obozach koncentracyjnych” jako niekrzywdzący, mający charakter jedynie określenia geograficznego.

Czy młodzi ludzie, którzy odwiedzają takie muzea, mają wątpliwości, kto był ofiarą, a kto katem?


– Lwia część odwiedzających Muzeum Stutthof, w tym grupy młodzieżowe, to są jednak Polacy. Oczywiście prowadzimy stałą współpracę z niemieckim stowarzyszeniem Akcja Znaków Pokuty, mamy wolontariuszy z Niemiec, Ukrainy, wcześniej byli z Austrii. Ci, którzy tutaj do nas trafiają, są dobrze przygotowani do tej lekcji historii, do zetknięcia się z autentyzmem w historycznym miejscu, gdzie dzięki artefaktom przez nas zgromadzonym o wiele łatwiej jest wytworzyć pewną empatię. Nasze doświadczenia wskazują jednak, że statystycznie do odwiedzenia miejsca pamięci przygotowani są w równie dobrym, jak w równie złym stopniu zarówno ci, którzy trafiają do nas z zagranicy, jak i ci z kraju. Chciałbym zwrócić uwagę, że jeżeli mówimy o młodych ludziach, to kluczową rolę odgrywają tu ich wychowawcy, nauczyciele, opiekunowie, bo my mamy ich tu przez 2-3 godziny. To w szkołach powinien odbyć się ich proces edukacyjny i wychowawczy, my zaś będziemy zawsze starali się na dobrym poziomie, we właściwy sposób go wspierać.

Dziękuję za rozmowę.


Piotr Czartoryski-Sziler

za:www.naszdziennik.pl/wp/62795,klamstwo-obozowe.html

***

Pożywka dla „polskich obozów”



Bezkarność niemieckich mediów jest wynikiem zaniedbań polskiego rządu. W listopadzie 2008 r. dziennik „Die Welt” użył w jednym ze swoich artykułów zwrotu „były polski obóz koncentracyjny”. Zdanie, jakie znalazło się w tendencyjnym tekście gazety, brzmiało następująco: „Jedna z izraelskich wycieczek szkolnych miała przy sobie zdjęcie zrobione podczas podróży do byłego polskiego obozu koncentracyjnego Majdanek”. Władze w Warszawie wykazały się biernością. To zachęciło drugą stronę do eskalowania ideologicznej agresji. W sierpniu br. „Rheinische Post” poszedł dalej. Oprócz sformułowania „polskie obozy zagłady” w artykule dodał „polskie getta”. Tak się dziś w Niemczech robi politykę historyczną.

A jaka jest reakcja na ten atak na polskość w samej Polsce? Po zawiadomieniu o przestępstwie na podstawie art. 133 polskiego kodeksu karnego, które złożyli członkowie Związku Polaków w Niemczech „Rodło”, 13 grudnia (znamienna data) Prokuratura Rejonowa dla Warszawy-Mokotowa z braku znamion przestępstwa odmówiła wszczęcia śledztwa. W uzasadnieniu prokuratorzy napisali, że określenie „polskie obozy zagłady” nie miało na celu wskazania, iż obozy takie zakładali Polacy, a jedynie, iż położone one były na ziemiach polskich. Wczoraj stanowisko śledczych potwierdził prokurator generalny Andrzej Seremet. Jak wskazują jednak doświadczenia Polonii amerykańskiej czy kanadyjskiej walczącej z antypolonizmami, w tamtejszych mediach sformułowanie „polski obóz zagłady” oznacza obóz wybudowany przez Polaków.

Oczywiście, doskonale wiemy, że w związku z aktualną plagą antypolskich działań w Niemczech, np. serialu emitowanego w ZDF i na całym świecie pt. „Nasze matki, nasi ojcowie”, autorzy tej propagandy z pełną premedytacją stosują tego typu zwroty, aby po pierwsze, wzmacniać antypolski resentyment, po drugie, aby zakłamywać historię, po trzecie, aby wprowadzać w błąd młodszego czytelnika i widza, w końcu, aby nas publicznie i jawnie upokarzać. Bo sprawcy tych czynów wiedzą, że polskie władze nie zareagują. Podważeniem faktów historycznych wypacza się i zniekształca rolę III Rzeszy, zaś polskie ofiary czyni oprawcami. Dziś Niemcom i Rosjanom wolno wszystko. To my przepraszamy, a prokuratura odmawia wszczęcia śledztwa. Tak jakby nic się nie stało. Być może całe zajście zmroziło śledczych i od sierpnia głowili się, jak wybrnąć z tego politycznego galimatiasu, który nie jest na rękę rządowi Tuska znanemu z „przyjaźni” z kanclerz Angelą Merkel.

Dr Tomasz M Korczynski

Autor jest socjologiem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

za:www.naszdziennik.pl/wp/62798,pozywka-dla-polskich-obozow.html

***

Skandal, ale przestępstwa nie ma


Prokuratura Generalna nie będzie podważać uzasadnienia Prokuratury Rejonowej dla Warszawy-Mokotowa, która z braku znamion przestępstwa odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie użycia zwrotu „polskie obozy zagłady” w jednej z niemieckich gazet.

Prokuratura Generalna w opublikowanym wczoraj specjalnym oświadczeniu uznała, że decyzja warszawskiej prokuratury jest „prawidłowa i wydana z poszanowaniem obowiązujących przepisów prawa”.

– Prokuratura Generalna oświadcza, że określenie „polskie obozy zagłady” jest skandaliczne, niedopuszczalne i zawsze powinno spotykać się z potępiającą reakcją – mówi Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej. Zaznacza jednak, że w takich sytuacjach najważniejsze jest dokonanie prawnokarnej oceny wypowiedzi, szczególnie z uwzględnieniem całokształtu okoliczności jej towarzyszących, w tym motywacji i zamiaru wypowiadającego te słowa.

– Prokuratura ocenia, czy dana wypowiedź została sformułowana celowo, świadomie i z zamiarem znieważenia, czy też wynika np. z ignorancji wobec historycznych faktów, jest efektem niewiedzy bądź słownym lapsusem. Należy przy tym podkreślić, że zawsze słowa takie powinny zostać uznane za niedopuszczalne – tłumaczy rzecznik. Oświadczenie prokuratury to reakcja na apel dyrektorów muzeów na terenie byłych niemieckich obozów, skierowany m.in. do Prokuratora Generalnego, krytykujących warszawskich śledczych za uzasadnienie odmowy wszczęcia śledztwa.

„W poczuciu całkowitej bezsilności wobec rozumowania prokuratury wnosimy do prokuratora generalnego, ministra sprawiedliwości i rzecznika praw obywatelskich o pomoc w zwalczaniu tego znieważającego Polskę i Polaków kłamstwa na temat największej tragedii współczesnej Europy – niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych i zagłady” – piszą dyrektorzy muzeów: Auschwitz, Bełżec, Sobibór, Treblinka, Kulmhof, Stutthof w Sztutowie, Gross-Rosen w Rogoźnicy oraz na Majdanku, wraz z sekretarzem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej.

W ich ocenie, prokuratura w praktyce przyznała rację mediom, które pisząc o „polskich obozach zagłady”, odmawiają zamieszczenia sprostowania i przeprosin, tłumacząc, że chodziło jedynie o geograficzne położenie na ziemiach polskich. „Niemieckie nazistowskie obozy III Rzesza budowała na terenach do niej wcielonych bądź przez nią okupowanych. Nie jest znane historykom istnienie jakiegokolwiek obozu zagłady położonego na ziemiach polskich w czasie istnienia na tych ziemiach polskiej państwowości” – wskazują dyrektorzy, podkreślając, że w prze- ciwieństwie do prokuratury czują się określeniem „polskie obozy zagłady” głęboko znieważeni. Martyniuk tłumaczy, że zgodnie z prawem, użycie tego skandalicznego zwrotu nie oznacza, że w każdym przypadku, niejako automatycznie mamy do czynienia z przestępstwem. – W tej konkretnej sprawie Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów po przeprowadzeniu postępowania sprawdzającego ustaliła, że autor sformułowania „polskie obozy zagłady” nie działał z zamiarem znieważenia Narodu lub Rzeczypospolitej Polskiej. Wskazuje na to również treść całego artykułu, niemającego charakteru znieważającego – tłumaczy Martyniuk.

Prokuratura Rejonowa dla Warszawy-Mokotowa z braku znamion przestępstwa odmówiła w październiku br. wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Uznała, że stwierdzenie to, użyte w niemieckim artykule, nie wskazuje na fakt, że obozy zagłady zakładali Polacy. „Sformułowanie ’polskie obozy zagłady’, choć wyjątkowo niefortunne, nie miało na celu wskazania, iż obozy takie zakładali Polacy, a jedynie, iż położone one były na ziemiach polskich” – napisali prokuratorzy, uzasadniając odmowę wszczęcia śledztwa.

Nie przekonuje to dyrektorów placówek, którzy chcieliby, by prokuratura wycofała się ze swego stanowiska. – Jest ono nietrafione, niecelowe, krzywdzące pamięć byłych więźniów, którzy odeszli w trakcie wojny i po niej, jak również tych jeszcze żyjących – podkreśla w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum Stutthof w Sztutowie.

Piotr Czartoryski-Sziler

za:www.naszdziennik.pl/wp/62797,skandal-ale-przestepstwa-nie-ma.html

***

Cena zniesławienia

Przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Warszawie rusza dziś postępowanie, w którym Stowarzyszenie Patria Nostra wnosi o przymuszenie Telewizji Polskiej do ujawnienia sumy, jaką wydała na zakup niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”.

– Ta rozprawa może przesądzić o tym, czy społeczeństwo dowie się, ile Telewizja Polska SA zapłaciła za prawo do emisji niemieckiego serialu, który szkaluje Armię Krajową – mówi mec. Lech Obara, prezes Stowarzyszenia Patria Nostra.

17 czerwca 2013 r. organizacja społeczna, której głównym celem jest zwalczanie pomówień Polaków w zagranicznych mediach, wystąpiła do Telewizji Polskiej SA o udzielenie informacji, jaką kwotę zapłaciła za prawo do emisji „Unsere Mütter, unsere Väter” oraz jaka dokładnie jest treść umowy w tej sprawie.

Decyzją z 1 lipca 2013 br. odmówiono dostępu do tej informacji. „Po rozpoznaniu wniosku Stowarzyszenia Patria Nostra o wskazanie informacji o wartości wynagrodzenia, jakie zapłaciła Telewizja Polska SA za prawo do emisji serialu ’Nasze matki, nasi ojcowie’ i przekazanie umowy przyznającej TVP SA prawo do emisji ww. serialu odmawia się udostępnienia informacji publicznej” – czytamy w decyzji TVP. Nieudzielenie informacji na temat publicznych środków, które wydano na zakup praw do emisji serialu, ma uzasadniać art. 5 ustawy o dostępie do informacji publicznej. W piśmie twierdzi się, że umowa na zakup tej licencji „posiada dla TVP wartość gospodarczą”, o jakiej stanowi ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji.

Stowarzyszenie Patria Nostra wniosło do TVP o ponowne rozpoznanie sprawy, oceniając, że spółka nie podjęła działań w celu zachowania poufności tych informacji, co ma wskazywać na to, że nadanie statusu „tajemnicy przedsiębiorstwa” nie ma w tym przypadku podstaw. Jednak Telewizja Polska decyzją z 5 sierpnia br. utrzymała w mocy zaskarżoną decyzję i jej uzasadnienie. 5 września 2013 r. Stowarzyszenie Patria Nostra wniosło skargę na powyższe decyzje do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie.

Zapytanie o środki przeznaczone na zakup pozwoleń na emisję serialu Patria Nostra skierowało do TVP w związku ze złożonym w berlińskiej prokuraturze wnioskiem o wszczęcie postępowania karnego w stosunku do twórców „Naszych matek, naszych ojców”. Złożył je Andrzej Olszewski, były żołnierz AK, reprezentowany w sprawie przez adwokatów związanych z Patria Nostra. W zawiadomieniu czytamy: „W filmie polscy żołnierze Armii Krajowej, niesprawiedliwie i niezgodnie z faktami historycznymi, przedstawieni zostali jako antysemici i nacjonaliści”. Znajduje się tam też wskazanie, że film zafałszowuje przyczyny zagłady ludności żydowskiej w Europie Wschodniej.

za:www.naszdziennik.pl/wp/62796,cena-znieslawienia.html

***

Sąd za telewizją

Nie dowiemy się, ile publiczną telewizję kosztował zakup deformującego historię niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”


Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał rację TVP, która odmawia udzielenia takiej informacji, zasłaniając się interesem spółki.

Udzielenia takiej informacji od TVP domagało się olsztyńskie Stowarzyszenie Patria Nostra. – Telewizja publiczna realizuje misję za pieniądze z abonamentu, to nie może być misja realizowana według niemieckiego wzorca – podkreśla Lech Obara, prezes stowarzyszenia. Dlatego stowarzyszenie chciało poznać koszt zakupu praw do emisji niemieckiego serialu. Ale telewizja publiczna dwukrotnie odmówiła jej udzielenia, dlatego sprawa trafiła do sądu, który wczoraj wyraźnie wziął stronę telewizji.

– Ten serial wzbudził duże emocje i dobrze, że telewizja emituje programy, które pokazują inne poglądy, musimy być otwarci na różne światopoglądy, nierzadko niezgodne z naszym interesem – argumentował sędzia Adam Lipiński w uzasadnieniu wyroku odrzucającym skargę stowarzyszenia.

Lipiński podkreślił, że sąd ważył dwa sprzeczne ze sobą interesy, czyli dostęp do informacji publicznej i interes spółki oraz tajemnicę handlową, czym zasłaniała się TVP.

Sąd ważył te dwa dobra, gdzie idą te pieniądze z naszego abonamentu – podkreślił WSA.

Jednak uznał, że telewizja publiczna ma prawo utajnić informację o cenie zakupu serialu.

– Z uwagi na brutalność rynku przedsiębiorstwo ma prawo do ochrony w tym konkretnym przypadku – stwierdził sędzia. – Chodzi o ten konkretny program, mniej lub bardziej oceniony artystycznie – dodał. Zdaniem sądu, TVP musi walczyć z konkurencją prywatną i dlatego w jej interesie leży niepodawanie kosztów poniesionych na zakup niemieckiego serialu.

Obara krytycznie ocenił wyrok WSA i zapowiedział skierowanie sprawy do Naczelnego Sądu Administracyjnego. – Telewizja publiczna to nie jest jakieś forum studyjne, gdzie się przedstawia różne poglądy, ona realizuje konkretną misję publiczną, utrzymuje się z publicznych środków – mówił. – Sąd nie zwrócił uwagi na braki formalne decyzji TVP o odmowie udostępnienia informacji – podkreślił Obara.

Podobnie ocenia wyrok pełnomocnik stowarzyszenia mec. Szymon Topa. – Zabrakło merytorycznego odniesienia się do kwestii braku dokumentów, że ta informacja jest poufna – zaznacza. Sąd co prawda zwrócił uwagę, że zasłanianie się przepisami o nieuczciwej konkurencji jest stosowane jako „pewna furtka ucieczki przed udzieleniem informacji” i jest nadużywane oraz że widać „pewne zaniedbania” w dokumentacji, ponieważ „brak jest pewnych rzeczy formalnych”, a konkretnie nadania klauzuli poufności, ale szybko przeszedł nad tym do porządku dziennego.

Topa wskazywał w swoim wystąpieniu przed sądem, że TVP nie wykazała, że mamy w tym przypadku do czynienia z tajemnicą przedsiębiorcy. – W mojej ocenie, nie zostało wykazane, że to zostało objęte tajemnicą przedsiębiorcy, zgodnie z regulaminem przedstawionym przez TVP, jest ustalona określona procedura, jakie czynności mają być podjęte, żeby dana informacja była objęta tajemnicą przedsiębiorcy. Telewizja sama narzuciła sobie określoną procedurę, niech wykaże, że tą procedurą zostało to objęte – tłumaczy Topa. – Jakiś wyciąg z tego zgłoszenia, z wykazu takich dokumentów – TVP tego nie wykazała, w naszej ocenie nie można tego uznać za tajemnicę przedsiębiorcy – dodaje.

Topa argumentuje, że jeśli nawet uznać, że mamy tutaj do czynienia z tajemnicą przedsiębiorcy, to i tak obywatele mają prawo do informacji publicznej w tej sprawie.

– Nie możemy przyjąć, że automatycznie mamy wykluczony dostęp do informacji publicznej – mówi. Mecenas zaznacza, że chodzi tu o realizację misji publicznej przez TVP, o czym obywatele powinni wiedzieć. – Samo kierownictwo TVP tłumaczyło, dlaczego ten film został wyemitowany, że to się mieści w zakresie misji publicznej – uzasadnia.

– Należy tę ochronę uchylić ze względu na potrzeby wynikające z prawa obywateli do dostępu do informacji publicznej – podkreśla.

Tymczasem TVP nie chce tego uznać i nie udziela informacji, „kierując się złą wolą”.


Zenon Baranowski

za:www.naszdziennik.pl/wp/62900,sad-za-telewizja.html

Copyright © 2017. All Rights Reserved.