Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

"Feministki nie mają pojęcia o płodności kobiet, ale chcą narzucać standardy edukacji seksualnej"



"Feministki nie mają pojęcia o płodności kobiet, ale chcą narzucać standardy edukacji seksualnej" – tak J. Żalek komentuje swój pojedynek z K. Szczuką właśnie na temat edukacji seksualnej w Polsce.

Tematem poniedziałkowego wydania programu "To był dzień, otwarcie" w Polsat News była edukacja seksualna w Polsce. Czy należy ją wprowadzać, a jeśli tak, to według jakiego wzoru? Jaki miałaby mieć ona wymiar? I czy polscy nastolatkowie, którzy mają przecież praktycznie nieograniczony dostęp do informacji, choćby dzięki internetowi w ogóle potrzebują dodatkowej wiedzy na temat seksu i zabezpieczania się przed ciążą? Na te pytania starali się odpowiedzieć Jacek Żalek z Polski Razem Jarosława Gowina oraz Kazimiera Szczuka, kandydatka do europarlamentu z list koalicji Europa Plus/Twój Ruch.

Żalek przez dobre kilkanaście minut próbował wytłumaczyć swojej rozmówczyni oraz prowadzącej, że można mówić o różnych modelach edukacji seksualnej, a znacznie upraszczając można je sprowadzić do dwóch wzorów, czyli edukacji na wzór szwedzki, która ma raczej charakter seksualnego rozbudzania nastolatków i spokojnego przekazywania informacji w stosowanym czasie, co byłoby zbliżone do lekcji wychowania do życia w rodzinie. Jednak pani Szczuka nie była w stanie pojąć różnicy, próbowała wmawiać Żalkowi, że chce on rozpowszechniać jakiś średniowieczny model, w ramach którego matki przekazują dziewczynkom "intymną" wiedzę.

Zdaniem Żalka, istnieje ogromna różnica pomiędzy uczeniem odpowiedzialnego rodzicielstwa a edukacją seksualną, w ramach której uczy się nakładania prezerwatyw na banana. Pani Szczuka próbowała jednak straszyć kościelną edukacją seksualną, która polega ponoć na szerzenie mitów o włosach pomiędzy palcami osób, które się masturbują czy "uwiądzie rodzenia"... Kiedy jednak feministka została zapytana o konkretne przykłady takich skandalicznych sytuacji, była w stanie wskazać jedynie pisma Boya-Żeleńskiego czy film fabularny "Biała wstążka"...

Jacek Żalek próbował także wytłumaczyć, że edukacja seksualna, jak wskazuje przykład różnych krajów europejskich, nie sprawdza się. Wystarczy wspomnieć choćby o Szwecji, w której seksedukacja stoi na bardzo zaawansowanym poziomie, a mimo to odsetek gwałtów czy aborcji w tym kraju jest ogromny. Oczywiście Kazimiera Szczuka odpowiedziała na ten zarzut jedynie stwierdzeniem, że to nieprawda i poseł przytacza nieprawdziwe dane. Na jakie dane powołuje się feministka? Nie wiadomo, bo choć wiele razy mówi o "różnych badaniach" czy "wielu raportach", to nie wskazała nic konkretnego. Szczuka stwierdziła również, że nie ma w Polsce danych na temat aborcji u nieletnich, bo to są "ciemne liczby" i nikt tego nie wie, gdyż dziewczynki, rzekomo przerażone przykładem "Agaty z Lublina" nie przyznają się do tego, że są w ciąży. Żalek przekonywał jednak, że aborcje są w Polsce legalne, więc mamy oficjalne dane z ministerstwa na ten temat.

Trudno ze spokojem oglądać debatę, w której Szczuka co chwila zarzuca Żalkowi mówienie nieprawdy, a sama nie za bardzo potrafi wskazać dowody, na poparcie swoich bądź, co bądź daleko idących teorii. Jednak jeszcze jeden aspekt dyskusji zasługuje na uwagę. Otóż, jak się okazało, panie feministki, które chcą nieść w Polsce kaganek oświaty seksualnej nie mają zbyt zaawansowanej wiedzy w tak podstawowym temacie, jakim są cykle płodne kobiety. Żalek próbował bowiem tłumaczyć, że edukacja seksualna w wydaniu lansowanym np. przez WHO to edukacja odhumanizowana, która pozbawia odpowiedzialności za swoje czyny i uczy, że można wziąć pigułkę i wszystko załatwione. Wtedy pytanie na temat naturalnych metod zapobiegania ciąży zadała posłowi młoda działaczka Twojego Ruchu. Oczywiście, nie zabrakło drwin i szyderstw z mitycznego "kalendarzyka", o którym w ogóle nie należy mówić w kontekście NPR, gdyż nie stosuje się go od dobrych kilku dekad. Dla Szczuki metoda Billingsów czy model Creigthona to jednak i tak odwieczna "watykańska ruletka". Żalek oczywiście udzielił odpowiedzi na pytanie, ile trwają dni płodne u kobiety, ale okazało się, że panie feministki, w końcu specjalistki od stosowania antykoncepcji, mają na ten temat inne poglądy. "Feministki nie mają pojęcia o płodności kobiet, ale chcą narzucać standardy edukacji seksualnej" – skomentował parlamentarzysta. I to właściwie chyba najlepszy komentarz do całej sytuacji.

Marta Brzezińska-Waleszczyk

za:www.fronda.pl/a/feministki-nie-maja-pojecia-o-plodnosci-kobiet-ale-chca-narzucac-standardy-edu

***

Jacek Żalek dla Fronda.pl: Feministki żyją swoimi uprzedzeniami. Ideologiczne zabobony zastępują im wiedzę


Płodność kobiet jawi się jako wróg nr 1. Przemysł antykoncepcyjny tryumfuje. Walka z naturalnym cyklem kobiecej płodności w imię "bezpiecznego" seksu trwa – mówi w rozmowie z Fronda.pl Jacek Żalek.

Portal Fronda.pl: Z zadziwieniem obejrzałam program Polsatu, w którym dyskutował Pan z Kazimierą Szczuką na temat edukacji seksualnej w Polsce. Jak to możliwe, że feministki, którą chcą nam nieść kaganek oświaty seksualnej, nie mają podstawowej wiedzy na temat płodności kobiety?

Jacek Żalek:  Feministki żyją swoimi uprzedzeniami. Ideologiczne zabobony zastępują im wiedzę. Gdyby chciały poznać tajemnicę i piękno płodności człowieka, to nie dążyłyby do jej ujarzmienia i odrzucenia. Problem zacietrzewionych feministek polega na tym, że walczą z seksualnością, która rządzi się odwiecznymi prawami natury. Robią to na dwa sposoby.

O jakich sposobach Pan mówi?

Po pierwsze, nie uznają prawa do życia dziecka poczętego. Nie traktują poczęcia jako momentu powstania życia człowieka. Odrzucają ten podstawowy fakt, w związku z czym nie dziwi, że odrzucają reguły naturalnej płodności. A to wiąże się z drugim założycielskim mitem lewicowego feminizmu, czyli konieczności walki płci w imię opacznie pojętej wolności i równości kobiet. W tej perspektywie płodność kobiet jawi się jako wróg nr 1. Przemysł antykoncepcyjny tryumfuje. Walka z naturalnym cyklem kobiecej płodności w imię "bezpiecznego" seksu trwa. Nie zmienia to faktu, że kobieta, jeżeli chce, potrafi bez większego problemu rozpoznać objawy swojej płodności. Oczywiście, wymaga to pewnego trudu, cierpliwości, a przede wszystkim systematyczności w obserwacji własnego organizmu. Płodnością rządzą podstawowe prawa biologiczne a nie ideologiczne i nie trzeba być specjalistą, żeby umieć je rozpoznać.

Kazimiera Szczuka po wysłuchaniu pańskiej odpowiedzi na pytanie o dni płodne uznała jednak, że nie ma Pan wiedzy na ten temat.

Zazwyczaj w debacie na tematy światopoglądowe, gdzie liczą się bardziej przekonania niż rzeczowe argumenty, strony obstają przy swoim zdaniu. W programie Polsatu doszło do kuriozalnej sytuacji. Feministki za wszelką cenę chciały podkreślić, że tylko one mają stosowne kompetencje, by wypowiadać się o sprawach kobiecych. O dziwo, same nie znały odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie.

To Pana dziwi?

Zastanawiające jest to, skąd u feministek błędne przekonanie na temat płodności kobiet. Okazuje się bowiem, że funkcjonuje bardzo wiele mitów na ten temat, rozpowszechnianych głównie przez propagatorów antykoncepcji.

Jak więc jest z tymi dniami płodnymi?

Do zapłodnienia w danym cyklu może dojść tylko w okresie 24 godzin, bo tyle trwa owulacja, czyli okres od uwolnienia komórki jajowej do jej obumarcia. Natomiast plemniki w dogodnych warunkach, czyli w płodnym śluzie przed owulacją mogą przeżyć aż 72 godziny. To oznacza, że  stosunek płciowy trzy dni przed owulacją może skutkować zapłodnieniem. Stąd przyjmuje się, że takie trzy do czterech dni w cyklu kobiety mogą doprowadzić do zapłodnienia i oznacza się je jako dni płodne.

Skąd więc mit o dziesięciu dniach płodnych?

Część ginekologów, z uwagi na nieumiejętność precyzyjnego wyznaczenia jajeczkowania, rozszerza okres wstrzemięźliwości przed i po dniach płodnych po to, by dać kobiecie większą gwarancję, że nie zajdzie w ciążę. Lekarze patrzą na to zagadnienie z różnych perspektyw, także skrajnych (jak się okazuje, czasem nawet sterylizacja nie daje stuprocentowej pewności), więc   zalecają unikanie współżycia w czasie niepłodnym przed i po owulacji na wypadek przyspieszenia lub opóźnienia jajeczkowania. Niewykluczone, że wynika to z faktu, iż wmawia się kobietom, że ciągłe zagrożenie zajścia w ciąże jest tak wielkie, że lepiej przyjmować antykoncepcję, która da większą gwarancję uniknięcia poczęcia.

Jak Pan dziś ocenia kompetencje feministek w tej materii?


Niestety nie tylko u feministek pokutuje brak podstawowej wiedzy na temat możliwości  zapłodnienia. Poczęcie jest możliwe jedynie w czasie 24 godzin owulacji komórki jajowej w wyniku połączenia z plemnikiem, który w organizmie kobiety może przetrwać do 72 godzin. To powszechna wiedza z zakresu biologii i nie trzeba być ginekologiem, by ją posiadać. Uprzedzenia feministek wobec kobiecości, wobec płodności, wobec praw natury prowadzą do stawiania przez nie na piedestale tego, co godzi w istotę godności kobiety: antykoncepcję, aborcję, agresję. Feministki, wypierając się swojej płodności nie są w stanie przyjąć do wiadomości elementarnych zasad biologii. Biologia nie jest kwestią przekonań. Natura ma swoje prawa, które nie podlegają naszym uprzedzeniom. Możemy ją zgłębiać, ale nasze odmienne zdanie na jakiś temat nie zmieni faktu, że do zapłodnienia może dojść jedynie w ciągu 24 godzin jajeczkowania po odbyciu stosunku płciowego najpóźniej 3 dni przed owulacją. Moment owulacji nie jest jednak stały, więc niektórzy ginekolodzy zalecają rozszerzenie okres unikania seksu na dni nie płodne. Nie znaczy to jednak, że okres wstrzemięźliwości seksualnej w celu uniknięcia poczęcia dziecka jest równoznaczny z dniami płodnymi. Trzeba pamiętać, że tylko 3 - 4 dni w cyklu kobiety to dni potencjalnie płodne, pozostałe dni w oczywisty sposób są dniami niepłodnymi.

Czy feministki zaklinają rzeczywistość, by budować swoje uprzedzenia na propagandzie skuteczności antykoncepcji?

Chodnik dla pieszych jest pasem ruchu drogowego, co nie znaczy, że samochód może jechać również po chodniku dla pieszych. To, że daje się taki duży margines bezpieczeństwa, nie jest równoznaczne z tym, że kobieta ma jedną trzecią miesiąca dni płodnych! Trzeba mieć jednak na uwadze, że różnego rodzaju czynniki, jak choroba, stres czy zmęczenie mogą spowodować zmiany w cyklu i przyspieszyć lub opóźnić owulację. Stąd ten duży margines bezpieczeństwa, jaki wskazują niektórzy lekarze w celu uniknięcia odpowiedzialności za poczęcie dziecka. Jeżeli jednak samochód znajdzie się na chodniku, czyli na pasie ruchu drogowego, to nie znaczy że porusza się prawidłowo. Antykoncepcja, która jak walec drogowy dewastuje gospodarkę hormonalną kobiety, wyklucza dbałość o precyzję diagnozy lekarskiej i szacunek do naturalnych mechanizmów płodności kobiety.

Czy to znaczy, że lekarze dzisiaj stoją na straży interesów koncernów farmaceutycznych, a nie pacjentek?


Rzeczywiście, dziwnie się składa, że lekarze stosujący antykoncepcję - w celu uniknięcia zajścia w ciąże - oraz lekarze wykonujący zabiegi in vitro, nie potrafią dokładnie określić okresu płodnego u kobiet. Natomiast lekarze leczący przyczyny bezpłodności metodami naprotechnologii nie mają z tym żadnego problemu.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk

za:www.fronda.pl/a/jacek-zalek-dla-frondapl-feministki-zyja-swoimi-uprzedzeniami-ideologiczne-zabobony-

Copyright © 2017. All Rights Reserved.