Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Rodacy, którzy nienawidzą krzyża

Nie trzeba być katolikiem, by rozumieć, że wiara rzymskokatolicka i Kościół rzymskokatolicki są niezbywalnymi elementami krajobrazu w archipelagu polskości. Planowa i konsekwentna walka z Kościołem, której celem jest wyrugowanie go z przestrzeni publicznej, jest w gruncie rzeczy walką z polskością. W takiej właśnie w istocie antypolskiej kampanii specjalizuje się „Gazeta Wyborcza”.

Dziennik Adama Michnika z uporem godnym lepszej sprawy tępi Kościół, często pod pozorem troski o jego jakość i wierność chrześcijańskim ideałom. Kolejną odsłonę tego przedstawienia mieliśmy okazję obserwować kilka dni temu, kiedy „Wyborcza” opublikowała artykuły dotyczące rzekomego problemu księży, którzy pełnią posługę duszpasterską w instytucjach państwa polskiego, otrzymując za to wynagrodzenie.

Przy okazji analizy czerskiego ataku na państwowe wsparcie chrześcijaństwa warto przypomnieć, że organ Michnika powstał przy udziale pieniędzy państwowych, na mocy ustaleń Okrągłego Stołu. Każdy Polak, który teoretycznie był współwłaścicielem dóbr państwowych PRL-u, po prostu dołożył się do michnikowskiego biznesu. Miała to być gazeta, będąca głosem całej solidarnościowej opozycji. Jak się stało – wszyscy wiemy. Jeżeli więc dzisiaj słuchamy jakiegoś kapelana czerskiego Kościoła – np. Ewy Siedleckiej – która peroruje o „boskich etatach” i „ludzkich słabościach” – miejmy świadomość, że mamy do czynienia z hipokrytą, który może się wypowiadać na łamach „Gazety Wyborczej” dzięki dawnej hojności wszystkich Polaków (których oczywiście nikt o zgodę nie pytał). Ale też dzięki hojności aktualnej – stałym donatorem tego tytułu jest przecież skarb państwa, zamieszczający tam liczbę reklam (często pełnostronicowych) przyprawiającą o zawrót głowy. Wróćmy jednak do meritum.

Co ich boli?


Wspomniana już Ewa Siedlecka swój resentyment wyraża wprost: „Efektem [forsowania przez Kościół swoich racji – J.P.] jest m.in. właśnie etatyzacja posługi duszpasterskiej, niemożność wprowadzenia wychowania seksualnego do szkół i uporządkowania nauczania etyki czy prawo każdego urzędnika do powieszenia krzyża nad swoim miejscem urzędowania (symbol innej religii wisieć nie może, nie z powodu prawa, ale obyczaju)”.

Cóż jest złego w tym, że w państwie, w którym większość obywateli stanowią katolicy, przestrzeń publiczną organizuje się tak, by uwzględnić ich interesy?

Siedlecka nie może argumentować, że takie rozwiązanie jest nienowoczesne, bo nie istnieje coś takiego, jak jeden obowiązujący model nowoczesnego państwa. W dzisiejszej Europie są kraje, w których niektóre religie mają wręcz status państwowych – tak jest w Finlandii, w której Kościoły luterański i prawosławny są pod opieką państwa i są zwolnione z podatków, czy choćby w Norwegii, w której zwierzchnikiem Kościoła Norwegii jest król. Przykłady te, choć oczywiście nietypowe, zadają kłam twierdzeniom różnych pupilków Czerskiej w rodzaju Palikota, którzy sugerują, że państwo, w którym religia nie jest sprawą prywatną, jest rodem ze średniowiecza.

Bilans dla ateisty


Dla każdego trzeźwo myślącego niewierzącego, wolnego od uprzedzeń, jest oczywiste, że kapelan w instytucjach państwowych pełni funkcję analogiczną do roli psychologa, tyle że pomagając innym, działa zgodnie ze spójną i konkretną wizją człowieczeństwa i moralności (czego nie ma w wypadku psychologii). Jeżeli jego praca przynosi pozytywne efekty – czyli zwiększa szczęście ludzi – to trudno zrozumieć, w czym tkwi problem, że jest płatna. W tym, że ksiądz na szyi nosi koloratkę?

Pamiętam rozmowę z koleżanką, specjalistką od psychologii klinicznej, która pytana o pracę psychologa w szpitalu powiedziała, że w gruncie rzeczy jako osoba młoda, z małym jeszcze bagażem doświadczeń, nie wie, co mówić staruszkom czekającym na śmierć. Jej działanie sprowadzało się do wysłuchiwania tych ludzi – taką moc miała w tym wypadku nauka zwana psychologią. Podejrzewam, że dziennikarze „Wyborczej” nie widzą problemu w licznych etatach psychologów w państwowych instytucjach. Czy jednak są w stanie przyjąć do wiadomości, że w wielu wypadkach to właśnie ksiądz z powodu swojej wiary i wiary jego „klienta” może pomóc mu skuteczniej?

Rękojmia wolności


Siedlecka w powyższym cytacie sugeruje także jakiś rodzaj opresji kulturowej z powodu mocnej pozycji Kościoła. Warto jednak zauważyć, że nikt jej na siłę do kapelana nie wysyła. Jeżeli ma dzieci – nikt ich także nie wysyła siłą na religię. Czymś innym natomiast jest wspomniana przez nią edukacja seksualna, która według „Wyborczej” powinna być przecież obligatoryjnym punktem w programie kształcenia. Każdy miłośnik wolności, oceniając zagrożenia gwałtu na prawach rodzica, musi się zgodzić, że czymś gorszym jest przymusowa indoktrynacja dziecka wiedzą z zakresu praktycznej seksualności niż np. „okienko” niewierzącego dziecka w czasie zajęć z powodu lekcji religii jego kolegów. Z tej perspektywy można się nawet zgodzić z Siedlecką, że obecność księży czy katechetów w szkole stanowi pewnego rodzaju psychologiczną zaporę przeciwko libertynizacji obyczajów w oświacie. I chwała Bogu!

Jakub Pilarek

Całość artykułu w "Gazecie Polskiej Codziennie" z 13 08    


za:niezalezna.pl/58295-rodacy-ktorzy-nienawidza-krzyza

Copyright © 2017. All Rights Reserved.