Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Zbawcza wartość obcych religii – postępowy teolog w oparach absurdu



„Istnieje wiele dróg zbawienia, które zna tylko Bóg. Stad mój apel: nie spierajmy się o pełnie prawdy i środków zbawienia. Bóg ma ich więcej, niż nam się wydaje” - oto apel o. Wacława Hryniewicza OMI. Według modernistycznego teologa inne religie mają wartość zbawczą, a ich twórcy „działali z Boskiej inspiracji”. Oto niemal dokładna odwrotność katolickiej Tradycji głoszącej jedynozbawczość Chrystusa.  

Według Misjonarza Oblatów Maryi Niepokalanej, Objawienie Chrystusa było pełne na ile to możliwe w historii, jednak nie stanowiło „pełni eschatologicznej”. Innymi słowy podczas ziemskiego bytowania nie możemy wszystkiego o Bogu wiedzieć – trzeba nam poczekać na czasy ostateczne. Takie tezy publikuje on na portalu deon.pl, w tekście pod znamiennym tytułem: „Katolik nie ma monopolu na prawdę”. Wydaje się to być zgodne z nauką Kościoła i Biblii (1 Kor 13,9.12), jednak o. Hryniewicz wylewa przysłowiowe dziecko z kąpielą.

Jego zdaniem nasza wiedza o sprawach religii jest w doczesności na tyle skromna, że nie możemy nawet wyrokować o absolutnej prawdziwości żadnej wiary. „Trzeba zrezygnować´ z pretensji do posiadania prawdy absolutnej z tej racji, że eschatologiczna pełnia Objawienia w Chrystusie nie może stać´ się? w adekwatny sposób udziałem ludzi żyjących w czasie i historii”, pisze o. Hryniewicz w opublikowanym na deon.pl fragmencie książki „Wiara rodzi się w dialogu”. Teolog zarzuca Kościołowi katolickiemu i niektórym innym wspólnotom chrześcijańskim, że zachowują? się tak, jakoby „żyły już˙ w stanie pełnego oglądania prawdy, a nie w stanie wiary i pielgrzymowania ku Rzeczywistości Ostatecznej”. Przejawem takiego zachowania jest rzekomo właśnie przekonanie o istnieniu absolutnej prawdy.

Sęk w tym, że rozdziału między obecną wiarą w Boga, a przyszłym Jego oglądaniem „twarzą w twarz” nie rozumiano nigdy jako argumentu przeciwko istnieniu absolutnej prawdy. Wszak Jezus Chrystus nie tylko głosił prawdziwe nauki, ale też potwierdził, że sam jest Prawdą ( 14,6). Poniekąd przyznaje to sam o. Hryniewicz twierdząc, że „pierwsi wyznawcy Chrystusa nie głosili bynajmniej, iż˙ jest On jednym pośród innych zbawców, różniącym się? od nich tylko zakresem swego oddziaływania i wpływu na ludzkie losy”.

Zakonnik deklaratywnie się z tym zgadza, jednak stara się, w karkołomny sposób pogodzić prawdę o Chrystusie jako jedynym Zbawicielu z krytyką roszczeń chrześcijan do posiadania prawdy absolutnej. „Pełnia Objawienia Boga w Chrystusie jest pełnia? historyczna?, możliwa? do asymilacji dla świadomości ludzkiej, ale nie pełnia? ostateczna?”, pisze. Żadna religia, w tym chrześcijaństwo, nie może dotrzeć do pełni absolutnej, gdyż jest ograniczona ludzką świadomością.

Obce religie źródłem zbawienia?

Te pokraczne argumenty służą do uzasadnienia jawnie już heretyckiej tezy o innych religiach jako alternatywnych drogach do zbawienia. Wierzenia te są wedle teologa nie tylko dopuszczone, lecz i akceptowane przez Boga. „Inne religie są? autonomicznym i suwerennym darem Boga, niejako dodatkowym w stosunku do tego, co dokonało się? w Chrystusie”, twierdzi modernistyczny autor „Wiara rodzi się w dialogu”.

Gdyby twierdzenie to było słuszne, to pozbawiałoby sensu I Przykazania Dekalogu. Skoro inne religie również pochodzą od Boga, to w oddawaniu czci obcym bożkom nie byłoby nic zdrożnego. Po cóż pierwsi chrześcijanie narażali życie odmawiając okadzenia cesarza, skoro mogli uznać za Wacławem Hryniewiczem rolę „innych zbawczych tradycji i religijnych postaci”? Skoro, jak twierdzi zakonnik „inne religie są różnymi drogami zbawienia dla ich wyznawców”, to czyż kult cezara nie mógł stanowić takowej drogi dla Rzymian?

Ujęcie postępowego zakonnika pozbawia ponadto sensu znaczną część Starego Testamentu opisującą zmagania natchnionych proroków z ich niewiernymi rodakami czczącymi bałwany. Teolog aprobuje w zasadzie kult demonów, bo tym właśnie są zgodnie z Psalmem 95 pogańskie bóstwa.

Autor „Wiara rodzi się w dialogu” deklaruje wiarę w prawdę o jedynozbawczości Chrystusa, a jednocześnie przekonuje, że „Boski Logos może oświecać´ także inne zbawcze postacie, a Boży Duch inspirować´ je, aby stały się znakami zbawienia dla swoich wyznawców, zgodnie z całym Boskim planem zbawienia ludzkości”. Przypuszczalnie chodzi tu o postaci takie jak Budda czy Mahomet. W sugestii o ich inspiracji przez „Boski Logos” może jednak kryć się bluźnierstwo. Czyż nie jest bluźnierczą sugestia jakoby Bóg już po swoim ostatecznym objawieniu (które jak twierdzi sam o. Hryniewicz dokonało się w Chrystusie, na tyle na ile to było możliwe w doczesności) inspirował ludzi aprobujących grzech? Wystarczy tu powiedzieć o Mahomecie akceptującym poligamię (Koran, 4:3) czy mordowanie (Koran 9,5).

Przekonanie o jakiejś zbawczej wartości innych religii i Boskiej inspiracji ich twórców kłóci się ponadto z rozumem, a konkretnie z zasadą niesprzeczności będącą od czasów Arystotelesa fundamentem logiki. W jaki sposób od jednego i prawdomównego Boga może pochodzić jednocześnie przekonanie o zakazie mordowania i jego nakazie? O konieczności monogamii i akceptacji poligamii? O najwyższym szczęściu jako o zjednoczeniu z Bogiem oraz jako o buddyjskiej pustce – Nirwanie? Skoro różnice są tak fundamentalne to na czym polegać ma ich Boska inspiracja twórców niechrześcijańskich wierzeń? W najlepszym razie jest ona niewiele większa od tej obecnej u zwykłych pogan starających się odczytać prawo naturalne. To zbyt mało, by mówić o zbawczej wartości twórców obcych religii.

Nowe, wspaniałe chrześcijaństwo

Poglądy o. Hryniewicza nie znajdują więc uzasadnienia ani w Piśmie Świętym ani w ludzkim rozumie. Trudno za przekonujący uznać argument jakoby „sam Bóg odsłonił i zaaprobował te (niechrześcijańskie przyp. red.) drogi w ciągu historii ludzkości”. Historyczne trwanie czegoś oznacza, że Bóg dopuszcza jego istnienie, ale nie musi bynajmniej świadczyć o aprobacie.

Wydaje się, że autor „Wiara rodzi się w dialogu” motywowany jest pragnieniem poprawienia chrześcijaństwa. To bardziej lub mniej uświadomione pragnienie wielu zachodnich postępowców. Nie zadowala ich chrześcijańska równość przed Bogiem, więc dążą do absolutnej równości ekonomicznej. Nie wystarcza im wolność od grzechu i niewoli, więc dążą do wolności dla realizacji wszystkich kaprysów. Nie zadawala ich braterstwo wiernych, więc dążą do zlikwidowania wszelkich granic i do jedności lekceważącej prawdę.

To ostatnie pragnienie „Boga prawdziwie ekumenicznego, Boga dla wszystkich bez wyjątku” wydaje się być źródłem błędów o. Hryniewicza. Niestety, proponowana przez progresistę rezygnacja „z pretensji do posiadania prawdy absolutnej” oznacza rezygnację z samego Chrystusa- Prawdy (J 14,6) i jedynego Zbawiciela (Dz 4,12).

Źródło: Biblia Tysiąclecia / W. Hryniewicz „Wiara rodzi się z dialogu” / deon.pl

Marcin Jendrzejczak

za: http://www.pch24.pl/zbawcza-wartosc-obcych-religii---postepowy-teolog-w-oparach-absurdu-,40985,i.html

***

Cywilizacji Zachodu nie stworzył "dialog międzyreligijny", ale ukazywanie Blasku Prawdy


Może warto nieco zmodyfikować formułę „Dnia Islamu” i zmienić go na przykład na „Dzień Konwertytów z Islamu”? Wszak celem każdego dobrze pojętego dialogu jest dotarcie do prawdy.

Od 2001 roku z inicjatywy Episkopatu organizowany jest w Polsce „Dzień Islamu”. Słyszymy w rozmaitych oficjalnych enuncjacjach, że ma on służyć – podobnie jak inne tego typu przedsięwzięcia –pogłębianiu dialogu międzyreligijnego i wspieraniu tolerancji oraz „ducha ekumenizmu”. No cóż, można powiedzieć, iż gdyby Kościół pierwszych wieków w ten sposób podchodził do przekazanego mu przez Chrystusa nakazu misyjnego, kalendarz miałby wypełniony rozmaitymi Dniami - czy to Dniem Mitry, Dniem Gnozy, czy też ewentualnie Dniem Maniego. Wszystkie te Dni układałyby się w kolejne Tygodnie (np. Tydzień Modlitw o Jedność z Arianami - nie o ich nawrócenie). To pięknie, tyle, że narody – począwszy „od Judei i Samarii, aż po krańce ziemi” – nie usłyszałyby radosnej, bo zbawczej Nowiny o Bogu w Trójcy Świętej, obecnym wśród nas „aż do skończenia świata”.

Skoro jednak sensem „Dnia Islamu” jest dynamizowanie dialogu religijnego z islamem, warto zapytać o jego realne podstawy. Przecież w sprawie najważniejszej, to znaczy w odniesieniu do wizji Boga w chrześcijaństwie i islamie, nie jest możliwa zgoda. Muzułmanie odrzucają przecież istnienie Trójcy Świętej – rdzeń wiary chrześcijańskiej.

A może w „Dniu Islamu” chodzi o zwrócenie uwagi na pewną wspólną płaszczyznę, gdzie chrześcijaństwo może spotkać się z islamem, tj. na gruncie odpierania kolejnych ataków wojującego sekularyzmu? Również nie. Przynajmniej historia ostatnich „Dni Islamu” na to w żaden sposób nie wskazuje. Raczej potwierdza ona smutny stan rzeczy, tzn. próbę wykorzystania tej okazji do promowania politpoprawnej wizji mahometanizmu.

Tymczasem ciężką rękę „religii pokoju” odczuwają miliony chrześcijan – od Nigerii po Indonezję, gdzie jak wskazują coroczne raporty światowych organizacji monitorujących współczesne prześladowania, są oni poddawani rozmaitym represjom: od społecznego wykluczenia po fizyczną eksterminację. Najczęściej zresztą różnorodne formy represji są stosowane równocześnie.

Może warto w tym kontekście nieco zmodyfikować formułę „Dnia Islamu” i zmienić go na przykład na „Dzień Konwertytów z Islamu” jako przejaw udanego dialogu międzyreligijnego chrześcijańsko-muzułmańskiego. Wszak celem każdego dobrze pojętego dialogu jest dojście do prawdy. Nie ma natomiast większego sukcesu jak dojście do Tego, który o sobie mówił, że „jest Drogą, Prawdą i Życiem”.

Przy tej okazji można by zwrócić uwagę na dramatyczną sytuację muzułmańskich konwertytów na chrześcijaństwo w ich ojczystych krajach. Odrzuceni nie tylko przez społeczeństwo, ale również przez własne rodziny, żyją oni w ciągłym zagrożeniu życia.

Na razie takie wizje można potraktować jako pobożne życzenia. Nie mam bowiem złudzeń co do tego, że obecnie „Dzień Islamu” jest częścią szeroko rozbudowanego „przemysłu dialogu”, który ma swoje papieskie rady, komisje na poziomie episkopatów krajowych, ma swoje sekretariaty, czasopisma i regularnie odbywane międzynarodowe konferencje życzliwie traktowane przez medialny mainstream.

Co ma do zaoferowania - poza zwietrzałą solą politycznej poprawności - przybywającym na Stary Kontynent setkom tysięcy muzułmańskich imigrantów taki „przemysł dialogu”, który gorszy się na samo słowo „nawracać”? Często słyszymy, że napływ do Europy tak zwanych uchodźców jest także szansą dla Kościoła na „ubogacenie się”. Marne to wzbogacenie jeśli przybyszom w imię „dialogu” odmawia się nawet ukazania wspaniałego „blasku prawdy” (Veritatis Splendor). To tak, jakby Kościół w V i VI wieku po Chrystusie, w epoce wielkiej wędrówki ludów urządzał Dzień Wizygoty, Dzień Franka lub Dzień Gota, zamiast tego, co rzeczywiście uczynił, czyli ofiarowania tym ludom możliwości realnego ubogacenia się w Blasku Prawdy. Cywilizacji Zachodu nie stworzył „dialog międzyreligijny”, ale nawracanie do Tego, który jest Prawdą.

Grzegorz Kucharczyk

za: http://www.wieden1683.pl/news/cywilizacj-zachodu-nie-stworzyl-dialog-miedzyreligijny-ale-ukazywanie-blasku-prawdy/

Copyright © 2017. All Rights Reserved.