Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Barbara Wodzińska - HISTORIA WIARĄ I NADZIEJĄ PISANA

Historia Polski znaczona jest nieustanną nadzieją: „że tym razem”, mimo jednego pasma tragedii, że „tym razem” wywalczymy naszą niepodległość. „Tym razem”, to był i czas walk zbrojnych, i czas zmagań intelektualnych.


Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie,
Z skarbu wiecznego miłościwej łaski!
Tysiącletnie dałeś panowanie
Ubrane w śnieżne, przechrześcijańskie blaski
Nadeuropejskiej cnoty! Twego Syna
Dałeś nam pierwszym w świeckie wpoić dzieje –
Z Polski – Ojczyzna w przeszłości jedyna,
Co z piersi miłość, a nie rozbój sieje;
Co mieczem – tylko świat ewangeliczy,
Gardzi grabieżą – nie garnie zdobyczy –
Spaja się z braćmi – a dumnych roztrąca,
Lecz i tych tylko w jawnym świetle słońca!
Teraz gdy już rozgrzmiał sie już sąd Twój w Niebie
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami,
Daj nam, o Panie, świętymi czynami
Wśród sądu tego samych wskrzesić siebie

***

Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie!
Gdyśmy zstąpili z życia Kapitolu
W porozbiorowej doliny otchłanie,
Zmarłych żywymiś trzymał na walk polu!
Choć nas nie było, przecieśmy bywali
Ponadgrobowo – choć w grobie złożeni –
Na pobojowiska każdego przestrzeni,
Z orłem ze srebra i szablą ze stali
Do serc, wsmętnionych w cierpienia czyścowe
Wlewałeś bicie, wśród nicestwa, nowe –
Wiecznieś nas kąpał w jakiejś dziwnej cnocie,
Niby z nas trupy – a duchy w istocie,
Co elektrycznych nadziemnych strumieni,
Wszystkieś zgromadził wokół naszych cieni
By nam wstającym z mogiły,
Na wstyd Europie – ciało uskrzydliły!
Teraz, gdy rozgrzmiał się już sąd Twój w Niebie
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami,
Daj nam, o Panie, świętymi czynami
Wśród sądu tego samych wskrzesić siebie!
Zygmunt Krasiński, Psalm Nadziei

(podkr. B.W.)

Teraźniejszość z przeszłości wyrastać powinna

Historia rozpisała już wiele ról na scenie dziejów naszego Narodu. Bohaterowie, patrioci, powstańcy, wodzowie, żołnierze, partyzanci, więźniowie, wygnani, przedstawiciele wszystkich stanów, w różnym stopniu i na różne sposoby bronili Polski – w wyznaczonych przez czas naszych dziejów redutach – bronili tego, co nasze polskie, za co warto oddać czas, poświęcenie, życie.
Historia Polski znaczona jest nieustanną nadzieją: „że tym razem”, mimo jednego pasma tragedii, że „tym razem” wywalczymy naszą niepodległość. „Tym razem”, to był i czas walk zbrojnych, i czas zmagań intelektualnych.
Dowodem zmagań, zakończony intelektualnym zwycięstwem, dla przykładu, była uchwalona w 1791 roku, pierwsza w Europie a druga na świecie Konstytucja.

Nie spełniły się nadzieje pokładane w Konstytucji. Lecz pozostała ona pamiętnym zapisem, do których z nadzieją wracamy do dziś. Wracają pamiętne słowa Papieża Piusa VI, który
w liście do Stanisława Augusta napisał: Trudno zaiste uwierzyć, z jaką radością przyjęta
od Nas ta wiadomość, i jak wielką czynimy sobie otuchę, że Naród polski, Naród od Nas tak mocno umiłowany, z tych tak znakomitych rządu pierwiastków, wkrótce najokazalszy powszechnej szczęśliwości wzrost obiecuje.
Zaborcy, możliwością „wzrostu” naszego przerażeni, kazali zapomnieć o istnieniu Rzeczypospolitej, ale Polacy nie zwątpili i wiedzeni wiarą, i nadzieją wpisywali w Historię kolejne powstania: Kościuszkowskie, Listopadowe, Styczniowe, Wielkopolskie, trzy Powstania Śląskie – po 600-letniej grabieżczej germańskiej niewoli, o której 25 października 1918 roku w berlińskim Reichstagu Wojciech Korfanty powiedział: Wasza Cesarska Mość raczy przyjąć do wiadomości, że lud polski Górnego Śląska od 600 lat cierpi za nie swoje winy. (…) Przeszła przez te ziemie zaraza, nędza i głód, płynęła krew i łzy. Dość już tej męki ludu naszego! Niech świat się dowie, że cały Górny Śląsk jest polską ziemią, od swojej polskiej Macierzy oderwaną…
Po tych słowach, w jasno oświetlonej sali Reichstagu zapanowała długa, dręcząca cisza1). Nie mogli i nie mogą nam tego darować.

11 listopada Niemcy skapitulowały i musiały podpisać warunki rozejmowe, za co mścili się w walkach powstańczych na Śląsku.

Przyszedł czas Traktatu Wersalskiego, z słynnym jego punktem trzynastym.
Traktat, który przypieczętował początek naszej niepodległości. Niepodległości tylko na 20 lat, ale i te lata nie były wolne od zmagań, tym razem intelektualnych. Sytuację tego czasu dokładnie oddają słowa naszego Wielkiego Prymasa Augusta Kardynała Hlonda2), wypowiedziane w Środę Popielcową 1932 roku: (…) To co się dziś w Europie rozgrywa, jest gwałtownym zmierzchem epoki, której ducha zatruto. Tę niemoc powoduje bezwładność duchowa.

To przesilenie jest następstwem kryzysu moralnego. Będzie burza (…) Bo są tacy, którzy się możliwością wstrząsów i katastrof nie przejmują. Z radością wpatrują się w czerwoną zorzę nad światem i widzą w niej pożądaną zapowiedź chwili, w której przepaść mają wiara, zasady moralne, prawo naturalne, objawienie, chrześcijaństwo, Kościół (…). Przy rozpływaniu się autorytetów, nawet religijnych, tylko katolicyzm zachował pełną świadomość swego powołania. Wszyscy inni poczynili ustępstwa na rzecz naturalizmu, zdają neopogaństwu obronne okopy wiary i obyczajów, i idą w służbę tego co modne, łatwe, popłatne i ma władzę (…)
A czy w Polsce jest bezbożnictwo? (…) Więc odpowiem i „w gorzkości duszy mojej” mówić będę [2 Tym. 2,7].

Niestety są w Polsce bezbożnicy i jest bezbożniczy ruch. Oczywiście nie pod tą nazwą, lecz wygodniejszą nazwą wolnomyślicielstwa. Część jest zakonspirowana w tajnych związkach.
Nie przebrzmiało jeszcze w świecie zmartwychbudzące tchnienie: Polsko wyjdź z grobu,
a już odbywa się w łonie wskrzeszonej Ojczyzny śmiercionośne zatruwanie pierwiastków życia
i walka z jego stwórczym początkiem: Chrystusem. Ledwie nas Opatrzność postawiła na straży kultury i wiary, niby bramę warowną na rozgraniczenie świata, a już klucze tej bramy wydajemy w ręce Kremla i zachodniej loży. Dopiero zaczęliśmy rozumieć swoje posłannictwo narodowe, a już stajemy się widowiskiem walki z własną przyszłością i prawdą duszy polskiej, z twórczymi pierwiastkami postępu i z podstawami własnego rozwoju.

Mówią, że to powiew Europy, a w rzeczywistości wieje tu woń przykra moralnego rozkładu tej Europy, która już cuchnie, wieje trupi zaduch bolszewickiego Wschodu.
Jakżeż Polsce nie do twarzy ta wolteriańska maska bezbożnictwa. Dusza polska, z gruntu religijna, łagodna od powstania chrześcijańska, nie jest zdolna do bluźnierstw. Bezbożnictwo
to obraza Polski, jej duszy, jej chrześcijańskiego imienia i całej jej przeszłości.

(…) My, księża, powinniśmy się nieustannie wznosić na coraz wyższe szczeble wewnętrznego rozwoju kapłańskiego i ustawicznie doskonalić metody pracy duszpasterskiej. Nie traktujmy naszych stanowisk tak, jak gdyby o nic więcej nie chodziło, jak o kościelne jednostki administracyjne, na których wystarcza regularnie i punktualnie załatwiać bieżące sprawy. Gorliwość, w tych nadzwyczajnych czasach, uwydatniać się powinna w sposób niezwykły, w wielkiej inicjatywie, aktywności, ofiarnej pracy. Niech poza urzędową i prawną stroną naszego urzędu, występuje bardzo silnie i czytelnie pasterska strona naszego powołania i zrozumienia potrzeb czasu (…) (podkr. B.W.)

Trudno zaprzeczyć, że słowa Prymasa sprzed 82 lat, nie straciły na aktualności! Dlatego nie mogłam zrezygnować z zacytowania dłuższego fragmentu (całość obejmuje 13 stron tekstu, formatu A4).
Słowa te nie straciły na aktualności, ale stają przed nami w czasach, które stawiają nas przed pytaniami, z którymi nie jesteśmy w stanie, przy obecnej intelektualnej kondycji społeczeństwa, sobie poradzić. W ich świetle jawi się gwałtowna potrzeba narodowej edukacji dotycząca współczesnych zagrożeń cywilizacyjnych – będących owocem tych, o których mówił Prymas Hlond.
Społeczeństwo tkwi w wygodnym intelektualnym letargu, a w tym czasie, sprawujący władzę w instytucjach o globalnym zasięgu, decydują o naszym życiu, rodzinie, sposobie wychowania dzieci, o wszystkim co jest niezgodne z naszym polskim, więcej – prawdziwie europejskim systemem wartości.

Był owocny czas nadziei i szybki jej koniec

W krótkim czasie dwudziestu lat, odzyskanym po 123 latach niebytu, bez pomocy zagranicznej, wysiłkiem skrajnie wyniszczonego społeczeństwa, już w roku 1923 odbudowaliśmy przemysł – COP (Centralny Okręg Przemysłowy), Gdynia, Stalowa Wola, Rzeszów, Skarżysko, Mościce, Rożnów itd., itd. Z godziną przyjazdów i odjazdów pociągów – regulowano zegarki. Rolnictwo nadrobiło straty wojenne i uzyskało, w roku 1925, poziom produkcji sprzed I wojny światowej. Zatroszczyliśmy się o Lasy Państwowe (które obecnie chcą nam zrabować!). W roku 1924 powstał Bank Polski z polską walutą – złotym, który był wymienialny we wszystkich bankach świata. Przy minimalnej pożyczce zagranicznej prof. Władysław Grabski – inflację opanował w ciągu paru dni! Itd.
Ze szczegółami opisuje naszą ówczesną sytuację Melchior Wańkowicz3) w Sztafecie czyli Polskim pochodzie gospodarczym (pierwsze i jedyne, powojenne wydanie – rok 1999!)
A co – po odzyskaniu „niepodległości” w 1989 roku? Zrealizowano, unijnie zaplanowaną, totalną ruinę na każdym odcinku!
Ale, po owocnych krótkich 20 latach przyszedł rok 1939 i historia nam przypomniała miedzy jakimi „cywilizacjami” nasze położenie, jak to wcześniej opisał Krasiński w Psalmie Żalu, jednak, wizją poety, nie pozostawiając nas bez nadziei:



Tu Sybiry mroźne
I Iwany groźne –
A po drugiej stronie klubowe tyrany,
Kule strute – kwas siarczany
Ludożercze bronie!
Boże zmiłuj się nad nami!
Między dwiema szkaradami
Stać ma Polska kojarznicą!
Dwóch barbarzyńców – ma być spojem –
I to zwiecie – Tajemnicą
To wieków pokojem!
W jedno zło jedynie
Wszetecznym poswatem
Siostrę gilotynę
Ślubić z knutem bratem!
Rozdeptać Kościoły, pomieszać plemiona
Sumienia anioły wygnać z ludzi łona!
I mieć Polskę – tego dzieła
Czarną spełnicielką!
W krew truciznę jej lać wszelką
By sprawy się jęła!
Nieść przed wzrokiem jej pochodnie
Wszechświata pożaru –
Obiecywać jej za zbrodnie
Nadziemską moc czaru!
Kusić dziejów anielicę,
By pod koniec męki
Odrzuciła świętych wdzięki
Upiorowe wdziała lice,-
I odszedłszy sprzed ócz Pana,
Zczerwieniona – rozczochrana
Zakochała się w szatanie
Świadczyła mu od tej chwili
Jak pierwsi chrześcijanie
Niebiosom świadczyli
Rzeczpospolite szatańskie
Trząść będą każdym krajem
Wytrącając się nawzajem!
Lecz wprzód jeszcze – sądy Pańskie
Na czas czasów zwrot
Patrz! Świat kat twój, Polsko! – leży
Rozciągnięty w pyle
Ten co obrał cię z odzieży
Urągał ci tyle,
Co związawszy twe ramiona,
Dziki, podły, dumny –
Wbijał gwoździe ci do łona
Jak do desek trumny; -
Patrz! Świat kat twój Polsko, oto
Zapadł w krew i błoto!
(podkr. B.W.)


Sąsiedzi zapomnieć nie mogą, Polakom „poprawność polityczna”
każe nie wiedzieć i nie pamiętać

Niemcy nie mogą zapomnieć o Grunwaldzie, hołdzie pruskim z 1525 r., Traktat Wersalski spędza im sen z historycznych powiek, trudzą się i hojnie obdarowują markami za przerzucenie swojego barbarzyństwa – na nas!

Natomiast, wschodnich sąsiadów boli pamięć Cudu nad Wisłą, ale też bardziej odległa – z roku 1611. Dokładnie 29 października na Zamku Królewskim w Warszawie miał miejsce hołd ruski, który był wynikiem zwycięskiej bitwy pod Kłuszynem, między Smoleńskiem i Moskwą – stoczonej 4 lipca 1610 roku. Przeciwko nam stanęli (tak jest do dziś!) nie tylko Rosjanie dowodzeni przez brata carskiego Dymitra ale: 5 tysięczny korpus Szwedów, 6 tysięcy najemników z Niemiec, Francji, Holandii, Hiszpanii – w sumie 40 tysięcy żołnierzy + artyleria. Przeciwko nim hetman Stanisław Żółkiewski z … 7 tysięcznym korpusem i główną siłą uderzeniową – husarią – słynną w całej Europie. Geniusz Żółkiewskiego i, jak w całej naszej Historii, bohaterski – nie bandycki, żołnierz doprowadziły do całkowitego rozbicia armii rosyjskiej i rosyjskich sprzymierzeńców. Do polskiej niewoli dostali się, kniaź Dymitr i car Wasyl IV.

Po zajęciu Moskwy, Stanisław Żółkiewski przywiódł do Warszawy wziętych do niewoli wrogów Polski: cara Wasyla IV, jego żonę carycę Katarzynę, kniazia Dymitra, oraz następcę tronu Iwana, którzy zostali doprowadzeni na Zamek Królewski, gdzie zebrał się Sejm i Senat, większość biskupów i wojewodów, politycy i dowódcy wojskowi. Na tronie zasiadł król Zygmunt III Waza i Prymas Polski. Hetman Żółkiewski w pięknym przemówieniu, polecił jeńców łaskawości zwycięskiej Rzeczypospolitej, prosił aby okazać im miłosierdzie (my okazaliśmy, zamordowani zostali przez rosyjską agenturę!). Wasyl IV był przekonany, że zostanie oddany pod topór kata – jak było w zwyczaju Moskwy. Po przemówieniu Wasyl złożył przysięgę, ukorzył się przed majestatem Rzeczypospolitej i … obiecał, że Rosja nigdy na Polskę nie napadnie!!!
Dopiero po tej ceremonii król podał klęczącemu przed nim carowi rękę do pocałowania, Dymitr upadł na twarz i uderzył czołem przed królem i Rzeczpospolitą, a następnie wielki kniaź Iwan upadł na twarz i bił czołem o posadzkę Zamku Królewskiego.

Przed królem i dostojnikami Rzeczypospolitej leżały zdobyte na Kremlu rosyjskie sztandary, w tym carski – ze złowieszczym czarnym dwugłowym orłem4,5,6).
Dziś w żadnej encyklopedii, ani podręczniku szkolnym, ani leksykonie nie znajdziemy historii tego wydarzenia, też w albumach malarstwa Jana Matejki – Hołdu ruskiego – ani śladu! „Poprawność polityczna” – grasuje!



Szkic do obrazu Jana Matejki Hołd ruski. Obraz w Muzeum Narodowym rzadko eksponowany, za przyczyną treści dzieła – Zamek Królewski nie mógł być długo odbudowywany!

Pamięć sąsiadów – stale o sobie daje znać

Owa pamięć zaowocowała rokiem 1939. Dwa barbarzyństwa zawarły przeciw nam przymierze, po czym jeden zbój na drugiego, sprzymierzonego, napadł. Ale, w roku 1944 – połączyła zbrodniarzy zgodność dotycząca naszej zagłady. Polska nadzieja, gwarantowana obietnicami aliantów – ponownie zawiodła. Niemcy (nie żadni naziści!) przy aprobacie tych drugich, obrócili Warszawę w pogorzelisko, uśmiercili w komorach gazowych w centrum Warszawy 200.000 jej mieszkańców (wyłącznie narodowości polskiej) czego nie nazywa się polskim holokaustem i w Polsce, i na świecie na ten temat – cisza!

Nastały tragiczne lata radzieckiej okupacji. Rok 1980 – znowu zajaśniała nadzieja umocniona rokiem 1989, którą wykorzystali wyhodowani w PRL-u mistyfikatorzy. Społeczeństwo wiedzione nadzieją – przyjmowało, z entuzjazmem, hasła – kołysanki o „upadku komunizmu”, „odzyskanej niepodległości”, o … „częściowo wolnych wyborach” (pacjent częściowo żyje, częściowo zmarł!). Do dziś owe hasła są powtarzane, bez zastanowienia, skoro komunizm „upadł” i u nas, i na Wschodzie – dlaczego w Rosji, na jej czele – stoi generał KGB, syn generała KGB, wnuk osobistego kucharza Stalina? Z drugiej strony – ster władzy trzyma komunistyczna działaczka z „enerdowa”, absolwentka berlińskiej filii uniwersytetu leningradzkiego, laureatka a może tylko uczestniczka (dokładnie podawały ARCANA) olimpiad leninowskich.

Jacek Karnowski w felietonie pt.: Wreszcie mówią, kim są (w Sieci, 13-19 stycznia 2014) słusznie zauważa, że po dwudziestuparu latach „leżącego komunizmu”, wyrosłe po PRL-u pokolenie, już nawet nie udaje, że nie przynależy do komunizmu, że zrozumiało polskie doświadczenie XX wieku – wprost wracają do fascynacji komunistycznych. Autor pisze: Ewolucja w tym kierunku może przerażać. Z drugiej strony jawny bolszewizm (Boże – u nas, w początkach XXI wieku! – B.W.) jest mniej groźny od bolszewizmu zmutowanego, skrywającego się za hasłami tolerancji i równości, przebierającego się w szatki normalności. No, nie wiem, komunizm, u nas, miał i ma (myślę o czasie po 1989 roku) dużo do powiedzenia, głosem tych, którzy własnoręcznie lokowali sztandar PZPR – w bezpiecznym miejscu. Ktoś powiedział, że dzisiejsze polskie społeczeństwo charakteryzuje osłabiona wiara i brak nadziei. Należy dodać, że każdy kto prawidłowo ocenia, obecne nasze społeczeństwo, wie, że utworzone jest
z zastępów zobojętniałych biernych obywateli, których cechuje brak poczucia odpowiedzialności za to, co się dzieje w ostatnich dwudziestu latach, nad tym pracują całe zastępy socjotechników i tych, którzy już nie ukrywają – kim są.

Chodzi o zniszczenie Narodu katolickiego

Polska to Naród, w którym Katolicyzm i Kościół Rzymski odegrały ogromną rolę w ponad 1000 letniej historii, to co duchowe mieszało się, zawsze, z tym co narodowe, a problemy kościelne zrastały się organicznie z politycznymi. Powstanie państwa wiązało się z Chrztem
w 966 roku, koronacja pierwszego króla w 1025 roku z ustanowieniem pierwszego biskupstwa w ówczesnej stolicy w Gnieźnie. Połączenie Polski z Litwą i intronizacja w Krakowie wielkiej dynastii Jagiellonów w 1386 roku, doszły do skutku przez chrzest Litwy; zaś Unia Brzeska
z roku 1596 tworząc obrządek grekokatolicki stworzyła olbrzymi, ale nie zrealizowany problem przezwyciężenia, na ogromnych obszarach Białorusi i Ukrainy, wschodniej schizmy
i poddania tych obszarów jurysdykcji Rzymu.

Polska, jedyna spośród narodów słowiańskich, szczególnie katolicka i przepojona kulturą łacińską, całe wieki – dzięki temu, opierała się wchłonięciu przez Wschód, czy to przez potęgę zaborczego islamu, czy później przez prawosławną Moskwę.

Kościół Katolicki odegrał, w życiu naszego Narodu, szczególną rolę, gdy Polska na 123 lata wykreślona została z europejskiej mapy świata przez rozbiory. Rok 1795 przypieczętował podział kraju między Rosję, Prusy i Austrię, zaś po epizodzie napoleońskim (Księstwo Warszawskie), Kongres Wiedeński zatwierdził rozdarcie naszego Narodu pomiędzy trzy cesarstwa
na okres pełnych stu lat. Tak zwane Święte Przymierze dla Krajów Europy Środkowo-Wschodniej okazało się, wcale nie świętym, tryumfem brutalnej przemocy.
Właśnie przez te sto lat, Kościół Katolicki prześladowany, odcinany od Rzymu, odegrał historyczną rolę w przetrwaniu osobowości i tożsamości narodowej Polaków.

Naród polski rusyfikowany, germanizowany, wydziedziczany ze swoich praw duchowych i materialnych, wcielany w obce organizmy państwowe – dzięki katolicyzmowi, jego jednolitości duchowej, obrzędowej i związanej z tym tradycji, zachował swą wyjątkową indywidualność.
Pod godłami katolicyzmu jednoczyła się inteligencja, mieszczaństwo i chłopi. Arcybiskupi
i biskupi sprawowali rząd dusz, w myśl tradycji dawnej monarchii, gdy rządy w czasie bezkrólewia obejmował interrex czyli Prymas Polski – arcybiskup gnieźnieńsko-poznański, potem warszawski. Księża katoliccy szli w pierwszych szeregach narodowych powstań i insurekcji – to jest nasza narodowa odrębność – polski patriotyzm przez wieki nierozerwalnie związany z katolicyzmem – co zamyka się w słowach:

Tylko pod Krzyżem, tylko pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem.

Do jakiego stopnia nasza narodowość związana jest z katolicyzmem, zdawał sobie sprawę nawet prymitywny ludobójca – Stalin. Dlatego, gdy w roku 1945, na straszliwie zniszczonych przez Niemców obszarach Polski, zaczęto tworzyć, przez nowych okupantów, państwowy twór pod egidą rosyjskiego marksizmu, Stalin nie zdecydował się na skrajny terror wobec Kościoła Katolickiego, taki – jak zastosowano na zabranych Polsce ziemiach: Wołyniu, Podolu, Wileńszczyźnie.

Oczywiście, były to jedynie taktyczne ostrożności, które rząd i partia z biegiem czasu zaczęły omijać i podejmować „subtelne”, ale zdecydowane działania przeciwko Kościołowi. Mordowano i więziono duchownych. Nie pozwolono jednak sobie, dla podtrzymania głoszonej „ludzkiej” i „postępowej” ideologii, na tak prymitywną, jak obecnie, kampanię propagandową, a właściwie oficjalną walkę z Kościołem, polskością i naszą kulturą.

Podstęp polityczny zwany „transformacją”


Pozwolenie zaczęło się ujawniać zaraz po wyborach roku 1989 – czyli udanej mistyfikacji polityczno – psychologicznej.
„Oni” zdawali sobie sprawę, że kierują zaplanowaną propagandę w stronę zastępów wierzących w rzekome zmiany i zobojętniałych, wyjałowionych latami PRL-u, bez poczucia konieczności dyscyplinowania myślenia w celu poznania i rozszyfrowywania rzeczywistości.
Czas, po czerwcu 1989 roku, był przygotowaniem do czasu kuszenia obietnicami wejścia
do „raju” zwanego Unią Europejską, o której większość nie wiedziała, że jest tworem brutalnie niszczącym tradycje chrześcijańskiej Europy, że jest to twór usiłujący odegrać rolę Baala,
też „złotego cielca”, jest zbiorowiskiem nowoczesnych bożków, pretendujących do władzy
nad ludzkimi sumieniami. Życie ludzkie usiłuje sprowadzić do konsumpcji, kulturę do nihilizmu i seksualnej rozwiązłości, postęp do manipulacji, wolność do swawoli, a życie społeczne do „rynku”, na którym można sprzedawać to, co dotychczas uchodziło za godne, szlachetne
– bezcenne.

Pochód Baala nabrał intelektualnego przyspieszenia po zakończeniu II wojny światowej


Etiom Gilson, jeden z najwybitniejszych filozofów tomistycznych XX wieku, autor opracowania Terror roku 2000, wydanego w roku 1948, którego treść, w szerokim zakresie udostępnia Michael D. O’Brien7), precyzyjnie określił charakter wyłaniającego się świata powojennego.

Terror roku 2000 jest udokumentowaniem sytuacji człowieka nowej ery, człowieka zdominowanego przez ducha anty-Chrystusowego. Porzuciwszy wiarę – człowiek przemienia siebie w boga (Soros – oficjalnie nazywa siebie „bogiem”), a to dlatego, że człowiek nie może żyć bez Boga i duchowości.
Ukazując demoniczną „wielkość” Nitzschego – prekursora i ideologa tej postawy duchowej, Gilson ostrzegał, że jej wpływ jest ogromny, ponieważ w naszych czasach nie wykazuje ona podobieństwa do bestii z Księgi Apokalipsy – pisał: Cały ludzki porządek chwieje się w swoich fundamentach. Antychryst jest jedynym, który to wie, jedyny, który przewiduje kataklizm zniszczenia wartości, kataklizm, który ma już miejsce (był dopiero rok 1948 – B.W.). Jeżeli cała przeszłość ludzkości oparta była na przekonaniu, że Bóg istnieje, całą przyszłość zostanie oparta na przeciwnym przekonaniu, że Bóg nie istnieje i fundamenty ludzkiego życia runą, a człowiek zostanie najpierw bezradny, wreszcie zniszczony.

Obserwując zabiegi krajowych propagandystów, promotorów fałszywych idei, usiłujących narzucić indoktrynowanym bezwolnym intelektualnie „masom” przekonanie, że nie ma Absolutu moralnego porządku, niewzruszonych standardów dobra i zła, że każdy dysponuje własną „prawdą”, że nie istnieją kryteria, według których możemy oceniać prawość i nieprawość osobowych, narodowych i międzynarodowych czynów; to już nie stoi na przeszkodzie nic, aby przekonać ludzkość do konieczności przekonstruowania mentalności w kierunku kaprysów i teorii np. szczytowego etapu marksizmu jaką jest rozwiązłość seksualna, tym samym moralna, połączona z walką płci; co nieuchronnie prowadzi do kataklizmu.

Ale, Jean Babtiste Lamarck – wybitny biolog (1744-1829), zapisał w jednym ze swoich dzieł pocieszającą myśl, której nosicielami jesteśmy my – chrześcijanie, że: Istnienie
i Wszechmoc Boga stanowią całą pozytywną wiedzę człowieka. Bóg stworzył materię i udzielił jej rozmaitych przymiotów, i będzie ona tak długo istnieć jak długo się Bogu spodoba. (podkr. B.W.)

Głos Duchownych – jak na przestrzeni całej Historii – wyjaśniał


Przypomnijmy niektóre:
– Ks. Arcybiskup Kazimierz Majdański pytał: Czy wolno zaufać Europie? Pytanie o podłożu historycznym.
Niech nikt nam nie niszczy Bożego pokoju w naszym ojczystym Domu. Polacy umiłowali pokój od kołyski swoich dziejów. Niech więc nam nie mąci spokoju dziś – mówiąc o wejściu
do Europy, w której zawsze byliśmy.
Kto nam zamknął drzwi do Europy i kto chce nam je otworzyć, za jakąś niebywałą cenę?
– Nie tylko za cenę naszej suwerenności, za cenę utraty naszej ojczystej ziemi, ale i za cenę wiary w Boga.
Ta klęska idzie przez cały świat, ale w sposób szczególny dotyka Europy. Cywilizacja, której patronuje najbardziej egoistyczny styl życia, jakim jest hedonizm, zbiera na naszym kontynencie obfite żniwo. Tak zginął Rzym (…)
Jeszcze nie zadośćuczyniono nam ogromu krzywd, wojennych i powojennych, a już słychać donośne głosy mówiące o tym, że to my krzywdziliśmy. Kogo? Czy tych, którzy Polskę śmiertelnie ugodzili: i od Zachodu, i od Wschodu? (…) [z wykładu wygłoszonego na sympozjum naukowym nt. Rodzina jako zasada integracji Europy w Instytucie Studiów nad Rodziną UKSW w Łomiankach, 9 V 2003 r.].

– Ks. Arcybiskup Józef Michalik ostrzegał: Po Kopenhadze przyszła pora na widowisko
w Atenach. Już wkrótce zostaniemy poproszeni do urn celem wyrażenia swojej opinii (…). Imputuje się społeczeństwu wierzącemu, że my, pasterze, bardzo prosimy o wejście do Unii. Nieprawda (…). Marek Dyduch, sekretarz generalny SLD, wygłaszając na swym partyjnym zebraniu oklaskiwane tyrady na temat rzekomych zagrożeń wpływami Kościoła, jakoś nie obraża się, że jakoby Kościół będzie zachęcać do głosowania za wejściem do Unii. Ta sofistyka jest dość czytelna i nie chcę mieć z nią nic wspólnego (…).
Wiem, że Polska, którą euroentuzjaści porównują z Hiszpanią, otrzyma 1/3 (z tego co wpłaci do Unii – B.W.), tego co przed laty otrzymała Hiszpania. Dodając do tego inflację i recesję, pozostaje jeszcze mniej (…). Jako biskup wiem jedno – cokolwiek się stanie, Kościół musi zostać z Narodem i to jest dla mnie jedyna droga, i sensowna postawa.

Podczas jednego ze spotkań z kapłanami próbowano mi wytłumaczyć, że wobec tego problemu można przyjąć postawę otwartej przestrzeni lub zamkniętej twierdzy, mój rozmówca stwierdzał, że jedynie ryzyko wejścia na przestrzeń daje szansę, nawet przy wielu zagrożeniach, zobaczenia nowych krajobrazów. Twierdza zaś nie umożliwia takiego doświadczenia, na dodatek – jak uczy historia – twierdze zawsze w końcu były zdobywane. Może to i prawda. Znam jednak przypadek, antyczny i nieco literacki co prawda, że kiedy zbyt wcześnie, bez rozeznania sytuacji, otwarto twierdzę, skończyło się to tragicznie. Myślę o Troi (…).
Warto wreszcie, po tylu nieudanych lekcjach historii, posłuchać wskazań trwałych, jednoznacznych, a jest ich zaledwie dziesięć.
Cóż, kiedy twórcy nowej Europy nawet słyszeć nie chcą o Bogu i Jego prawach do człowieka i świata (…) [z felietonu Minął tydzień, „Niedziela” nr 18, 4 maja 2003].

– Ks. Prof. Czesław S. Bartnik uświadamiał: Polska jako państwo, a także jako naród, gałąź antropologiczna, kultura, Lokalny Kościół Katolicki – stanęła przed jakimś decydującym momentem: czy wyrzec się swojej świadomości oraz tożsamości i wstąpić w superpaństwo europejskie, germańsko-romańskie, czy też pozostać nadal sobą, a jedynie rozwinąć korzystną i wszechstronną współpracę z nowym imperium europejskim (…).
Jeżeli chodzi o integrację z Germano-Francją, to trudno pojąć, dlaczego tak wielu dygnitarzy państwowych i kościelnych patrzy wyłącznie na hasłowe korzyści gospodarcze i komunikacyjne, a nie zważa na sprawy duchowe, polityczne, kulturowe, ludzkie, religijne.

Tymczasem właśnie racje gospodarcze w przyjętych układach okazują się dla nas ujemne, będziemy – obok spłaty ogromnych długów zaciągniętych przez tubylczych komunistów - dopłacali dziesiątki miliardów złotych do „Eurokołchozu”, cała nasza gospodarka, zniszczona przez rekinów zachodnich i miejscowych, dostanie się pod brutalny dyktat ekonomiczny Frankensteinów, a w ślad za tym, nadciąga jak noc dyktatura duchowa.
Dlatego, nakazem chwili dla nas jest walka o Polskę (…) [Zaufać Europie bezbożnej?,
ISBN 83-87809-81-0, nakład 300.000 egzemplarzy, 8 V 20003 roku].

– Ks. Prof. Jerzy Bajda – tłumaczył: (…) Są dwie przedakcesyjne możliwości wyboru: Chrystus, albo „książę tego świata”. Jeżeli historia przez nas tworzona ma mieć sens ludzki, należy prawo przywieść do jego źródła,  do jego Prawdy. Jeżeli ktoś zgadza się na to, aby prawo było zaprzeczeniem moralności, a wolność zaprzeczeniem prawości, to ten ktoś przestał rozumieć wyznanie rzucone chrześcijaństwu przez „księcia tego świata” i zgadza się na to, aby ludzkim dziejom odebrać ich człowieczy charakter (…). Już Izydor z Sewilli dowodził, że między prawem naturalnym a Ewangelią nie ma rozdziału. Oby Europa poznała swoją tożsamość
i wyzwoliła się z tego szaleństwa, w które brnie zapamiętale (…). Przyszłość Europy może zależeć od tego, czy Polacy pozostaną wierni swemu przymierzu z Chrystusem, związanemu w Chrzcie i Bierzmowaniu Narodu (Jan Paweł II) i powiedzą swoje zdecydowane NIE tak zwanej „Unii Europejskiej”, która musi być przez nas widziana jako „super – struktura grzechu”. Nasz sprzeciw wobec jej aroganckich roszczeń będzie nie tylko ocaleniem suwerenności naszej Ojczyzny, ale także prawdziwym czynem miłosierdzia wobec narodów Europy. [Ibidem].
(podkreślenia B.W.)

Nadzieja, nadzieja…


Mieliśmy nadzieję, że głosy te zostaną usłyszane – kolejny raz nadzieja zawiodła. Zwyciężyły słowa – zaklęcia, których sensu nikt bliżej nie wyjaśniał, a posługiwanie się nimi zwiastowało bliskość nieprzekraczalnej granicy; straszono Polaków, nierozumiejących otaczającej rzeczywistości, w razie powiedzenia NIE, oddaleniem się od Europy. „Europejskość” stała się narzędziem „elyty” społecznej, którego używała w sposób arbitralny dla przeprowadzenia propagandowych tez i głoszenia własnych, sowicie opłacanych, poglądów. Ubezwłasnowolnione społeczeństwo powtarzało mantrę – zaklęcie: „jak nie Unia, to co – Białoruś?” – było to hasło precyzyjnie dostosowane, przez socjotechników, do mentalności postpeerelowskich mas.
Po przekształceniu mentalności osłabionego intelektualnie społeczeństwa, zostaliśmy przeniesieni politycznymi omamami, z socjalizmu moskiewskiego do socjalizmu europejskiego,
w którym obok wyścigu zbrojeń dołączył wyścig moralnych rozbrojeń.

Zaatakowano Kościół torując drogę nowej religii - laicyzmowi


Zachód stworzył koncepcję laickości jako broń przeciw chrześcijaństwu – dokładnie katolicyzmowi, przeciwstawiając swoją państwową religię, będąca kultem człowieka „wyzwolonego” z obowiązujących norm wpisanych w naturę człowieka, roszcząc sobie prawo oddzielenia doczesności od duchowości.
Koncepcja laickości kreowana na przełomie XX i XXI wieku jest już ostatecznym atakiem, które w nowożytnych czasach jak przekleństwo zaciążyło na pokoleniach ostatnich dwustu lat, a jest to przekleństwo rewolucji francuskiej, poprzedzonej teoretycznymi doktrynami oświeceniowych guru typu Woltera, a w szerszym kontekście historycznym również reformacją protestancką.

Wstępem do rewolucji francuskiej sam Robespierre nazwał działalność encyklopedystów. To encyklopedyści zabijali słowem wiarę, godząc w elementarne wartości chrześcijańskie, czym utorowali drogę do zmasowanego terroru rewolucji. Wolter i encyklopedyści pierwszy rozbiór Polski nazwali „pomysłem geniuszu”. Ta głęboko areligijna filozofia XVIII wieku zbiera dziś ideologiczne owoce nie tylko w chrześcijańskiej Europie, ale już na całym świecie.
Chodzi o zlikwidowanie żywej obecności Kościoła Katolickiego i znaczenia duchowieństwa w życiu społecznym.

Ksiądz Profesor Czesław Bartnik (8), w najnowszym opracowaniu Wojna z Kościołem, uzmysławia nam, że już na zjeździe „Solidarności” w roku 1981 tak zwani doradcy zabiegali, by w Polsce nie dopuścić do głosu ani orientacji katolickiej, ani narodowej. Natomiast z czasem coraz bardziej uwidaczniały się różne ośrodki antykatolickie, które podkopywały naukę Kościoła, kodeks etyczny, patriotyzm, a przede wszystkim duchowieństwo, bo innej inteligencji było bardzo niewiele. Początkowo czyniły to dosyć ostrożnie, bo był Papież Polak, i trzeba było poparcia wyborców. Ale – kiedy zorientowali się, że polscy wyborcy niczego na dobre nie rozumieją, to już występują nie tylko z antyklerykalizmem, ale wprost z sekularyzmem, laicyzacją, ateizmem i próbami rozbicia Kościoła.
Do urzeczywistnienia wymienionych zasad konieczna jest też walka z kulturą poprzez szeroko pojętą wulgaryzację.

Już miniony wiek, a szczególnie przełom XX i XXI, stał się wiekiem terroryzmu słowa w imię „wolności” tego słowa. Zakłamanie i fałsz zadomowiły się w „naukowych dziełach”
i wielkich formach komunikacji społecznej. Ukształtował się i umocnił dyktat tych którzy decydują, co może i powinna wiedzieć indoktrynowana masa społeczna – odbiorcy informacji. Dyktatorzy informacji utrzymywali i utrzymują w obiegu kłamstwa i blefy, wybielają lub zaczerniają historyczne fakty. Ci, którzy oporni są na indoktrynacje, a nawet na zawoalowane „pranie mózgu”, natychmiast znajdują się poza obrębem ludzi zdolnych cokolwiek rozumieć, których należy izolować za murami „ciemnogrodu”.

Społeczeństwo w szponach propagandy


Charakterystycznym przykładem, odnoszącym się stanu obecnego społeczeństwa, jest uwaga Stanisława Michalkiewicza9) dotycząca czasu po śmierci Jana Pawła II. Czasu odmiennej gry politycznej, w porównaniu do roku 1978 – pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski i kolejnych lat pontyfikatu.W roku 2005 „rozmodleni” byli nawet redaktorzy telewizyjni. Byłoby to bardzo piękne, gdyby – prawdziwe. W jakim zaś stopniu, pyta Michalkiewicz, spontaniczne uczestnictwo w dziennych i nocnych czuwaniach, łańcuchach rąk i tym podobnych była oznaką autentycznych religijnych wzruszeń i przeżyć, a w jakim – nawykowym odruchem uczestnictwa w imprezach masowych, w wielkiej obfitości dostarczanych przez świat, pojmowany jako gigantyczne przedsiębiorstwo przemysłu rozrywkowego. Czy nie jest tak, że wtedy w karnecie były uroczystości z powodu śmierci Papieża, jutro będzie „love parade”, pojutrze Woodstook? Takie pytania, wyjaśnia autor, są niestosowne „jak zgrzyt żelaza po szkle”, ale jakże ich nie zadawać, kiedy wiadomo było, że po żałobie, telewizja wróci do zwykłej ramówki i prawo Boskie przegra z dyrektywami Unii Europejskiej! A ci sami ludzie, którzy tak tłumnie wzięli udział w masowych demonstracjach żałobnych, jutro będą głosować zgodnie z zaleceniami środków masowego przekazu, albo, też zgodnie z ich sugestiami, w ogóle nie wezmą udziału w wyborach, co jest tożsame. Właśnie, tym uczestnikom, nie przyszło i nie przychodzi do głowy, że przebieg głosowania i liczenia głosów musi być z „przesadą” pilnowany i kontrolowany! Identyczny scenariusz powtórzył się po tragedii smoleńskiej, a był to czas tuż przed wyborami!

Poziom euforycznej mentalności obecnego społeczeństwa, obrazuje przypadek z mojego otoczenia. Kiedyś, rozmawiając z koleżanką szkolną (wyższe wykształcenie), mówiłam jej o mojej pracy w Katolickiej Poradni Życia Małżeńskiego, dla zachęcenia, do zapoznania się z problematyką, zaproponowałam do przeczytania Miłość i odpowiedzialność Jana Pawła II, z dodatkiem dotyczącym naturalnych metod regulacji poczęć. Otrzymałam odpowiedź: „a co duchowny może na ten temat wiedzieć? Ja słyszałam, że metoda termiczna nie sprawdza się”. Po śmierci Ojca Świętego otrzymałam telefon, od tej samej osoby: „słuchaj, dla mnie Jan Paweł – był, jest i będzie najwyższym autorytetem!”

Wiadomo, że obecny stan intelektualny polskiego, w większości, społeczeństwa jest konsekwencją stanu wypracowanego przez architektów PRL-owskiego reżimu, z krótką przerwą powstawania „Solidarności” i wyborów 4 czerwca 1989 roku – czyli przerwą na masową euforię.
Stan psychiczny społeczeństwa komunistycznego i zakodowanych uwarunkowań, w sposób analityczny opisał Leopold Tyrmand10) w Cywilizacji komunizmu, a przecież obecna lewicowość libertyńska jest ciągiem dalszym – stale, jedynie, po drodze udoskonalanym.

Autor dowodzi, że społeczeństwa komunistyczne spowite są szczególnie w wszechpanujący nastrój abnegacji. „Mass media” owej cywilizacyjnej plagi, czynią zawsze gorączkowy wysiłek, aby ową abnegację rozproszyć pseudoentuzjazmem, czy pseudodynamiką. Daje to każdemu systemowi opartemu na propagandzie – oczekiwany awantaż, dlatego że jedyny stosunek do wszechogarniającej rzeczywistości, indoktrynowana masa zamyka w postawie: czy warto? Czy ma to jakiś sens? O to, ideologicznym okupantom, chodzi!

Dlatego dziś – nadzieja płynie z zewnątrz


Pierwszą był rok 2010 – totalne zwycięstwo Victora Orbăna na Węgrzech i możliwość samodzielnego rządzenia przez ugrupowanie patriotyczne i chrześcijańskie. Orbăn uniezależnił się od zagranicznych banków, które opodatkował jednocześnie z opodatkowaniem supermarketów, a u nas – jedni i drudzy zarabiają na nas, a podatki płacą – naiwni Polacy; od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Prawdziwą sensacją jest to, że Węgrom udało się naprawić fundusze państwa, udało się rozliczyć lewicowych aferzystów.
Orbăn budzi niepokój środowisk lewicowych, jeżeli małym Węgrom udało się wytrzymać ataki idące z Brukseli, to znaczy, że każdy może spróbować podobnej drogi. Środowisk lewicowych, z Brukselą na czele, nie bulwersowały afery socjalistycznego rządu Gyuresănyego, niebotyczne zadłużenia kraju i gigantyczna demoralizacja. Niepokój wzbudza ograniczenie dominacji kapitału międzynarodowego, umocnienie wpływów Orbăna na węgierskim rynku medialnym, no i odwołanie się w Konstytucji do Boga i tradycji chrześcijańskich.
Tak, uchwalona 25 kwietnia 2011 roku Konstytucja Węgier może i u nas budzić nadzieję
– cała jej treść, już od wezwania: Boże, nie szczędź Węgrom łask!

Od Deklaracji Narodowej: My CZŁONKOWIE NARODU WĘGIERSKIEGO, odpowiedzialni za każdego Węgra, wraz z początkiem nowego tysiąclecia oświadczamy, co następuje:
Jesteśmy dumni z tego, że przed tysiącem lat nasz król Stefan I Święty osadził Państwo Węgierskie na trwałych fundamentach i uczynił naszą Ojczyznę częścią chrześcijańskiej Europy.
Jesteśmy dumni z naszych przodków walczących o wolność, niepodległość i przetrwanie naszego Narodu.
(…)
Jesteśmy dumni z tego, ze nasz lud przez stulecia walczył w obronie Europy i dzięki talentowi oraz pracowitości pomnażał wspólne dobra.
Uznajemy ważną dla zachowania naszego Narodu rolę chrześcijaństwa.
Szanujemy inne tradycje religijne naszego kraju.
Przyrzekamy, że będziemy strzec jedności duchowej i intelektualnej naszego Narodu, rozbitej w zawierusze minionego stulecia.
Zobowiązujemy się pielęgnować i chronić nasze dziedzictwo, unikalny język, węgierską kulturę, języki i kultury mniejszości narodowych zamieszkujących Węgry (…).
(…)
Nie uznajemy zawieszenia naszej konstytucji, spowodowanego obcą okupacją, oraz przedawnienia nieludzkich zbrodni przeciwko Narodowi i obywatelom węgierskim, dokonanych pod rządami dyktatur narodowosocjalistycznych i komunistycznych.
Nie uznajemy komunistycznej konstytucji z 1949 roku i uważamy ją za nieważną, ponieważ była podstawą działania komunistycznego reżimu.

Zgadzamy się z posłami pierwszego wolnego Zgromadzenia Narodowego, którzy
w swej pierwszej uchwale orzekli, że źródłem naszej dzisiejszej wolności jest rewolucja 1956 roku.
Za datę przywrócenia utraconej w dniu 19 marca 1944 roku suwerenności naszej Ojczyzny uważamy dzień 2 maja 1990 roku, kiedy w wolnych wyborach (nie „częściowo wolnych” – jak u nas! – B.W.) wyłoniono przedstawicielstwo Narodu. Dzień ten uznajemy za początek nowej demokracji  i nowego porządku konstytucyjnego Ojczyzny.
Uznajemy, że po kilku dekadach wieku dwudziestego, które doprowadziły do upadku moralności, istnieje nieodzowna potrzeba odnowy duchowej i intelektualnej.
(…)
My, posłowie Zgromadzenia Narodowego wybranego 25 kwietnia 2010 roku, w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem i ludźmi, korzystając z uprawnień ustawodawczych, uchwalamy niniejszy akt jako pierwszą jednolitą konstytucję Węgier .
„Niech będzie pokój, wolność i zgoda”11). (podkr. B.W.)
Zachęcam do poznania całego tekstu Konstytucji, 66 str. formatu A4.

Węgrzy obdarzają nadzieją od trzech lat, a we wrześniu 2013 roku, nieoczekiwanie w ślady Węgrów poszli Norwegowie, im oczywiście jest łatwiej, zdecydowanie odrzucili możliwość przynależenia do Unii Europejskiej.
W Norwegii wybory wygrała centroprawicowa koalicja z Partią Konserwatywną na czele.
Na Węgrzech lewactwo tłumaczyło porażkę niezadowoleniem społecznym i złą sytuacją gospodarczą (nie złą, a tragiczną – normalną w lewicowo-liberalnych warunkach). Ale, Norwegia to najbogatszy kraj świata i nie z biedy odrzucono tam możliwość czerwono-zielonych rządów.

W styczniowym numerze WPiS-u (Wiara Patriotyzm i Sztuka), Leszek Sosnowski, właśnie na przykładach z zewnątrz naszych granic, podtrzymuje polskie nadzieje artykułem pt. Początek końca światowego lewactwa. Pisząc o Norwegii podaje, że lewackie niemieckie media nie mogły pojąć dlaczego Norwegowie tak uczynili? „Die Zeit” znalazł odpowiedź: „Ponieważ temu krajowi jest po prostu za dobrze!”. Tak, PKB na głowę obywatela Norwegii jest dwa razy większy jak w Niemczech. Gdyby Norwegowie mieli takie bogactwa naturalne jak my, Polska i nikt poza nami w Europie (!), takie położenie geograficzne (nie geopolityczne)
– można jedynie sobie wyobrazić, na jakim poziomie prezentowaliby światu gospodarkę!
Ale, nadziei nie koniec! Jeszcze gwałtowniejszy odwrót od lewactwa nastąpił w Australii
– nadzieja, że proces ma zasięg światowy.

Niemcy i tym razem nie powstrzymali zdenerwowania, w dodatku PKB w Australii jest dużo większy niż w Niemczech. Szyderstwa opanowały prasę i środki przekazu z „Bild” na czele. Panikę i zdenerwowanie wywołało druzgocące zwycięstwo prawicy australijskiej i powołanie na stanowisko premiera Tony Abbotta zdeklarowanego, z wszystkimi bez wyjątku zasadami, katolika. Określeniami typu „szalony mnich”, „kapitan katolik”, „katolik JPII” próbowano zdyskredytować Abbotta. Jego przyjaźń i podziw wobec kard. George’a Pella metropolity Sydney, wykorzystywano do straszenia, ze gdy Abbott zostanie premierem, Australię czeka katolicki przewrót. Z całego serca życzymy tego Australii! Należy dodać, że Abbott zajął (z ponad 60% przewagą głosów) stanowisko Julii Gillard – ateistki i feministki.

Czerpiąc nadzieję z geograficznych zwiastunów końca światowego lewactwa, należy ją umacniać naszymi historycznymi uwarunkowaniami, tym samym możliwościami, które wypływają ze ścisłego powiązania dziejów naszej Ojczyzny i losów Państwa w jedności z Kościołem, naszej wiary, jednolitego wyznania i historycznego tysiącletniego patriotyzmu.

Kościół umocnił nasze Państwo, utrzymywał jedność w czasie rozbiorów, w latach wojen
i niewoli. Był z obrońcami Kraju pod Legnicą, Grunwaldem, Beresteczkiem, na Jasnej Górze, pod Chocimem, Kłuszynem, Wiedniem, w czasie Cudu nad Wisła. Natomiast należy pamiętać, że suwerenne Państwo polskie stwarzało i zawsze zapewniało Kościołowi duchowe i materialne podstawy – to jest nasza narodowa powinność. W tej jedności – nasza siła i nadzieja, której boją się Polski przeciwnicy.

Wynikający z jedności Kościoła z Narodem i kultury politycznej – polski charakter, obrazowo ujął wybitny uczony i polityk Władysław Konopczyński12) (1880-1952) zwracając uwagę, że, na przykład, Jagiellonowie dopiero władając w Koronie zetknęli z tym, co stanowiło istotę polskiej polityki, która dowodzi, że można dokonywać podbojów, ale siłą atrakcyjności swoich zasad ustrojowych oraz poszanowania miejscowych praw i obyczajów. Konopczyński pisał: Jeżeli pod dachem jagiellońskim kwitły wolności, jeżeli tam różne grupy wyznaniowe i plemienne rozwijały się swobodnie po swojemu, jeżeli ziemie rządziły się same, a nikt nikomu przemocy swojej nie narzucał, to w tym należy widzieć ideę polską, a nie żadną jagiellońską. (podkr. B.W.)
Ks. Prof. Czesław Bartnik13), w XXXII tomie Dzieł zebranych pt.: Kiedy myślę naród, pisze: Życie narodu posiada jakąś szczególną swoją wielką poezję, wizję wielkościową, a nawet rodzaj – dobrze rozumianej – mitologii. Wewnątrz powstaje coś jak pieśń narodu, godność narodu, wielkie wydarzenia, misterium. Jest tu też szczególne miejsce na religię. Za przykład może służyć znana, pochodząca z 1915 roku „Litania Narodu Polskiego”, przez którą chciało związać Serce Narodu i jego los z Bogiem, z Chrystusem, z Kościołem:
Wybaw nas Panie – Od naszej długiej ciężkiej pokuty
Od kajdan niewoli
Od ducha niezgody
Od godziny zwątpienia
Od podszeptów zdrady
Od złości naszych wrogów
Od naszej gnuśności
Od złości nienawiści i wszelkiej złej woli (…)

Trzeba by czynić akty pokutne w myśl tej „Litanii”.

Przebacz o Panie – Winy królów naszych
Winy rycerzy naszych
Winy magnatów naszych
Winy szlachty naszej
Winy pasterzy naszych
Winy ludu naszego
Winy Ojców naszych
Winy braci naszych
Winy całego Narodu polskiego (…)

I nastawano w „Litanii Narodu” do Boga

Usłysz o Panie: Głos krwi męczenników naszych
Głos krwi żołnierzy naszych
Płacz matek, żon i sierot
Jęki więzień carskich
Płacz dzieci katowanych za polski pacierz
Żal rolników wypędzanych z Ojcowizny
Westchnienia roboczego ludu krzywdzonego (…)

Ksiądz Profesor podkreśla, że katolicka wiara narodu, nie przeszkadza być narodowi sobą, przeciwnie umacnia go, daje mu moc trwania, poszerza jego wewnętrzną wolność. Tak jak człowieka, tak i cały naród stwarza Bóg Ojciec, i wprowadza go w swoje plany ekonomii Świętej nam nieznane.
Dlatego podjęto walkę nie tylko z naszym Narodem, w ogóle z narodową tożsamością promując internacjonalizm. Nie Polak – ale „europejczyk”. Niemcy, Francuzi dobrowolnie i bezmyślnie, wyzbędą się narodowości – na rzecz islamu (co, w tym przypadku, jest tożsame z narodowością, we Francji burzone są Kościoły, budowane meczety!) – tragiczne, bo to nie tylko ich sprawa, gdyby tylko ich, to jest tragedia oszalałej Europy!

Profesor Władysław Konopczyński14), w Obronie kultury Zachodu, omawia nasz wkład
w obronę wartości europejskich i słusznie zauważa, że należy przypominać i wyraźnie rozgraniczać to, co nazywamy obroną kultury Zachodu przez Polskę, bo nie wszystko co stworzył Zachód (i tak jest do dziś!) zasługiwało na ochronę i obronę. Dla przykładu: wytworami ducha francuskiego były noc św. Bartłomieja i dragonady, ducha niemieckiego – Sacco di Roma, ducha hiszpańskiego – inkwizycja. Profesor przypomniał: musimy wskazywać wyraźnie, co podlegało obronie z naszej strony, a tym samym stanowi tytuł naszej chwały.
Też należy podkreślać, że to Polska broniła dwóch zdobyczy wszechludzkich: swobody – przed despotyczną, tatarsko – bizantyjską Moskwą; Krzyża Świętego – przed islamem. A co Zachód czyni dziś?
Dlatego Ksiądz Profesor, w dalszej części pracy, zwraca uwagę, że uczeni zachodni, a także i część polskich, nie odróżnia narodu od państwa uważając, że jedno i drugie ma te same elementy składowe: terytorium, ludność, kulturę i samoświadomość. Jan Paweł II wyraźnie wskazywał, na wypracowane w Polsce, odróżnienie tych rzeczywistości, że państwo to jedynie, bardzo ważny, system władzy i organizacji społeczeństwa danego narodu.
Przez 123 lata byliśmy pozbawieni państwowości, przetrwaliśmy jako Naród!

***

Na nasze zobowiązanie, względem Narodu, wynikające z całokształtu dziejów Polski, wskazał Jan Paweł II, 10 czerwca 1979 roku na Błoniach w Krakowie.
Papież mówił: (…) Zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe nasze dziedzictwo duchowe, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością taką, jaką zaszczepił w nas Chrystus na Chrzcie Świętym; abyście nigdy nie zwątpili i nie zniechęcili, abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy. Proszę was, abyście mieli ufność nawet
– wbrew każdej swojej słabości. Abyście szukali zawsze duchowej mocy u Tego, u Którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdywało, abyście nigdy od Niego nie odstąpili, abyście nigdy nie zdradzili tej wolności ducha, do której On wyzwala człowieka (…) (podkr. B.W.)

***

Czyż są dzieje piękniejsze niż nasze?
Jan Lechoń (1889-1956) Dziennik

1.    Ks. Andrzej Zwoliński, Reduty polskie, POLWEN Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, Radom 2002.
2.    August Kardynał Hlond Prymas Polski, Listy pasterskie, Nakładem Naczelnego Instytutu Akcji Katolickiej, Poznań 1936.
3.    Melchior Wańkowicz, Szafeta. Książka o polskim pochodzie gospodarczym, POLIHYMNIA, Lublin 1999.
4.    S. Arnold A. Brückner B. Gembarzewski M. Gumowski O. Halecki F. Kopera, Polska, jej dzieje i kultura od czasów najdawniejszych do chwili obecnej, T. 2 – od roku 1572- 1795, Nakład Księgarni Trzaski, Ewerta i Michalskiego, Warszawa 1930.
5.    August Sokołowski, Dzieje Polski ilustrowane, T.3, Nakład Maurycego Peresa c.i k. Księgarnia Nadworna, Wiedeń 1905.
6.    Józef Szaniawski, Hołd ruski wykreślony z pamięci Polaków, „Nasza Polska” nr 43, Warszawa 2011.
7.    Michael D. O’Brien, Pamięć przyszłości. Przewodnik na czasy ostateczne, Wydawnictwo Fides et Traditio/Wydawnictwo AA, Rzeszów – Kraków 2010.
8.    Ks. Czesław S. Bartnik, Wojna z Kościołem, Księgarnia Naszego Dziennika, Warszawa 2013.
9.    Stanisław Michalkiewicz, Polska droga do zniewolenia, Biblioteka Wolności, Warszawa 2013.
10.    Leopold Tyrmand, Cywilizacja komunizmu, Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1972,
w Polsce: Wydawnictwo LWT, Łomianki 2006.
11.    Węgry co tam się dzieje, Raport twórców węgierskich reform + Węgierska Konstytucja, Słowo wstępne Ambasador Węgier w Polsce Ivăn Gyurcsik, FRONDA, Warszawa 2013.
12.    Władysław Konopczyński, O wartości naszej spuścizny dziejowej. Wybór pism, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2009.
13.    Ks. Czesław S. Bartnik, Kiedy myślę naród, Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne POLWEN, Radom 2003.
14.    Feliks Koneczny Władysław Konopczyński Stanisław Kutrzeba, Wytrwać! Naród i kultura, Inicjatywa Wydawnicza «ad astra», Warszawa 2002.


Artykuł ukazał się w periodyku "Nad Odrą" nr 1-3 z 2014r.














Copyright © 2017. All Rights Reserved.