Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Między Moskwą a Brukselą…

Za komuny był taki niepozbawiony głębszego sensu kawał: z Moskwy do Paryża wyrusza pociąg z zasłużonymi i sprawdzonymi towarzyszami na atrakcyjną komandirowkę (czyli delegację), a z Paryża eurokomuniści jadą do stolicy wymarzonej światowej rewolucji; oba pociągi zatrzymują się na godzinę w Warszawie i, wyjrzawszy na miasto, zarówno Sowieci, jak i lewicowe zachodniaki, są przekonani, że już dojechali do celu…

Ten błyskotliwy dowcip tracił jednak sens w miarę tego, jak Polacy coraz śmielej usiłowali zmienić sytuację, gdy można było pomylić Warszawę z Moskwą, choć dla takich jak ja jaskiniowych antykomunistów obecność w sercu naszej stolicy wrzodu imienia Stalina jest znakiem, że praca ta nie została jeszcze doprowadzona do końca. Ale jak powiadali starożytni Rzymianie, „sapienti sat”, czyli rozumny rozumie, o czym świadczy wspaniałe przemówienie Ronalda Reagana wygłoszone w parlamencie brytyjskim 8 czerwca 1982 r., czyli w pół roku po wprowadzeniu w PRL stanu wojennego przez Jaruzelskiego. Największy z amerykańskich prezydentów parokrotnie wspomina tam Polskę w niezwykle pochlebnym aspekcie:

„W centrum Warszawy znaleźć można znak informujący o odległości do dwóch stolic. Z jednej strony wskazuje Moskwę, z drugiej – w kierunku Brukseli, miejsca realnego zjednoczenia Europy Zachodniej. Według tego znaku odległość między Warszawą a Moskwą jest taka sama, jak między Warszawą a Brukselą [1152 km – J.L.]. Drogowskaz ten dowodzi, że Polska nie jest ani Wschodem, ani Zachodem – Polska jest w centrum cywilizacji europejskiej. Wniosła ona potężny wkład do tej cywilizacji i w dalszym ciągu to robi, pokazując swoją wspaniałą niezgodę na uciemiężenie. Walka Polski o bycie Polską i zapewnienie sobie podstawowych praw, które my uznajemy często za oczywistość, pokazuje nam, jak łatwo owe prawa można stracić”.

Jakim narodem jesteśmy?

Zdanie to nie straciło aktualności po dziś dzień, co widać po małostkowych i zadziwiająco krótkowzrocznych oporach we wspieraniu Ukrainy w walce z rosyjskim najazdem, prezentowanych przez przywódców największych państw Europy – Niemiec i Francji. Czyż inaczej było wtedy? Prezydent Francji Mitterand jakby nigdy nic przyjmował Jaruzelskiego, a kanclerz Niemiec Kohl, nawet gdy walił się mur berliński, był stanowczo przeciwny zarówno rozwaleniu Związku Sowieckiego, jak i włączeniu wyzwalającej się z rosyjskiego poddaństwa Polski do struktur europejskich, a już tym bardziej transatlantyckich.

Widział to doskonale Reagan i w tejże mowie odwoływał się do morale brytyjskiego sojusznika, przypominając lata, gdy tylko USA wspierały go w wojnie z totalitaryzmem niemieckim, i podkreślając, że dziś stanowczość w takiej walce jest nie mniej konieczna:

„Często myślę o nieśmiałości niektórych z nas tu, na Zachodzie. Przestańmy być nieśmiali. Sięgnijmy po naszą siłę. Dajmy nadzieję. Powiedzmy światu, że nowa era jest nie tylko możliwa, ale prawdopodobna. W mrocznych czasach II wojny światowej, gdy wyspa iskrzyła się odwagą, Winston Churchill wykrzyczał o przeciwnikach Wielkiej Brytanii: »Za jaki naród nas oni mają?«. Cóż, przeciwnicy Wielkiej Brytanii przekonali się, jak niezwykłymi ludźmi są Brytyjczycy. Ale wszystkie demokracje, które zezwoliły dyktatorom na niedocenianie ich, zapłaciły za to straszną cenę. Nie możemy ponownie popełnić tego błędu. Więc zapytajmy samych siebie: »Jakim narodem jesteśmy?«, i odpowiedzmy sobie: »Wolnymi ludźmi, zasługującymi na wolność i zdeterminowanymi nie tylko, aby wolnymi pozostać, ale również by pomóc innym wolność uzyskać«”.

Od postkomuny do wolności

Różnie z tym było w przypadku jego następców, taki George Bush starszy pofatygował się aż do Kijowa, by osobiście odmawiać Ukraińców od prób wyzwolenia się spod władzy Moskwy, Bill Clinton, ustępując rosyjskiemu dyktatowi, doprowadził do wyzbycia się przez Ukrainę broni jądrowej, w zamian gwarantując jej bezpieczeństwo, co za Baracka Obamy skończyło się „resetem” z Rosją i brakiem jakiejkolwiek reakcji na rosyjską aneksję Krymu i podbój Donbasu.

Zresztą i obecny prezydent Joe Biden na początku kadencji chciał oddać Europę w pacht rosyjsko-niemieckiemu tandemowi, a z Ukrainą miał coś wspólnego tylko poprzez mętne siuchty swego syna z prorosyjskimi oligarchami i dopiero po afgańskim blamażu bunt deep state z Pentagonem na czele zmusił go do włożenia zbyt dużych butów po Reaganie.

Polska miała więcej szczęścia. Mimo wściekłego oporu V kolumny – byłych sługusów Moskwy, jak Wałęsa i postkomuna, oraz pseudoliberalnych stronnictw typu UD i KLD szukających patronatu w Berlinie pod szyldem UE, czego symbolem jest 4 czerwca 1992 r. i obalenie pierwszego prawdziwego rządu polskiego, co za chwilę będą świętować poplecznicy Tuska – udało się nam wstąpić do NATO i wyzwalać stopniowo ze zniewolenia. Szło ciężko – sprzeciw wobec odradzania się imperializmu rosyjskiego, którego pierwszym dobitnym przejawem była napaść na Gruzję w 2008 r., skończył się zamachem smoleńskim i śmiercią prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz dużej części patriotycznych elit, a także haniebnym podporządkowaniem Polski przez klikę Tuska interesom Rosji i Niemiec.

Dwie kadencje rządów partii antypolskich doprowadziły do erozji postaw patriotycznych, zwłaszcza wśród młodszej części społeczeństwa, co dopiero z trudem odrabiamy dzięki polityce wstawania z kolan prowadzonej wytrwale przez Zjednoczoną Prawicę. A miało już być tak pięknie – „młodzi wykształceni z wielkich miast”, czyli sterowane pedagogiką wstydu lemingi, mieli wszak wyprzeć jako elektorat postępaków wymierające moherowe dinozaury. I – nieprzyjemna niespodzianka!

Im więcej Polaka w Polaku

Jak pisze w tekście „Co z tą młodzieżą” (24.04.2023) prof. Andrzej Nowak: „Niespełna trzy lata temu zwolennik »dorzynania watahy« wyraził nadzieję, że dorzynać nie będzie trzeba, bo sama zdechnie: »Do 2023 umrze ponad milion osób, a prawa wyborcze otrzyma ponad milion dzisiejszych nastolatków«. Na podstawie tej kalkulacji pan Leszek Jażdżewski przewidział, że wygrają wreszcie, dzięki głosom młodych, zwolennicy liberalizmu, rozumianego najprościej jako KO + LGBT + tylko UE + koniec »socjalu«.
I oto 13 kwietnia tego roku portal Wp.pl ogłasza news pod szokującym tytułem: »PiS wygrywa wśród młodych, widać fascynację Konfederacją«. Portal informuje w ten sposób o wynikach najnowszej analizy Centrum Indicator i Fundacji Adenauera, przedstawiającej preferencje najmłodszej grupy wyborców (w wieku od 18 do 30 lat). Gdyby układ sił w Sejmie zależał wyłącznie od nich, wygrałby PiS (27%), przed KO (24,7%) i Konfederacją (19,2%). Wynika z tego, że obecnie na PiS chce głosować nieco więcej młodych niż w czasie wyborów w roku 2019. Indicator wskazuje też, że 59,8% młodych ludzi w Polsce nie zgadza się z postulatem liberalizacji prawa aborcyjnego, 74% nie zgadza się z postulatem likwidacji programu 500 plus, a 85,9% pozytywnie ocenia postulat zwiększenia wydatków na obronność”.

I wprawdzie nadal rani widok pałacu Stalina, nieopodal którego stoi ów także wówczas wzniesiony słup-drogowskaz, to choć geografia upiera się przy swoim, realne odległości dziś się niestety zmieniły – Moskwa w postaci zbrojnych hord bardzo się do naszych granic zbliżyła, podobnie jak Bruksela, która najwyraźniej zmieniła nazwę na Berlin, niewiele ustępujący kacapom w niechęci do Warszawy.
A zarazem jak widać – parafrazując nieśmiertelnego Bareję – „procent Polaka w Polaku” wbrew obcej agenturze niespodziewanie wzrósł! Niech ten szlachetny destylat nadal nabiera mocy, a męty i brudny nalot trzeba szybko odcedzić!

Jerzy „Bayraktar” Lubach

za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.