Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać - BETANIA

Upiornie wyglądający mur z betonu, wysoki na dwanaście metrów, biegnie zygzakiem między wiekowymi oliwkami, rozdzielając zabudowania Łazarzówki – al-Azariyya – od Góry Oliwnej. A przecież jeszcze nie tak dawno, jakieś piętnaście lat temu, można było wędrować na przełaj od grobu Łazarza na punkt widokowy u stóp hotelu Seven Arches, skąd rysuje się jedyna w swoim rodzaju panorama na Jerozolimę. Łazarzówka, jedna z enklaw Autonomii Palestyńskiej, w obecnych czasach intensywnie się rozbudowuje, z braku dogodnego miejsca pod zabudowę wkraczając nawet na skarpy okolicznych wzgórz. Niezmienne są tylko owe pryzmy śmieci i hałdy wszelakiego złomu przy głównej drodze prowadzącej do muzułmańskiej dzielnicy.

Na dziedziniec przed kościół franciszkanów wiedzie ścieżka obrzeżem bujnego ogrodu o wyglądzie oazy na pustyni, prawie ocierając się o bizantyński mur z regularnie ciętych bloków. Kościół jest nowy, o fatalnej akustyce, w to miejsce barwnie ozdobiony wysokiej klasy mozaikami krótko po tym, jak Antonio Barluzzi ukończył swe kolejne arcydzieło w 1955 roku.

Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł (J 11,21), lamentowała siostra zmarłego, Marta. To główny temat cyklu mozaikowego. A miała prawo postawić podobny wyrzut Jezusowi, wszak to Jego zaprzyjaźniony dom i Jego przyjaciel. Ileż to razy zatrzymywał się w tym domu podczas pobytów w Jerozolimie! Przecież nie miał innego, podobnie gościnnego schronienia w żydowskiej stolicy. Po powrocie ze świątyni, gdy za dnia miał zwyczaj nauczać lud i przepowiadać Dobrą Nowinę, noce spędzał w grotach na zboczu Góry Oliwnej. Może gdyby był jeszcze sam jeden, częściej by zachodził w gościnę do Łazarza, Marii i Marty, ale przecież zawsze towarzyszyła Mu spora gromada uczniów i sympatyków. Jak w takich okolicznościach nachodzić przyjaciół i wpraszać się pod cudzy dach.

Tak, niezwykle inspirujący to dialog, jaki w związku z tą wymówką wywiązał się pomiędzy Nauczycielem z Nazaretu a Martą, kobietą konkretną i rzeczową. Kiedy Jezus zapewniał ją, że pomimo śmierci brat jej zmartwychwstanie, ta się z tym zgodziła, owszem, ale stanie się to w dniu ostatecznym. Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Tego Marta pojąć już nie była w stanie, dlatego w pytaniu o wiarę w moc Jezusa nad śmiercią zeszła z głównego tematu w dygresję: Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży.

Druga mozaika każe nam zatrzymać się przy samym Łazarzu, który oto na głos Jezusa wyszedł z grobu, cały powiązany opaskami, już cuchnący, przecież od czterech dni spoczywał w grobie, zauważyła Marta. W bizantyńskim kręgu kulturowym artyści przedstawiają ludzi towarzyszących tej scenie z wymownym gestem zaciskania nosów palcami.  

Franciszkański artysta już tego nie dopowiedział, ale z Ewangelii wiemy, jakie następstwa pociągnął za sobą ten cud. Zdarzenie musiało być na ustach całej Jerozolimy, tym bardziej że odbyło się w obecności naocznych świadków, Żydów towarzyszących siostrom zmarłego. Elity żydowskie jakieś stanowisko winny zająć wobec niesłychanego zdarzenia: uznać, że Jezus jest posłańcem Boga, wyczekiwanym Mesjaszem przez naród wybrany, albo uznać Rabbiego z Galilei za uzurpatora, który zwodzi lud, przez co narażał wypracowaną z Rzymianami równowagę polityczną w kraju. No dobrze, ale przywrócić człowieka zmarłego do życia po kilku dniach od śmierci? Co z tym? Czy można ten fakt zignorować? Przecież byli naoczni świadkowie cudu. Czy i oni doświadczyli zbiorowej halucynacji?

Jakiś czas wcześniej doszło do podobnego rozdwojenia opinii, kiedy przy sadzawce Siloe Jezus przywrócił wzrok niewidomemu od urodzenia  (J 9,1-41).  Jedni mówili, że Jezus jest  opętany przez złego ducha i odchodzi od zmysłów, kiedy wykorzystał zdarzenie do wygłoszenia apologii o dobrym pasterzu, za jakiego się uznał. Inni, przeciwnie, nie dali się przekonać pogłosce rozpowiadanej przez ówczesną propagandę szeptaną i zdecydowanie twierdzili: To nie są słowa opętanego (J 10, 20-21).

W zwołanym na wniosek arcykapłana Kajfasza Sanhedrynie w związku z Łazarzem, i tym razem panowało niemałe poruszenie, a zapewne i rozdwojenie opinii. Co więcej, zgromadzenie musiało mieć przebieg bardzo burzliwy, niemniej w konkluzji przeważył oportunizm i postawa niesprzeciwiania się opinii faryzeuszy, którzy stanowili większościowy blok antyjezusowy. Ich wyrazicielem był sam Kajfasz, piastujący podówczas najwyższą godność kapłańską, który w tych słowach zabrał głos: Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród (J 11,49-50). I tę opinię motywował bojaźnią przed Rzymianami, że okupanci wkroczą do Świętego Miasta, że zniszczą świątynię i wytępią naród. Ale Rzymianie w Palestynie już byli od dawna, od blisko stu lat, kiedy przywiódł ich do ziemi żydowskiej Pompejusz w 63 roku starej ery.

O co zatem chodziło? O jakie z ich strony niebezpieczeństwo w związku z wystąpieniem Jezusa? Otóż establishment żydowski nie mógł uznać Jezusa za Mesjasza, czyli tego, który w ich wyobrażeniu o mesjanizmie miałby stać się kimś w rodzaju generała lub wodza, narodowym przywódcą w walce  z Rzymianami. Jeśli lud uznałby Jezusa za Mesjasza i poszedłby za Nim, Ten, w przypływie wiary w swą moc i misję, porwałby naród do walki z Cesarstwem Rzymskim, jak błędnie przewidywano. A każdy polityk przy zdrowych zmysłach podobne powstanie uznałby za krok samobójczy dla narodu, bo nie było podówczas ludu w basenie Morza Śródziemnego, który byłby władny przeciwstawić się potędze Rzymu. Wielka tragedia w rozminięciu się pojmowania roli Mesjasza w narodzie wybranym! Tego więc dnia postanowili Go zabić (J 11,53).

Kolejna scena z mozaiki jest już spokojniejsza w swej wymowie, bo przywołuje rozmowę obu sióstr w obecności Jezusa, Marty i Marii. I znów Marta wystąpiła z wymówkami: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła (Łk 10, 38-42). Widać z tego, że Marta była spoufalona z Jezusem. Ale to nie ona dostąpiła pochwały, lecz jej siostra, Maria, ale nie z powodu jej rzekomego ociągania się od prac domowych, tylko przez jej wybór: należy wszystko odstawić na bok, kiedy Pan mówi! W takim momencie nie ma ważniejszej chwili, ważniejszego zajęcia, ważniejszych spraw. Swoją drogą, jakby to wyglądało, gdy dwie kobiety krzątają się przy kuchni, a Jezus, jako gość, zostałby pozostawiony sam sobie, bez towarzystwa gospodarzy domu?

I jeszcze jedna rzecz: w ówczesnej kulturze semickiej przebywanie kobiety w pojedynkę w obecności obcego mężczyzny, choćby uchodził on za przyjaciela domu,  uchodziło za rzecz wielce naganną. Jezus łamał ówczesne kanony obyczajowe, ale nie motywowany przekorą, lecz przez samoświadomość: występował jako Pan szabatu, a więc i Pan ówczesnych zaszłości, niebawem już i Pan Historii.

Ostatnia mozaika znów każe nam odwołać się do Jana Ewangelisty, który przytoczył zdarzenie, jakie miało miejsce na tydzień przed śmiercią Jezusa. Pewien bardziej zamożniejszy sąsiad rodzeństwa z Betanii, Szymon Trędowaty, wyprawił we wsi ucztę dla Jezusa i Jego uczniów, zaprosił na nią także Łazarza i jego siostry.

I wtedy rozegrała się poruszająca scena. Oto pewna kobieta, którą Jan Ewangelista identyfikuje z Marią, czyli tą,  która „wybrała lepszą cząstkę”, czym zaskarbiła sobie pochwałę Jezusa, teraz nachyliła się do Jego stóp, wylała na nie olejek i poczęła swymi włosami je wycierać. Czy można sobie tę scenę w ogóle wyobrazić? Jan, kiedy będąc już starcem i spisywał swoją  Ewangelię pod koniec I wieku, a więc po kilkudziesięciu latach od zdarzenia, czuł jeszcze aromat olejku nardowego: A dom napełnił się wonią olejku (J 12,3). Ktoś musiał wymowę tej podniosłej sceny zepsuć. To Judasz swoją małością: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? Zawsze znajdą się ludzie, którzy wzniosłość, szlachetność i bezinteresowną miłość potrafią sprowadzić do poziomu gruntu, nawet w takim jak ten momencie!

Copyright © 2017. All Rights Reserved.