Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad-Dwie twarze kina

I tak niepostrzeżenie minął miesiąc od ogólnopolskich obchodów „święta wampirów, czarownic i kościotrupów” (i od mojego poprzedniego felietonu) Halloween przeszedł w Łodzi prawie niezauważenie.
O ile kina i sieciówki polecały naszym milusińskim – jak dawniej – różne „noce z horrorem”, a nauczyciele tradycyjnie przymykali oczy na „gotyckie” przebieranki podopiecznych, to jednak

działo się to jakby bez przekonania. Halloween nie przyciąga już młodych tak jak kiedyś i nie budzi wielkich emocji.
Może raczej odstręcza?
Może się znudził?

Pozytywną rolę odegrały tu Marsze Wszystkich Świętych, a także narastające przekonanie, że jest to zjawisko toksyczne i groźne, o proweniencji demonicznej (zob. np.: film „Halloween zabija” z ub. roku).
Możliwe też, że widząc zbrodnie prawdziwych wampirów z Rosji, straciliśmy sympatię do „przebierańców”.
Choć nie wszyscy.

W obronę halloweenu zaangażował się „kontrowersyjny jezuita” Krzysztof Mądel. Nazwał on o. Leona Knabita… „osiołkiem”, za to, że ten 93-letni, zasłużony benedyktyn opisał  halloween jako zjawisko na wskroś toksyczne. Tymczasem o. Mądel (wbrew opiniom setek znawców tematu) uważa je za niegroźne i zabawowe... Zaiste, powiadam Wam, o. Mądelu: „źle się bawicie”, ponieważ obok deficytu kindersztuby demonstrujecie zgubną nonszalancję wobec duchowych zagrożeń. A dziś – bardziej niż kiedykolwiek – potrzebujemy czujności, rozwagi i wiedzy, byśmy „nie zostali zwiedzeni” (Łk 21, 8).

Niestety, oprócz wampirów, strzyg i bazyliszków, sporo poważniejszych zagrożeń zakradło się do środowiska kulturowego Polaków. Weźmy np. komedię filmową.

Przyznam, że od jakiegoś czasu – widząc na fasadach łódzkich kin reklamy „nowej polskiej komedii” – odruchowo przechodzę na drugą stronę ulicy.
W kinie (przed głównym filmem) rzadko udaje mi się wysiedzieć do końca zwiastunów takich komedii.
Zwykle atakują one znienacka: Siedzisz sobie człowieku w rozkładanym fotelu, chrupiesz chrupki, czekając na główny film, a tu nagle – rrryp! Mięso! Przecinki! Jeden za drugim! Co drugie słowo!
Z jakiegoś powodu podstawowym środkiem wyrazu w przeciętnej polskiej komedii stał się bełkotliwy słowotok gęsto nasycony słowami na różne litery, od „k” i „p” począwszy.

Nieraz można odnieść ważenie, że scenarzysta, reżyser oraz aktorzy zapadli na ciężką postać choroby zwanej koprolalią.

Jak rozumiem, zwiastun ma być zachętą do obejrzenia całej „komedii”, ale jednocześnie (i tu przykra wiadomość dla autorów) wskazuje on, w jaki sposób nasi filmowcy traktują misję „niesienia kaganka oświaty ludowi”: Otóż traktują oni lud jak prymitywną swołocz i tak go opisują.

Czy nie jest to aby wariant dobrze nam znanej „pedagogiki wstydu”? A zarazem cios wymierzony w nasz język, obyczaje i moralność?

Ale jak wymagać kultury od ludzi kultury, skoro także część (samozwańczych) „wyrazicieli woli narodu” uczestniczy w konkursach na najbardziej wulgarne inwektywy.

Słynne „gwiazdki” zostały bez wstydu zastąpione bardziej konkretnymi wyrazami i nawet w „izbie refleksji” usłyszeć można było słowo, które przystoi bardziej menelowi niż reprezentantowi „elity”.

Zaiste: głęboka to była „refleksja”! I tak już chyba zostanie do końca świata. Dobrze, że nie dłużej.     

Na koniec chciałbym z całym przekonaniem polecić Państwu dwa filmy (o ile ktoś jeszcze ich nie wdział): Dzieła niezwykłe, doskonałe artystycznie, przejmujące do szpiku kości (są dostępne w kinach i sieciówkach).
Warto je zobaczyć, choćby po to by uodpornić się na atakujące zewsząd przemoc, toksyny i zaślepienie.

Oto one:
1) „Notre Dame płonie” („Notre-Dame brule”) – głośny, brawurowe kino z pogranicza dokumentu, filmu katastroficznego i christian movie.
2) „Ojciec Stu” („Father Stu”) – oparta na faktach, wstrząsająca biografia boksera i kapłana z USA, z udziałem Marka Wahlberga i Mela Gibsona.    
 
W trwającym Adwencie warto skonfrontować swoją aktualną wrażliwość z dziełami pełnymi mocy, wiary i nadziei. Dziękujmy Bogu, że ciągle takie na świecie powstają.

Tomasz Bieszczad
Pierwodruk: „Niedziela” łódzka 20.11.2022.     

Copyright © 2017. All Rights Reserved.